Czego chcesz od nas, Janie Chrzcicielu?

(fot. shutterstock.com)

Ludziom przywiązanym do niedoli trudno sobie wyobrazić, że może być inaczej. Boją się zmiany, wolą, aby nikt im nie przeszkadzał. Dlatego obawiają się wymagań miłości.

"W owym czasie wystąpił Jan Chrzciciel i głosił na Pustyni Judzkiej te słowa: «Nawróćcie się, bo bliskie jest królestwo niebieskie»" (Mt 3, 1-2).
W dzisiejszej Ewangelii czytamy, że pojawienie się Jana na pustyni wzbudziło powszechne zainteresowanie. Nie była to tylko czysta ciekawość, przynajmniej u znakomitej większości. Jego słowa wstrząsały, skłaniały do konkretnych działań, do przyjmowania chrztu nawrócenia. W ten sposób Izraelici przygotowywali Panu drogę.
Francuski teolog Jean Danielou SJ w znakomitej książce "Święty Jan Chrzciciel. Świadek Baranka", wysuwa tezę, że "jeśli przyjście Słowa trwa przez całą historię Kościoła, jeśli jest Ono "Tym, który przychodzi", to powołanie Jana pozostaje wciąż aktualne".
Pan ciągle stoi u drzwi, a nasze zadanie nie polega na uporczywej próbie zmiany samych siebie, lecz na wpuszczeniu Go do domu naszego życia, na usposobieniu duszy, aby Pan sam mógł usunąć z niej wszelkie przeszkody na drodze postępu, łącznie z grzechem (Por. Ćwiczenia Duchowe, 1). Tak uważał św. Ignacy Loyola widząc w naszych wysiłkach i podejmowanych ćwiczeniach duchowych przejaw naszej dobrej woli, że chcemy przyjąć Pana. Dzisiaj Pan przychodzi do nas w sakramentach świętych, w modlitwie, przemawia w sercu w głosie Ducha Świętego. Przychodzi do nas, co jest równie istotne, choć trochę mniej oczywiste, w człowieku potrzebującym. W końcu przemawia przez różnego rodzaju proroków, kontynuatorów misji św. Jana Chrzciciela, którzy nas upominają i dają nadzieję. Co jest istotą misji Chrzciciela? Na czym, jego zdaniem, polega nawrócenie?
Francuski jezuita wyraża to zwięźle: "Jan nie prosi grzesznika, aby przestał grzeszyć, bo ten został "poczęty w nieprawości". Prosi go, aby uznał siebie za grzesznika, znienawidził swój grzech i zapragnął zostać od niego uwolnionym. To jest podstawowe nawrócenie, które otwiera serce i je usposabia".
Oczywiście, Jan Chrzciciel zachęca przyjmujących chrzest w Jordanie do wydawania owoców. Każe dzielić się z potrzebującymi, nie wyzyskiwać biednych. Niemniej rozgraniczenie na "zaprzestanie grzeszenia" i "uznanie swego grzechu" jest początkiem każdego nawrócenia, czyny są jego owocem. Jesteśmy grzeszni, ale nie jesteśmy grzechem. Podobnie nikt z nas nie jest grypą, chociaż może nosić w sobie jej wirusa i odczuwać skutki jego działania. Bóg nie wymaga od nas, abyśmy sami się wyleczyli. Pragnie jednak, abyśmy uznali, że potrzebujemy Jego pomocy. A ponadto wiedzieli, że tylko to możemy dać, co sami otrzymujemy od Niego.
Od rozpoznania tajemnicy bezbożności, która w nas mieszka, zaczynają się Ćwiczenia Duchowe. Św. Ignacy Loyola każe na początku rekolekcji rozważyć smutną rzeczywistość grzechu: w aniołach, w świecie, w innych, w końcu w sobie samym, w historii życia. Nie tylko rozważyć, ale także poczuć w związku z tym ból, wstyd i przerażenie. Gdy już do rekolektanta dotrze, że i on cierpi na tę chorobę, św. Ignacy zaprasza, aby z tym rozpoznaniem stanąć przed ukrzyżowanym Chrystusem - Lekarzem. Nie po to, by wzbudzać w sobie poczucie winy i strach, ale po to, by człowiek uświadomił sobie, że grzech to brak właściwiej odpowiedzi na miłość Chrystusa. Jeśli rekolektant schowa się za parawanem nieskazitelności i nie odczuje w sobie choroby duszy, Lekarz nie może mu pomóc. Nie ma więc sensu iść dalej, by rozważać życie Jezusa, który przez Ducha Świętego leczy "źle się mających".
Uznanie własnej grzeszności jest owocem łaski - powiada św. Augustyn. Często niełatwo rozpoznać w sobie grzech i odczuć do niego wstręt, bo ten się dobrze w nas maskuje. Najbardziej chyba wśród pobożnych, którzy nierzadko nie mają sobie nic do zarzucenia. Nawet w przypadku ludzi, których męczą nałogi, uczucie odrazy do grzechu przychodzi po bardzo długiej walce, po rozprawieniu się z całą masą usprawiedliwień. Bardzo często uważamy się za niewinnych, bo grzech widzimy tylko w prawnym przestąpieniu przykazań. Istnieje w nas jednak GRZECH, który powoduje grzechy. Działa w nas przez głęboko zakorzenione postawy, sposoby reagowania, odczuwania i myślenia. Zagnieżdża się nawet w naszej podświadomości. Bez ciszy i wyjścia na pustynię, bez poddania się działaniu Słowa rozpoznanie prawdziwego oblicza GRZECHU jest wręcz niemożliwe.
Bywa tak, że człowiek wprawdzie widzi swój grzech, ale się zniechęca, gdyż sądzi, że od razu sam musi z nim coś zrobić. Patrzy tylko na swoje możliwości. I to skupienie na sobie jest też jednym z mechanizmów obronnych GRZECHU. W ten sposób zamyka się serce na przychodzącego Pana. Człowiek popełnia wówczas ten sam błąd, o którym pisze św. Augustyn w "Wyznaniach": "Myślałem, że do czystości człowiek jest zdolny o własnych siłach, a ja w sobie tych sił nie dostrzegałem. Głupiec, nie wiedziałem, że - jak napisano - nikt nie może być czysty, jeśli Ty mu tego nie udzielisz" (VI, 11).
Co jeszcze czyni urząd Jana w Kościele? Ten, kto przejmuje pałeczkę od Chrzciciela, musi zmierzyć się z dwiema fundamentalnymi przeszkodami na drodze wiary: rozpaczą i pychą. Jego zadaniem jest przebicie balonu pychy i równocześnie otwarcie horyzontu nadziei: "Trzeba, aby każde wzgórze zostało obniżone i każda dolina zasypana; aby zapanowała nadzieja, a pycha została pokonana"- zauważa o. Danielou.
Wiara oznacza tutaj bycie w drodze. Jeśli człowiek siedzi w dolinie smutku, brakuje mu widoków na dobro, pozostanie tam w bezruchu. Tak właśnie działa zniechęcenie i rozpacz. Ludzie "przywiązani do niedoli, nie wyobrażają sobie, żeby mogło być inaczej. Boją się zmiany, wolą, aby nikt im nie przeszkadzał. Obawiają się wymagań miłości. I jak Adam ukrył się pod drzewami, tak oni okopują się w swoich norach" - komentuje o. Danielou. Ale to nie Bóg, lecz siły ciemności zatruwają duszę beznadzieją. Wskutek niemożności osiągnięcia dobra przez dłuższy czas ludzie przestają w końcu pragnąć dobra. Wątpią w nie. Nie widząc wyjścia, utwierdzają się cynicznie w przekonaniu, że dobro nie ma już szans w ich życiu. Zdarza się wówczas, że zamiast wstrętu do grzechu, odczuwają niechęć do Boga, kierując się fałszywym przekonaniem, że On wysuwa wobec nich jedynie roszczenia. Obrzydzają sobie wtedy Ewangelię i Kościół. Obśmiewają tych, którzy mówią o Bogu.
Z kolei ten, kto chce na zawsze pozostać na szczycie, ponad wszystkim, nie zejdzie na dół do prozy życia. Czuje się samowystarczalny, ma poczucie siły i niezależności. Patrzy z góry na innych, otacza się szańcem obojętności.
Misja Jana realizuje się dzisiaj w Kościele w budzeniu ze snu obojętności i zniechęcenia. Człowiek dotknięty rozpaczą lub pychą musi doznać wstrząsu, żeby się ocknąć. Prorok, który wzywa do nawrócenia, zawsze będzie wydawał się wrogiem. Często największych przeciwności święci doświadczają nie gdzieindziej tylko w Kościele.
Jednak kiedy już trochę upuści się powietrza z balonu samowystarczalności albo wyciągnie się człowieka z doliny zwątpienia, wtedy należy budzić nadzieję. W myśl zasady, że "przyzwyczajenie do zła nie może być aż tak mocne, ażeby serce nie pozostało dotknięte gotową na wszystko miłością dobra".
Jan głosi to samo co Chrystus: "Przybliżyło się królestwo Boże. Nawracajcie się". Ale jest pewna różnica w ich nauczaniu. Wedle wyobrażenia Chrzciciela, Mesjasz urządzi najpierw wielki sąd z paleniem plew w ogniu nieugaszonym. Jednak Chrystus przychodzi zupełnie spokojnie, a potem opowiada przypowieść o pszenicy i chwaście, w której kreśli wizję palenia chwastu, ale dopiero na końcu świata. Teraz jest czas łaski, cierpliwości, a nie stosów. Teraz można odzyskać zdrowie. I stać się pełnowartościową pszenicą.

DEON.PL POLECA

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Czego chcesz od nas, Janie Chrzcicielu?
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.