Czy można pogodzić Darwina z Biblią?

Czy można pogodzić Darwina z Biblią?
(fot. sxc.hu)
John F. Haught

Zarówno sceptyczni przyrodnicy, jak i ludzie wierzący często podzielają przekonanie, że musimy wybrać pomiędzy dwiema możliwościami: albo religia, albo nauka. „Przynajmniej w oczach uczonych – jak pisze filozof ewolucyjny Daniel Dennett – nauki przyrodnicze odniosły zwycięstwo nad religią. Idee Darwina posłały Księgę Rodzaju do lamusa przestarzałej mitologii”.

 

DEON.PL POLECA

Z kolei wielu pobożnych czytelników Biblii utrzymuje, że Księga Rodzaju odrzuca Darwina. Obie strony zakładają, że zadaniem Pisma św. jest dostarczenie naukowych informacji. W każdym razie teoria Darwina i biblijna koncepcja stworzenia są rzeczywiście nieporównywalne, gdyż pierwsza jest naukowa, druga zaś głęboko religijna, tak iż nie może istnieć między nimi rzeczowy konflikt.

Pomimo to, gdy pojawiła się nowa darwinowska „opowieść o stworzeniu”, wielu ludziom wydawało się, że próbuje ona zastąpić opowieść biblijną, a nie uzupełnić ją. W czasach Darwina dominował w Anglii, podobnie jak w Ameryce, fundamentalizm biblijny. Większość pobożnych chrześcijan dosłownie odczytywała biblijne opowiadanie o początkach. Uważano, że świat ma zaledwie około sześć tysięcy lat, a każdy żyjący gatunek został na początku bezpośrednio stworzony przez Boga jako niezmienny.

Wprawdzie geologowie zaczęli przypominać, jak bardzo stary jest materiał kopalny, lecz sprytni myśliciele religijni znajdowali sposoby pogodzenia odkryć z dosłowną interpretacją Biblii.

Darwin opowiedział całkiem nową historię stworzenia, która wydawała się nie na miejscu pośród szacownych opowieści biblijnych, tak mocno wpływających na uczucia całych pokoleń. Nawet dziś jedną z większych prowokacji nauki darwinowskiej wobec naszych uczuć religijnych jest problem, jak pogodzić historię stworzenia przez Boga z historią ewolucji dokonującej się za pomocą doboru naturalnego.

Tzw. „kreacjoniści” twierdzą, że pojednanie obu rzeczywistości jest niemożliwe, dlatego po prostu odrzucają opowieść Darwina jako błędną lub nawet nienaukową. Z kolei wielu ewolucjonistów lekceważy Biblię, traktując ją jako „mit” nie do pogodzenia z naukami przyrodniczymi. Jak rozwiązać ten spór?

Najprostszym sposobem jest uznanie, że przekaz biblijny to nie to samo, co nauki przyrodnicze, a nauka Darwina to nie Objawienie. Wyraźną wskazówkę znajdujemy już pod koniec XIX wieku w encyklice Leona XIII „Providentissimus Deus”. Rozważając kwestię, jak interpretować Pismo św., papież przestrzega czytelników, aby w tekstach biblijnych nie szukali informacji przyrodniczych.

Jeśli trzymamy się ściśle tej prostej reguły, możemy w dużym stopniu zapobiec intelektualnemu cierpieniu i niepotrzebnemu zamieszaniu. Trzeba jasno powiedzieć, że nie powinniśmy nigdy stawiać historii Darwina w konkurencji do opowiadania biblijnego.

Na ogół Kościół katolicki i niefundamentalistyczne Kościoły protestanckie uniknęły tego błędu, lecz główne nurty fundamentalistycznego i ewangelikalnego protestantyzmu ciągle postrzegają Biblię jako wiarygodną naukowo. W efekcie sądzą, że nauka Darwina jest nie do pogodzenia z „prawdą” biblijną.

Ewolucja to nie tylko teoria

Niektóre osoby wierzące próbują złagodzić ostrość idei Darwina twierdząc, że ewolucja nie jest naprawdę naukowa. Twierdzą, że genialna myśl Darwina to „tylko teoria”, której nie potwierdzają obserwacje.

Twierdzenie, że ewolucja jest „tylko teorią”, a nie „faktem”, objawia poważne niezrozumienie tego, co znaczy w pracy naukowej „teoria”, a co „fakt”.

Teoria jest szeroko pojętym sposobem organizowania i przekazywania danych zebranych w trakcie naukowych badań. Nic nie może stać się „faktem” naukowym, jeśli nie zostanie umieszczone w kontekście szerszej teorii. Teoria nie jest czymś, co rozpływa się i znika w momencie, gdy dojdziemy do „faktów”. Jest trwałym, logicznym kontekstem, w którym fakty mogą być interpretowane właśnie jako fakty.

 

Dlatego też w świecie nauki nie należy do dobrego tonu mówienie, że coś jest „czystą” teorią. Teoria naukowa nie jest po prostu swobodnym zgadywaniem, pozbawionym jakichkolwiek podstaw. Gdy chodzi o ewolucję, to nazywanie jej teorią wcale nie pomniejsza jej naukowej pozycji. Naukowcy muszą umieszczać wszystkie swe dane i hipotezy wewnątrz szerszych ram niektórych systemów myślowych, takich jak np. newtonowska lub einsteinowska teoria grawitacji, jeśli chcą, aby miały one w ogóle sens.

Poprawne pytanie brzmi zatem, czy teoria ewolucji jest podparta wystarczającymi dowodami. Odpowiedź jest niewątpliwie pozytywna, ale – jak wszystkie inne teorie naukowe – teoria ewolucji jest przedmiotem ulepszania i weryfikacji.

Z naukowego punktu widzenia patrząc, okazała się ona stabilna, ponieważ wytłumaczyła wiele zjawisk, które bez niej byłyby nieczytelne. Istnieje ogromna ilość materiału empirycznego na potwierdzenie tej teorii: np. materiał kopalny, rozmieszczenie biogeograficzne, anatomia porównawcza, geologia, embriologia, dane radiometryczne, a obecnie studia nad mapami genetycznymi.

Trudno byłoby wytłumaczyć materiał kopalny i inne dane ewolucyjne, jeśli bralibyśmy Biblię dosłownie i mierzyli wydarzenia ziemskie w tysiącach, a nie miliardach lat. Z drugiej strony, teoria ewolucji w połączeniu z wiedzą geologiczną oraz innymi naukami przyrodniczymi oferuje sensowną historię dziejów życia i ziemi.

Możemy oczekiwać, że nauki ewolucyjne będą się doskonalić – jak wszystkie teorie naukowe – gdyż znakiem siły, a nie słabości nauki jest fakt, że dopuszcza ona korekturę własnych idei.

Czy kiedykolwiek zaobserwowano proces ewolucji?

Zmiany ewolucyjne zaobserwowano w bakteriach, dziobach zięb, muszkach owocowych i w ćmach pieprzowych.

W przypadku tych ostatnich naukowcy stwierdzili, że liczba białych ciem zmniejsza się, natomiast ciemnych rośnie, gdy drzewa w Anglii pokrywają się sadzą w wyniku zanieczyszczeń przemysłowych. Ciemne ćmy okazują się zdolniejsze do adaptacji, ponieważ łatwiej im kamuflować się na korze pokrytej sadzą i uniknąć zjedzenia przez ptaki. Ponieważ przeżywają one częściej, dlatego zrozumiałe jest, że mają więcej potomstwa i właśnie ten rodzaj zaczyna dominować. Gdy tylko drzewa zaczęły wracać do swej naturalnej barwy, białe ćmy pojawiły się na nowo.

Ten rodzaj ewolucji, zwany mikroewolucją, nie stanowi jednak problemu dla religijnych przeciwników Darwina. Nawet kreacjoniści dopuszczają modyfikacje wewnątrz poszczególnych gatunków. Być może najlepszym przykładem wariacji jednego gatunku jest pies domowy, w którym różnice mogą być bardzo wyraźne, a jednak możliwe jest krzyżowanie.

Kreacjoniści i inni przeciwnicy Darwina odrzucają natomiast „makroewolucję”, czyli proces, w wyniku którego pojawia się zupełnie nowy gatunek.

Nauki ewolucyjne przyjmują natomiast pojawianie się nowych gatunków. Powodem może być izolacja geograficzna, stopniowe genetyczne oddalanie się od populacji przodków lub inne sposoby odróżniania się od nich na przestrzeni czasu. Proces ten, zwany „specjacją”, wytwarza całkiem nowy gatunek, który – z wyjątkiem przypadkowych hybryd – naukowcy definiują na podstawie niemożności krzyżowania z gatunkiem wcześniejszym.

Przeciwnicy ewolucji, zwłaszcza zwolennicy dosłowności tekstu biblijnego, twierdzą jednak, że ponieważ nikt nie zaobserwował powstania nowego gatunku, ewolucja nie ma podstaw empirycznych. Upierają się przy twierdzeniu, że idea makroewolucji nie ma oparcia w obserwacji, dlatego nie można jej zakwalifikować do wiarygodnej nauki. Twierdzą, że nauka musi być zdolna do wielokrotnego eksperymentalnego uzyskania tych samych wyników, a biologia ewolucyjna nie jest w stanie tego zrobić w przypadku specjacji.

Pewien kreacjonista, który w 1999 roku pomagał komisji do spraw szkolnictwa w Kansas w usunięciu przyrodoznawstwa ewolucyjnego z obowiązkowego programu szkolnego, stwierdził, że ewolucja jest „kłamstwem” i „oszustwem”, ponieważ „nie można pójść do laboratorium lub wyjść na pole i wyprodukować pierwszej ryby”.

 

Takie ciasne pojmowanie funkcjonowania nauk przyrodniczych nie jest możliwe do zaakceptowania przez przyrodników. To oczywiste, że ludzie nie żyją dostatecznie długo, aby bezpośrednio zaobserwować wydarzenie specjacji, które Darwin i jego uczniowie odkryli zapisane w materiale kopalnym, a ostatnio w genomach wielu gatunków. Krótkość naszego życia nie wystarczy jednak, aby ewolucji odmawiać naukowości.

Nikt z nas nie był świadkiem tworzenia się archipelagu Wysp Hawajskich, lecz niewielu odrzuci twierdzenia naukowców wysuwających teorię, że powstały one w czasie milionów lat w wyniku aktywności wulkanów. Nikt nie oglądał Wielkiego Wybuchu, a jednak jego kosmologia jest równie pewna, jak większość współczesnych teorii naukowych.

Podobnie, teoria ewolucji w żaden sposób nie zostaje osłabiona przez fakt, że nie zaobserwowaliśmy bezpośrednio powstawania nowych gatunków. Możemy ją sensownie wydedukować z dostępnego materiału.

Teoria ewolucji i „zbyteczny” Bóg

Niemal wszyscy współcześni biologowie zgadzają się z poglądem, że zmiany genetyczne, skumulowane w czasie, mogą doprowadzić do powstania nowych gatunków bez konieczności cudu.

Mikroewolucja może stopniowo przekształcić się w makroewolucję. Nie możemy być bezpośrednimi świadkami specjacji, ponieważ nie żyjemy dostatecznie długo. Wytworzenie nowego gatunku może bowiem zająć miliony lat. Na przykład, nie da się bezpośrednio zaobserwować wyodrębnienia się wieloryba z wcześniejszych ssaków lądowych, ale może ono być wydedukowane na podstawie ciągu skamielin.

Naukowość konkretnej idei nie wymaga, aby opierała się ona całkowicie i bezpośrednio na materiale empirycznym. Nikt z nas nie był w stanie oglądać wybuchu supernowej, który poprzedził powstanie naszej galaktyki, ale naukowcy mają prawo dojść do wniosku, że taki wybuch miał miejsce. Podobnie jest ze specjacją.

Mówiąc najprościej, jeden gatunek odróżnia się od drugiego niemożnością krzyżowania. Aby doszło do specjacji niewielka grupa organizmów musi zostać odizolowana od większej populacji przez dłuższy okres czasu.

Modyfikacje genetyczne w tej małej, wyizolowanej grupie doprowadzą w tym czasie do znacznie większych zmian niż te, które zajdą w większej grupie. Powstała populacja będzie w końcu tak odmienna od poprzedniej oraz od populacji równoległych, że wymiana genów między nimi stanie się niemożliwa. W ten sposób dojdzie do powstania nowego gatunku bez potrzeby cudu w postaci specjalnej Bożej interwencji.

Brak takiej interwencji lub specjalnego aktu stwórczego w procesie ewolucji nie oznacza jednak, że bez pojęcia Boga można pokusić się o adekwatne i najgłębsze wytłumaczenie zjawiska życia.

Co więcej, prawdziwa moc Boskiej kreatywności przejawia się w działaniu przy użyciu „naturalnych” poziomów przyczynowości, które studiuje biologia ewolucyjna. W każdym razie próba umieszczenia działania Bożego na poziomie naturalnej biologicznej przyczynowości prowadzi do pomniejszenia obrazu Boga.

Takie podejście nazywane jest teologią „Boga wypełniającego luki”. Umieszcza ono Boskie wytłumaczenie w lukach ludzkich poszukiwań, zamiast odkryć Boży wpływ na poziomie o wiele głębszym niż ten, do którego mają dostęp nauki przyrodnicze.

Podejście typu „Bóg wypełniający luki” jest hamulcem dla przyrodoznawstwa, gdyż zniechęca naukowców do głębszego studiowania procesów przyrody. Co więcej, z punktu widzenia teologicznego jest to bałwochwalstwo. Pojmuje bowiem Boskie działanie jako jedno z ogniw w ziemskim łańcuchu skończonych przyczyn, zamiast jako ostateczną podstawę wszelkich naturalnych przyczyn.

Tekst pochodzi z książki Johna F. Haughta, Odpowiedzi na 101 pytań o Boga i ewolucję

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Czy można pogodzić Darwina z Biblią?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.