Co się dzieje z kapłanami, którzy się nie modlą?

(fot. pixabay.com)

Spotykając się jako duszpasterze z wiernymi, zawsze stajemy wobec tajemnicy Boga, która uobecnia się w człowieku. Mówimy z dumą, że Bóg działa przez naszą kapłańską posługę. Nie jest to jednak jedyny kierunek Jego działania.

Pan oddziałuje także i na nas poprzez życie i postawę ludzi, którym służymy. Księża spowiadający z uwagą nierzadko sami czują się zawstydzeni, gdy słyszą szczere świadectwa wiary i wysiłku duchowego swoich penitentów; czują się tym zainspirowani i wzywani do nawrócenia. Nasza "jednostronność" w posłudze kapłańskiej, którą można wyrazić zdaniem: "To my pomagamy wiernym w rozwoju ich wiary", wynika zwykle z braku pokory. Tak łatwo przypisujemy sobie role przewodników, nauczycieli, kierowników, mistrzów, ojców duchownych itd. Tymczasem Jezus mówi: Nie pozwalajcie nazywać się rabbi, albowiem jeden jest wasz Nauczyciel. […] Nie chciejcie również, żeby was nazywano mistrzami, bo jeden jest tylko wasz Mistrz - Chrystus (Mt 23, 8.10).

DEON.PL POLECA

1. Świadectwo św. Jana Ewangelisty i św. Teresy od Jezusa

Punktem wyjścia dla kapłańskiego głoszenia Ewangelii oraz pomagania wiernym w ich rozwoju duchowym jest zawsze nasze osobiste doświadczenie Boga. W rozmowie z Nikodemem Jezus mówi: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, że to mówimy, co wiemy, i o tym świadczymy, cośmy widzieli (J 3, 11). Do faryzeuszów powie zaś: Słów tych, które wam mówię, nie wypowiadam od siebie. To Ojciec, który trwa we Mnie, On sam dokonuje tych dzieł (J 14, 10).

Jezus niczego nie głosi sam od siebie. Wszystko, co mówi i czyni, należy wyłącznie do Ojca: Syn nie może niczego czynić sam z siebie, jeśli nie widzi Ojca czyniącego (J 5, 19). Syn daje jedynie świadectwo o swoim Ojcu: Gdybym Ja wydawał świadectwo o sobie samym, świadectwo moje nie byłoby prawdziwe (J 5, 31). W ludzkim doświadczeniu Jezusa nie ma miejsca na samowystarczalność i samorealizację. Podobnie powinno być także w życiu kapłana. W tym, co mówi do wiernych i co robi dla nich, nie może przyjmować postawy niezależności, samorealizacji, autonomii, nigdy bowiem nie występuje we własnym imieniu. Nie posługuje ludziom jako "osoba prywatna", lecz zawsze w imieniu Chrystusa, którego jest świadkiem.

Św. Jan w swoim Pierwszym Liście pisze: To wam oznajmiamy, co było od początku, cośmy usłyszeli o Słowie życia, co ujrzeliśmy własnymi oczami, na co patrzyliśmy i czego dotykały nasze ręce (1 J 1, 1). W dawaniu świadectwa uczestniczy cała osoba kapłana. Wszystkie jego zmysły są zaangażowane w odbiór tego, co Bóg nam przekazuje. Św. Jan mówi dalej: Życie objawiło się; myśmy je widzieli, o nim zaświadczamy i oznajmiamy wam życie wieczne, które było w Ojcu, a nam zostało objawione - cośmy ujrzeli i usłyszeli, oznajmiamy także wam, abyście i wy mieli współuczestnictwo z nami. A mieć z nami współuczestnictwo znaczy mieć je z Ojcem i z Jego Synem Jezusem Chrystusem. Piszemy to w tym celu, aby nasza radość była pełna (1 J 1, 2-4). Apostołowie, którzy jako pierwsi mieli uczestnictwo w Słowie życia, dają świadectwo o Nim, aby dzięki Niemu wszyscy mogli mieć współuczestnictwo z nimi.

Aby opisać swoje doświadczenie duchowe, święci posługiwali się tym samym językiem. Mówią o tym, co widzieli, słyszeli i czego dotykali wewnętrznymi zmysłami.

Usłyszałam - pisze św. Teresa od Jezusa w Księdza mojego życia - słowa Pana: "Możesz się pocieszyć i ufać, iż jesteś w stanie łaski; bo taka wielka miłość Boga, takie łaski, jakich Bóg ci użycza, takie uczucia, jakie w twojej duszy wzbudza, nie mogą iść w parze z grzechem śmiertelnym ani się udzielać duszy będącej w stanie grzechu" . Innym razem notuje: Ukazał mi się Pan nasz Jezus Chrystus w takiej postaci, w jakiej Go zwykle widuję. Widziałam Go, zdawało mi się, jasno jak w zwierciadle, odbijającego się na wszystkich częściach mojej duszy. […] Kto raz doznał prawdziwego widzenia Bożego, ten natychmiast jakby dotykalnie uczuje fałsz widziadła szatańskiego (Księga 40, 4; 28, 10).

Wszyscy mistycy, dając świadectwo miłości Jezusa, odwołują się do doznań i przeżyć dotykających ich zmysłów - wzroku, słuchu, smaku, dotyku, powonienia.

2. Poznanie angażujące całego człowieka

W poznanie, miłowanie i naśladowanie Jezusa musi angażować się cały człowiek, gdyż każde autentyczne doświadczenie religijne ma zawsze charakter integralny, to znaczy obejmuje całą ludzką osobę. Poznajemy Boże tajemnice poprzez słyszenie (cośmy usłyszeli), widzenie/patrzenie (co ujrzeliśmy; na co patrzyliśmy) i dotykanie (czego dotykały nasze ręce).

Św. Ignacy Loyola, doskonały "metodyk" wprowadzania w modlitwę i życie duchowe, daje konkretne wskazówki, co należy robić, by wejść w taką właśnie integralnie rozumianą modlitwę obejmującą całego człowieka i wszystkie jego zmysły.

Oto wprowadzenie, tak zwane punkta, ojca Ignacego do kontemplacji tajemnicy Wcielenia:

Punkt 1. Widzieć i rozważać, jak trzy Osoby Boskie siedzą […] na tronie swego Boskiego Majestatu i jak patrzą na powierzchnię i na cały okrąg ziemi i na wszystkie ludy, które w zaślepieniu umierają i idą do piekła. […] Widzieć Panią naszą i Anioła, który Ją pozdrawia, i zastanowić się nad tym wszystkim, aby pożytek jakiś duchowny wyciągnąć z tego widoku.

Punkt 2. Słuchać, co mówią Osoby Boskie, a mianowicie: "Dokonajmy odkupienia rodzaju ludzkiego", itd.; a potem, co mówią Anioł i Pani nasza. I zastanowić się nad tym wszystkim, aby pożytek jaki wyciągnąć ze słów tych osób.

Punkt 3. Potem patrzeć, co czynią […] Osoby Boskie: dokonują mianowicie najświętszego Wcielenia itd. I podobnie, co czyni Anioł i Pani nasza: Anioł spełnia swój obowiązek posłańca Bożego, a Pani nasza uniża się i dziękuje Boskiemu Majestatowi. A potem zastanowić się [nad tym wszystkim], aby pożytek jaki wyciągnąć z każdej z tych rzeczy.

Św. Ignacy każe zatem odprawiającemu rekolekcje patrzeć, widzieć, oglądać Osoby Boskie, słuchać Ich i zastanowić się nad tym, aby wyciągnąć z tego pożytek dla własnego życia duchowego.

Tę samą metodę w trzydziestodniowych rekolekcjach proponuje św. Ignacy Loyola w ćwiczeniu kończącym rekolekcyjny dzień, które określa jako "zastosowanie pięciu zmysłów": Po modlitwie przygotowawczej i po trzech wprowadzeniach jest rzeczą pożyteczną zastosować pięć zmysłów wyobraźni w następujący sposób: Widzieć osoby wzrokiem wyobraźni, rozważając i kontemplując w szczególności to, co ich dotyczy, i wyciągając jakiś pożytek duchowy z tego widzenia. Słuchać uszami wyobraźni, co mówią lub co mówić mogą, a wszedłszy w siebie, pożytek jakiś z tego wyciągnąć (ĆD 121-123). Dalej św. Ignacy mówi o wykorzystaniu w modlitwie zmysłu węchu i smaku: Wąchać i smakować zmysłem węchu i smaku w wyobraźni nieskończoną słodycz i łagodność Bóstwa, duszy i jej cnót, i innych rzeczy wedle okoliczności osoby, którą się kontempluje. Wchodząc zaś w siebie, pożytek jakiś z tego wyciągnąć (ĆD 124). Na końcu zaś mowa jest o dotyku: Dotykać zmysłem dotyku, tak np. obejmować i całować miejsca, gdzie te osoby święte stawiają kroki lub siedzą, a zawsze starając się o jakiś pożytek z tego (ĆD 125).

Intuicyjnie czujemy, że taka modlitwa wymaga jednak dłuższego czasu i całkowitego, integralnego zaangażowania ludzkiej osoby. Nasze codzienne spotkania i dialog z Bogiem bywają powierzchowne, ponieważ naznaczone są pośpiechem, niepokojem i zbytnimi codziennymi troskami. By modlitwa ogarnęła całego człowieka, wymaga klimatu skupienia, wyciszenia i dłuższego przygotowania. Jeżeli jednak kapłan nie doświadczy sam, czym jest pogłębiona modlitwa ogarniająca całą jego osobę, nie będzie w stanie uczyć jej wiernych.

Prawdziwe i głębokie doświadczenie Boga ogarnia zawsze całą ludzką istotę, wszystkie jej zmysły i władze. Mówi o tym pierwsze przykazanie: Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą (Mk 12,30). Owo integralne doświadczenie Boga, obejmujące wszystkie moce człowieka, także moce ciała, jest głęboko wpisane w modlitwę wielkich postaci Starego i Nowego Testamentu. Taka też była modlitwa Jezusa.

3. Wszyscy są zaproszeni do mistyki

Mistycy, święci i pisarze ascetyczni podkreślają, że do głębokiego życia duchowego i mistycznego Bóg zaprasza nie tylko "wybrane dusze", pojedyncze osoby, ale wszystkich, który Go szczerze szukają i pragną Mu służyć. Nikomu przecież nie stawia On granicy w hojności, poświęceniu i zaangażowaniu dla Jego chwały i oddania się Mu na służbę.

Karl Rahner SJ powiedział kiedyś, że chrześcijanie XXI wieku albo będą mistykami, albo nie będzie ich wcale. Obserwacja współczesnej, zlaicyzowanej cywilizacji potwierdza te prorocze słowa. Wobec kontestacji chrześcijaństwa oraz prześladowania, wyśmiewania i poniżania ludzi wierzących, szczególnie w polityce, sztuce i mediach, zachowanie żywej wiary wymaga dzisiaj wielkiego, właśnie mistycznego zaangażowania - zaangażowania całego serca, całej duszy, całego umysłu i wszystkich ludzkich mocy.

Sama wiedza i intelektualna świadomość nie wystarczą.

Święta Teresa od Jezusa mówi, że w rozeznawaniu autentyczności duchowego doświadczenia ważne są trzy elementy: osobiste doświadczenie, inteligencja, połączona z duchową intuicją, oraz wiedza. Święta zaznacza przy tym, że wiedza i nauka najmniej są przydatne dla tego celu, a w wielu złożonych ludzkich sytuacjach sama wiedza na niewiele się zdaje (Księga 30, 10). Znamienne są jej słowa: W obliczu Mądrości nieskończonej więcej, niech raczą mi wierzyć, znaczy trochę ćwiczenia się w pokorze i jeden akt tej cnoty niż wszystka nauka tego świata. Tu nie chodzi o uczone wywody, tylko o to, byśmy w szczerości serca uznali siebie, czym jesteśmy, i z prostotą stawali przed Bogiem, który chce, aby dusza stawała się maluczką, jak w obliczu Jego prawdziwie jest, i uniżała się przed Majestatem Jego, który dla nas tak się uniża, cierpiąc nas w obecności swojej mimo wszystką niegodność naszą (Księga 9, 15).

Tymczasem, jak się zdaje, w naszym duszpasterstwie parafialnym, rekolekcyjnym i katechetycznym to właśnie nauczanie i przekazywanie wiedzy odgrywają rolę pierwszoplanową. Ale informacja i kompetencja intelektualna są użyteczne dla wiary tylko wtedy, gdy poprzedza je głębokie doświadczenie oraz intuicja duchowa.

Bez osobistego doświadczenia wiary duszpasterza i jego duchowej intuicji głoszenie słowa Bożego, sprawowanie sakramentów, kierownictwo duchowe oraz katecheza byłyby jedynie pouczaniem i stosowaniem prawa. Kościół natomiast nie głosi najpierw ani prawa, ani wiedzy religijnej, ale żywego, zmartwychwstałego Pana, który oddał za nas życie i prowadzi nas do Ojca. Bez osobistego doświadczenia intymnej więzi z Jezusem Jego Ewangelia i wszystkie inne prawa stają się martwą literą oderwaną od życia.

4. Świadomość ludzkiej słabości i kruchości

Przygotowanie do posługi słowa zaczyna się od wprowadzania w osobiste życie tego, co kapłan zamierza głosić. Możemy przepowiadać ludowi Bożemu jedynie to, co sami uprzednio usłyszymy, ujrzymy i czego dotkną nasze ręce, i co przeżyją nasze serca. To zaś przeżycie zależy nie od naszych wysiłków, ale od naszego otwarcia się na przychodzącego Boga, który zawsze przekracza nasze oczekiwania. Mówi o tym sugestywnie Ewangelia. Ewangeliczne opisy ukazywania się zmartwychwstałego Pana uczniom odsłaniają ich całkowitą bezradność w spotkaniu z Nim.

On - przechodząc przez zamknięte drzwi - pojawia się nagle. Widzą Go oczami ciała, słyszą ludzkimi uszami, dotykają rękoma jak Tomasz, ale w żaden sposób nie mogą przeniknąć, "uchwycić" i zatrzymać Jego tajemnicy; nie są też w stanie przekonać innych o prawdziwości swojego poznania zmartwychwstałego Pana i realnego spotkania z Nim. Doświadczali Jego obecności, widzieli Go, dotykali, ale nie mogą tego doświadczenia przekazać w jakiś uchwytny, sprawdzalny sposób.

Tak dotykamy fundamentalnej prawdy, że człowiek nie ma wstępu do duszy i serca bliźniego. Św. Augustyn, wspominając w Wyznaniach swoje dzieciństwo, zauważa niemożność pełnego wyrażenia swoich pragnień i życzeń. Nie udawało mi się to - pisze - gdyż pragnienia te były we mnie, a ludzie przebywali w świecie zewnętrznym i nie mieli takiego zmysłu, którym zdołaliby wniknąć do wnętrza mojej duszy .

Istotnie, człowiek nie ma takiego zmysłu, dzięki któremu mógłby wglądać w duszę brata. Nie możemy więc w żaden sposób sprawić, by nawet najbliższa nam osoba zobaczyła wewnętrznie to samo, co my sami widzieliśmy, by usłyszała w duszy to, co my sami słyszeliśmy, aby odczuła coś, co my sami odczuliśmy. Najgłębsze ludzkie doświadczenie duchowe jest nieprzekazywalne bezpośrednio, a człowiek w swojej najintymniejszej relacji do Boga jest tak naprawdę całkiem sam.

Jako katecheta przygotowywałem kiedyś dzieci do Pierwszej Komunii Świętej. Uderzała mnie ich całkowita samotność w przeżywaniu ich pierwszej spowiedzi. Dziewięcioletnie dziecko (popatrzmy na jego doświadczenie jego własnymi oczyma) wchodzi do konfesjonału (dla niego wielkiej, ciemnej szafy) i każą mu wyznać przed księdzem, obcym mu, dorosłym mężczyzną, ubranym na czarno, to wszystko, co go najbardziej zawstydza i rani. Ani mama, ani tata nie mogą stanąć obok, by podpowiedzieć mu, co powinno wyznać, z jakich przewin winno się oskarżyć.

Św. Paweł, opisując spotkanie z Jezusem, który objawił mu się w drodze do Damaszku, mówi, że widział Go i słyszał. Jego towarzysze podróży natomiast widzieli jedynie światło, ale głosu, który mówił do Pawła, już nie słyszeli (por. Dz 22, 9).

Objawieniom w Lourdes czy Fatimie towarzyszyły tłumy, ale Matkę Bożą widziały i słyszały jedynie wybrane dzieci: w Lourdes Bernadetta Soubirous, a w Fatimie Franciszek, Łucja i Hiacynta. To one dawały świadectwo, że widziały Piękną Panią i słyszały Jej głos. Nikt nie był w stanie sprawdzić eksperymentalnie, czy mówią prawdę, a one nie mogły w żaden sposób udowodnić, że nie kłamią. Film Fatima (z 1997 roku) doskonale ukazuje bezradność trojga dzieci wobec oskarżeń ze strony burmistrza Oriveria Santosa, masona, który chciał je zmusić, by zdeklarowały, że całą tę historię zmyśliły.

5. Tylko Bogu właściwą rzeczą jest wchodzić do duszy

Najgłębszy wymiar naszego doświadczenia Boga jest zatem niemożliwy do bezpośredniego przekazania innym. Wiąże się to z samą istotą człowieczeństwa. Każdy ludzki byt jest autonomiczny, a w swej naturze bezpośrednio zależy tylko od Boga. W antropologii chrześcijańskiej autonomiczność ludzkiej osoby wiąże się z jej bezpośrednią zależnością od Stwórcy. Nasza zależność od innych jest względna. Człowiek nie zależy od bliźniego w takiej mierze, w jakiej zależy od Boga. Uzurpowanie sobie władzy nad bliźnim i traktowanie go jako swojej własności jest wyrazem moralnego znieprawienia, gdyż w rzeczywistości człowiek nie jest panem swego bliźniego. I właśnie dlatego nikt oprócz Boga nie ma bezpośrednio dostępu do ludzkiej duszy, ludzkiego serca. Dusza to sanktuarium, "święte świętych". Tylko Bogu właściwą jest rzeczą - mówi św. Ignacy Loyola - wchodzić do duszy, wychodzić z niej, sprawiać w niej poruszenia, pociągając ją całą do miłości swego Boskiego Majestatu (ĆD 330). Tak ojciec Ignacy opisuje fundamentalną prawdę antropologii chrześcijańskiej.

Tylko Bóg może wchodzić do duszy bezpośrednio, wprost, bez żadnej przyczyny, to znaczy bez posługiwania się czymkolwiek lub kimkolwiek, czyli bez żadnego uprzedniego odczuwania czy poznawania czegokolwiek. Wszelkie zaś stworzenie: anioł dobry, anioł zły, drugi człowiek mogą dotykać ludzkiej duszy tylko za pomocą jakichś przyczyn, to znaczy poprzez wzbudzenie jakiegoś poruszenia, inspiracji, namowy, nigdy bezpośrednio. Ewagriusz z Pontu pisze, że demony w swojej walce z człowiekiem, nie mogąc bezpośrednio wejść do jego duszy, obserwują z zewnątrz jego zachowanie, postawy, wady i cnoty, by dostosować swoje pokusy do jego konkretnej sytuacji .

Kapłan ze swoim głoszeniem słowa także nie może wejść do duszy człowieka, ale może pociągnąć ją, dając jej swoje świadectwo wiary, chociaż nie mogąc go udowodnić. Każdy zaś słuchający świadectwa sam decyduje o przyjęciu jego przesłania lub też o odrzuceniu go. Wszelki nacisk psychiczny, zbytnie naleganie, by słuchający uznał za swoje to, co mu przekazujemy jako duszpasterze, bywa (i słusznie) odbierane jako manipulacja i naruszenie jego godności, przynosząc skutek przeciwny do zamierzonego. Słowo Boże można głosić i przyjąć jedynie w klimacie całkowitej wolności.

6. "Karmię was tym, czym sam żyję"

Kiedy jako kapłani stajemy przed bliźnim z posługą, zawsze jesteśmy na zewnątrz "świętego świętych" - jego sumienia. Nigdy nie wiemy do końca, co dzieje się w człowieku, któremu dajemy świadectwo. Duszpasterz podobny jest do matki opiekującej się swoim niemowlęciem. Patrzy ono na nią swymi wielkimi oczyma, wydaje nieartykułowane dźwięki, robi takie czy inne miny, ale ona nie jest w stanie z tego odczytać, co ono przeżywa, co tak naprawdę się w nim dzieje. Tylko doświadczenie nabyte w miarę upływu miesięcy i lat oraz macierzyńska intuicja pozwalają jej się domyślać, co dziecko pragnie jej zakomunikować swoim płaczem, uśmiechem, gaworzeniem.

Kapłan poprzez swoją posługę może jedynie dać świadectwo wiernym i podzielić się swoim osobistym doświadczeniem. Może powiedzieć: "To, co usłyszałem, zobaczyłem, czego dotykały moje ręce, odmieniło moje życie i uczyniło mnie otwartym na Boga i wrażliwym na bliskich". Najważniejszym argumentem kapłana jest zawsze jego odmienione życie i dobre owoce, jakie ono wydaje.

Św. Teresa od Jezusa przestrzega przed kapłanami niedoświadczonymi, czyli takimi, którzy nie przeżyli odpowiedniego doświadczenia wiary: Ten, kto rozpoczyna modlitwę, potrzebuje porady, aby zwracał większą uwagę na to, co przynosi mu większy pożytek. Do tego nieodzowny jest nauczyciel, kierownik duchowy, pod warunkiem jednak, że jest on doświadczony. W przeciwnym razie może pobłądzić i prowadzić duszę bez zrozumienia jej i nie pozwalając jej zrozumieć samej siebie. A ponieważ dusza wie, że wielką zasługą jest pozostawanie poddaną nauczycielowi, nie ośmieli się wyjść poza to, co on jej poleca. Spotkałam dusze zastraszone i przygnębione z powodu tego, że kierownicy ich nie mieli doświadczenia. I żal mi ich było. A kilka z nich nie wiedziało już, co ze sobą począć. Albowiem kiedy kierownicy nie rozumieją ducha osoby prowadzonej, zadręczają jej duszę i ciało i przeszkadzają w odnoszeniu pożytku (Księga 13, 14).

Gdy modlimy się mało, gdy nie podejmujemy zaangażowanej walki duchowej, wówczas nasze pouczenia o modlitwie, życiu duchowym i sakramentach świętych brzmią mało przekonująco, nie ma bowiem w nich "duszy". Nie opisujemy wtedy własnego przeżycia i doświadczenia, ale powtarzamy jedynie refleksje i opinie innych. Wszelkie głoszenie Ewangelii musi być poprzedzone osobistą modlitwą i duchowym zaangażowaniem. Karmię was tym, czym sam żyję - mówił św. Augustyn. Zawsze dajemy jedynie świadectwo tego, czym sami żyjemy, co nosimy w naszych sercach.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Co się dzieje z kapłanami, którzy się nie modlą?
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.