Adam Szustak OP: to najważniejsza rzecz do zrobienia w tym Adwencie

fot. Maskacjusz TV / YouTube
Adam Szustak OP

Zaczynamy adwentowe oczekiwanie, czyli czas przygotowania do świąt Bożego Narodzenia. Zawsze na początku Adwentu, w dniu otwierającym też nowy rok liturgiczny zadaję Bogu na modlitwie pytanie: "Co chciałbyś we mnie zrobić w tym czasie? Jakie są Twoje pomysły i pragnienia na ten Adwent?".

Gdy czytam Słowo z liturgii przeznaczone na ten rok, pojawia mi się w głowie myśl, która wynika z tych czytań, choć nie jest ich głównym tematem. Chciałbym jednak uchwycić się tego drobnego wątku i w rozważaniach pójść ścieżką, którą on wyznacza. Nie będzie to zatem kompletne wytłumaczenie Ewangelii lub czytań, ale jedynie ukazanie kierunku, w którym warto podążyć w tegorocznym Adwencie.

W powyższym fragmencie Ewangelii św. Marka, który zawiera wezwanie do czuwania i do bycia gotowym na przyjście Pana, zachwycił mnie sposób, w jaki Jezus opisuje dom. Gdyby uważnie przyjrzeć się kontekstowi, w jakim padają te słowa, okazuje się, że stanowią one część ostatniej nauki Jezusa, którą wypowiedział przed swoją męką i śmiercią. Chrystus opowiada swoim uczniom o człowieku, który udał się w daleką drogę. Być może, mówiąc te słowa, myślał o tym, że sam wkrótce uda się w najdalszą z możliwych podróży, która zaprowadzi Go aż na samo dno śmierci. Tak jakby Jezus chciał powiedzieć słuchającym: "To Ja jestem tym panem, który udaje się w drogę i zostawia wam swój dom". Rodzi się zatem pytanie o to, co Jezus miał na myśli, mówiąc o swoim domu, ponieważ, jak pokazuje Ewangelia, najprawdopodobniej przez całą swoją działalność publiczną był bezdomny.

W dzieciństwie i w młodości, zanim zaczął nauczać, Jezus mieszkał w Nazarecie z Maryją, a wcześniej także z Józefem. Potem jednak opuścił swój dom rodzinny i przez ostatnie lata życia nie miał własnego kąta. Gdy pojedzie się do Ziemi Świętej, przed jedną z miejscowości można zobaczyć tabliczkę z napisem: "Kafarnaum. Miasto Jezusa". Jednak prawda jest inna, ponieważ Jezus ani nie pochodził z Kafarnaum, ani też nie miał tu swojego domu. Tradycja podaje, że najprawdopodobniej Jezus pomieszkiwał w domu św. Piotra. Można więc rzeczywiście powiedzieć o Nim, że choć lisy mają nory, a ptaki powietrzne gniazda, to On nie miał miejsca, gdzie mógłby głowę położyć (por. mt 8,20). Jezus pomieszkiwał przez lata u swoich przyjaciół, bo nie miał własnego domu. Być może, będąc gościem u różnych osób, miał jakiś swój kąt to tu, to tam, ale nie było miejsca, o którym mógłby mówić jako o swoim domu. Powstaje zatem pytanie: o zostawieniu jakiego domu mówi swoim uczniom w dzisiejszej Ewangelii? Przecież nie chodzi Mu na pewno o żaden budynek, a tym bardziej o jakąś świątynię. Co więc było domem Jezusa?

DEON.PL POLECA


"Dom" jest tu z pewnością symbolem relacji międzyludzkich. Jezus, mówiąc, że zostawia swój dom sługom, dosłownie niewolnikom, chciał powiedzieć, że zostawia go takim sercom, które są gotowe służyć innym, być dla nich sługami, wręcz niewolnikami w miłości.

Kim zatem jest Jezus w tej Ewangelii otwierającej Adwent? Według mnie to Ktoś, kto nieustannie poszukuje domu, jednak nie domu-budynku lub domu-świątyni, ale domu-człowieka, który jest gotowy do miłości i do służenia innym. On dobrze czuje się tam, gdzie jest ktoś szukający Jego bliskości, ktoś troszczący się o pragnienia Jego serca i ktoś przyjmujący Go do swoich spraw. Tak jakby Jezus chciał powiedzieć: "Nie mam nigdzie domu, ale mam w sobie pragnienie relacji, pragnienie bycia z ludźmi, którzy służą i którzy kochają tak jak Ja”. I dodaje: "Kiedyś wrócę powtórnie na ziemię i mam nadzieję, że zastanę kogoś, kto będzie na Mnie czekał, kto, gdy zapukam, nawet jeśli będzie to środek nocy albo świt, otworzy Mi drzwi". Jezusowi bardzo zależy na tym, by znaleźli się ludzie, który Go wypatrują, którzy na Niego czekają i pragną Go spotkać. On staje przed nami na początku tego Adwentu jako ktoś bez domu, a raczej ktoś, kto zostawił swój dom, dobrowolnie stając się bezdomny, i udał się w podróż. Jezus ma nadzieję, że znajdzie się człowiek czekający na Niego, wypatrujący Go, kto przez czas Jego nieobecności będzie się zajmował Jego domem, czyli będzie dbał o relację z Nim.

Ten obraz bezdomnego Jezusa dopełnia dzisiejsze pierwsze czytanie z Księgi proroka Izajasza, w którym mowa o tym, że Izraelici pobłądzili, odeszli od Boga i zaczęli chodzić własnymi drogami. Szczególnie poruszające w tym fragmencie jest dla mnie stwierdzenie, że serce błądzące to serce, które nie odczuwa już bojaźni Bożej: "Czemu, o Panie, dozwalasz nam błądzić z dala od Twoich dróg, tak iż serca nasze stają się nieczułe na bojaźń przed Tobą?". Dziś "bojaźń" kojarzy się nam z czymś negatywnym, ze strachem i niezdrowym lękiem. Natomiast Izajasz, mówiąc o bojaźni Bożej, ma na myśli wrażliwość na Boga i Jego słowa. Ukazu- je, że Izraelici zorientowali się, że mają w sobie takie serca, które pobłądziły i nie potrafią dostrzec Pana Boga, ocenić, gdzie Go szukać i jak za Nim iść. Naród wybrany ma więc serca bezdomne, serca, które tak się pogubiły, że choć może chciałyby wrócić do Boga, to nie wiedzą, jak to zrobić, bo nie odczuwają już Jego natchnień i nie znają Jego dróg. Spadły na nich konsekwencje ich własnych grzechów, więc Izraelici żyją w zupełnej dezorientacji i ciemności.

Mamy zatem dwa bardzo podobne do siebie obrazy serca. Choć oczywiście wynika to z różnych powodów, to obydwa serca - i serce Jezusa, i serce narodu wybranego - są bezdomne, pogubione, czekające na to, by ktoś ich wypatrywał i z miłością na nie czekał. U Izajasza Izraelici wołają do Boga, by to On ich znalazł, by ich przyciągnął, by z powrotem dał im możliwość bycia ze sobą. W Ewangelii Jezus szuka człowieka, który zapragnie z Nim być w bliskiej relacji, kto będzie dbał o Jego dom. Niezwykle poruszające jest dla mnie to bezdomne, wałęsające się po wszechświecie serce Boga, które chce spotkać drugie serce, czyli każdego z nas. Adwent to okres tego poszukiwania i znajdowania się nawzajem. Będzie on udanym czasem, a postanowienia, które podejmiemy, będą miały sens, jeśli zdołamy spotkać serce Boga i odpowiedzieć na Jego pragnienia. W Adwencie nie chodzi tylko o to, by unikać grzechów i uzbroić się w dobro, by naprawiać coś w sobie i ćwiczyć się w cnocie, ale by zobaczyć, że nasze serca błąkają się bez Boga, że pobłądziły i nie chodzą Jego drogami, co zamyka je na Boże przyjście. A tam na zewnątrz stoi bezdomny Bóg, który szuka domu, i mówi: "Oto stoję u drzwi i kołaczę: jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną" (AP 3,20).

On puka do naszych serc i prosi: "Wpuść Mnie!", a my siedzimy w środku zupełnie pogubieni, bo mimo że jesteśmy u siebie, to mamy zamknięte drzwi na Jego obecność. Adwent jest zatem po to, by te drzwi w końcu otworzyć. To jest najważniejsza rzecz do zrobienia w tym czasie. Trzeba więc szczerze zadać sobie pytanie: co mam zrobić, żeby otworzyć drzwi? Co w moim życiu zatrzasnęło drzwi Jezusowi? Co sprawia, że nie mogę Go usłyszeć, że nie mogę z Nim być, że się od Niego oddalam? Warto pomyśleć w takim kierunku o postanowieniach adwentowych. Nie szukać nowego sposobu na życiową zmianę lub nawrócenie, ale zastanowić się nad tym, co zamyka Jezusowi drzwi do mojego serca, i w końcu tę przeszkodę pokonać. Dlaczego to takie ważne? Bo tam po drugiej stronie jest wyczekujące, bezdomne serce Boga, który szuka człowieka chcącego budować z Nim więzi miłości i przyjaźni.

Na początku Adwentu czytania liturgiczne pokazują nam Boga bez domu, Boga, który przez ten nadchodzący czas przygotowań do świąt będzie chciał się w nas zadomowić, by potem się w nas narodzić, zamieszkać w nas i z nami wieczerzać. Czym zatem są w nas te zamknięte drzwi? Jak je otworzyć, by On nie stał na zewnątrz? Czas bardzo szczerze odpowiedzieć sobie na te pytania, bo tym, czym prawdziwie powinniśmy zająć się w nadchodzącym Adwencie, jest otworzenie zaryglowanych drzwi naszych serc. Zobaczmy więc te dwa poszukujące się serca - bezdomne serce Boga stojącego na zewnątrz i nasze pogubione serca zamknięte na Jego przyjście. Wystarczy, że choć trochę uda nam się uchylić drzwi, a Bóg już sam wie, jak tam się dostać, jak wejść przez tę szparę i jak ją rozszerzyć, byśmy zaczęli prawdziwie żyć.

Rozważanie pochodzi z książki Adama Szustaka OP "Niedzielnik"

Print

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Adam Szustak OP: to najważniejsza rzecz do zrobienia w tym Adwencie
Komentarze (6)
AP
~Anna Przypadek
3 grudnia 2020, 13:47
To mądry ksiądz. Chciałabym ,aby kiedyś spotkał się osobiście z moim synem, który trochę pogubił się, ale wiem, że czasem słucha w internecie o. Szustaka.Niestety wielu się nie podoba. Myślę, że ma on dobry wpływ na młodych ludzi. Mam nadzieję, że nie zniechęci się w tym co robi pomimo ataków na niego.
TT
tes tes
1 grudnia 2020, 09:42
Nie tylko w Adwoencie ale na codzien dla nas tu na Ziemi-byc blizej Jezusa to znaczy-pielegnowac relacje z bliznimi,byc otwartym na drugiego czlowieka-sluzyc mu pomocą nie tylko kiedy prosi,a nawet kiedy samemu czujemy,ze takiej pomocy potrzebuje.Zawsze wystepowac w obronie wszelakich mniejszosci,szanowac tych co dzialaja dla dobra ludzi i doceniac ich dzialania.Poza tym przepraszac tych co sie czyms urazilo za to,pojscie do komunii czy spowiedzi bez takich przeprosin lub bez proby pogodzenia sie z tymi z ktorymi jestrsmy skloceni-nie powinno miec miejsca.
AW
~ania waliszko
1 grudnia 2020, 08:25
o. Szustak jest już nudny - nadto stał się takim producentem, a jego produkty są coraz marniejsze!!!
GZ
~Gość z osiedla
29 listopada 2020, 12:37
Otwieram serce dla bliźniego, bo taki czas. Mój kraj (wbrew wszystkim newsom, fake-newsom) otworzył serce dla 740 000 bliźnich zza wschodniej granicy, bo taki jest u nich czas, że potrzebują tu być. W markecie zagaduję do nich, jak żyją, jak im tutaj. Zadowoleni, cierpią także jak my przez CV-19. Otwieram się na nich z tolerancją i życzliwością w naszym w bloku na osiedlu, kiedy w weekend robią głośne imprezy do 3-ej nad ranem, budząc nasze dzieci i rano proszę o mniejszość głośność, by nas obdarowali także swoją życzliwością i tolerancją. Na razie udają w rozmowie, że nie rozumieją co się do nich mówi i z nadzieją patrzymy w przyszłość aż otworzą puby, aby życzyć im imprez poza domem. Znajomi spod Paryża zazdroszczą nam, że ich tolerancja na bliźnich z Tunezji i Libii jest na granicy wytrzymałości, - i jak twierdzą to konsekwencja ich dobrobytu i życia w raju przez ostatnie 300 lat dzięki koloniom.
RW
~romek wojtkowski
30 listopada 2020, 13:27
Dokładnie i w punkt ,, powiew świeżego rozsądku .
LL
~Lukasz Luk
29 listopada 2020, 10:28
Najważniejszą rzeczą w tym adwencie będzie zamienienie youtubowych rekolekcjonistów na msze(poranną czy wieczorną) we własnej parafii.