Czym się różnią „tradycyjna” i „nowa” msza? Dominikanie wyjaśniają
Spór o to, która msza jest "lepsza" albo "bardziej godna" rozgrzewa ostatnio środowiska katolickie. Nie każdy jednak wie, czym dokładnie różnią się „tradycyjna” i „nowa” msza. O tym, co się zmieniło po Soborze Watykańskim II, opowiada o. Łukasz Miśko OP w podkaście "Puzzle wiary".
Liturgia eucharystyczna do swojego obecnego kształtu dochodziła przez wieki. Ostatnim uporządkowaniem przepisów dotyczących sprawowania mszy jest mszał papieża Pawła VI, ogłoszony w 1969 roku. Wcześniej podobne uporządkowanie miało miejsce podczas Soboru Trydenckiego, a po soborze w 1570 roku ogłoszono mszał Piusa V, dlatego wiele osób nazywa poprzednią formę mszy „trydencką” lub mszą „w rycie trydenckim”.
Jak wygląda msza trydencka? Jest kilka dużych różnic
Jak wyglądała msza sto lat temu? W dominikańskim podkaście „Puzzle wiary” o. Łukasz Miśko OP z Dominikańskiego Ośrodka Liturgicznego wyjaśnia podstawowe różnice.
- Dlaczego mówi się ryt trydencki? To była próba uporządkowania liturgii w czasie chaosu kontrreformacji, a Mszał Piusa V stał się podstawą na następne czterysta lat. Pius V wziął jedną z tradycji, która obowiązywała wtedy w Rzymie, i ją skodyfikował. Dopuścił ryty, które były starsze niż dwieście lat, inne wariacje ukrócił – wyjaśnia o. Miśko. – Cały XX wiek to jest czas oczyszczania się liturgii. Przychodzi sobór watykański II i nadchodzą zmiany – dodaje.
„Niezauważalny” celebrans i bardzo ścisłe wytyczne
Jak tłumaczy dominikanin, największa zauważalna różnica między „nową” mszą a mszą trydencką to rola celebransa, czyli księdza, który przewodniczy.
- Przed Soborem Watykanskim II celebrans był taki „niezauważalny”: jego osobowość, poczucie humoru, umiejętność przewodniczenia czy skupiania na sobie uwagi nie miały znaczenia, bo on po prostu „robił czerwone i mówił czarne”, jak się to mówiło. Nie było żadnego miejsca na zmiany, na dowolność. W nowej mszy jest troszeczkę więcej przestrzeni na tworzenie wspólnoty – mówi o. Miśko. - Był wprost wyrażony zakaz kontaktu wzrokowego celebransa ze zgromadzeniem: jesteś alter Christus i niejako znikasz.
Jak dodaje, ksiądz, sprawując mszę w rycie trydenckim, miał znikać za rolą, którą miał do odegrania, a brak precyzji i ścisłego trzymania się wytycznych mógł być nawet powodem popełnienia grzechu.
- Jego gesty były bardzo precyzyjne. Było ściśle wyliczone, jak ma się kłaniać, jak głęboko, jak wysoko podnosić ręce, jak układać dłonie. Było takie obwarowanie w kodeksie (prawa kanonicznego – przyp.red.) że to wpływa na godziwość mszy. Starsi kapłani wspominali, że to była ogromna presja. Dlatego wielu księży ucieszyło się ze zmian, spadł im kamień z serca: jeśli wyciągnę ręce trochę wyżej, to nie będzie koniec świata – opowiada dominikanin.
Ksiądz tyłem do wiernych, w kierunku wschodu
Druga różnica, którą chyba najłatwiej jest zauważyć, to kierunek, w jakim sprawuje się Eucharystię. Orientacja na mszy przedsoborowej jest „z ludem”: ołtarze są „przyklejone” do ściany wschodniej, by zwracać się ku wschodowi, a celebrans stoi tyłem do ludu.
- Ludzie chyba nie rozumieli tego kierunku: dla nich to było tak, że ksiądz odwraca się do nich plecami i robi coś dziwnego. Głęboka idea była taka, że celebrans razem z całym zgromadzeniem zwraca się w tę samą stronę, w stronę wschodu, symbolizującego Chrystusa – wschodzące słońce – wyjaśnia o. Miśko.
Główną część modlitw na mszy ksiądz mówił szeptem
To kolejna różnica między mszą „posoborową” a „przedsoborową”: wierni rozumieją i słyszą bardzo mało. Po pierwsze dlatego, że formularz mszy jest po łacinie, a mało kto poza księżmi znał ten język na tyle dobrze, by rozumieć z mszy wszystko. Po drugie dlatego, że w przedsoborowej mszy wierni słyszeli bardzo niewiele.
- Problemem nie był brak mikrofonów, po prostu ksiądz główną część mszy, czyli kanon, modlitwę eucharystyczną, mówił po cichu. Wszystkie modlitwy, które są uwielbieniem Boga, wspomnieniem tego, co Bóg zrobił oraz słowa Jezusa z Ostatniej Wieczerzy, były odmawiane szeptem przez całe drugie tysiąclecie – mówi o. Miśko. - Coraz mniej ludzi rozumiało łacinę, łacina była domeną kleru i de facto msza stała się bardziej mszą kleru niż zgromadzenia. Pod koniec pierwszego tysiąclecia udział ludzi się zmniejszał i akcent kładło się na adorowanie, uznanie tajemnicy Boga jako kogoś, kto jest inny. Najważniejsze modlitwy były odmawiane po cichu, ludzie pobożnie się modlili i czekali tylko na to, żeby dzwonek zadzwonił i oznajmił przeistoczenie.
Jakie są plusy i minusy mszy posoborowej?
Zapytany o plusy i minusy nowej mszy, o. Łukasz Misko wymienia kilka kwestii. Po stronie plusów zdaniem dominikanina są przede wszystkim języki narodowe i zaangażowanie świeckich.
- Trzeci plus to dowartościowanie tego, co lokalne i osobiste. W starej liturgii ksiądz nie istniał jako osoba. Teraz czasami przeginamy i opowiadamy żarciki, ale jednak Jezus działa przez konkretnych ludzi w konkretnych miejscach; moje człowieczeństwo podporządkowuje się funkcji, ale nie może całkiem zniknąć – mówi dominikanin.
Minusem mszy Pawła VI jest według zakonnika brak ciszy.
- W nowej mszy za dużo mówimy. Brakuje ciszy; jest dużo pięknych i ważnych słów, ale nowa msza ma tendencję do bycia przegadaną – zauważa. - Osobiście bardzo mi też brakuje orientacji, zwrócenia się ku wschodowi. No i muzyka liturgiczna leży – dodaje o. Miśko.
Posłuchaj całego podkastu:
Źródło: dominikanie.pl / YouTube.com / mł
Skomentuj artykuł