Duchowa przemiana Ignacego Loyoli. Jak zmienił swoje życie po nawróceniu?
Człowiek z krwi i kości. Cierpliwy i wyrozumiały psycholog oraz przewodnik dusz, który całe swoje życie poświęcił walce o ideały. Ignacy potrafił zamieniać marzenia w czyn. Przykładem życia pociągał za sobą innych. Początkowo jeszcze pielgrzym bezustannie podążający za głosem Bożego wołania i szukający swego miejsca w świecie. Z czasem osiadł w Rzymie, gdzie za pomocą korespondencji próbował objąć opieką rozrastające się Towarzystwo Jezusowe rozproszone w wielu zakątkach świata.
Kiedy zbudziła się w nim potencjalna energia pokoju i wolności, zaczął, ale tylko zaczął, być innym człowiekiem. Z zewnątrz dostrzeżono jej blask: „Brat jego, a także i wszyscy domownicy zauważyli po jego zewnętrznym sposobie życia zmianę, jaka dokonała się we wnętrzu jego duszy”. Nawet mali bratankowie, Millán, Magdalena, Catalina i Marina zdadzą sobie sprawę ze zmiany. Jakżeby miała jej nie zauważyć zawsze tak bogobojna dona Magdalena?
Tego rodzaju przeobrażenia duchowe przekształcają spojrzenie na to, co na zewnątrz, a jeszcze bardziej na rzeczy wewnętrzne - zaczyna się wszystko widzieć innymi oczyma.
Inigo zaczął chodzić zamyślony, ku zdumieniu całej rodziny odzyskał wolność, jego nowa pasja zapłonęła wielkim płomieniem. Jest poruszony, afectado, w bogatym znaczeniu, jakie potrafił nadać temu słowu. „On zaś, nie troszcząc się o nic, trwał w swoim czytaniu”- jak wcześniej, kiedy zapominał o Bożym świecie, zaczytując się opowieściami rycerskimi.
Trzęsienie ziemi
Umacniał się w swoich dobrych postanowieniach, a czas spędzany na rozmowach z domownikami poświęcał sprawom Bożym. Był to najwyższy dowód odmiany, jaka się w nim dokonała, zwłaszcza jeżeli weźmiemy pod uwagę fakt, że nigdy nic nikomu nie powiedział na temat trzęsienia ziemi, które dokonało się w jego wnętrzu.
Nie zwierzył się nawet bratu kapłanowi. Teraz jego słowa, naładowane wewnętrznymi wibracjami, zaczynały znajdować oddźwięk u innych. To jego pierwsze doświadczenia jako przewodnika dusz. Zaczął go ogarniać coraz większy entuzjazm. Łapczywie rzucił się do czytania książek, które wcześniej wertował z nudów.
Teraz widział ich treść zupełnie inaczej. Przyszło mu nawet do głowy, żeby zacząć notować najważniejsze wydarzenia z życia Chrystusa i świętych; pracowicie i z wielką starannością spisywał je na arkuszach, z których powstała prawie trzystustronicowa księga. Zapisywanie myśli i trafnych zdań stanowi wzmocnienie psychologiczne, które sprawia, że mocniej docierają one do świadomości i zapadają głębiej w pamięć.
Niektóre sformułowania z Flos sanctorum autorstwa kartuskiego mnicha wypłyną nieco później podczas tworzenia tekstu „Ćwiczeń duchownych”, gdzie wyśledzili je znawcy tematu.
Wewnętrzne odczuwanie i smakowanie rzeczy
Również selekcja myśli pomaga utrwalić je w pamięci, co najmniej tak samo jak ich spisywanie; dokonywanie wyboru odkrywa stosowane kryteria i osobiste preferencje, które zakorzeniły się w świadomości podczas nawracających medytacji.
„Smakuj w porządku i z dyskrecją każdą kolejną chwilę życia”, radzi El Cartujano, przytaczając przykład św. Cecylii, która dniem i nocą rozmyślała nad najpobożniejszymi fragmentami Ewangelii, nieustannie wracała do nich myślą, „smakując je smakiem”.
Doświadczenie to nauczyło Iniga, że „nie obfitość wiedzy, ale wewnętrzne odczuwanie i smakowanie rzeczy zadowala i nasyca duszę” [ĆD 2]. Gdyby owa smakowita silva rerum Iniga zachowała się do naszych czasów, byłaby wspaniałym odbiciem wynikających z lektury „sympatii wyborów”, które w owej chwili zapładniały jego duszę. Tak to sfrustrowany naśladowca książkowych sentencji i dyskursów miłosnych teraz przykładnie kaligrafuje, odtwarzając w dosłownym brzmieniu fragmenty, z którymi najbardziej się identyfikuje lub które najbardziej mu się podobają. Zmienia pióro i kolor atramentu, przepisując słowa Chrystusa czerwonym, a słowa Matki Boskiej niebieskim kolorem na papierze, który „był gładki i poliniowany”.
We wspomnieniach, tak dokładnych i pełnych szczegółów, zaskakuje świeżość, z jaką pobrzmiewa swego rodzaju niewinność oryginalnego wydarzenia, zupełnie nieprzystająca do wizerunku owego porywczego i nieokrzesanego żołnierza, jakiego niektórzy z takim uporem dopatrują się w tym przypadkowym wojaku.
Tego rodzaju czysta, przejrzysta niewinność może jedynie wypływać ze źródlanych wód odzyskanego dzieciństwa. Unamuno, z intuicją, która często jest więcej warta niż największa erudycja, daje nam klucz do zrozumienia tych pełnych niewinności ekscesów: „Bohater wewnątrz siebie jest zawsze dzieckiem, jego serce jest zawsze dziecinne; bohater jest po prostu dużym dzieckiem”. Albo, jak się wyraził w innym miejscu: szaleńcy - ja pozwolę sobie dodać: podobnie jak dzieci - „zawsze mówią serio; to ludzie normalni stroją sobie żarty”.
Jakże serio potraktował Inigo tworzenie swojej osobistej antologii pism! Ślęczał nad nią całymi godzinami, bowiem powoli zaczynał już wstawać i poruszać się trochę po domu. Część swego czasu spędzał również „na modlitwie”.
Zmieszanie w swojej pobożności
Po raz pierwszy natykamy się tu na to owiane tajemnicą słowo. Nie jest trudno się modlić, kiedy w duszy kotłują się człowiekowi najróżniejsze pragnienia i zamiary, wstręt do własnego życia i potrzeba pomocy; w tym ferworze nie szkodzi, jeżeli wypowiadane słowa nie są najbardziej adekwatne albo zbyt skąpe - zawsze będą za ubogie, żeby wyrazić wszystko to, co ma się w sobie. Zapewne Inigo posługiwał się jakimś brewiarzem, który oszczędzał mu twórczych wysiłków nad wyrażeniem myśli w języku, do którego nie był przyzwyczajony.
To tam mógł znaleźć modlitwę „Anima Christi”, której autorstwo przypisywano mu przez całe wieki. Z tego, co na starość Inigo wyzna początkującemu jezuicie, który martwił się swoim zbytnim przywiązaniem do rodziców i rodziny, wiemy, że był to cenny i bogato ilustrowany brewiarz.
Żeby pocieszyć go i pouczyć, Inigo wyznał, że w pierwszych dniach po nawróceniu odczuwał zmieszanie w swojej pobożności, gdyż na jednym z wizerunków Najświętsza Maria Panna była z twarzy niezwykle podobna do jego bratowej, doni Magdaleny, co budziło w nim czysto ludzką czułość. Żeby temu zaradzić, przykrywał obrazek kartką papieru. Z żarliwością nowo nawróconego ten człowiek skłaniający się bardziej w stronę ferrea extremositas [żelaznej skrajności] niż ku jakiemukolwiek rodzajowi aurea mediocritas [złotego umiaru], zaczął już wówczas stosować taktykę oppositum per diametrum [robienia tego, co skrajnie przeciwne]. Miał we krwi i skłonność do wpadania w gniew, i do popadania w przesadę.
Typową dla świeżo nawróconego przesadą była również surowa reprymenda, którą potraktował opiekuńczą bratową, donę Magdalenę. Wszystkiemu winne były psy do polowania, o których wypożyczenie poprosili krewni z Iraety. Dona Magdalena powiedziała, że są poza domem, choć nie była to prawda. Prawie wszyscy uważają, że to nieistotne kłamstwo wyprowadziło Iniga z równowagi; są i tacy, którzy dopatrują się za odmową doni Magdaleny bardziej pokrętnych pobudek: rodzina z Iraety należała do stronnictwa gamboińczyków.
Jednak pod tą na pozór gruboskórną skorupę w duszę Iniga wsącza się z coraz większą siłą coś niezwykle subtelnego: pocieszenie. Często przez długie chwile wpatruje się w niebo, podziwiając gwiazdy. Co by powiedzieli kasztelan Herrera albo alkad Arévalo, Montalvo, gdyby dowiedzieli się, że „największą jego pociechą było patrzeć w niebo i gwiazdy, co też czynił często i przez długi czas, ponieważ odczuwał wtedy w sobie wielki zapał do służby Bożej”?
Siła popychająca do działania
Inigo ma teraz nowe oczy i dlatego obserwuje przyrodę w sposób, jakiego nigdy wcześniej sobie nie wyobrażał. Pozwala się ogarnąć kosmicznemu uczuciu, jak to robił jego uwielbiany św. Franciszek z Asyżu.
Jednak to uczucie przekształca się u niego w dynamiczną siłę popychającą go do działania. Nigdy nie był mistrzem słowa. Jest uważany za mistrza rozmyślań i wykorzystywania woli. Jednak jego sekret wewnętrzny polega na odczuwaniu, na „wewnętrznym odczuwaniu” [ĆD 2].
Przez całe życie będzie dawał się nieść i kierować owym wewnętrznym falom, będzie wręcz metodycznie poszukiwał ich sprawczej mocy, którą nazwie „poruszeniem” - kínēsis, jakby powiedzieli starożytni greccy asceci - choć szybko nauczy się też, że istnieją jałowe okresy, podczas których nic szczególnego się nie odczuwa i kiedy skuteczna miłość, miłość-służba, bierze się jedynie z woli.
Czyżby ten niemy badacz nieba i gwiazd miał się przeobrazić w człowieka skłonnego do kontemplacji? W pierwszej kolejności pragnie się zabrać do zaległego zadania: „pragnął być już całkowicie zdrowym, aby móc udać się w drogę”. Żyje chwilą obecną, silnie przeżywając intensywną i głęboką wiarę, ale znów zaczyna sobie wyobrażać przyszłość, ucieka do przyszłości, a nawet zaczyna się zastanawiać nad tym, co będzie robił po powrocie z Jerozolimy.
* * *
Fragment pochodzi z książki „Ignacy Loyola. Sam i na piechotę. Powieść biograficzna” wydanej nakładem wyd. WAM.
Skomentuj artykuł