Być jak On

(fot. hops_76/flickr.com/CC)
Bartek Szkudlarek

Kto czuje, że jest mocny w Duchu, ręka w górę! Kto czuje, że gdy zostanie zraniony - przebaczy? Kto czuje, że rozumie wszystkie tajemnice naszej wiary dostępne człowiekowi? Kto jest radosny w sercu, z tych, którzy naprawdę doświadczyli cierpienia? Być radosnym, gdy się nie cierpi, to żadna przecież sztuka.

Dalej ... Kto trwa w niezmąconym pokoju serca? Kto z nas potrafi być naprawdę cierpliwy? Kto jest dobry i uczynny dla kolegi z pracy, o którym wie, że jest przez niego oczerniany i wyśmiewany? Kto przyjmuje łagodną postawę, mając temperament choleryka? Kto jest opanowany, gdy zarzuca mu się najcięższą zdradę, a on sam wie, że jest czysty i nieskalany? A komu z nas nie brakuje rozumu?

Bardzo chciałbym podnieść rękę i krzyknąć, że jestem mocny w Duchu...
Parę lat temu, kiedy z pielgrzymką do Polski przyjechał Jan Paweł II, siedziałem w domu przed telewizorem i słuchałem jego homilii. Stawiając wówczas pierwsze kroki za Panem Jezusem, poznawszy swe słabości w świetle Ewangelii, zastanawiałem się, czy to możliwe, żeby urodzić się takim mocnym człowiekiem jak nasz papież? Czy to możliwe, żeby z natury być człowiekiem tak głębokiej i żywej wiary, takiej pobożności i relacji z Panem, takiego intelektu, humoru, męstwa, wytrwałości? Wtedy myślałem, że Jan Paweł II po prostu z takimi darami się urodził i dla szarego człowieka są one nieosiągalne. Trochę zrobiło mi się smutno.
Bóg szybko wyprostował moje myślenie, udzielając lekcji przez samego Jana Pawła II. Przyznał on w jednym z wywiadów, że był mało gorliwym ministrantem. Mało gorliwym!? On!? Nie wierzę! Ale z drugiej strony, skoro ze słabego stał się taki mocny, to znaczy, że i ja mogę! Jan Paweł II, unikając przypisywania sobie sukcesów, powiedział krótko, że wówczas, gdy był mało gorliwym ministrantem, jego ojciec dał mu książeczkę z modlitwą do Ducha Świętego i tę modlitwę odmawiał od tamtej pory codziennie.
Myślę, że większość z nas zna tę historię. Pytanie tylko - co z tego, że ją znamy? Być może znamy nawet treść tej modlitwy. Ale czy ta wiedza ma jakieś znaczenie dla nas? Czy trwam wiernie w modlitwie do Ducha Świętego, aby to On mnie budował?
Po owocach życia i posługi Jana Pawła II, wiemy na pewno, że ukształtował go sam Bóg. Wiemy, że Jan Paweł II nie urodził się doskonały, ale wiemy również, jaki odszedł z tego świata - prawdziwie mocny w Duchu. W sumie to logiczne, skoro Karol Wojtyła modlił się codziennie do Ducha Świętego, to Duch Święty codziennie mógł w nim trwać i go przemieniać. Cały czas mam w oczach scenę z jego pogrzebu, kiedy to wiatr zamyka księgę Pisma świętego, otwartą na jego trumnie. Ponieważ Karol Wojtyła modlił się wiernie - to i Bóg mógł wiernie i systematycznie go ukształtować.
Chciałoby się powiedzieć - a co z nami?
Zróbmy mały test:
Duchu Święty, proszę Cię o dar mądrości do lepszego poznania Ciebie i Twoich doskonałości Bożych.
Bóg jest Miłością. To wiemy. Ale czy tego doświadczamy? Wierzę, że mój Bóg jest Miłością. Pan Jezus, Syn Boży umarł przecież na Krzyżu po to, by wyrównać rachunek za moje grzechy, którego ja sam wyrównać nie byłbym w stanie. W sumie to... fajnie, że Bóg jest Miłością, znaczy, że jest dobry i w ogóle ... Ale co poza tym? Czy ja znam mojego Boga na tyle, na ile mógłbym Go poznać? Czy staram się przybliżać do Tego, którego kocham? Poznać Go i Jego wspaniałe cechy coraz lepiej. Jeżeli upraszczam swoje myślenie o Bogu, nie interesują mnie Jego przymioty, to tak naprawdę nie wiem, kogo kocham. W małżeństwie - kiedy małżonkowie prawdziwie się znają i kochają - nieważne, czy jest kryzys czy jest dobrze - zawsze są razem. Gdy jednak ich relacja jest fasadowa - gdy przychodzi kryzys, nagle widzą w sobie cechy, których wcześniej nie zauważali. Zrzucają winę na siebie nawzajem. Tym samym ich relacja przestaje być tak atrakcyjna, jak była w czasie pomyślnym. Nazwać trzeba to po imieniu - to głupota, a raczej jej skutek. A mądrość, to poznanie. Poznanie Boga nie tylko powoduje poznanie Jego Osoby, poznajemy także Jego stworzenie, czyli świat. Skoro poznajemy głębiej świat, relacje ziemskie, ludzkie i reguły, które nim rządzą, stajemy się po prostu mądrzejsi, też zwyczajnie - po ludzku. Zatem pytanie pierwsze brzmi: Czy mogąc otrzymać w darze poznanie Boga, a co za tym idzie - mądrość, miłość, bliskość, radość i podziw dla Stwórcy, to czy o to wiernie prosimy? Czy raczej sami skazujemy się na głupotę?
Duchu Święty, proszę Cię o dar rozumu do lepszego zrozumienia ducha tajemnic wiary świętej.
Bóg jest Miłością. Wiemy i wierzymy w to głęboko. Bóg uzdrawia, to też wiemy, ponieważ w ranach Pana Jezusa jest nasze uzdrowienie. Ale czasem przychodzi choroba, czasem chorują dzieci, czasem tracisz pracę, albo zbyt długo już czekasz na coś i nie wytrzymujesz. Albo żyjesz w biedzie i już nie dajesz rady. Czasem też kochasz kogoś bezgranicznie, a ten ktoś odchodzi. Czy sama świadomość tego, że Bóg jest i że jest Miłością wtedy ci wystarcza? Czy nie potrzeba wtedy głębiej zrozumieć, czym jest nasza wiara, nasze życie i do czego zmierza? Nie tyle zrozumieć umysłem, ale zrozumieć w Duchu Świętym, o co w tym wszystkim chodzi. Kto pomoże wytłumaczyć, jak patrzy Bóg na moje życie w tej trudnej sytuacji? Kto mi powie, jaki jest Bóg w swojej tajemnicy miłości? Nie chodzi tu o doszukiwanie się znaków i ukrytego sensu każdej trudności życia, ale o ten głęboki pokój, który daje zrozumienie ducha tajemnic naszej świętej wiary. Pokój, którego trudności nie odbiorą. Pokój, który wynika z tego, że rozumiem. To rozumienie wiary i życia daje Bóg w Duchu Świętym, w darze rozumu. Modlimy się codziennie i wiernie o ten dar, czy po raz drugi skazujemy siebie na głupotę i cierpienie nierozumienia?
Duchu Święty, proszę Cię o dar umiejętności, bym umiał w życiu kierować się zasadami tejże wiary.
Nie chodzi tylko o to, żebym był świetnym kierowcą, muzykiem, prawnikiem, informatykiem, nauczycielem, rolnikiem itd. Duch Święty oczywiście uzdalnia do wykonywania każdego zawodu i ubogaca w dary i talenty. Jednak tu chodzi o coś więcej. Chodzi o poznawanie prawdy o Bogu i w tym świetle - prawdy o sobie samym. Dar umiejętności (wiedzy) w szerokim wymiarze pozwala na umiejętne poruszanie się na drodze za Jezusem. Na rozeznawanie! Często porównujemy się z innymi osobami, myśląc, że inny to lepiej potrafi się modlić i lepiej słyszy Boga na modlitwie. Widzimy, że "lepszy z niego chrześcijanin" niż ze mnie, bo on jakoś lepiej żyje, jakoś lepiej odnajduje się na drodze wiary, a ja zmagam się i walczę. Pytanie jednak - z czym walczysz? Czy nie jest tak, że walczysz z wiatrakami? Z własną słabością, z którą TY nie wygrasz? Przecież nie ludzkimi siłami idziemy za Panem, ale dzięki Jego łasce! Nie lepiej poprosić o to, by Bóg był mocą w mej słabości? Drugim niezwykle ważnym aspektem tego daru są wiedza i umiejętności przydatne w świecie, a potrzebne do tego, bym jako chrześcijanin żył godnie i uczciwie. Bym jako Jezusowa "sól ziemi" i "światłość świata" nie stał się świata zabawką. Bym żył jak uczeń Jezusa, który zadania niemożliwe wykonuje bez problemu, bo wspiera go Bóg i Jego aniołowie. Wystarczy chcieć i prosić. Pytanie numer trzy: Czy modlimy się codziennie i wiernie o dar wiedzy i umiejętności, czy też sami skazujemy siebie na bezradność w świecie?
Duchu Święty, proszę Cię o dar rady, abym we wszystkim u Ciebie szukał rady i u Ciebie ją zawsze znajdował.
Życie nie jest proste. Każdy, kto już żyje trochę na tym świecie, zdaje sobie z tego sprawę. Zdarza się, że złożoność życia, relacji międzyludzkich, szczególnie w rodzinach, powoduje w nas niepokój zwłaszcza wtedy, gdy coś się psuje. Nie wiemy bowiem, jak sobie w danej sytuacji poradzić. Dyskutujemy z przyjaciółmi, znajomymi, radzimy się księdza. Trochę się poprawia, ale ukojenia jak nie było, tak nie ma. Dalej jest lęk. Myślę, że wielu z nas doświadczyło już w życiu porady od Ducha Świętego. Tego błysku, olśnienia, genialnego rozwiązania trudnej sytuacji. Często na ten temat mówimy świadectwa. Problem polega na tym, że Duch Święty daje dar rady nie od wielkiego dzwonu, ale na każdy dzień! Dar, który nam daje - dosłownie - składa w nas. I go nie zabiera. A człowiek - jak to człowiek, często wynosi go do "piwnicy" swojego serca i korzysta raz na dwa lata, w naprawdę trudnej sytuacji. Chomikujemy, a nie korzystamy, żeby się nie zużył! Pytanie numer cztery: Czy modlimy się codziennie i wiernie o ten dar, czy sami skazujemy siebie na niepewność?
Duchu Święty, proszę Cię o dar męstwa, aby żadna bojaźń ani względy ziemskie nie mogły mnie od Ciebie oderwać.
Nie ma między nami człowieka, który nie zmaga się z jakąś trudnością. Jesteśmy ludźmi, czyli istotami wspaniałymi, posiadającymi jednak liczne słabości. Bóg o tym wie, dlatego posyła nam Pocieszyciela. Duch Święty nie tylko pociesza, ale czyni niezliczoną ilość dobrych rzeczy dla nas. Między innymi umacnia. Pytanie numer pięć: Czy modlimy się codziennie i wiernie o dar męstwa? O dar, który pozwoli, byśmy szli wiernie za Jezusem wtedy, gdy na drodze życia stanie pokusa. Ale nie tylko pokusa, być może względy ziemskie, materialne. Albo jeszcze gorzej - względy ludzkie, rodzinne. Czy modlimy się już teraz o męstwo, które będzie niezbędne, by wytrwać przy Jezusie nawet, gdy na szali życie położy relacje z rodziną, relacje w pracy? Czy może myślimy sobie - wprawdzie słaby jestem, więc jak ulegnę to mi Bóg przebaczy? Oczywiście, przebaczy, ale bądźmy dalecy od takiego myślenia. To tak jakby żona powiedziała mężowi na ślubnym kobiercu (albo mąż żonie, kierunek obojętny): - Ślubuję Ci skarbie wierność, ale jak Cię zdradzę, to się nie gniewaj, wiesz, słaba jestem, a Ty taki dobry. Nie ma tu miłości, to chyba jasne. Zatem raz jeszcze: Czy modlimy się wiernie o dar męstwa, czy sami skazujemy się na słabości?
Duchu Święty, proszę Cię o dar pobożności, abym zawsze służył Twojemu Majestatowi z synowską miłością.
Pytanie numer sześć dotyczy tego, czy pragniemy prawdziwej pobożności według Ducha Świętego, czy jednak bardziej lubimy i kultywujemy swoją własną pobożność. Spotykamy różne formy pobożności - ludową, nowoczesną, liberalną, patriotyczną... A Duch Święty chce, byśmy przed Bogiem stali jak synowie i nie tylko czuli się kochani jak synowie, ale i nimi byli. Byśmy kochali Boga tak, jak syn kocha dobrego ojca. Zakładam, że wszyscy wyciągnęliśmy wnioski z bolesnej lekcji, jaką otrzymał święty Piotr, dotyczącej kochania Boga swoją ludzką miłością. Dlatego pytanie numer sześć brzmi: Czy modlimy się o dar pobożności? Czy pragniemy kochać Boga jak synowie ojca mocą Ducha Świętego, czy też sami skazujemy się na pychę myśląc, że własnymi siłami damy radę?
Duchu Święty, proszę Cię o dar bojaźni Bożej, abym lękał się grzechu, który Ciebie, o Boże, obraża...
Diabeł jest głupi, bo sprzeciwił się Bogu. Matka Najświętsza nazywa diabła "nieudacznikiem" (co wiemy z relacji świętej Brygidy Szwedzkiej, patronki Europy, która miała możliwość uczestniczyć w Sądzie Bożym pewnej duszy i widzieć dialog Maryi i diabła). Niestety, pomimo że jest głupi i jest nieudacznikiem, reprezentuje pewien rodzaj cwaniactwa i inteligencji. Dla Boga jest to niczym, ale nas samych - gdy się od Boga odwrócimy - bywa zagrożeniem mogącym skończyć się odejściem od Jezusa. Problem polega na tym, że ludzi oddanych Bogu diabeł naprawdę nie będzie kusił bezpośrednio do kradzieży, zdrady, bluźnierstwa, potępiania drugiego człowieka, do odejścia od Boga. On będzie kusił do (pozornego) dobra, do (z pozoru) dobrych relacji, które po czasie doprowadzą do uwikłania w pożądliwość albo staną się toksyczne. Będzie kusił do troskliwego krytycyzmu bliźniego, który szybko doprowadzi do potępiania, oceniania i obmawiania ludzi. Będzie kusił do przesadnej modlitwy (zbyt ciężkiej dla nas) albo "uduchowionej" modlitwy, w której będziemy uwielbiać swoją własną pobożność, a nie Boga, a w rezultacie oddalimy się od Niego. W obu przypadkach dojdziemy do frustracji. I tak dalej, można by wymieniać w nieskończoność. On nas kusi tak, że początkowo tego nie widzimy. Dlatego ostatnie pytanie naszego testu dotyczy troski o moje własne zbawienie, o moją uprzedzającą zapobiegliwość. Czy modlę się codziennie o to, by Bóg bronił mnie przed zasmucaniem Go, przed niebezpieczeństwem odejścia, czy sam skazuję się na to niebezpieczeństwo? Nie chodzi o modlitwę z lękiem! Ale z ufnością, że w najlepsze ręce składam swoje życie.
Wielu z nas zna powiedzenie, pewnego metropolity Kościoła obrządku wschodniego: "Bez Ducha Świętego Bóg jest daleki, Chrystus jest przeszłością, Ewangelia martwą literą, Kościół tylko organizacją, władza panowaniem, posłannictwo propagandą, kult przywoływaniem wspomnień, a postępowanie po chrześcijańsku moralnością niewolników".
Dodajmy do tego pytanie: A kim jest człowiek bez Ducha Świętego? Kim jestem bez Ducha Świętego? Czy jestem mocny bez Ducha Świętego?
Dla tych, którzy chcą być mocni w Duchu, zamieszczamy poniżej tę modlitwę, którą Jan Paweł II odmawiał codziennie. CODZIENNIE przez ponad 75 lat swojego życia. Nie jest tak, że jakaś modlitwa jest "magiczna" i ma szczególną moc. Bóg ma moc. W tej modlitwie chodzi o to, że jej zmówienie trwa 4 minuty, a otwiera na Boga moje wnętrze, żeby budował je po swojemu. Codziennie.
Duchu Święty, proszę Cię o dar mądrości do lepszego poznania Ciebie i Twoich doskonałości Bożych,
Duchu Święty, proszę Cię o dar rozumu do lepszego zrozumienia ducha tajemnic wiary świętej,
Duchu Święty, proszę Cię o dar umiejętności, bym umiał w życiu kierować się zasadami tejże wiary,
Duchu Święty, proszę Cię o dar rady, abym we wszystkim u Ciebie szukał rady i u Ciebie ją zawsze znajdował,
Duchu Święty, proszę Cię o dar męstwa, aby żadna bojaźń ani względy ziemskie nie mogły mnie od Ciebie oderwać,
Duchu Święty, proszę Cię o dar pobożności, abym zawsze służył Twojemu Majestatowi z synowską miłością,
Duchu Święty, proszę Cię o dar bojaźni Bożej, abym lękał się grzechu, który Ciebie Boże, obraża.
Tekst pochodzi z wakacyjnego wydania "Szumu z Nieba".
DEON.PL POLECA

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Być jak On
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.