Błogosławieni pełni nadziei
W tym roku pierwszego listopada nie odwiedzę grobów najbliższych, ale może pomodlę się z jeszcze większym zaangażowaniem, pozwalając by ta modlitwa stała się spotkaniem z Bogiem, który zapewnia mnie, że to jeszcze nie koniec.
Odkryłam to chyba dopiero gdy zostałam mamą. Zobaczyłam wtedy, jaką moc mają codzienne rytuały, jak bardzo porządkują codzienność i wpływają na poczucie bezpieczeństwa dziecka. Przewidywalność, związana z powtarzalnym planem dnia sprawiała, że maluch był spokojniejszy. Rytm codzienności był mu dobrze znany, dzięki temu wiedział, czego się spodziewać.
Ostatnio uświadomiłam sobie, że mi również jest to potrzebne: cykliczność, powtarzalność, przewidywalność. Cieszą mnie rocznice, urodziny i święta. Czekam na takie wydarzenia i na wszystko, co jest z nimi związane. To stwarza pewnego rodzaju ramy, niezmienne i dobrze mi znane. Nie przeszkadzają mi - w ich zakresie mogę swobodnie improwizować, zmieniając szczegóły budujące moją codzienność. Dają mi poczucie bezpieczeństwa.
Błogosławieni pełni tęsknoty
Od marca mierzymy się z nową rzeczywistością. Latem poświęcaliśmy pandemii może nieco mniej uwagi. Teraz jednak nie da się uciec ani przed wiadomościami z nią związanymi, ani przed nowym kształtem, jaki nabiera nasza codzienność po wprowadzaniu kolejnych zakazów, nakazów i zaleceń. Dotyczą one również przeżywania dnia Wszystkich Świętych.
To jeden z tych dni, które dla wielu z nas co roku wyglądają podobnie. Jest podróż, mniejsza lub większa. Są spotkania z rodzinami, modlitwa przy grobach bliskich, wspomnienia. Zaduma i wsłuchiwanie się w nadzieję, płynącą ze słów, jakie daje nam na ten dzień Kościół: “Błogosławieni jesteście, gdy….” . Czy do tej listy mogę dopisać również: gdy nie spełnia się to, co zaplanowaliście i gdy mierzycie się ze zmianą, tęsknotą, lękiem...?
Podróż, spotkania z rodzinami, tęsknota wyrażona przez modlitwę na cmentarzu… W tym roku może tego zabraknąć. To pewnie okazja, by wrócić do tego, co leży u podstaw naszych przyzwyczajeń i tradycji. To okazja do pytań o to, co jest głębią naszego świętowania i do odkryć, które mogą w tym świętowaniu pomagać - na przykład do odkrywania na nowo przyjaźni ze świętymi. Do wpatrywania się w ich bliskość z Bogiem i czerpania stamtąd nadziei na to, że jest to też nasz droga. Do patrzenia w ten sam sposób również na rozłąkę z naszymi bliskimi. To piękne wyzwanie, ale jak każde wyzwanie - nie jest ono łatwe.
Bezpieczny fundament
Przyzwyczajenia i tradycja to nie wszystko, warto schodzić głębiej - oczywiście. A jednak gdy tego brakuje, może być nam trudno. I nic w tym dziwnego, bo przyzwyczajenia i tradycje wyznaczają rytm, który dobrze znamy i który jest pewnego rodzaju podporą. Jest to szczególnie potrzebne w obecnym czasie, gdy wielu z nas tęskni za tym, co dobrze znane i bezpieczne. Sama czuję, że jest to dla mnie trudne, bo dzień Wszystkich Świętych zawsze spędzałam w ten sam sposób, w rodzinnym gronie. Kojarzy mi się nie tylko z udziałem we mszy świętej i modlitwą na cmentarzu, ale również z byciem z bliskimi i snuciem wspomnień o dawnych czasach.
W tym roku, jak wielu z nas, rezygnuję z tej zewnętrznej oprawy. To mój wybór, który wynika z troski o najbliższych. Podejrzewam, że podobna zmiana planów może czekać wielu z nas z różnych przyczyn, również niezależnych od nas - takich jak kwarantanna czy choroba.
Czy tegoroczne ograniczenia mogą być szansą na to, by zobaczyć coś więcej? Może to jakieś szczególne Boże zaproszenie?
Początek listopada to czas, kiedy wracamy myślami i sercem do ludzi, których pożegnaliśmy, a których nadal kochamy. To czas smutku, a jednocześnie nadziei. Czas odczuwania ciężaru rozłąki i szukania pocieszeniu w spojrzeniu na Zmartwychwstałego.
Czy tegoroczne ograniczenia mogą być szansą na to, by zobaczyć coś więcej? Może to jakieś szczególne Boże zaproszenie? Szansa na to, by Mu jeszcze bardziej zaufać? By w momencie, w którym szczególnie potrzebujemy przewidywalności i bezpieczeństwa, oprzeć się na Nim, na Bogu niezmiennym w miłości? I odkrywać, że sens uroczystości Wszystkich Świętych, to nie tylko to, co zewnętrzne, ale przede wszystkim ta dobra nowina: ”zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi i rzeczywiście nimi jesteśmy.” (1 J 3,1) To właśnie na tym przekonaniu możemy budować poczucie bezpieczeństwa, mimo że naszą uwagę odwracają nieustannie wichry, burze i zamieszanie. To mocny fundament. Nic nim nie zachwieje.
To nie koniec
W tym roku pierwszego listopada nie odwiedzę grobów najbliższych, ale może pomodlę się z jeszcze większym zaangażowaniem, pozwalając by ta modlitwa stała się spotkaniem z Bogiem, który zapewnia mnie, że to jeszcze nie koniec.
Śmierć to nie koniec.
Pokrzyżowanie moich planów to nie koniec.
On dopisze do tego nowy rozdział, bo jest Bogiem-z-nami, Bogiem, który „z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra” (Rz 8, 28). Wszyscy święci widzą to już bardzo wyraźnie. Błogosławieni, którzy uczą się od nich, gdzie szukać nadziei...
Skomentuj artykuł