Czy Bóg obciąża?

(fot. shutterstock.com)
Waldemar P. Los SJ

Wyjątkowość czasu świątecznego jest dzisiaj rozumiana bardzo szeroko, niejednokrotnie stając się sama pułapką, w którą wpadając boleśnie doświadczamy rozczarowania.

Sposobów na przeżywanie tego czasu nie brakuje. Dla niektórych będzie to czas leniwego odpoczynku w fotelu przed telewizorem, czy spędzenia czasu w rodzinnym gronie, inni, zawsze aktywni, potraktują je jako okazję, by zadbać o swoją formę fizyczną i wyjechać na łono natury. Są też tacy, którzy w Bożym Narodzeniu oczekują realnego cudu w ich życiu. I jak nie ma nic złego w każdym z tych sposobów świętowania, tak każdy z nich może przynieść niedosyt, rozczarowanie albo nawet frustrację, kiedy nadchodzi pierwszy poświąteczny dzień i wszystko co po nich zostało to przejedzenie, rozleniwienie, górskie wspomnienia czy smutek, że oczekiwany cud jednak nie nastąpił... Czy masz takie doświadczenie, że ten inny czas wcale nie był wyjątkowy, dobry czy wpływający z ukojeniem na Ciebie?

Kiedy zaczyna się adwent liturgia Kościoła stopniowo prowadzi ku wielkiej tajemnicy, która ma zostać objawiona człowiekowi: Bóg przyjmie ludzkie ciało. W tym szczególnym czasie Pismo wskazuje przewodników takich jak Maryja czy Jan Chrzciciel, których przykład życia i postawa mają nas przygotować na spotkanie zmieniające (nasz) świat.

A jak to jest tu i teraz, gdzie żyję. Były dni, że w grudniu przemykałem wieczorami uliczkami miasta tętniącego życiem, ogarniętego przedświąteczną krzątaniną. Nie napotykałem tam jednak na żadne znaki pomgające mi w przygotowaniu się na to niesamowite wydarzenie... Co widziałem? Już pewien rodzaj świętowania, błysk kolorowych świateł i niezrozumiałe symbole mówiące o jakimś wydarzeniu, które niewiadomo czy już się dzieje, czy dopiero ma nastąpić.

DEON.PL POLECA

Pomieszanie porządków i pewna kakofonia wrażeń dostarczanych przez bodźce zewnętrzne w sposób nieunikniony wywoływała pewne zamieszanie. A któż je lubi...?

Brak czytelnych odniesień i zaburzenie poczucia tożsamości chrześcijańskiej to rzeczywistość, która zagraża dziś mieszkańcom Europy. Wspominał o tym w swoim przemówieniu papież Franciszek podczas niedawej wizyty w Parlamencie Europejskim. I można to odnieść zarówno do wielu procesów życia społecznego i kulturowego, jak i do zwykłej codzienności i napotykanych w niej odczuć nie wykluczając tu "mojego świata".

Czy dziś moje samopoczucie po świętach nie przypomina swoistej bezdomności duchowej? Czy często narzucone uczestnictwo w przedświątecznej komercyjnej machinie dostarczającej wielu wrażeń i atrakcji nie zubaża ważnej części mnie samego?

Świąteczne błyskotki mają to do siebie, że oczekiwany efekt trwa jedynie przez moment. Kiedy on mija, pozostaje pustka lub ociężałość, bo pozostaje znów tylko to, co znane, może trudne, bolesne lub męczące. A gdzie zniknęło to, co miało przynieść zmianę?

Takie przeżywanie świąt rozczarowuje lub nawet może budzić niechęć do podejmowania jakichkolwiek szczególnych przygotowań. Czy jest zatem jakiś sprawdzony sposób na rozwiązanie tej trudności i na uniknięcie poświątecznego znużenia? Wchodząc w taki rodzaj myślenia ponownie niestety wpadamy w pewną logikę konsumpcjonistyczną. Kolokwialnie rzecz ujmując szukamy szybkiego lekarstwa na dolegliwość: jest mi źle, to sięgam po jakiś cudowny środek i trudność mija... Takie myślenie życzeniowe jest zgubne, ponieważ cudowne panaceum na wszystko niestety nie istnieje.

Co zatem zrobić, by uniknąć takich stanów lub jeśli już w nich trwamy - wyjść z nich w sposób przynoszący konkretny pożytek i dobro? Być może warto się przyjrzeć temu, co mnie zmęczyło, co mnie nuży. Czy stan, w którym jestem, ma coś wspólnego z prawdziwą istotą świąt: zatrzymaniem się nad wielim cudem Boga przyjmującego ludzkie ciało i próbą zrozumienia, co to dla mnie znaczy? Jeśli teraz mi źle lub ciężko, to może warto zobaczyć, gdzie w tym wszystkim, co teraz odczuwam, jest Pan Bóg? Czy to Jego przyjście na świat tak mnie zmęczyło? Czy może zbyt wiele czynności, które się podjąłem, by zapewnić "właściwą" otoczkę wspominania tej tajemnicy wpłynęło na taki stan... Warto się zapytać poprostu: po co to wszystko? Czy dla Jego większej chwały czy dla spełnienia czyichś/moich oczekiwań...?

Być może balast, który teraz ciąży sami sobie nałożyliśmy...

Patroni adwentu, Maryja oraz Jan Chrzciciel, przygotowują nas na otwieranie oczu na otaczającą rzeczywistość i odnajdywanie w niej Prawdy, która przychodzi w ubóstwie. Niech zatem będą oni także inspiracją teraz, by pomimo odczuwanych obciążeń poświątecznych nie tracić ducha istoty tego czasu. Jeśli nawet byliśmy za bardzo skoncentrowani na różnych czynnościach towarzyszących świątowaniu i teraz odczuwamy tego skutki, to niech myśl, że narodzenie Jezusa było początkiem Jego obecności w ludzkim świecie, pomaga nabrać nowej perspektywy. On przyszedł po to, by Jego obecność trwała bez końca!

Bóg, który przyszedł na ziemię, chce pomóc widzieć więcej i żyć bardziej, ale nie w znaczeniu konsumpcjonistycznym. Ono nas wyłącznie obciąża. Zaprasza jednak do odnajdywania go pośród tego, co nieustannie nas otacza.

Kiedy zatem Ty teraz po zakończonych świętach czujesz moc i nową energię do życia, to istotnie są to skutki przyjęcia Prawdy, która przyjęła postać ludzką. Warto się z nich szczerze ucieszyć! Jeśli jednak po świętach towarzyszy Ci jedynie ociężałość, to czuj się zaproszony do tego, by jeszcze teraz w tym około świątecznym czasie zobaczyć jaką szansą jest dla Ciebie Boże Narodzenie i co teraz możesz/chcesz odmienić w sposobire patrzenia na siebie i innych. Nie jest rozwiązaniem szukanie tanich sposobów na poradzenie sobie z poświątecznym marazem. Drogą ku wolności, do której wzywa nowonarodzony Bóg, jest wiara w Jego obecność i moc mogącą przełamać wszystkie opory. Jezus się narodził nie po to, by nas obciążać! Wręcz przeciwnie: po to, by nas uwolnić od ciężarów (por. Mt 11, 30). Kto czuje, że daleko mu do lekkości, nich przyjdzie z tym do Niego (por. Mt 11, 28). On wciaż na Ciebie czeka!

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Czy Bóg obciąża?
Komentarze (3)
I
Izydor
27 grudnia 2014, 15:00
Ja po świętach czuje sie wspaniale. Nie muszę już słuchać kolęd gdziekolwiek idę. Nikt mi nie wciska ani Mikolaja ani dzieciątka Jezus ani kupy jedzenia. Idę do lasu i jestem wreszcie WOLNY.
P
poldek34
27 grudnia 2014, 15:45
To dlaczego przed i w święta nie chodzi Pan po lesie ale włóczy posród kolęd i św.Mmikołajów... . Wszak las jest "czynny" cały rok.
SM
Stanisław Młynarski
27 grudnia 2014, 14:34
W wg mnie owe rozczarowanie jest jedynie symptomem doraźności i płycizną życia duchowego. Płycizna życia duchowego to brak spojżenia na siebie w perspektywie celu.. . Bo przecież samo Boże Narodzenie jest również świętem w perpektywie Wielkiej Nocy. Zostało ono wprowadzone jako służące głebszemu wejściu w Tajemnicę Planu Boga wobec upadłego świata. I owa Tajemnica realizuje się "materialnie" od momentu Wcielenia. Jeśli pojmuję swoje życie duchowe jako "wcielenie się" Jezusa w moje życie przez przyjęcie Go jako swojego Pana i Zbawiciela, to nie będzie rozczarowań ani nadmiernych oczekiwań świątecznych. Kolejne Święta, to jak kolejne okrążenie w wyścigu do Zbawienia ( porównanie do formuły 1 ). Nie traktuję ukończenia okrążenia jako mety ale cieszę się z kolejnego, ukończonego "w dobrym wynikiem" bo z Jezusem i przybliżającego mnie do celu.. . Świąteczny charakter zakończenia okrążenia jest znakiem ostatecznego święta po zakończonym ostatnim.. . Tylko leniwiec się zatrzymuje na świętowaniu i nie ma ochoty na kolejne "okrążenie".. . Św. Paweł mówi, o dobrych zawodach.. , a więc owe "okrążenia" mają coś z rywalizacji sportowej oraz  zdeterminacji sportowca w którą również są wpisane kryzysy, może także kryzys "świąteczny". Pozdrawiam.