Braterskie spotkanie w radości i szacunku

(fot. youtube.com / aj)

Gdyby Kościół katolicki całkowicie odrzucił wkład reformacji, nie byłby w pełni katolickim (powszechnym), zubożyłby siebie.

Sobór Watykański II ze wszystkich metafor, w które obfituje Pismo Starego i Nowego Testamentu, wybrał dla swojej teologii Kościoła obraz społeczeństwa pielgrzymów, communio viatorum, ludu Bożego, pielgrzymującego z mocą wiary przez dzieje. A jeśli równocześnie ogłosił, że nie zna i nie uznaje żadnych definitywnych granic ludu Bożego, że częścią mistycznego ciała Kościoła, mistycznego ciała Chrystusa Zmartwychwstałego, są - już choćby z powodu swego człowieczeństwa - w pewien sposób wszyscy ludzie, to jakie wnioski płyną z tego faktu dla wspólnoty drogi, dla duchowości i etyki współudziału, solidarnego znoszenia trudności "dnia i skwaru" w trakcie wspólnej wędrówki?
Kiedyś z głęboką aprobatą wewnętrzną czytałem słowa, które pisarka Gertruda von Le Fort zanotowała tuż przed swoją konwersją z protestantyzmu na katolicyzm, na długo jeszcze przed "epoką ekumenizmu" - że swojego przejścia na katolicyzm nie traktuje jako odrzucenia Kościoła ewangelickiego, ale jako złączenie oderwanych od siebie korzeni; że nadal widzi w reformacji akt wywołany w swoim czasie przez Ducha Bożego, i że katolicyzmu nie traktuje jako przeciwnika Kościoła ewangelickiego, lecz jako swój dom.
Tak, ja również pojmowałem to zawsze w ten sposób - w kraju, dla którego tak boleśnie ważną rolę pełni uzdrawiające pojednanie obu tradycji chrześcijańskich: gdyby Kościół katolicki całkowicie odrzucił wkład reformacji, nie byłby w pełni katolickim (powszechnym), zubożyłby siebie; i na odwrót, wszędzie tam, gdzie protestantyzm nie jest pojmowany jako część "katolickiego kontekstu", jako komplementarny, uzupełniający element istniejącego katolicyzmu, lecz jako jego przeciwnik, tam traci swoje korzenie i głębię. Nigdy nie traktowałem ekumenizmu jako drogi do zuniformizowanej jedności, która domagałaby się odrzucenia, stłumienia i zaprzepaszczenia tak wielu charyzmatycznych różnic, ale jako braterskie spotkanie w radości i szacunku wobec inspirującej i wzbogacającej różnorodności darów.
Teraz jednak zróbmy krok dalej. Czy jest możliwe, żeby w podobny sposób pojmować relacje między wierzącymi chrześcijanami a wyznawcami świeckiej wiary w człowieka i "ziemskich wartości"? Kroczymy już długo przez dzieje obok siebie - być może przyszedł czas, by zastanowić się nad tym, jak przejść następny odcinek drogi wspólnie!

* * *

DEON.PL POLECA

Od 18 do 25 stycznia trwa Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan. Z tej okazji na DEON.pl będziemy codziennie publikować jeden artykuł dotyczący budowania jedności między chrześcijanami. W ramach cyklu pojawią się teksty Jana Pawła II, Benedykta XVI, Franciszka, ks. Tomasa Halika, ks. Wacława Hryniewicza, brata Rogera i brata Aloisa.

* * *

Redakcja DEON.pl zaprasza:

24 stycznia o godzinie 15:00 w Centrum Jana Pawła II każdy będzie miał okazję, aby realizować marzenie samego Jezusa, który podczas ostatniej wieczerzy wołał do Ojca za nami: "aby byli jedno". W tym dniu chcemy stawać się jedno. Biskupi, liderzy, pastorzy, księża różnych kościołów i wspólnot - staniemy wszyscy razem jako bracia w Chrystusie. Uroczystościom przewodniczyć będzie kardynał Stanisław Dziwisz, obecni będą również biskup Grzegorz Ryś, ks. Roman Pracki, ks. dr Peter Hocken i inni.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Braterskie spotkanie w radości i szacunku
Komentarze (4)
25 stycznia 2016, 09:23
Wspólnie? Póki co wspólnie dryfujemy w kierunku religii praw człowieka
Andrzej Ak
24 stycznia 2016, 20:03
Połączenie kościołów jest możliwe jedynie w mocy Ducha Bożego. I to właśnie sam Duch Święty obecnie powołuje do zjednoczenia wszystkich wiernych. W obecnych latach budzą się katolickie powołaniowe wspólnoty "Uweilbienia Boga". Tak jak pierwsi Izraelici wielbili Boga tańcząc i śpiewając, tak i dzisiaj tamta forma modlitwy znowu powraca. Ktoś być może widząc coś takiego w Świątyni przeżyje nawet zgorszenie. Jednak nabożeństwa takie skutkują darami Ducha Bożego, co potwierdza, iż Bóg akceptuje tą formę modlitw z bębnami, gitarami elektrycznymi, skrzypcami, klarnetem, kontrabasem itd Ale nie o oprawę muzyczną tutaj w tym nabożeństwie chodzi lecz o większą bliskość samego Boga. Gdy człowiek siedzi w kościelnej ławce być może czasem czuje się jak w teatrze. Słuchając liturgii słowa i homilii lub kazania zagłębia się w swoich myślach, zamiast przybliżać się do miłującego Serca Pana Jezusa. Właśnie Msze Uwielbienia prowadzą do jeszcze głębszego kontaktu z Bogiem, niż sama Eucharystia. Sam w to kiedyś nie wierzyłem, nie byłem do tego typu form modlitwy przekonany. Aż kiedyś "zaryzykowałem" i zrozumiałem, a po jakimś czasie pojąłem. Dzisiaj wiem, iż jest to forma zdecydowanie jeszcze większego zbliżenia wiernych do Boga po przez Ducha Świętego. Ten Duch będzie łączył, ba już łączy wiernych pomiędzy różnymi odłamami chrześcijaństwa. I tak ma być. Wszyscy mamy stać się jednym w Chrystusie Panu i stanąć ponad wzajemnymi podziałami, aby ostatecznie je pogrzebać.
PG
Pawel G
23 stycznia 2016, 21:16
Z reformacją jest trochę tak, jak z 2WŚ. W Fatimie została zapowiedziana, jeśli ludzie się nie nawrócą. Pan Jezus zapowiedział ją s. Faustynie jako karę za grzechy i niewdzięczność Polski. Jednak czy możemy traktować ją jako "działanie Ducha Świętego"? Jak w takim razie potraktować tamte wszystkie masowe zbrodnie i ludobójstwo? Zdecydowanie nie było to działanie Ducha Świętego. Był to dopust Boży, kara poprzez wydanie ludzi konsekwencjom ich czynów. Ps. 81, 13 - 15 mówi tak: Pozostawiłem ich przeto twardości ich serca: niech postępują według swych zamysłów! Gdyby mój lud Mnie posłuchał, a Izrael kroczył moimi drogami: natychmiast zgniótłbym ich wrogów i obróciłbym rękę na ich przeciwników. Bardzo ciekawą rzecz można przeczytać w Dialogu św. Katarzyny se Sieny z Bogiem - klasyczna lektura dominikanów. Tam Bóg mówi, że na dwa sposoby przywraca piękno Jego Oblubienicy, czyli Kościoła: za pomocą nawrócenia, modlitwy, postu, oraz za pomocą noża - tak jest powiedziane. Tak właśnie było z "Reformacją", czy raczej z protestantyzmem, był to rezultat zepsucia w Kościele, wśród kleru, w tym biskupów, kardynałów i samych papieży. Ten ruch narodził się w samym Kościele. W jego wyniku nastąpiły wojny i rewolty, także wyginęła 1/3 ludności niemieckiej. Ale w wyniku rewolucji protestanckiej Kościół się odnowił. Był wspaniały Sobór Trydencki, wielu świętych jak Kanizjusz, Lojola, ... i wielka odnowa Kościoła, powstawały zakony. Ale blizny po cięciu pozostały. Myślę, że tak pewnie będzie z dzisiejszym kryzysem Kościoła: Pan Bóg znowu użyje noża, żeby przywrócić piękno Swojej Oblubienicy, a my będziemy tego świadkami, przynajmniej na początku.
WB
Wiesław Borowski
23 stycznia 2016, 14:43
"że nadal widzi w reformacji akt wywołany w swoim czasie przez Ducha Bożego, i że katolicyzmu   nie traktuje jako przeciwnika Kościoła ewangelickiego, lecz jako swój   dom."  Ducha -  tak, ale z pewnością nie Bożego...