Czy łatwo zostać heretykiem w Kościele?

(Fot. sxc.hu)
ks. Marek Blaza SJ/Przegląd Powszechny

Wydaje się, że ów przenośny sens pojęcia „heretyk” wywiera niemały wpływ na fakt nadużywania tego słowa odniesieniu do poglądów konkretnych teologów. Przykładem może być tutaj refleksja o. Dariusza Kowalczyka SJ, który od ostych ocen, o czym wiedzą internauci, nie stroni.

Słowo „heretyk” z zasady ma wydźwięk negatywny i używane jest ono w takim właśnie znaczeniu nie tylko zresztą w terminologii teologicznej. Albowiem w sensie przenośnym herezja to w ogóle odstępstwo od poglądów powszechnie przyjętych. Wydaje się, że ów sens przenośny pojęcia „heretyk” wywiera niemały wpływ na fakt nadużywania tego słowa w odniesieniu do poglądów konkretnych teologów. Przykładem może być tutaj refleksja o. Dariusza Kowalczyka SJ, który częstokroć przedstawiał swoje poglądy w internecie.

W tym kontekście napisał on: na początku sądziłem, że będę atakowany przez ludzi wrogich chrześcijaństwu i Kościołowi. Okazało się jednak, że największa krytyka wyszła ze strony moich współwyznawców katolików. Zarzucano mi, że jestem paskudnym liberałem, bo chcę Komunii na rękę. Również podjęcie tematu możliwości spowiedzi przez internet wywołało głosy oburzenia i oskarżenia o herezję.

DEON.PL POLECA

Jeszcze więcej podobnych zarzutów padło pod adresem ks. Wacława Hryniewicza OMI, głoszącego nadzieję powszechnego zbawienia. Jeden z oponentów tej opinii teologicznej napisał w 1993 roku list otwarty do wszystkich biskupów diecezjalnych w Polsce, w którym m.in. czytamy, iż Hryniewicz postuluje możliwość nawrócenia po śmierci oraz że kara wieczna nie znaczy bez końca, a jedynie oznacza bardzo długi okres lub karę bardzo intensywną. Opinie te pozostają w oczywistej sprzeczności z obowiązującą, zdogmatyzowaną nauką nauką Kościoła Rzymskokatolickiego (...). Poglądy ks. W. Hryniewicza są więc heretyckie. (...) Głoszona przez ks. W. Hryniewicza herezja – nie waham się nazwać rzeczy po imieniu – znajduje więc w Kościele polskim bardzo podatny grunt, szerzy się.

Ale czy w istocie dyskusja nad możliwością zbawienia wszystkich ludzi czy spowiedzi przez internet jest już herezją? Czy aby nie nazbyt często szasta się słowami „herezja” czy „heretyk” w odniesieniu do osób czy ich poglądów, które dla pewnej grupy chrześcijan zdają się być nieortodoksyjne? Dlatego też celem niniejszego artykułu będzie próba odpowiedzi na pytanie, czy łatwo jest zostać heretykiem?

Rozpoczynając jednak naszą refleksję nad tą kwestią, trzeba będzie najpierw zdefiniować, czym jest herezja i ukazać różne jej rodzaje. Natomiast w dalszej części niniejszego artykułu herezja zostanie skonfrontowana z doktrynerstwem jako drugim, skrajnym stanowiskiem teologicznym. Wydaje się bowiem, iż poruszenie tych właśnie zagadnień pomoże w odpowiedzi na pytanie stanowiące tytuł niniejszego artykułu.

Czym jest herezja?

łowo „herezja” wywodzi się z języka greckiego (hairesis) i w ogólności oznacza wybór. W Nowym Testamencieoznacza ono odszczepieństwo, rozdarcie, rozłam wśród chrześcijan(por. 1Kor 11,19; Ga 5,20; 2P 2,1) lub stronnictwo saduceuszów bądźfaryzeuszów, a także sektę nazarejczyków i... wyznawców Chrystusa (por. Dz 5,17; 15,5; 24,5.14; 26,5; 28,22). Z kolei czasownik haireomai oznacza wybierać sobie, woleć (por. 2Tes 2,13; Flp 1,22; Hbr 11,25). Natomiast przymiotnik hairetikos przekłada się na „odszczepieńczy” lub „sektancki” (por. Tt 3,10).

Zaś w pierwszych wiekach chrześcijaństwa herezja częstokroć była utożsamiana z gnozą, o czym może świadczyć dzieło św. Ireneusza z Lyonu Przeciw herezjom (Adversus haereses) z końca II w., czy św. Hipolita Rzymskiego Odparcie wszystkich herezji z początku III w.

Wincenty z Lerynu (zm. przed 450 r.) wiarę heretycką określił mianem nowych dogmatów (dogmata nova), będących przeciwieństwem dogmatu katolickiego (dogma catholica). W późniejszym czasie pod pojęciem herezji w Kościele katolickim zaczęto rozumieć samowolne i uparte odstępstwo osoby ochrzczonej od prawowiernej nauki wiary. Natomiast w czasach po Reformacji nauka Wincentego z Lerynu na temat herezji została wydobyta na światło dzienne i zyskała wielką przychylność teologów katolickich. Odtąd też herezja była definiowana jako sprzeciwianie się dogmatom wiary.

Takie rozumienie herezji potwierdza także współczesne prawodawstwo Kościoła katolickiego: Herezją nazywa się uporczywe, po przyjęciu chrztu, zaprzeczanie jakiejś prawdzie, w którą należy wierzyć wiarą boską i katolicką, albo uporczywe powątpiewanie o niej. W Wyjaśnieniu doktrynalnym dotyczącym końcowej części formuły „Wyznania wiary” (1998) Kongregacja Nauki Wiary wprost wyliczyła te prawdy wiary, które są dogmatami, tak że ich jawne i uporczywe podważanie oznacza popadnięcie w herezję. Do tych prawd należą zatem dogmaty chrystologiczne i maryjne; nauka o ustanowieniu sakramentów przez Chrystusa i o ich skuteczności co do łaski; nauka o rzeczywistej i substancjalnej obecności Chrystusa w Eucharystii i o ofiarnej naturze Mszy świętej; nauka o założeniu Kościoła z woli Chrystusa; nauka o prymacie i nieomylności Biskupa Rzymu; nauka o istnieniu grzechu pierworodnego; nauka o nieśmiertelności duszy duchowej i o zapłacie bezpośrednio po śmierci; o braku błędów w tekstach natchnionych Pisma Świętego; nauczanie, że bezpośrednie i umyślne zabójstwo niewinnej istoty ludzkiej jest niezwykle poważnym wykroczeniem moralnym.

Bezpośrednio poniżej dogmatów w nauczaniu Kościoła katolickiego znajduje się tzw. nauczanie definitywne. Prawdy należące do tej kategorii Kongregacja Nauki Wiary opisuje w ten sposób: mogą [one] być różnej natury i mieć odmienny charakter w zależności od ich relacji z objawieniem. A niemiecki teolog, Hermann J. Pottmeyer SJ nazwał tę formę nauczania Kościoła katolickiego omylnym nauczaniem nieomylnym.. Ponadto autorzy Wyjaśnienia doktrynalnego podkreślili, że odrzucenie nauczania definitywnego nie jest herezją, ale sprawia, że odrzucający nie jest już w pełnej komunii z Kościołem katolickim.Co więcej, Kongregacja zaznaczyła, że w przyszłości nie można wykluczyć ewentualnego ogłoszenia niektórych z prawd definitywnych jako dogmatów. Do kategorii prawd definitywnych należy m.in. nauka o udzielaniu święceń kapłańskich wyłącznie mężczyznom.

Z drugiej strony Kongregacja Nauki Wiary wskazała, iż

Również prawodawstwo Kościoła katolickiego przewiduje ekskomunikę tylko i wyłącznie za głoszenie herezji, czyli opinii podważających dogmaty wiary katolickiej. Kodeks Prawa Kanonicznego, wypowiada się jednak na ten temat dosyć lakonicznie: Odstępca od wiary, heretyk lub schizmatyk podlega ekskomunice wiążącej mocą samego prawa.

Natomiast Kodeks Kanonów Kościołów Wschodnich, któremu obce jest pojęcie kary zaciąganej na mocy samego prawa (latae sententiae), uwzględniono ponadto istotne znaczenie napomniena w stosunku do głoszącego herezję: Kto zaprzecza prawdzie, której przyjęcie nakazuje boska i katolicka wiara, lub podaje ją w wątpliwość, lub też odrzuca całkowicie wiarę chrześcijańską i nie odwołuje tego, gdy zostanie napomniany zgodnie z prawem, winien zostać ukarany ekskomuniką większą jako heretyk lub apostata.


Jednak kara ekskomuniki odnosi się jedynie do osoby, która w sposób świadomy i dobrowolny głosi herezję (tzw. herezja formalna). Jeśli bowiem ktoś głosi herezję i nie jest tego świadomy, wówczas mamy do czynienia z tzw. herezją materialną, która nie jest jednak herezją w sensie ścisłym. O herezji materialnej tak traktuje Kodeks Prawa Kanonicznego: Nie podlega żadnej karze, kto w chwili przekroczenia ustawy lub nakazu naruszył ustawę lub nakaz z ignorancji niezawinionej; na równi zaś z ignorancją stoi niewuwaga i błąd.

A zatem, karom podlega tylko ten, kto naruszył ustawę karną lub zakaz albo umyślnie, albo z ciężkiego zawinionego zaniedbania należytej staranności, albo z ciężkiej zawinionej ignorancji co do ustawy lub nakazu. W tym wypadku mamy bowiem do czynienia z herezją formalną. Z kolei ten, kto podważa prawdy definitywne lub nauczanie autentyczne i mimo upomnienia Stolicy Apostolskiej lub ordynariusza nie odwołuje swego stanowiska, winien być ukarany sprawiedliwą bądź odpowiednią karą.

Herezja herezji nierówna

Nie tylko samo zdefiniowanie, ale także przedstawienie całego wachlarza nauk heretyckich zdaje się być nielada wyzwaniem. I tak, herezje można podzielić ze względu na czas ich powstawania bądź ze względu na ich rodzaj. W pierwszych wiekach powstające herezje przede wszystkim podważały prawdę o Jezusie Chrystusie jako prawdziwym Bogu i prawdziwym człowieku, naukę o Trójcy Świętej i Maryi jako Bogurodzicy. Niektóre z nich nie dawały początku nowym denominacjom, inne zaś stały się istotną podwaliną dla teologii konkretnej gałęzi chrześcijaństwa.

Z drugiej strony trzeba zaznaczyć, iż niektóre z tych herezji nie były nimi w sensie ścisłym, a raczej były tak traktowane z powodu nieporozumień dotyczących terminologii teologicznej, która w tamtych czasach dopiero się kształtowała. Tego rodzaju zjawisko nazwane zostało później herezją werbalną. Jednym z przykładów takiego nieporozumienia terminologicznego było używanie w IV w. na Wschodzie greckiego słowa hypostasis na określenie Osób Trójcy Świętej, podczas gdy na Zachodzie łacińskie słowo substantia oznaczało naturę Boga. A ponieważ od strony lingwistycznej łacińska substantia jest dosłownym tłumaczeniem greckiej hypostasis, dlatego chrześcijański Zachód zaczął oskarżać Wschód o głoszenie nauki o trzech Bogach (herezja tryteizmu), a Wschód oskarżył Zachód o propagowanie herezji modalizmu, według której jedna i ta sama Osoba Boska objawia się na trzy sposoby (modusy): raz jako Ojciec, raz jako Syn i raz jako Duch Święty. Te nieporozumienia terminologiczne zaczęto zażegnywać na I Soborze Konstantynopolitańskim (381), a konkretnym owocem wzajemnych uzgodnień było przyjęcie Wyznania Nicejsko-Kontantynopolitańskiego.

Kolejnym przykładem herezji werbalnej jest tzw. monofizytyzm, który w skrajnym wydaniu, propagowanym przez mnichów konstantynopolitańskich na czele z Eutychesem po Soborze Efeskim (431), był w istocie nauką heretycką. Otóż mnisi ci głosili, że przed Wcieleniem Chrystus miał dwie natury: Boską i ludzką. Natomiast w momencie Wcielenia natura Boska Chrystusa wchłonęła naturę ludzką, tak że odtąd Chrystus posiada już tylko jedną naturę (mia physis; mone physis): Boską. Sobór Chalcedoński (451) odrzucił tę naukę i sformułował orzeczenie dogmatyczne o dwóch naturach Chrystusa (Boskiej i ludzkiej): Jednego i tego samego Chrystusa, Pana, Syna Jednorodzonego, należy wyznawać w dwóch naturach: bez zmieszania, bez zmiany, bez podzielenia i bez rozłączenia. Nigdy nie zanikła różnica natur przez ich zjednoczenie, ale zostały zachowane cechy właściwe obu natur, które się spotkały, aby utworzyć jedną osobę i jedną hipostazę.

Jednak część chrześcijan skupionych wokół dwóch ważnych stolic biskupich tamtego czasu, czyli Aleksandrii i Antiochii, nie zaaprobowała postanowień Soboru Chalcedońskiego. W ten sposób w chrześcijaństwie wyodrębniły się Kościoły zwane obecnie przedchalcedońskimi lub niechalcedońskimi, których przedstawieciele opowiadali się za jedną (Bosko-ludzką) naturą w Chrystusie. Jednak po dziś dzień Kościoły te nazywane są także monofizyckimi ze względu na przypisywanie im głoszenia skrajnych poglądów Eutychesa i jego zwolenników. Dopiero w II połowie XX w., w wyniku dialogu teologicznego z tymi Kościołami okazało się, iż wyznają one tę samą wiarę w Chrystusa, co ci chrześcijanie, którzy przyjęli postanowienia Soboru Chalcedońskiego, a różnica dotyczy jedynie języka teologicznego. Dzięki temu dialogowi ekumenicznemu okazało się, że monofizytyzm w wydaniu teologii Kościołów przedchalcedońskich, rozumiany jako nauka o jednej, Bosko-ludzkiej naturze Chrystusa, nie może być kwalifikowany jako herezja.

Z drugiej strony trzeba zaznaczyć, że herezje werbalne stanowią zdecydowaną mniejszość na tle całej palety nauk heretyckich. I tak, w ramach tej różnorodności można wyszczególnić na przykład herezje redukcyjne, których celem było ograniczenie chrześcijaństwa jedynie do najistotniejszych elementów. W tej grupie herezji wyróżnia się teologia Reformacji, która przyjęła Pismo Święte za jedyne źródło Objawienia (sola scriptura), jedyne pośrednictwo Chrystusa, wykluczając jakiekolwiek pośrednictwo świętych (solus Christus) oraz odrzuciła znaczenie dobrych uczynków na korzyść absolutnego prymatu łaski Bożej (sola gratia).

Innym rodzajem herezji są herezje antydialektyczne, które budują swój system na radykalnej jednostronności. Typowym przykładem tego typu herezji mogą być dwie zupełnie skrajne wobec siebie opinie: pelagianizmu i predestynacjonizmu. O ile bowiem ta pierwsza herezja nadmiernie kładzie nacisk na wolną wolę człowieka, niedoceniając przy tym znaczenia łaski Bożej, o tyle ta druga w skrajny sposób przeakcentowuje rolę łaski w dziele zbawienia człowieka, lekceważąc ludzką wolną wolę.

Oprócz tego istnieją także tzw. herezje rodzime. Najbardziej chyba rozpoznawalnym rodzajem tego typu herezji w naszym kraju jest doktryna Kościoła Katolickiego Mariawitów, która nawiązuje wprost do reform abpa Michała Kowalskiego, zwierzchnika Mariawitów po śmierci założycielki tego ruchu (1921 r.), siostry Feliksy Kozłowskiej, zwanej przez jej czcicieli Mateczką. Reformy, które wprowadził abp Kowalski zostały odrzucone przez większościowe, umiarkowane skrzydło mariawityzmu w 1935 roku, znane pod nazwą Kościoła Starokatolickiego Mariawitów.

Skrzydło bardziej radykalne, czyli Kościół Katolicki Mariawitów naucza o trzech wcieleniach Osób Boskich Trójcy Świętej: Bóg Ojciec wcielił się w Maryję, Matkę Bożą, Syn Boży w Jezusa Chrystusa, a Duch Święty w siostrę Feliksę Kozłowską. Co więcej, dopiero Duch Święty działający w Mateczce dopełniając Ofiarą Swoją Mąk Chrystusowych dopełnił tym samym Ofiary Ciała i Krwi Pana Jezusa tak, aby ta Ofiara była doskonała i stanowiła Przymierze i Testament Wieczny Boga z ludźmi. (...) Od czasu Ofiary Mateczki i dopełnienia przez tę Ofiarę Tajemnicy Eucharystii, w Przenajświętszym Sakramencie jest obecna cała Trójca Święta wcielona, tj. Chrystus Syn Boży, Maryja Ojciec Niebieski i Mateczka Duch Święty.

Już ta krótka prezentacja różnych rodzajów herezji, począwszy od werbalnych, a skończywszy na bardzo radykalnych, pokazuje, iż także w ramach herezji można mówić o ich stopniowalności czy hierarchii. Niektóre z nich są bowiem możliwe do przezwyciężenia w ramach dialogu ekumenicznego, inne zaś stanowią poważną przeszkodę na drodze do jedności, inne wreszcie traktowane są wręcz z przymrużeniem oka, jak choćby te, głoszone przez Kościół Katolicki Mariawitów.

Łatwiej jest zostać heretykiem czy doktrynerem?

Aby odpowiedzieć na powyższe pytanie, trzeba najpierw określić, czym właściwie różni się heretyk od doktrynera oprócz tego, że stoją oni na dwóch przeciwnych sobie biegunach w odniesieniu do konstruowania opinii teologicznej? Otóż jedną z istotnych różnic jest ta, iż twórca herezji musi ją stworzyć, a doktryner jedynie ocenia to, co już zostało przez innych stworzone. A zatem, aby stworzyć iście porządną herezję, trzeba wykazywać się nadzwyczajną wiedzą teologiczną połączoną ze zdolnością odważnego i samodzielnego myślenia. Jeśli zaś twórca herezji wykazuje się tylko odwagą w swoim myśleniu teologicznym, ale jego wiedza teologiczna nie jest ponadprzeciętna, należy się spodziewać, że stworzona przez takiego twórcę herezja nie znajdzie wielkiego posłuchu.

Z kolei rola doktrynera jest odtwórcza. Genezy doktrynerstwa należy doszukiwać się w postawie chowania się za oficjalne stanowisko Kościoła katolickiego. Tak o tej postawie pisze świecki, polski teolog, Józef Majewski: Niekiedy zbyt wąsko rozumie się teologię. Wiele racji jest w stwierdzeniu ks. Andrzeja A. Napiórkowskiego, że „specyfiką uprawiania teologii między Bugiem a Odrą stało się (...) przesadne zawężanie źródeł teologicznych do współczesnego Magisterium Kościoła” (...) Czasami można odnieść wrażenie, że dla niektórych teologia sprowadza się do komentowania wypowiedzi Magisterium Kościoła, zwłaszcza papieża. (...) Mocne akcentowanie nauczania Magisterium daje gwarancję ortodoksyjności, może mieć pozytywne znaczenie dydaktyczne, może służyć umacnianiu więzi ze Stolicą Piotrową, ale może grozić zachwianiem źródłowej równowagi teologii, a także zahamowaniem jej rozwoju, dynamiki i otwartości na problemy i wyzwania, jakie niesie z sobą życie. Taka teologia, zachowując wprawdzie doktrynalną poprawność, może okazać się nazbyt abstrakcyjna dla wierzących, może nie otwierać przed nimi nowych horyzontów wiary, nowych pytań i odpowiedzi. Magisterium Kościoła sankcjonuje, ochrania integralność wiary, ale (zasadniczo) nie jest po to, by kreować, wytyczać nowe drogi dla wiary i teologii.

Aby stać się doktrynerem, nie trzeba zdobywać wiedzy teologicznej. Wystarczy tylko brać przykład z uczonych w Piśmie, faryzeuszy czy zwolenników Heroda, którzy starali się podchwycić Jezusa na słowie (por. Mt 22,15; Mk 12,13; Łk 11,54; 20,20.26). Można by rzec, że wręcz traktowali oni Jezusa jak heretyka. Z drugiej strony Jezus wykazywał im ignorancję i bezmyślne bronienie prawd religijnych, pozbawione jakiejś głębszej refleksji teologicznej (por. Mt 22,15-22; Mk 12,13-17; Łk 20,20-26). Doktryner w imię obrony czystości wiary paradoksalnie gotów będzie nawet odrzucić samego Boga, jeśli nie będzie zgadzał się z doktryną, której on tak uporczywie broni. Najbardziej chyba wyrazistym przykładem takiej postawy jest postać najwyższego kapłana, który w taki sposób zwraca się do pojmanego Jezusa w noc przed Jego męką: Zaklinam cię na Boga żywego, powiedz nam: Czy ty jesteś Mesjasz, Syn Boży? (Mt 26,63). Gdy Jezus pozytywnie odpowiedział na to pytanie, arcykapłan rozdarł swoje szaty i rzekł: „Zbluźnił. Na cóż nam jeszcze potrzeba świadków? Oto teraz słyszeliście bluźnierstwo. Jak wam się zdaje?” [Uczeni w Piśmie i starsi] odpowiedzieli: „Winien jest śmierci” (Mt 26,65-66a). W ten sposób religijni przywódcy żydowscy skazali Boga na śmierć w imię... Boga.

A zatem, o wiele łatwiej jest zostać sumiennym i skrupulatnym doktrynerem niż poważnym, budzącym niemało kontrowersji wśród chrześcijan, heretykiem. Znaczący heretyk musi być postacią nietuzinkową. Doktrynerowi zaś nie jest potrzebna gruntowna wiedza teologiczna. Zadowala się on bowiem w zupełności powyrywanymi z kontekstu historycznego czy filozoficznego fragmentami oficjalnego nauczania Kościoła, jednocześnie węsząc chętnie w opiniach teologów herezję. A gdy już doktryner takiej się dopatrzy, niezwłocznie samemu wydaje wyrok w tej sprawie, nie licząc się w tym względzie z procedurami prawnymi obowiązującymi w Kościele katolickim. Doktrynerowi brakuje jednak nie tylko znajomości teologii i prawa kanonicznego, ale przede wszystkim zdrowego rozsądku. Dlatego też doktrynera najprościej jest pokonać, wykazując mu brak logiki w jego wywodach.

Natomiast heretykiem, nawet przeciętnym, nie jest tak łatwo zostać. Po pierwsze, nie wystarczy głosić jakiejkolwiek nieortodoksyjnej nauki. Musi ona podpadać pod cenzurę herezji, czyli być opinią w bardzo istotny spsób podważającą oficjalne nauczanie Kościoła katolickiego. Po drugie, głoszący tego rodzaju poglądy winien to robić z premedytacją, całkowicie świadomie i dobrowolnie. Po trzecie, oskarżany o głoszenie herezji teolog ma prawo do obrony i wyjaśnienia swojego stanowiska. Może się bowiem okazać, iż ze względu na nieporozumienia terminologiczne będzie tutaj chodziło jedynie o herezję werbalną albo też zostanie udowodnione, że oskarżyciele przypisują temu teologowi poglądy, których ten nie głosi.

A po czwarte, nawet jeśli już udowodni się teologowi głoszenie herezji, to daje się mu pewien czas na to, aby te poglądy odwołał. A wszystko to zgodnie z duchem nauki Jana Pawła II, który pisał, iż ludziom współczesnym, tak wrażliwym na konkretne świadectwo życia, Kościół winien dawać przykład pojednania przede wszystkim w swoim łonie; dlatego wszyscy musimy pracować nad uspokojeniem umysłów, zmniejszeniem napięć, przezwyciężeniem podziałów, uzdrowieniem ran zadawanych sobie niekiedy wzajemnie przez braci, gdy zaostrza się różnice stanowisk w dziedzinie spraw dyskusyjnych; szukać natomiast jedności w tym, co jest podstawowe dla wiary i życia chrześcijańskiego, w myśl starożytnej maksymy: In dubiis libertas, in necessariis unitas, in omnibus caritas [W sprawach wątpliwych wolność, w sprawach koniecznych jedność, we wszystkich miłość].

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Czy łatwo zostać heretykiem w Kościele?
Komentarze (9)
MB
~Miłosław Bociański
12 lutego 2020, 15:52
a co Pan Jezus czuł, skoro hostia z cudów eucharystycznych to żywe mięso - mięsień sercowy? to ci ty gdy zerwiesz pęcherz i dotkniesz go paluchem, SAM BÓL!!!
17 lipca 2012, 08:55
@ Marek Blaza SJ ----- Czy głoszenie apokastazy jest herezją? Z tego co wiem taka opinię Kościół wydał juz w pierwszych wiekach. Dziś apokastazę zamienia się na "rozważanie nadziei apokastazy"... -----
T
Troll
17 lipca 2012, 06:27
Nie sądzę aby Jezus wkładał chleb do ust apostołom w Wieczerniku,jestem za tym aby komunię przyjmować na rękę niż ksiądz swoimi paluchami wkładał mi do ust,to jest obrzydliwe.
S
SanK
9 listopada 2009, 23:26
P. jazmig chyba nigdy nie wyjeżdżał poza swoją parafie.Jeżdżącym po świecie wiadomo, że Komunia św. jest podawana wiernym prawie wszędzie na świecie na rękę i na stojąco i całe pokolenia dorosłych w in. krajach Europy były już do I Komunii w ten sposób przygotowywane: w "duchu posoborowym" (jest na to odpow. uzasadnienie). Sposób wkładania ludziom dorosłym Komunii św."do ust" wydaje się tak uformowanym ludziom tak samo rażący  jak panu sposób "na rękę". Podobnie też tworzą sobie oni "racjonalne wyjaśnienia"... U pana winna wszystkiemu "głupota z USA", a według nich  "odcięcie Polski od świata w czasach komuny"... (Ciekawe, też, że również groźba "zabierania do domu" wydaje się im być bardziej związane z "naszym" sposobem niż z adoracyjnym przyjęciem przed ołtarzem... ) Ludzie są  różni, a mechanizmy podobne w bronieniu "swego"...
jazmig jazmig
9 listopada 2009, 19:24
Zamiast się wymądrzać, a tym bardziej krytykować krytyków, lepiej byłoby pomyśleć, zanim się coś napisze. Komunia na rękę już wydaje zatrute owoce. W USA, skąd przyszła ta głupota, ludzie zabierają konsekrowane hostie do domu, dobrze, jeżeli w książęczce do nabożeństwa. Często po prostu w kieszeni. Nie bez powodu w Trydencie wprowadzono przyjmowanie Ciała Pana do ust i na klęcząco. Łatwo było przewidzieć nadużycia, nawet bez znajomości dawnych czasów. Co do zbawienia wszystkich ludzi, to podobnie, jeden czy drugi może sobie dywagować, ale wystarczy poczytać objawienia różnych świętych, aby nie mieć złudzeń co do istnienia piekła i czyśćca. Nie bez powodu Jezus wskazał, że Słowo Boże zostało świadomie skierowane do ludzi prostych, a nie ówczesnych luminarzy teologii. Powyższy tekst udowadnia, że Jezus miał rację.
C
Czytelnik
7 listopada 2009, 12:35
Mieszkam w diecezji ortodoksyjno-tradycyjnej, próba przyjęcia Komunii na rękę skończyła sie prawie oberwaniem po rękach. Miesiąc temu byłem na ślubie w Diecezji Opolskiej, Komunia była na rękę, dla mnie było to niesamowite przeżycie, przez kilka sekund miałem możliwość adorowania Pana Jezusa trzymając Go w rękach, patrząc twarzą w Twarz. Takiego momentu nigdy się nie zapomina.
KT
~Katolik Trydencki
12 lutego 2020, 15:51
a co Pan Jezus czuł, skoro hostia z cudów eucharystycznych to żywe mięso - mięsień sercowy? to ci ty gdy zerwiesz pęcherz i dotkniesz go paluchem, SAM BÓL!!!
S
stanisław
7 listopada 2009, 10:50
Artykuł wyważony i zwuczajnie mądry. Wielu tzw.tradycjonalistów ogłosiło by autora heretykiem. Dziękuje i pozdrawiam.
BK
Błażej Klisz
7 listopada 2009, 10:12
 Bardzo fajny artykuł. Dziękuję:)