Co chcesz, abym ci uczynił?

(fot. Daniel Y. Go/flickr.com0
Richard C. Antall

Kiedy po raz pierwszy zastanawiałem się nad tym pytaniem, wydawało mi się, że to tak samo, jakby słyszeć Jezusa pytającego: "Co mogę dla ciebie zrobić?". Jednak kiedy trochę więcej nad nim medytowałem, zacząłem się zastanawiać, co odpowiedziałbym na tak mało precyzyjne pytanie.

Pomyślałem sobie, że niewidomemu, któremu Jezus to pytanie zadał, było łatwiej odpowiedzieć niż nam. To oczywiste, że gdyby otrzymał zdolność widzenia, znacznie poprawiłoby to jego sytuację. Jeśli jednak ktoś nie cierpi na podobną chorobę, o co może prosić? To oczywiste, że nikt nie chciałby tracić okazji, aby słysząc takie pytanie, nie poprosić o coś dla siebie - przypomina to trochę baśń o lampie Alladyna.

Jeden z moich seminaryjnych przyjaciół, jadąc swym starym volkswagenem, zatrzymał się przy pewnym mężczyźnie, który szedł drogą. Mimo iż był to zimny dzień, człowiek ten był lekko ubrany. Mój przyjaciel wziął go do samochodu. Mężczyzna usadowił się, wtedy ksiądz go zapytał: "Gdzie idziesz, bracie?". Odpowiedź, jaka padła, była co najmniej zaskakująca. Mężczyzna zaczął krzyczeć: "Skąd mam wie­dzieć, gdzie idę!? Nie mam dokąd iść! Myślisz, że jest takie miejsce, gdzie mógłbym iść!? Nie ma takiego miejsca!". Oka­zało się, że był to bezdomny, jeden z wielu, którzy cierpieli na jakieś zaburzenia psychiczne. Ku rozpaczy dobrego semi­narzysty, z mężczyzną tym nie dało się logicznie rozmawiać. Mój przyjaciel spędził cały dzień, starając się umieścić go w jakimś szpitalu, a przy okazji zdał sobie sprawę, jak trudno jest poradzić sobie z człowiekiem, który nie jest zdrowy, ale nie chce podjąć leczenia. Seminarzysta był wstrząśnięty całym tym doświadczeniem i wiele razy opowiadał tę histo­rię od nowa. Tym, co zwróciło moją uwagę i sprawiło, że przypadek ten utkwił mi w pamięci, było pytanie: "Skąd mam wiedzieć, gdzie idę?".
Nie mogę się oprzeć myśli, że podobnie ktoś mógłby od­powiedzieć Jezusowi: "Skąd mam wiedzieć, czego chcę?". Są tacy ludzie, którym zdecydowanie brak jest wiary potrzeb­nej do tego, aby poprosić o coś więcej. Są też inni, którzy prowadzą całkiem bogate życie duchowe, pozwalające im wierzyć, że Jezus da im wszystko, czego potrzebują, a jedno­cześnie są takimi materialistami, że są przekonani, iż to, czego chcą, jest tym, czego rzeczywiście potrzebują. Przypomnij sobie starszą kobietę, która rozzłościła się na Boga, który nie dal jej wygranej na loterii, choć nie ulegało wątpliwości, że taka wygrana znacznie ułatwiłaby wszystkim życie.
Ludziom, którzy znają Chrystusa już od jakiegoś czasu, wcale niełatwo jest zdecydować, o co mogliby Go poprosić. Myślę, że Bartymeusz (takie imię nosił niewidomy) dał nam przykład najlepszej odpowiedzi na takie pytanie: "Rabbuni, żebym przejrzał" (Mk 10, 51). Ten cud przywrócenia wzro­ku jest drugim opisanym w Ewangelii św. Marka. Powtórze­nie to powinno dać nam do myślenia i zwrócić naszą uwagę na symboliczny wymiar uzdrowienia, co zresztą zaznaczone zostało w zakończeniu tej historii. Jezus spotykał wielu ludzi ślepych na to, kim był, i głuchych na Jego przesłanie. Brak wiary był dla tych ludzi brakiem duchowej perspektywy. Dra­matyzm sytuacji, w której temu niewidomemu zostaje przy­wrócony wzrok, pomaga nam zrozumieć symboliczne zna­czenie całej sceny.
Jezus szedł do Jerozolimy, gdy spotkał Bartymeusza, któ­ry pozdrowił Go mesjańskim imieniem Syna Dawida. Nie­widomy mężczyzna "widział", że Jezus jest Mesjaszem. Roz­poznając Go, uprzedził triumfalny wjazd Jezusa do Jerozoli­my, który już wkrótce miał nastąpić (i który prawdopodob­nie Bartymeusz potem oglądał). Zachowanie innych ludzi z tłumu można odczytać jako zapowiedź innych reakcji, zwłaszcza wtedy, gdy nastawali na niewidomego, aby prze­stał wołać Jezusa. Paradoksalnie to oni byli niewidomi, on zaś widział.
W opisie tego uzdrowienia jest jeden interesujący szcze­gół. Jezus powiedział: "Idź..." (Mk 10, 52), jakby mówił: "Idź swoją drogą", i to zanim jeszcze miało miejsce uzdrowienie. Przy okazji innych uzdrowień opisanych w Nowym Testa­mencie Jezus mówił podobnie, jak na przykład u Mateusza (8, 13) do setnika, któremu kazał iść do domu, bo jego sługa odzyska zdrowie. W naszym przypadku uwagę przyciąga to, że właściwie po usłyszeniu tych słów mężczyzna odzyskał zdolność widzenia. Jak na ironię, Bartymeusz nie usłuchał polecenia i zamiast iść swoją drogą, poszedł za Jezusem do Jerozolimy.
Zakończenie tej historii pomaga nam zrozumieć jej mi­styczny wydźwięk. Mężczyzna, gdy odzyskał wzrok, posta­nowił iść za Jezusem. Jego duchowy wzrok dał mu odwagę, aby nazwać Jezusa Synem Dawida; jego wzrok fizyczny po­zwolił mu iść za Nim. Co zobaczył w ciągu następnych dni, kiedy miała miejsce męka i śmierć Chrystusa? Czy bał się, jak inni, bardziej doświadczeni uczniowie? Myślę, że cokol­wiek się stało, był jednym z tych, którzy stworzyli pierwszą wspólnotę chrześcijan w postpaschalnej Jerozolimie. Jeśli tak nie było, to dlaczego Św. Marek miałby zapamiętać jego imię? Mogę sobie nawet wyobrazić Bartymeusza, jak będąc już star­cem, opowiada o swym "zakochaniu od pierwszego spojrze­nia" na Chrystusa, które całkowicie przemieniło jego życie.

Pamiętam z telewizji taki teleturniej, w którym przeciwni­cy gratulowali sobie nawzajem słowami: "dobra odpowiedź". Bartymeusz z pewnością zasłużył na taką pochwałę, dobrze odpowiadając na pytanie Jezusa. To nakazuje mi powrócić do pytania, jak my mamy znaleźć tę właściwą odpowiedź.

 

Św. Ryszard z Chichester był biskupem w dwunastowiecznej Anglii. Zasłynął dzięki skomponowaniu modlitwy, któ­rej używano potem przez całe wieki, a która została nawet wpisana w pewną piosenkę: "Dzień za dniem, drogi Boże, pomóż mi widzieć Cię coraz wyraźniej, kochać Cię coraz goręcej i kroczyć coraz bliżej Ciebie". Klasyczna triada: znać, kochać i służyć będzie naszą najlepszą odpowiedzią na pyta­nie Jezusa, skierowane do każdego z nas.
Czego chcę od Ciebie, Panie? Jak niewidomy Bartyme­usz chciałbym Cię ujrzeć. Spoglądanie na Ciebie obudzi moją miłość, wiem to, bo Ty jesteś dobry. Kochanie Ciebie pobu­dzi mnie do służby. Panie, spraw, abym przejrzał!

Więcej w książce: Jezus ma do Ciebie kilka pytań

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Co chcesz, abym ci uczynił?
Komentarze (4)
T
torbacz
19 listopada 2014, 06:01
Masaz torby........
K
kam
18 listopada 2014, 14:00
Historia Bartymeusza od jakiegoś czasu "chodzi" za mną i z dnia na dzień fascynuje jeszcze bardziej. Szczególnie jedno słowo "przejrzał" ("Rabbuni, żebym przejrzał" (Mk 10, 51)). Analizując to wydarzenie, stawiam się w miejsce niewidomego...zastanówmy się, czy ja siedząc przy ulicy wołając o uzdrowienie, powiedziałbym "żebym przejrzał"? Skoro nie widzę to raczej powiedziałbym: "Rabbuni, żebym zaczął widzieć" lub też "Rabbuni uzdrów moje oczy"... wszystko inne ale nie "żebym przejrzał". Przejrzeć może ktoś kto ma słaby wzrok, ma jakąś chorobę związaną ze wzrokiem coś co mu przysłania "świat" i nie widzi dokładnie... lub też, ktoś kto jest zaślepiony przez np. grzech. Widzi źle, niewyraźnie, w złych barwach, nie widzi Boga, nie widzi człowieka, nie widzi miłości. Wtedy siedzę przy ulicy i wołam "Rabbuni, żebym przejrzał" to przejrzał ma głęboki sens. Ulecz mnie z tego zła, grzechu, z tego co nie pochodzi od Ciebie, bo źle widzę Panie!
I
iZA
19 listopada 2014, 00:07
A ja to czuję inaczej,bardziej prosto. Mnie uderzył sposób, w jaki prośba była wypowiedziana: "..żebym przejrzał". W taki sposób proszą zwykle ludzie prości, pozbawieni fałszywego schlebiania w zamian za otrzymanie czegoś. Tak myślałam o tych słowach ostatnio i przyszło mi na myśl, ze w taki sposób proszą dzieci, w sensie, ze używają prostych słow, nie tłumaczą dlaczego coś chcą, nie dodają nic więcej poza prostą prośbą,samo brzmienie tych słow jest tak bezposrednie i tak osobiste w stosunku do Syna Bozego, tak jakos prosto z serca tego prostego człowieka wychodzące, że az wprawia mnie to w zdumienie...Czasem osoby bezdomne tak proszą o coś. Ach właśnie, czytałam ostatnio, że podobno osoby uzdrowione przez Syna Bożego żyły bardzo długo. A i jeszcze coś, pamiętacie tą kobietę, ktorą Pan pochwalił za wrzucenie do skarbony ostaniego grosza, ktory miała na swoje utrzymanie? Przyznam, że mimo tego, że została pochwalona przez Jezusa to mi było jej żal, że nie miała już pieniędzy na utrzymanie. Ale czytałam pozniej wizje sw. Katarzyny Emmerich i tam ona powiedziała, że póżniej apostołowie zaopiekowali się tą kobietą a jej syn byl jednym z pierwszych Chrześcijan.
K
kam
19 listopada 2014, 08:36
To jest właśnie PIĘKNO Ewangelii. Każdy z nas - tak jak jesteśmy różni a jednocześnie zatopieni w tej samej wspólnocie - inaczej "widzi" tudzież na inne fragmenty, słowa zwraca uwagę i je interpretuje, czytając przecież te same słowa inaczej je odczytuje ale zawsze w tym samym Duchu.