Czy chrześcijanin może oglądać "Gwiezdne Wojny"?
Postawione w tytule pytanie dla niektórych z pewnością brzmi jak tania prowokacja, albo próba niepotrzebnego wbicia kij w mrowisko i szukania dziury w całym. W rzeczywistości jednak spotkałem się z nim jakiś czas temu i brzmiało ono na tyle realnie (a nie ironicznie), że czuję się jednak w obowiązku na nie odpowiedzieć.
Podejrzewam, że cały problem został wywołany przez dwie wypowiedzi przedstawicieli Kościoła, którzy twierdzili albo, że "Gwiezdne Wojny" to jednak nie tylko film, ale także zakamuflowana promocja wartości satanistycznych i anty-chrześcijańskich, albo zagrożenie duchowe podobne do tych, które niosą ze sobą "Harry Potter", czy kucyk My Little Ponny. Argumentację powyższych autorów znaleźć można spokojnie w sieci. Płomienne teksty zwolenników i przeciwników również. Ja jednak chciałbym na temat spojrzeć trochę od drugiej strony i pokazać, że de facto w uniwersum Lucasa można dopatrzeć się bardzo wielu aspektów zbieżnych z ideami chrześcijaństwa.
Najwyraźniejszy z nich to walka dobra ze złem. To truizm, ale ważny, bo zdaje się świadczący dobitnie o tym, że "Gwiezdne Wojny" jak nic wpasowują się w długa i bardzo bogatą tradycję mitologii (baśni), która towarzyszy ludziom od pokoleń. Dla wielu zagorzałych fanów sagi podpięcie "Star Wars" pod tą samą kategorię co mity greckie, czy baśnie Andersena będzie z pewnością jawnym świętokradztwem, jednak proszę uważnie przyjrzeć się wspólnym punktom i porównać. Dobro i zło w odwiecznej walce. Motyw stary jak świat.
Kolejnym punktem stycznym będzie postać Anakina Skywalkera. Zawsze przypominała mi ona (porównanie pewnie mocno naciągane) historię ludzkości opisaną w Biblii. Bo oto ktoś, kto zostaje wybrany do wielkich rzeczy i posiadający wielką moc staje się ofiarą własnej pychy i gniewu jednocześnie. Przechodzi gwałtowną przemianę (celowo pomijam moment, w którym porównanie kazało by utożsamiać całą ludzkość ze złowrogim oddechem Dartha Vadera) i na samym końcu zostaje pokazany jako ten dobry i sprawiedliwy.
I choć "Moc była w nim silna", przed ostatecznym happy endem zdążyła wyrządzić wystarczająco wiele szkód. No właśnie. Moc. Ma trochę wspólnego z tym co w chrześcijaństwie nazywamy wiarą. Kiedy oglądam scenę w której Luke "mocą" wydobywa swojego X-Winga z bagien na Dagobah w głowie dudni mi jeden biblijny cytat:
"Pan rzekł: «Gdybyście mieli wiarę jak ziarnko gorczycy, powiedzielibyście tej morwie: "Wyrwij się z korzeniem i przesadź się w morze!", a byłaby wam posłuszna". (Łk 17, 6).
Czy także Sithowie w swoim złu i zacietrzewieniu nie przypominają trochę działania tych, których Biblia nazywa szatanami? Nawet wchodząc na nieco teologiczną drogę - w ramach której można spokojnie obronić tezę, że zło de facto nie może przetrwać, bo niszczy samo siebie - przypominają oni tych, którzy wzajemnie się nienawidzą i z nienawiści stworzyli swoją jedyną siłę trzymającą ich jeszcze przy życiu. Te i inne wątki każą twierdzić, że "anty-chrześcijańska" łatka, jaka została w niektórych środowiskach przylepiona "Gwiezdnym Wojnom" jest nie prawdziwa. Co więcej, są w nich zawarte treści i przesłania, które śmiało można uznać za "chrześcijańskie" lub mające co najmniej bardzo podobne korzenie.
Niech moc będzie w Wami. Amen.
Tekst pochodzi z bloga Michała Lewandowskiego. Więcej na: teolognamanowcach.blog.deon.pl
Skomentuj artykuł