Aborcja kosztowała dwa snikersy

(fot. shutterstock.com)
Julia Płaneta

Dwa zdania zapadają w pamięć. Pierwsze o tym, że jeszcze niedawno cena aborcji była równa cenie dwóch snikersów. Drugie o kobiecie, która dokonała aborcji 34 razy. Aborcja jest traktowana tutaj jako środek antykoncepcyjny.

Karaganda, miasto kojarzone przede wszystkim z wydobywaniem węgla kamiennego, w Kazachstanie. To już trzeci dzień naszej podróży. Wieczorem autobus dojeżdża na granice miasta. Tutaj mieszkają polscy księża, Marianie.

W drzwiach wita nas jeden z nich, zaprasza do środka, a zaraz z tyłu pada pytanie: "przywieźliście polską kiełbasę?". Przy stole siedzi kilka osób, wszyscy mówią po polsku, zupełnie jak w domu.

Po chwili pojawia się kolacja, ciepła herbata, domowy bimber na spróbowanie. Rodzi się wiele pytań o tutejsze codzienne życie. Mieszka tutaj trzech księży: Zbigniew, Grzegorz i Tomasz. Ksiądz Zbigniew dużo żartuje i opowiada. Ksiądz Grzegorz jest bardziej zamknięty w sobie, troskliwy.

Następnego dnia wieczorem rozmawiamy z księdzem Zbigniewem. Początkowo pojawia się wiele pytań, potem sam zaczyna opowiadać. Mówi, że w Kazachstanie jest bardzo dużo aborcji. Dwa zdania zapadają w pamięć. Pierwsze o tym, że jeszcze niedawno cena aborcji była równa cenie dwóch snikersów. Drugie o kobiecie, która dokonała aborcji 34 razy. Aborcja jest traktowana tutaj jako środek antykoncepcyjny.

Cudowne dziecko

Był taki jeden przypadek, cud. "Polska rodzina", mieli już trójkę dzieci i ona w wieku około 40 lat zachodzi w ciążę. Dzieci odchowane, więc jej się zrobiło głupio. Najgorsze było to, że lekarze naciskali na nią, żeby zrobiła aborcję, bo mówili, że dziecko się na pewno urodzi nienormalne. Po prostu zaczęli ją straszyć. Z czasem kazali podpisywać jej dokumenty, że jeśli dziecko się urodzi, ona bierze winę na siebie.

Ta kobieta była bardzo wierząca, jednego dnia przyszła do mnie z mężem. Powiedziała tylko: "proszę księdza, musiałam przyjść, bo myślałam, że już nie wytrzymam". Lekarze nie dawali jej spokoju. Powtarzałem im, że Kościół nikogo nie zmusza do bohaterstwa, ale podkreślałem też, że jeżeli już jest taka walka o dziecko, to później będzie jeszcze ciekawiej. Mogłem zagwarantować, że jako ksiądz we wszystkim jej pomogę.

W końcu urodziła to dziecko, miało na karku znamię, które wyglądało jak tatuaż: były na nim serce, korona i krzyż. Ta dziewczyna ma teraz dwadzieścia lat, mieszka w Polsce, potem to znamię jej zeszło. To był jeden z mocniejszych znaków, jaki przeżyłem w swoim kapłaństwie.

"To jest dziecko księdza Zbigniewa"

Była taka jedna kobieta w ciąży, miała już dorosłego syna, więc głupio jej było urodzić. Jak już urodziła i była na spotkaniu przy parafii, to powiedziała: "nie wiem czy wiecie, ale Krystynka to jest dziecko księdza Zbigniewa". A ja mówię: "ale wyjaśnij dokładnie o co chodzi, bo zaraz mi się tutaj kolejka ustawi".

Czasami myślimy, że wszystkie ciąże powinny być planowane i chciane, a nieraz małżonkowie współżyją, ale nie myślą o tym, że Pan Bóg da poczęcie. Nieraz jest odwrotnie, ludzie chcą mieć dziecko i nie mogą, tutaj też błogosławię, ale to Pan Bóg mnie tak natchnął.

Gdy wróciłem drugi raz do Kazachstanu w 2011 roku, zaczęły przychodzić dziewczyny, które wcześniej błogosławiłem przy sakramencie małżeństwa i które nie mogły mieć dzieci. Przypomniałem sobie, że przecież my jesteśmy Marianie od Niepokalanego Poczęcia Dziewicy Maryi.

Jak byłem w Licheniu na beatyfikacji założyciela naszego zgromadzenia (Stanisława Papczyńskiego), wróciłem do Kazachstanu i po jednej z rozmów z dziewczynami, które nie mogły zajść w ciążę, jakoś tak mnie natchnęło, że nasz założyciel szerzył kult Niepokalanego Poczęcia Dziewicy Maryi.

Cud, który był wymagany do jego beatyfikacji, był właśnie z tym związany. Pewna kobieta żyła w małżeństwie, poczęła dziecko, potem pojawiły się problemy zdrowotne, zaczęła chodzić do szpitala i okazało się, że dziecko zmarło w jej łonie. Jej wujek modlił się za wstawiennictwem naszego założyciela i po trzech dniach dziecko powróciło do życia, zmartwychwstało.

"Jak ty pomagasz w tym poczęciu?"

Nagle mnie natchnęło, żeby się modlić nad tymi dziewczynami. To nie było takie proste, bo nie chciałem im robić złudnej nadziei. Sam za bardzo w to nie wierzyłem, bo kimże ja jestem? Pewnego dnia zaproponowałem jednej z kobiet: "słuchaj, spróbuję ci pomóc, udzielę ci błogosławieństwa za wstawiennictwem naszego ojca założyciela". Tak się zaczęły cuda. Urodziła jedna, druga, trzecia.

Pamiętam taką dziewczynę, miała na imię Ksiusza, która nie mogła mieć dzieci, ponieważ brała silne leki przez co lekarze nie dawali jej żadnych szans na poczęcie dziecka. Była we wspólnocie, ale przyszła któregoś dnia i powiedziała: "możesz się nade mną pomodlić". Teraz jest z trzecim dzieckiem w ciąży.

Podobnym przypadkiem było bezdzietne od prawie 13 lat małżeństwo brata księdza Grzesia. Pamiętam, jak przyjechał do mnie z żoną, gdy byłem w Warszawie, pomodliłem się nad nimi. Teraz Grzesiu ma na komórce zdjęcie takiej malutkiej dziewczynki. On się ze mnie początkowo śmiał: "Zbychu, jak ty pomagasz w tym poczęciu? Jak daleko pomagasz?". Ja mówię: "nie wiem, ja jedynie się modlę, a dalej działa Pan Bóg".

...

To nie jest tak, że to my czynimy cuda, tylko Pan Bóg przez nas. My możemy jedynie grzeszyć. Czasami myślimy, że to jest sprawa świadomości człowieka wierzącego, dlatego ludzie często się zwracają do księży z prośbą o modlitwę, że to oni "coś załatwią tam na górze" a ja mówię: "a ty co? A ty się będziesz modlić czy nie?". Na pewno to jest sprawa wiary. Ważne jest nie tylko działanie Boga, ale także współdziałanie człowieka. Tutaj jest ponad 40 kobiet, które mówią, że mają dzieci "po modlitwie księdza Zbigniewa". Jakoś to działa, choć od samego początku ja sam w to nie wierzyłem.

...

Nocny pociąg prowadzi dalej na południe Kazachstanu. Katolicka parafia na obrzeżach miasta pewnie czeka na następnych gości, a może na chwilę oddechu? Marianie czekają na kolejne cudowne poczęcia.

...

Ksiądz Zbigniew Grygorcewicz urodził się w 1965 roku. W 1985 roku wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. 25 sierpnia 1992 roku rozpoczął posługę w Karagandzie w Kazachstanie. Potem rozpoczął tam budowę kościoła, a później klasztoru.

We wrześniu 1999 roku wrócił do Polski na studia doktoranckie na KUL-u. W grudniu 2005 roku udał się do Borysowa na Białorusi, gdzie dzięki sponsorom zrealizował wiele projektów. W 2011 wrócił do Karagandy, gdzie udało się otworzyć świetlicę dla dzieci pochodzących z rodzin patologicznych. Słucha Pink Floydów (dzięki ich tekstom uczył się angielskiego), The doors i Dire Straits.

Julia Płaneta - należy do wspólnoty Kurs Alfa u Kapucynów w Krakowie, współpracuje z portalem DEON.pl i "Modlitwą w drodze"

Dziennikarka i redaktorka, często ogarniacz wielu rzeczy naraz od terminów po dobrą atmosferę. Na co dzień pisze autorskie teksty oraz zajmuje się działem "Inteligentne życie" i blogosferą blog.deon.pl. Prowadzi także bloga wybieramymilosc.pl

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Aborcja kosztowała dwa snikersy
Komentarze (2)
Agamemnon Agamemnon
22 listopada 2017, 13:35
Wszystko co widzimy dookoła jest cudem.
JP
Joanna Piątek
22 listopada 2017, 09:20
Świetny artykuł. Jedne z takich, które mają "moc" przemoszenia w opisywane miejsce. Daje też do myślenia odnośnie macierzyństwa... Narodziny dziecka muszą być cudowną chwilą.