Czy Bóg spełnia noworoczne życzenia?

Czy Bóg spełnia noworoczne życzenia?
(fot. shutterstock.com)

Noworoczne życzenia to znana tradycja. Czy powinniśmy się do nich przywiązywać i czekać na ich spełnienie? W Nowy Rok odpowiada ks. Tomáš Halík.

"Nadano Mu imię Jezus" — słyszeliśmy na zakończenie dzisiejszej Ewangelii. I w tym imieniu, w imieniu naszego Pana, które znaczy: "Bóg zbawia", przekraczamy dziś próg nowego tysiąclecia, trzeciego tysiąclecia obecności wiary chrześcijańskiej w ludzkich dziejach.

Z pewnością wielu dziś zadaje sobie pytanie, na które nikt z nas nie zna odpowiedzi — co ją czeka i jaki kształt będzie miała wiara w Jezusa Chrystusa w tym nowym milenium. Chrystus dał swemu Kościołowi zapewnienie, że "bramy piekielne go nie przemogą"; to jednak niczego jeszcze nie mówi o tym, czemu i w jaki sposób wspólnota wierzących będzie musiała stawić czoło i czy zewnętrzny kształt Kościoła oraz wewnętrzne drogi rozumienia treści wiary będą się dramatycznie zmieniać, podobnie — a może nawet w jeszcze większym stopniu — jak to było przy okazji radykalnych zmian w Kościele oraz w pojmowaniu Kościoła na przestrzeni tysiąclecia, które przed kilkoma godzinami właśnie dobiegło końca.

DEON.PL POLECA

"Skarbiec, z którego mądry gospodarz wybiera rzeczy nowe i stare" — przypomnijmy sobie przypowieść Jezusa o królestwie Bożym — nie jest zamkniętą i opieczętowaną, raz na zawsze sklasyfikowaną i martwą kolekcją muzealną. Jest raczej "żywym fundamentem", na który dzięki dynamicznemu działaniu Ducha Świętego wpływają codziennie nowe wartości, rozdawane nam szczodrze przez Boga. Należą do nich również znaki czasu, owe zdarzenia "wewnętrzne i zewnętrzne" — czyli to, co dzieje się zarówno w przestrzeni publicznej, rzec by można, na ruchliwych ulicach dziejów, jak i to, co dojrzewa w myślach i sercach ludzi nam współczesnych. Za pośrednictwem tych znaków Bóg pozwala ludziom, którzy "mają uszy do słuchania", uświadomić sobie Jego obecność wśród nas.

Tak, Bóg, w którego wierzymy, nie jest Bogiem nowożytnych deistów, Zegarmistrzem, który zakończył swoją pracę wraz ze stworzeniem świata i teraz już w niego nie ingeruje. W świetle Pisma Świętego i dynamicznej myśli hebrajskiej — biblijnej i po-biblijnej — jest zawsze suwerennym Panem dziejów, niepodlegającym jakiemuś ślepemu antycznemu losowi, który z obojętnością włada bogami i ludźmi. Niespodziewanie zjawia się i skrywa swoje oblicze, nie pozwalając człowiekowi zasnąć w jego zadufaniu ani utonąć w beznadziei, "budzi ucho uczniów" — jak czytamy u proroków, a czasem prowadzi swój lud przez pustynię, głównie po to, "aby tam przemówić do jego serca".

"Maryja zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu" — czytamy w dzisiejszej Ewangelii. Ale do tego jeszcze powrócimy. Teraz nadszedł czas, abym wypowiedział pierwsze noworoczne życzenie. Moje pierwsze życzenie w pierwszym dniu nowego milenium brzmi następująco: abyśmy umieli słuchać i rozumieć, abyśmy w wydarzeniach, które nadejdą — jakiekolwiek by one były, a wy dobrze wiecie, że nie mamy powodów do przesadnego optymizmu — potrafili rozpoznać znaki czasu, wezwania, rady, zachęty i przestrogi naszego Pana. Moje życzenie — i chyba was to nie zaskakuje — zawiera paradoks: życzmy sobie, by nasze własne życzenia nie były na tyle głośne w swej niedorzecznej natarczywości, żebyśmy z ich powodu mieli nie usłyszeć, czego życzy sobie od nas Bóg.

Życzmy sobie, żebyśmy zbytnio nie przywiązywali się do naszych życzeń, ponieważ one — jak dobrze o tym wiedział stary, mądry Freud — przeważnie rodzą iluzje. Być może jedną z rzeczy, za którą rzeczywiście możemy być wdzięczni dziś już minionemu stuleciu, jest to, że wyleczyło nas definitywnie — aczkolwiek za cenę krwi i cierpienia — z wielu iluzji, utopii i ideologii, jakie zagnieździły się w ludzkich umysłach epoki nowożytnej. Należało do nich na przykład aroganckie przekonanie, że postęp nauki i techniki automatycznie, jakąś siłą bezwładu, poprowadzi nas w świetlaną przyszłość. Drugim, równie hardym i naiwnym przejawem nadmiernie wygórowanej samooceny była próba wzięcia w całkowite władanie przez człowieka przyrody i historii, a także własnego losu oraz losu innych ludzi. "Rozkażmy deszczowi, wiatrowi, kiedy mają padać i wiać" — takich pieśni uczono nas w komunistycznej szkole.

Dobrze się składa, że w Nowy Rok, ale równocześnie w nowe stulecie i tysiąclecie, wkraczamy akurat w święto Matki Bożej, Maryi Panny. Kilka ostatnich stuleci wypełnionych było przeważnie "męskimi" próbami projektowania, planowania, przekształcania — za pomocą siły zewnętrznej — aż po owe harde iluzje, o których powiedzieliśmy przed chwilą. Być może dla przywrócenia kosmicznego, dziejowego, ale i naszego wewnętrznego ładu przydałoby się, aby ta nowa epoka była bardziej "kobieca" — abyśmy każdemu wydarzeniu pozwalali raczej, by ono przychodziło do nas, i starali się wcześniej wczuwać w otaczający nas świat oraz w świat innych ludzi; rozumieć go — tak, "rozumieć sercem", nie zaś pochopnie nim manipulować wedle własnych wyobrażeń.

"Maryja zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu" — czytaliśmy dzisiaj w Ewangelii świętego Łukasza. Zwrot "wszystkie te sprawy" w czeskim przekładzie jest przejawem wahania się tłumacza między wyrażeniami "te słowa" i "te wydarzenia", ponieważ w języku hebrajskim, a także w łacinie można dla obu pojęć użyć tego samego wyrazu, nie mówiąc o znaczeniowej pojemności greckiego słowa logos. Moglibyśmy powiedzieć, że w zachowującym i rozważającym sercu wydarzenia stają się słowem. Nie są to już brutafacta — dziś powiedzielibyśmy pewnie "twarde dane" — nie są to nawet "rzeczy zewnętrzne", które się po prostu wydarzyły i nic nie można w nich zmienić ani niczego do nich dodać; nie są to także fakty, stojące przed nami z bezwzględnie chłodną jednoznacznością. Zwrot "w sercu" zawiera bowiem ogromną skalę znaczeń tego, co się dzieje — a serce jest miejscem, gdzie o tym wszystkim możemy prowadzić dialog z Bogiem, ponieważ On prześwietla powierzchnię każdego wydarzenia znaczeniową głębią. On z "faktów" wydarzenia tworzy słowa, które mają sens.

Chciałbym mocno podkreślić, że mówimy tu o sercu w biblijnym, a nie romantyczno-sentymentalnym znaczeniu. Byłoby wielkim uproszczeniem, gdybyście użytą przeze mnie metaforę serca wyobrażali sobie jako "siedlisko uczuć", a moje słowa rozumieli jako wezwanie do zastępowania refleksji swobodnym przepływem emocji. W Biblii "serce" nie oznacza

"uczuć", lecz ową głębię człowieka, "przepaść", na której dno nie jest w stanie dotrzeć nawet promyk rozumu, aczkolwiek rozum jest wspaniałym darem Bożym i nieodzownym doradcą ludzkich decyzji i czynów. A jednak według Biblii ludzkie serce jest głębią, która nie ma dna — dlatego sięga "serca Bożego". "Głębia przyzywa głębię" — przy tych słowach psalmu zawsze myślę o owym tajemniczym związku człowieka z Bogiem — o którym tyle powiedzieli, a jeszcze więcej milczeli — ludzie o doświadczeniu mistycznym. Jeśli we współczesnej myśli coś w przybliżeniu odpowiada biblijnemu obrazowi serca — a jednocześnie Augustynowemu pojmowaniu pamięci (memoria) — jest to najprawdopodobniej podświadomość, o której mówi psychologia głębi.

Wiele razy radziłem wam, abyście prawd wiary, które na pierwszy rzut oka wydają się niezrozumiałe i trudne do przyjęcia, nie odrzucali pochopnie, ale "złożyli je w sercu". Tam wiodą one swój żywot, dojrzewają, karmią się doświadczeniami naszych dni i lat, rosną jak owoc, który matka chowa "pod sercem", w miejscu nieprzypadkowo nazywanym niegdyś "żywotem". Jeśli usłyszycie z moich ust Pascalowską myśl, że "wiara jest sprawą serca", pamiętajcie, że nie chcę przez to powiedzieć, iż jest to (jedynie) sprawa uczuć, ale przede wszystkim sprawa ludzkiej głębi.

A zatem drugie życzenie, podobne do pierwszego: nie tylko prawdom wiary, lecz także wydarzeniom, którymi zaskoczy nas nowe stulecie — a nie wątpię, że będzie ich sporo — pozwólmy najpierw, jak uczyniła to Maryja, zstąpić w głąb, "rozważajmy je w sercu", aby we właściwym czasie mogły stać się dla nas słowem Bożym.

Wiem, że muszą być trzy noworoczne życzenia. Kiedy poproszono mnie niedawno, żebym zwięźle wyraził jakieś pozytywne, budzące nadzieję doświadczenie ludzkości na progu trzeciego tysiąclecia chrześcijaństwa, odpowiedziałem wprost: to, że wciąż jeszcze tutaj jesteśmy. W ciągu stulecia, które skończyło się przed paroma godzinami, ludzkość po raz pierwszy w swej historii dostała do ręki narzędzia, za pomocą których mogła całkowicie zniszczyć życie na tej planecie. A jednak nie wyniszczyliśmy się mimo wszystko. Istniejemy i przed nami otwiera się brama nowej przyszłości.

To prawda, w nowe tysiąclecie wkraczamy na podminowanym gruncie; mnóstwo wielkich problemów i pytań bez odpowiedzi z poprzedniego wieku przenosimy ze sobą. Na próżno oczekiwalibyśmy dziś optymistycznych przemówień, na wzór tych, którymi wielki liberalny teolog protestancki Adolf Harnack dokładnie sto lat temu witał nadchodzący wiek dwudziesty jako epokę ostatecznej syntezy nauki, wiary i humanitaryzmu. Ale, moi drodzy, mimo niepokojów, obaw i trosk — wciąż jeszcze tutaj jesteśmy. Nasza historia trwa. Więc moje trzecie życzenie brzmi następująco: faktu, że ży -jemy, nie traktujmy jako banału. Przyjmijmy go z wdzięcznością i odpowiedzialnością — jako dar i posłannictwo. Amen.

Więcej homilii ks. Tomáša Halíka w książce "Zacheuszu. 44 kazania o sensie życia".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Czy Bóg spełnia noworoczne życzenia?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.