Czuła się porzucona przez Boga, a modlitwa jej nie pociągała. Święta na nasze czasy

(fot. shutterstock.com / sz)

Nazywano ją Różą, bo była niezwykle piękną kobietą. Ale ten przydomek pasował do niej z jeszcze jednego powodu: jej życie było pełne kolców.

Urodziła się 20 kwietnia 1586 r. jako Isabel Flores de Oliva. Była córką europejskich osadników w Ameryce Południowej. Wychowywała ją indiańska niania, która nazywała ją swoją różyczką, bowiem Isabel od dziecka przejawiała niezwykłą delikatność i piękno. Z czasem wszyscy zaczęli nazywać ją Różą i takie imię przyjęła na bierzmowaniu. Tego samego dnia przystąpiła do Pierwszej Komunii Świętej. Sakramentów udzielił jej biskup Limy, św. Turybiusz. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że przyjęła je jako mała dziewczynka z racji swojej ogromnej dojrzałości duchowej. Wcześniej złożyła również osobiste śluby czystości, chcąc w przyszłości podążać za Jezusem.

Umierający klery i jego wielkie marzenie. Papież je spełnił>>

DEON.PL POLECA

Rodzice mieli dla niej jednak inne plany i chcieli ją wydać za pewnego bogatego młodzieńca. Nie przyklasnęli oni pomysłowi córki, która poinformowała ich o swoich ślubach i postanowieniach. Gdyby chociaż była synem, to mogła liczyć na karierę w duchowieństwie, ale śliczna Róża pragnęła być zwyczajną zakonnicą i służyć Bogu w ludziach. Rodzicom i wybrankowi odmówiła kilkukrotnie z całą stanowczością. Nie podobało się to przede wszystkim matce, które myślała, jak by tu córkę jednak za mąż wydać. Prosiła, błagała, groziła i podobno również maltretowała Różę. Jednak nawet to jej nie przekonało, gdyż Róża od wczesnych lat stosowała surowe praktyki pokutne i nie przerażały jej kary wymierzane przez rodziców. W nadziei, że niedoszły narzeczony nie będzie zainteresowany brzydką kandydatką na żonę, Róża stosowała różne metody, żeby się… oszpecić. Obcięła włosy na wzór św. Katarzyny ze Sieny, którą obrała za swoją patronkę. Smarowała twarz pieprzem licząc, że to zniszczy jej cerę. Nie pomogło. Nad jej pięknem czuwał sam Bóg. Naciski ze strony rodziców trwały aż 10 lat. Nigdy nie zaakceptowali jej decyzji. Dlatego złożyła ona śluby w III zakonie św. Dominika i została świecką tercjarką.

Róża poprosiła o wydzielenie jej osobnego domku w rodzinnym ogrodzie, gdzie urządziła swoją pustelnię. Tam stosowała naprawdę surowe praktyki pokutne. Zrezygnowała nawet z jedzenia chleba i różne źródła podają, że oprócz wody żywiła się wyłącznie pięcioma pestkami cytryny dziennie. Zakochana w swojej patronce chętnie czytała życiorys św. Katarzyny ze Sieny i to ją obrała za mistrzynię swojej pustelni. Wszystkie cierpienia ofiarowywała za Kościół, a było ich nie mało. Doświadczała również kuszenia przez szatana, ale wtedy z pomocą przychodziła jej Matka Boża i Anioł Stróż. Nie tylko objawiali jej się, ale również ją pouczali i towarzyszyli Róży. Ze swoim aniołem miała przyjacielską relację.

W pewnym jednak momencie Róża utraciła poczucie Bożej obecności. Dopadła ją duchowa ciemność. Modlitwa stała się dla niej przykrym obowiązkiem, z którego nie czerpała żadnej radości. Miała wrażenie, że Bóg ją porzucił. To doświadczenie trwało aż piętnaście lat, ale podczas nich ani razu nie wyrzekła się wiary. Mimo braku Bożej obecności i cierpienia, spokojnie praktykowała swoje umartwienia. A przecież nic jej nie trzymało, wciąż była osobą świecką i mogła w każdej chwili wyjść z własnej pustelni. Poświęciła się wtedy szczególnie pomocy ubogim i prześladowanym Indianom.

Zamiast płakać nad śmiertelną chorobą, zorganizowała sobie radosny pogrzeb>>

Czarne myśli nie dawały jej spokoju dzień i noc. Jej pokora przyniosła jednak owoce. Piętnaście lat zajęło jej zbliżanie się do Boga i nauka kontemplacji, ale kiedy zrozumiała jaki dar posiadła, wszystko się zmieniło. Bóg na nowo z całą mocą wkroczył do jej życia. Ostatnie lata spędziła u boku przyjaciół. Przygarnęli ją małżonkowie Gonzalez i Maria. Zmarła w wieku 31 lat, a datę swojej śmierci wcześniej przepowiedziała. Była znana wtedy w całej Limie i odeszła w opinii świętości. Pochowano ją na krużgankach dominikańskiego klasztoru, ale później ciało przeniesiono do kaplicy św. Katarzyny, aby mogli ją odwiedzać wierni. Została kanonizowana w 1671 r. i ogłoszona od razu patronką całego kontynentu amerykańskiego. Dziś jest znana całemu światu jako św. Róża z Limy, a jej głowę zdobi różany wieniec pełen kwiatów i kolców.

Św. Róża z Limy jest wyjątkową patronką na dzisiejsze czasy, gdy wydaje się nam, że zostaliśmy opuszczeni przez Boga, a modlitwa przestaje nas cieszyć. Pokazuje, że wytrwałość i wiara w Jego słowa, nawet gdy wszystko jest przeciwko nam, owocuje życiem wiecznym. To najlepsza nauczycielka kontemplacji i mistyki.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Czuła się porzucona przez Boga, a modlitwa jej nie pociągała. Święta na nasze czasy
Komentarze (1)
religijny frustrat
23 sierpnia 2018, 12:32
skoro 'złożyła prywatne śluby czystości' i 'praktykowała umartwienia', to raczej mało pasuje do dzisiejszych czasów - mocno rozerotyzowanych i naznaczonych hedonizmem...