(fot. -LucaM- Photography WWW.LUCAMOGLIA.IT/flickr.com/CC)
Dla stałych bywalców hasło: "ostatni poniedziałek miesiąca, kościół jezuitów, godzina 19.00" - mówi wszystko. Dla niewtajemniczonych - nawet długie wyjaśnienia nie wystarczą. Pewnie niejeden z nich zamiast wyjaśnień usłyszałby po prostu: "Przyjdź, zobacz, przekonasz się". O czym mowa? O Mszy świętej w intencji uzdrowienia.
Boży pomysł
Wiele lat temu, dokładnie w roku 1991, we wspólnocie Mocni w Duchu podczas modlitwy pojawił się pomysł, aby grupa raz w miesiącu przeżywała wspólnie Mszę świętą. Na tym samym rozeznaniu padło słowo proroctwa o tym, że zbiorą się na niej ludzie ze wszystkich stron świata. Wtedy nikt jeszcze chyba nie przewidywał, że poniedziałkowe Msze bardzo szybko przeniosą się do kościoła i staną się czasem modlitwy o uzdrowienie nie tylko Mocnych. I że wkrótce zaczną przyjeżdżać na nie Polacy z zagranicy - bo dowiedzieli się od rodziny, przeczytali w książce ewangelizacyjnej lub w "Szumie z Nieba" - by szukać pomocy u Boga.
To nie przypadek
Przechodząc w ostatni poniedziałek miesiąca lub w poprzedzającą go niedzielę, wczesnym wieczorem, na ul. Sienkiewicza można zobaczyć nieprzerwany strumień osób zmierzających do kościoła oo. Jezuitów. Przez uchylone drzwi słychać już śpiew i modlitwę. Świątynia najmniejszej parafii w Łodzi zapełnia się w te dni po brzegi, a kilka tysięcy wiernych - czasem w tłoku, nieraz z trudem znajdując miejsce na uklęknięcie - modli się prawie trzy godziny. - I to jest Msza? - może zapytać nieobeznany z tematem wierny. Faktycznie, brzmi to trochę jak reklama, ale w przeciwieństwie do niej, jest prawdą.
Msza o uzdrowienie trwa rzeczywiście dłużej niż zwykła, odprawiana w każdym kościele. Ma bogatą, porywającą oprawę muzyczną. W prezbiterium oprócz kapłanów posługują świeccy zaangażowani w prowadzenie modlitwy o uzdrowienie, przebaczenie, wyprostowanie splątanych losów ludzkich. Pojawiają się także szczególne słowa poznania, którymi Bóg daje znać, że uzdrawia konkretne choroby i sytuacje. Potwierdzane jest to później przez samych uzdrowionych, gdy podchodzą do mikrofonu - z radością lub ściskającym za gardło wzruszeniem…
Dlaczego ta Msza przyciąga tak wiele osób? Odpowiedzi padają różne. Niektórzy mówią, że dopiero tutaj czują głębię modlitwy. Inni - że doświadczają mocy modlitwy wspólnoty. Ktoś był świadkiem uzdrowienia z choroby bliskiej mu osoby i dlatego przychodzi. Inny wyjaśnia: "tu naprawdę wierzę, że Bóg jest i działa" albo: "po prostu lubię chodzić na Mszę o uzdrowienie". Przychodzą osoby zaproszone przez kogoś znajomego, ktoś inny zaszedł tu z ciekawości, kolejny - bo potrzebuje odrobiny nadziei. Bywa, że pomógł "przypadek" - ktoś znalazł się w pobliżu kościoła o właściwej porze lub usłyszał czyjąś rozmowę o tym, co dzieje się u jezuitów. Jednak pod tymi różnymi odpowiedziami kryje się tak naprawdę jedno - działanie Ducha Świętego. To On, w sobie tylko znany sposób, może kogoś przyprowadzić na Mszę o uzdrowienie. A dlaczego właśnie tam?
Spotkanie z Bożą czułością
Msza o uzdrowienie jest przede wszystkim… Mszą świętą. Czyli tym, co określamy jako podstawową posługę Kościoła. Jest doświadczeniem Jezusa obecnego pod postacią chleba, jest dziękczynieniem Bogu Ojcu za Syna, jest spotkaniem z Bogiem, który wychodzi naprzeciw człowiekowi. To, co dzieje się na Eucharystii, jest tajemnicą, nie do końca możliwą do zrozumienia, ale można jej doświadczać i przeżywać w bardzo różny, indywidualny sposób. To, co dzieje się na Mszy o uzdrowienie, nie jest teologicznie niczym innym, a jednocześnie… jest tak różne. Nie dlatego jednak, żeby wywoływać jakąś sensację odmiennymi modlitwami lub "wymuszać" coś na Bogu czasem ich trwania.
Chodzi raczej o to, by rozmowa z Bogiem stawała się czymś normalnym dla każdego uczestnika tej Mszy, a dłuższa modlitwa ma szansę stać się modlitwą pogłębioną. Nie zawsze przyniesie radosne uniesienia i pokój - choć jest to doświadczeniem wielu osób. Dla innych może być czasem walki, zmagania się z ciężarami noszonymi od lat; czasem doświadczania bólu dawno zepchniętego na brzeg świadomości; okazją do stanięcia oko w oko z własną słabością, cierpieniem, grzechem i niemocą. Ale gdy człowiek pozwala sobie na takie doświadczenie w obecności Boga - ma szansę spotkać Go naprawdę. Takie spotkanie u jednych przynosi natychmiastową poprawę, u innych zaś jest początkiem procesu, który dopełni się w czasie. Jedno jest pewne - Bóg jest obecny i czeka, abyś pozwolił Mu się z tobą spotkać, abyś pokazał Mu swój ból, abyś otworzył się na Jego moc, troskę i czułość… A co wtedy się stanie? Dowiesz się, tylko daj Bogu szansę, by sam mógł się o ciebie zatroszczyć.
Od kuchni, czyli od zakrystii
Msza święta dla kilku tysięcy wiernych to wyzwanie. W jej przebieg zaangażowanych jest wiele osób. Jedną z najbardziej widocznych posług pełnią ci, którzy stoją najbliżej ołtarza i prowadzą modlitwę przy mikrofonie. Przygotowują się do niej podczas indywidualnej modlitwy, a w dniu Mszy modlą się też wspólnie, czytając Słowo z liturgii na dany dzień i słuchając tego, co mówi do nich Duch Święty. Tymi myślami dzielą się ze sobą, a z nich zazwyczaj układa się jasny obraz tego, w jakim kierunku będzie prowadzona modlitwa, jakie sfery życia szczególnie mają być powierzane Panu Bogu tego dnia.
Podczas Eucharystii wyznaczony jest czas na modlitwę o uzdrowienie. Wówczas osoby z grupy rozeznającej - bo tak można ją nazwać - współprowadzą modlitwę, wypowiadając do mikrofonu prośby i intencje, które wcześniej (czy też w danej chwili) pojawiły się w ich sercach. Nie wiedzą, kto i z jakimi prośbami przyszedł na Mszę, ale okazuje się, że słowa przez nich wypowiadane trafiają do konkretnych osób. Podczas modlitwy pojawiają się również słowa poznania o uzdrowieniu chorób lub relacji. To kolejny przejaw działania Boga, czego potwierdzeniem są świadectwa i podziękowania wypowiadane przez tych, którzy zostali uzdrowieni fizycznie lub duchowo.
Ci, którzy posługują w prezbiterium, mają możliwość dostrzegania tego, jak zmieniają się ludzkie twarze w trakcie tej Eucharystii. Niektórzy przychodzą do kościoła smutni, pobici przez cierpienie i problemy codzienności. A po Mszy - ociągają się z wyjściem, bo dobrze im być z Jezusem, który tu ich spotkał…
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Skomentuj artykuł