Boimy się grzechu, a nie śmierci

(fot. shutterstock.com)
Roman Bielecki OP

"A On sam dźwigając krzyż wyszedł na miejsce zwane Miejscem Czaszki, które po hebrajsku nazywa się Golgota. Tam Go ukrzyżowano, a z Nim dwóch innych, z jednej i drugiej strony, pośrodku zaś Jezusa"

Wielki Piątek (Iz 52,13-53,12; Hbr 4,14-16;5,7-9; J 18,1-19,42)

Przez cały Wielki Post śpiewaliśmy te słowa w Gorzkich Żalach: "Upał serca mego chłodzę, gdy w przepaść męki Twej wchodzę". To dziś. Przepaść męki. "Jak wielu osłupiało na Jego widok - tak nieludzko został oszpecony Jego wygląd i postać Jego była niepodobna do ludzi" - pisze Izajasz. Wymowny opis tego, co dzieje się z Chrystusem na krzyżu, co stało się i co dzieje się z ludźmi w ich ostatnich godzinach życia, ale pewnie też z tymi porzuconymi na ulicy, doświadczającymi rodzinnego odrzucenia, uwikłanymi w nałogi, oglądającymi śmierć swoich bliskich, a także tymi, którzy swojej bezsiły nie umieją przemienić w modlitwę. Przepaść męki, jak ostatnie wydarzenia z Sosnowca, sekundy w wagonach pod Szczekocinami. Upadki w otchłań. Czy można się zbliżyć się do ich rozumienia?
Znalazłem taki fragment opisujący Jezusowe doświadczenie Golgoty. Tekst szwajcarskiego teologa, jednego z najznamienitszych umysłów współczesności - Hansa Ursa von Balthasara: "Oto godzina i władza ciemności, w której ludzie uderzyli Go każdym rodzajem cierpienia, duchowego, fizycznego, i kiedy nawet Ojciec opuścił Go w doświadczeniu. Dla nas jest to noc nieprzenikliwa. Żadna medytacja Drogi krzyżowej, ani nawet okropności wymyślonych przez człowieka tortur i obozów koncentracyjnych, nie dają jej obrazu. Co to znaczy wziąć na siebie ciężar winy całego świata, doświadczyć w sobie wewnętrznej perwersji rodzaju ludzkiego, który odmawia jakiejkolwiek służby, jakiegokolwiek szacunku względem Boga; doświadczyć tego wszystkiego w obecności Boga, który odwraca się ze wstrętem od tych nadużyć - kto to może pojąć? Grzesznik może mieć jeszcze nadzieję, grzech nie; a dla naszego zbawienia Chrystus został uczyniony grzechem" ("Credo. Medytacje o składzie apostolskim").
Tak więc nie śmierć przeraża Chrystusa i rodzi w nim doświadczenie opuszczenia przez Boga. To grzech, cały grzech świata, który wziął w siebie. Ten grzech go przeraża.
Powyższe słowa to streszczenie chrześcijaństwa. Bo gdyby nie grzech, śmierć nie musiałaby przerażać. Bez grzechu śmierć nie ma nas czym kłuć, poganiać, kaleczyć. Bez grzechu śmierć nie ma nad nami władzy. Znamy swój grzech, dlatego boimy się śmierci, bo nie mamy odwagi stanąć przed Bogiem, który ukazuje nam w pełni wielkość daru odkupienia. Ale człowiek, dzięki łasce Pana, nie jest już bezradny wobec grzechu. Tyle że wcześniej On musiał wziąć na siebie całe przerażenie i samotność, jakie grzech czyni w życiu każdego z nas.
Dziś miliony chrześcijan na całym świecie wyznają słowa traktujące o tym, że Chrystus został ukrzyżowany, umarł, został pogrzebion i zstąpił do piekieł. To tajemnica, mówiąca o tym, że choć Chrystus umarł i został pochowany, to zgon na krzyżu nie kończy Jego męki. A krzyż to tylko śmierć ciała. Tyle że jest jeszcze cierpienie duszy. Duchowe wejście w świat piekieł i otchłani. Czyli tam, gdzie człowiek żyje, ale tak na prawdę nie istnieje takim życiem, jakie jest mu pisane. Tam, gdzie nie jest sobą, gdzie jest noc i brak nadziei. I jest to tajemnica solidarności Chrystusa z człowiekiem grzesznym. To dowód na to, że tak jak za życia był solidarny z grzesznikami, gdy nazywali go "przyjacielem celników i grzeszników" i siadał z nimi przy stole, tak samo jest solidarny z nimi w śmierci, w grobie i w otchłani. Do końca. Biorąc na siebie całą rzeczywistość ludzkich piekieł. Wszedł w nie - od tych najgłośniejszych obserwowanych wygodnie przed ekranami komputerów i telewizorów, po intymne otchłanie naszych serc.
I wiemy, że choć przepaści męki rzeczywiście bywają bez dna, to dziś także wyznajemy, że wszystkie one są przekreślone lub objęte krzyżem Chrystusa. A w nim zmieści się każde życie, każdy ból, każda samotność i każda łza.

DEON.PL POLECA


Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Boimy się grzechu, a nie śmierci
Komentarze (6)
A
abc
4 kwietnia 2015, 14:16
Wpadła mi kiedyś w ręce książka Hansa ursa von Balthasara "odpowiedź wiary" i po przeczytaniu dwóch stron z rozdziału o modlitwie z przerażeniem została odłożona na półkę i boję się czytać dalej (prawda zawsze boli). Grzech przecież bywa tez często przyjemny- jak wiadomo tylko doraźnie, kiedy czlowiek lubi i chodzi na łatwiznę. Co jest przyczyną grzechu no chyba nie mozna uogólniać, ja na swoim przykładzie mogę powiedzieć że brak wiary i zaufania lub obawa że Pan zadziała w jakiś nieoczekiwany sposób(nie po mojej mysli). To chyba poważne przewinienie, bo nawet jesli wyznam grzechy, będę żałować a nie bardzo wierzę i ufam to...chyba nie powinno się isc do spowiedzi, czesto nawet w kosciele nie mozna sobie miejsca znaleźć. A mimo to Pan Bóg istnieje, czuję i doświadczam jego obecność. Chyba tak jak Adam i Ewa, jezeli kocham i wierzę Bogu który mówi, że mi czegos nie wolno bo on wie lepiej co dla mnie dobre to tego nie robię, nawet jesli zgrzesze bo wszyscy błądzimy ale żałuje to chyba moge liczyc na boże miłosierdzie. Chyba człowiek, który chce żyć, ma nadzieje i wierzy Bogu może liczyć na boże miłosierdzie. Bo wie dokad zmierza...i chyba az tak bardzo nie boi sie smierci. Swojej śmierci.
A
Aśka
4 kwietnia 2015, 20:34
Myślę, że tylko jeden rodzaj braku zaufania jest dla Boga nie do przyjęcia - gdy nie chcemy do Niego przyjść i powiedzieć, co nam leży na sercu, np. że brakuje nam zaufania do Niego. Jak wtedy może nam pomóc? A przecież powiedzieć komuś, że mu nie ufam, już jest dowodem zaufania. Z niedostatku zaufania można się też spowiadać, ponieważ jest powszechną pokusą zapoczątkowaną już w Raju. Najlepszym lekarstwem jest jednak modlitwa - w intymnej rozmowie z Osobą bliską, można powiedzieć naprawdę wszystko.
A
andrzej
5 kwietnia 2015, 00:42
Sama świadomość własnej winy i żal za nią nie jest wystarczająca, abyśmy doznali zbawienia. Tutaj potrzebne jest przebaczenie, które może ofiarować tylko Jezus. Niestety owe przebaczenie ma wyznaczone pewne warunki wyrastające ze Sprawiedliwości Bożej, pod którymi jest udzielane. Tak więc spowiedź jest potrzebna, nawet gdy jesteśmy napełnieni wątpliwościami, brakiem zaufania, czy wręcz jakąś nieokreśloną wrogością. Spowiedź to zwykle pierwszy krok z naszej strony ku Bogu, umożliwiający Mu pomaganie nam w codziennych lub życiowych problemach. Nikt nigdy nie zrozumie dlaczego Bóg pragnie nam ludziom pomagać, kochać nas mimo, iż my czasem jesteśmy brudni, grzeszni, niegodni, czy wręcz odrażający. Kiedyś spotkałem pewnego człowieka, który w każdym człowieku wzbudzał odrazę. Usłyszałem wówczas głos Pana, który zapytał mnie dlaczego i ja ukrycie, ale jednak gardzę tym człowiekiem. Następnie pouczył mnie, że właśnie on ten "upadły" człowiek jest w największej miłości u Jezusa spośród wszystkich tam obecnych. Wydaje mi się, że było tak dlatego, iż ów człowiek miał najmniej w życiu dane spośród wszystkich pozostałych. Być może chodziło o brak miłości ze strony jego matki, albo też czegoś innego. Faktem jednak jest, że my mamy zwykle dane w życiu o wiele więcej niż ludzie żyjący na dnie marginesu, którymi nauczyliśmy się w choćby w myślach lub odruchach pogardzać. Bóg również i takie nasze niedoskonałości widzi i pragnie naprawiać. Jednak, aby zmieniać nas w człowieka rozumnego, współczującego i kochającego musi wejść z nami w głębszy kontakt. Tylko człowiek żyjący z Bogiem w komunii może pojąć czym jest prawdziwe człowieczeństwo, pokora, miłość, życie i szczęście. Jednak samo ich doświadczenie i pojęcie nie jest równe umiejętności,  bo tej trzeba się uczyć w bliskości z Bogiem.
A
andrzej
5 kwietnia 2015, 00:42
c.d. Nie zapominajmy też, że to Pan Jezus otwiera drzwi do tajemnicy Boga Ojca i Ducha Bożego. O ileż bogatsze staje się życie człowieka, gdy wchodzi w nie jeszcze  Bóg Stwórca i Duch Święty. Tego nie można już opisać, a gdyby nawet zacząć się trudzić to i tak dla wielu była by to mowa trudniejsza do zrozumienia niż Chiński pomieszany z dialektami Afrykańskimi. I być może tylko dla tego, iż pewne duchowe doświadczenia można  rozpatrywać tylko umysłem ducha, a nie rozumem ciała.
A
andrzej
4 kwietnia 2015, 01:42
Czasami tak sobie myślę, że gdyby ludziom w jakiejś większości było dane od Boga, aby zobaczyli i doświadczyli piekła do którego mogą trafić po śmierci swojego ciała, to może ich wiara byłaby inna, żywsza, silniejsza i przyczyniająca się do zwiększania dobra na tym świecie. Aby poznać grzech trzeba zrozumieć do czego on prowadzi, a jest nim upadek człowieka na tym świecie oraz niepojęte upodlenie (człowieka) w wymiarze tzw. piekła, czyli przestrzeni męk dusz ludzi żyjących niegdyś w pozornej wierze. Musimy wiedzieć i nie zapominać, że zło nie śpi i cały czas pracuje. Zastawia pułapki, zarzuca sieci złych ludzi i okazji, aby człowiek wierzący wyrzekł się Boga, albo Nim wzgardził, choćby tylko dla pozornie niewinnego żartu. Wbrew pozorom nie myślmy, że to takie rzadkie, że nas to na pewno nie spotka. Przypomnijmy sobie uczniów Pana Jezusa; Piotra i Judasza. Pierwszy dał się złapać w zastawioną na niego pułapkę, ale mimo upadku powstał i skuszony przyjął przebaczenie Pana. Jednak drugi mimo doświadczenia upadku pozostał w nim i wzgardził przebaczeniem Jezusa. Obydwaj byli upominani przez Jezusa zanim upadli. Ileż to razy my po upadku uciekamy przed Bogiem nie powstawszy z własnego grzechu. Czasami trwamy w nim tygodniami, miesiącami, a może nawet latami. Nie zdajemy sobie sprawy jakim zagrożeniem dla naszej duszy jest ten stan grzechu. Gdyby coś nas w tym czasie spotkało i stracilibyśmy nasze ciało, wówczas możemy stać się niewolnikiem jakiegoś piekła, bo jest ich wiele (choć tworzą całość). Nie wysłowione i straszne są widoki piekieł jakie zniewalają miliony ludzi pozbawionych ciała (umarłych). Niektórzy zachowują swój wizerunek "ciała", inni tracą go chyba bezpowrotnie i stają się "makabrą" jaką trudno wyrazić słowami.
A
andrzej
4 kwietnia 2015, 01:42
c.d. Czasami, ale bardzo rzadko mam widzenia kogoś z tamtego strasznego wymiaru. Z niektórymi mogę porozmawiać, jeśli można to tak nazwać, ale z innymi mogę tylko dostrzec ich stan upodlenia i męki jakiej doświadczają. Wiem, że Bóg dozwala czasem, aby komuś takiemu pomóc modlitwą i jest to niepojęte Miłosierdzie Boga. Z drugiej strony dostrzegam pryzmat niepojętej Miłości jaką obdarza nas Bóg. I choć Go nigdy nie pojmiemy tak do końca i nie zrozumiemy Jego Tajemnic to powinniśmy Mu bezgranicznie ufać i kochać Go najmocniej jak potrafimy, jak On nas do tego uzdolni. A uzdalnia nas wszystkich, choćby tylko od czasu do czasu. Czasami nasza uzdolniona miłość do Niego staje się większą i daje większą łaskę, niż spełnienie wszystkich próśb jakie do Niego zanosimy. Powinniśmy wiedzieć, że na pierwszym miejscu powinna być zawsze nasza miłość do Pana Jezusa, Boga Ojca i Ducha Świętego. Na drugim miejscu Cześć i Chwała jaką możemy dać Bogu słowami, myślami i całą duszą. A dopiero na końcu powinniśmy być może tylko westchnąć do Boga, który doskonale zna nasze prośby i jeśli są one zgodne z Jego wolą, to może spełnić je w sposób przez Siebie wybrany. Nie czołgajmy się w pokutnych pozach jedynie z prośbami kierowanymi do Boga. Prośby zawsze zostawiajmy na koniec, jakby one wcale nie były dla nas najważniejsze. Wiem, że dla wielu z nas może być to trudne, szczególnie w trudnych chwilach życia, ale może warto za w czasu  nauczyć się  tego w ramach  „poprawnych” kontaktów z Bogiem.