Abp Ryś: niezrozumienie tej prawdy rodzi myślenie inkwizycyjne

fot. EpiskopatNews / Flickr / CC BY-NC-SA 2.0
Abp Grzegorz Ryś

„Ewangelia jest jedna, to prawda. Ale jej odczytanie różne w różnych epokach, warunkowane przede wszystkim, ale z pewnością nie tylko, miarą rozwoju poszczególnego człowieka i całego Kościoła w każdej z nich” - pisze abp Grzegorz Ryś.

Czyż najlepszą obroną nie jest atak? Pytani o „Inkwizycję!” katoliccy (?) obrońcy odpowiadają oskarżeniem na oskarżenie, demaskując kryjący się za pytaniem „spisek żydowsko-masoński”. Po co sięgać po fakty; czy nie lepiej jednemu mitowi przeciwstawić drugi – równie przemawiający do popularnej wyobraźni? Należy też możliwie szybko odbić piłeczkę, wyliczając w dziesiątkach tysięcy męczenników katolickich, pozbawionych życia najpierw przez protestantów, a następnie przez „liberalne” i „ateistyczne” formacje państwowe w Anglii, rewolucyjnej Francji, Meksyku, Rosji itp. Można wreszcie porównywać liczbę wyroków śmierci wydanych po dochodzeniach inkwizycyjnych z tą, która obciąża świeckie trybunały (np. w sprawach dotyczących oskarżeń o czary), by cieszyć się „łagodnością” i obiektywizmem tych pierwszych. Trudno oprzeć się wrażeniu, że tego typu tłumaczenia w rzeczywistości bardziej obrażają uczucia ludzi Kościoła, niż ich bronią.

W roku 1414 na soborze w Konstancji przed komisją złożoną z najwybitniejszych umysłów ówczesnego Kościoła (Gerson, kardynałowie d’Ailly i Zabarella) bronił swoich poglądów Jan Hus. Oskarżyciele nie mogli się pogodzić między innymi z następującym fragmentem jego dzieła De Ecclesia (O Kościele):

„Teologowie, twierdzący, że człowiek, który – obłożony karą kościelną – odmawia nawrócenia, winien być przekazany władzy świeckiej, naśladują w ten sposób najwyraźniej kapłanów, uczonych w Piśmie i faryzeuszy, którzy również przekazali Chrystusa sądowi świeckiemu, ponieważ odmówił im pełnego posłuszeństwa. I jako tacy stają się oni w większym stopniu winni zabójstwa niż Piłat”.

DEON.PL POLECA


Czeski teolog, odpowiadając na zarzut, stwierdził, że taka jest po prostu wymowa relacji ewangelicznej i słów samego Jezusa zwrócone do rzymskiego prokuratora: „Większy grzech ma ten, który Mnie Tobie wydał...”. Poza tym – pisał dalej Hus na marginesie przesłanej mu kopii kierowanych przeciw niemu zarzutów – jego wypowiedź została ewidentnie wyrwana z kontekstu; tym zaś było orzeczenie ośmiu praskich teologów stwierdzające, że ramieniu świeckiemu winien być wydany każdy, kto nie zgadza się z ich wykładnią doktryny katolickiej. W ten sposób mistrz Jan z niezwykłą prostotą konfrontował procedurę inkwizycyjną i kryjące się za nią myślenie – z myśleniem ewangelicznym. Nie tylko wystawiał jej zdecydowaną ocenę, ale także z wielką przenikliwością pokazywał, jak szybko może być ona nadużyta: do obrony zgoła nie obiektywnej prawdy, lecz jedynie pewnego dalece subiektywnego i ograniczonego sposobu jej rozumienia. Tłumaczeń Husa nie chciano na soborze ani słuchać, ani rozważać. Tym bardziej że w dalszym ciągu procesu „życzliwi” czeskiemu reformatorowi świadkowie zeznali, że słyszeli, jak głosił, iż „żadnej herezji nie należy wykorzeniać przy pomocy siły, a jedynie na drodze teologicznej dyskusji”. Na to z kolei, jakby cofając się nieco, Hus stwierdzał, że niczego takiego nie nauczał. Głosił jedynie, powołując się zresztą na powagę świętych Augustyna i Bernarda, iż przed argumentem siły należy – w dyskusji z heretykiem – najpierw sięgnąć po argument Biblii i rozumu.

Wiek później (1516) wielki chrześcijanin i humanista, św. Tomasz More, tworząc model „utopijnego” społeczeństwa, zaprowadził w nim niemal powszechną tolerancję religijną (wyłączając z niej jedynie tych, którzy propagują swoją wiarę zbyt nachalnie i burząc pokój społeczny), uważając, że tego domaga się dobro zarówno ludzi, jak i prawdziwej religii. Gdyby bowiem o zwycięstwie wiary miały rozstrzygać „siła i przymus, to najlepsza i najwznioślejsza religia zostanie zagłuszona przez najgłupsze formy przesądów, tak jak pszenica bywa zagłuszona przez ciernie – ponieważ najgorsi ludzie są również najbardziej zacięci”. Ten sam Tomasz jednak, zostawszy najpierw członkiem Rady Królewskiej (1517), a potem kanclerzem Anglii (1529–32), a więc osobą publiczną w realnym społeczeństwie, nie ganił zasadniczo użycia siły przeciw heretykom, przyjmując zapisane literą rzymskiego prawa zrównanie herezji ze zdradą.

Przykład i Husa, i Tomasza pokazuje wyraźnie z jednej strony, jak krytyczna i inspirowana Ewangelią refleksja mogła prowadzić do kwestionowania inkwizycji; z drugiej zaś, jak dalece tego rodzaju myślenie było nieoczywiste, wręcz wyjątkowe i pozbawione jakichkolwiek punktów stycznych z pragmatyką zarówno Kościoła, jak i państwa (pomiędzy którymi zbyt długo nie wytyczono czytelnych granic). Do tego stopnia, że odbierało to poczucie pewności siebie i konsekwencję samym protagonistom. Rzymskie prawo, podniesione do godności normy i przekopiowane w kanonach kościelnych, wsparte powagą Augustyna, a potem Akwinaty, przełożone decyzjami soborów na język pragmatyki, która z upływem wieków sama w sobie stawała się normą – temu wszystkiemu wybitni Czech i Anglik mogli przeciwstawić jedynie osąd własnego sumienia.

Nic więc dziwnego, że nietolerancja religijna miała jeszcze na długo pozostać trwałym elementem życia i myślenia nowożytnej Europy. W wojnach toczonych pod sztandarami religii w XVI i XVII wieku okrucieństwo i bezmyślność cechowały w równym stopniu katolików i protestantów. W 1561 roku paryski piekarz, broniąc w jednym z kościołów Eucharystii przed profanacją, został zabity przez tłum drwiących hugenotów: „czy twój bóg z ciasta uczyniony ochroni cię teraz przed męką śmierci?”. Katolicy odpowiadali pięknym za nadobne, kiedy pomordowanym przez siebie w Normandii i Prowansji protestantom wkładali w usta strony ich Biblii: „oni głosili prawdę swego boga; pozwólmy im prosić go o pomoc”. A finałem tych wojen ostatecznie nie była wszak tolerancja, tylko przyjęta w Europie złożonej z monarchii absolutnych zasada: „jeden król, jedno prawo, jedna wiara!”, czyniąca z jednolitości religijnej fundament trwałości państwa.

To nie obrona inkwizycji. To próba zrozumienia jednego z najboleśniejszych fragmentów historii Kościoła i doszukania się przyczyn tego zjawiska – jego powstania i trwałości. Zrozumienie nie przynosi usprawiedliwienia, ale raczej przestrogę. Na przyszłość. Nie jest to też ucieczka od ocen, czy też próba ich relatywizowania. Przy ich wystawianiu jednak, zwłaszcza gdyby miały dotyczyć konkretnych osób, trzeba się wystrzegać zarówno opierania się bardziej na micie niż na danych historycznych jak i błędu myślenia ahistorycznego, rzutującego wstecz XX-wieczne kategorie moralne i religijne. Ewangelia jest jedna, to prawda. Ale jej odczytanie różne w różnych epokach, warunkowane przede wszystkim, ale z pewnością nie tylko, miarą rozwoju poszczególnego człowieka i całego Kościoła w każdej z nich. Niezrozumienie tej podstawowej prawdy wyradza się ostatecznie nie w co innego, jak właśnie w myślenie inkwizycyjne. By go uniknąć w budowaniu Kościoła przyszłości, przytoczmy na koniec słowa następcy Piotra:

„Wobec wspaniałości tego darmo otrzymanego daru, jakim jest objawienie Boże w Chrystusie, jakże pokornie i uważnie należy wsłuchiwać się w głos sumienia! Jak bardzo należy nie dowierzać ograniczonemu światłu własnego poznania, z jaką gotowością należy się uczyć, a jak nieskoro potępiać! Jedną z pokus powracających we wszystkich czasach również wśród chrześcijan, jest uważanie siebie za depozytariuszy prawdy (...). Cechą jednakże człowieka żyjącego prawdą jest miłować pokornie. Tak poucza nas słowo Boże: prawdę czyni się w miłości (...) wszyscy powinni szanować sumienie każdego człowieka i nie usiłować narzucać nikomu swojej własnej «prawdy», co nie narusza prawa do wyznawania jej bez pogardzania z tego powodu nikim, kto myśli odmiennie. Odmawianie osobie pełnej wolności sumienia, a zwłaszcza wolności szukania prawdy lub podejmowanie prób narzucenia pewnego szczególnego sposobu rozumienia prawdy, sprzeciwia się jej najbardziej podstawowemu prawu...”.

(Jan Paweł II, Orędzie na Światowy Dzień Pokoju, 1991)

Fragment książki abpa Grzegorza Rysia "Inkwizycja"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Abp Ryś: niezrozumienie tej prawdy rodzi myślenie inkwizycyjne
Komentarze (13)
JP
Jarek Pawlak
16 listopada 2020, 18:35
Tyle pustych słów. A przecież zbawienie jest wyłącznie w Osobie Jezusa. To proste, prawda? Jezus, przelewając swoją krew na krzyżu spłacił wszystkie należności wynikające z mojego grzechu. Ktoś, kto nie wierzy w dokonane dzieło zbawienia, nie ufa Jezusowi, ten jest Jego wrogiem. Prosta Ewangelia.
AZ
~Anna Z
17 listopada 2020, 10:59
"Kto nie jest z nami ten jest przeciwko nam" to ma być niby ewangelia? Nie wiem z jakiej biblii to wziąłeś ale chyba mamy jakieś inne "wydania". Od kiedy to szukanie sobie wrogów ma cokolwiek wspólnego z postawą ewangeliczną?
GR
~Głos rozsądku
15 listopada 2020, 22:02
Jest coś jeszcze co łączy oba przypadki - retakolicyzacja. W wypadku Czech doprowadziła do powstania,którego celem miała być głęboka reforma kościoła a następnie do 5 krucjat antyhusyckich. W wypadku Anglii to rządy Marii i okres krwawych prześladowań protestantów łącznie z paleniem na stosie dysydentów religijnych. Nawet tłumacze Biblii musieli uciekać na kontynent - stąd Biblia genewska.
MM
~Maria Mikołajczyk
15 listopada 2020, 19:57
Księże wyląduj w xxi w.
B.
~Beniamin .
15 listopada 2020, 18:50
Swiatowcy widza postep tego swiata, spiskowcy widza, ze wraz z postepem ubywa wolnosci, natomiast ci ktorzy wierza w Mesjasza; kozystaja ale nie przywiazuja do tego wagi, bo to co przemija nie warte jest uwagi.
AS
~Antoni Szwed
15 listopada 2020, 17:52
Tomasz Morus był poważanym doradcą króla Anglii Henryka VIII dotąd, dopóki ten Aktem Supremacji nie ogłosił się Głową Kościoła Anglii, oraz zgodnie z Aktem Zdrady nie zaczął prześladować tych, którzy chcieli bronić w Anglii Kościoła katolickiego. Henryk okazał się zbrodniarzem, zabijając Morusa, bp Fishera, tysiące zakonników, zakonnice, księży, bezprawnie grabiąc kościoły i klasztory, zabierając majątek kościelny itd. Morus bronił wolności wiary, bo to nie papież zniewalał katolickie społeczeństwo w Anglii, lecz bandycki uzurpator król Henryk, który nie kierował się prawem, lecz własną, nieograniczoną pychą. W tym względzie naśladowała go córka Maria, a potem druga córka Elżbieta I, która św. Edmunda i kilku innych jezuitów kazała poćwiartować i powiesić dlatego, że ci nie oddali jej hołdu jako zwierzchnikowi Kościoła Anglii. To Tudorowie, władcy świeccy okazali się gwałcicielami ludzkiej wolności. Z tego oczywiście nie wynika, że zmniejsza to winę kardynałów na Soborze w Konstancji.
TS
~Taki Sobie
15 listopada 2020, 20:03
Córka Maria też? :-)
GR
~Głos rozsądku
15 listopada 2020, 21:51
Z tym że Maria prześladowała protestantów zyskując przydomek "Krwawa Mary". Straciła jakiś 300 protestantów, większość z nich skazując na spalenie żywcem na stosie.
MK
~Matylda Kostrzewska
16 listopada 2020, 11:07
Oj, nie znamy historii, nie znamy. I nie rozumiemy tekstu Bp. Rysia, nie rozumiemy.
JP
Jarek Pawlak
16 listopada 2020, 18:45
Rzeczywiście, trudno powiedzieć, co chciał przekazać bp. Ryś. Czy to, że Ewangelię można rozumieć inaczej dzisiaj niż rozumiano ją wczoraj? Czy to, że chrześcijaństwo ma być "postępowe"? No co konkretnie wyłania się z tego potoku słów i dat? Widać wyraźnie: nie na sensu radykalnie wierzyć w Ewangelię, bo się pozabijamy... Serio? To jak mamy wierzyć - tylko troszeczkę? Krzyż Jezusa był całkiem radykalny. Rozprawił się z człowiekiem w kilka godzin.
AS
~Antoni Szwed
15 listopada 2020, 17:31
Jan Hus i Tomasz More to dwa skrajne przykłady, i oba są świadectwem tego, akt wiary musi poprzedzać wolna decyzja osoby, a nie zewnętrzny przymus władzy. Wolności jednostki trzeba bronić przed władzą duchowną, ale jeszcze bardziej przed świecką, która nader łatwo sięga po środki przymusu bezpośredniego. Jan Hus był ofiarą zdrady zarówno władzy świeckiej (mimo listu żelaznego Zygmunta Luksemburskiego) jak i kardynałów zgromadzonych na Soborze w Konstancji. Tam nawet nie przeprowadzono jego przesłuchania, co przecież inkwizycja zapewniała. Śmierć Husa to wielka plama w historii Kościoła katolickiego, której niczym nie da się usprawiedliwić. To była zbrodnia. Z Husem należało dyskutować na gruncie teologicznym. Wszak nie był pierwszym odstępcą od ortodoksji katolickiej, przed nim był Wyckliffe w Anglii, Marsyliusz z Padwy czy nawet Ockham i żadnego z nich nic takiego nie spotkało.
KS
Konrad Schneider
15 listopada 2020, 17:30
Tak sobie czytam te rozwazania i mysle, ze na koncu to nie bedzie chodzilo o to, czy mialem racje czy nie. Wazniejszym jest, czy bylem przyzwoitym czlowiekiem, czy nie... I tu jest moj problem z abp Rysiem: dlaczego nie wstawi sie w sporze z kard. Dziwiszem na swoim kolega z seminarium ks. Isakowiczem-Zaleskim. Przeciez on wtedy byl na tym przesluchaniu Isakiewicza w roku 2012 i slyszal o ksiezach pedofilach, o sprawach, ktore potem kard. Dziwisz zamiotl pod dywan. Dlaczego milczy?
JJ
Jan Janek
15 listopada 2020, 17:00
No proszę! Abp Ryś jednak zaczął myśleć! To jest prawdziwa wiadomość dnia!