Czy katolicy będą w niebie sami?

(fot. shutterstock.com)

Ks. Józef Tischner w rozmowie o różnych wyobrażeniach nieba powiedział, że "katolicy w niebie będą mieli specjalne miejsce odgrodzone wysokim murem od reszty. Bo katolikom do pełni szczęścia potrzebne jest to, żeby myśleli, że są w niebie sami".

Na uwagę prowadzącego rozmowę, że czterysta lat wcześniej za takie żarty wylądowałby na stosie, odpowiedział: "Pewnie dlatego Pan Bóg przysłał mnie na świat teraz, a nie czterysta lat temu". Owszem, dzisiaj za takie żarty nikt na stosie nie wyląduje, ale czy faktycznie przytoczony na początku żart stał się całkowicie nieaktualny? Czy rzeczywiście nie sądzimy już, że jako katolicy będziemy w niebie sami? A jeśli, mówiąc szerzej, wyznawcy Chrystusa nie mieliby tam być sami, to dzięki czemu, na jakiej podstawie mieliby tam się znaleźć ci, którzy w Niego nie wierzą?

Zgodnie z dominującym przez wiele stuleci poglądem, zwanym dziś ekskluzywizmem, jedyne prawdziwe poznanie Boga to poznanie Go w Jezusie Chrystusie głoszonym w sposób nieomylny przez jedyny Kościół. Ekskluzywizm zakłada, że jeśli w niechrześcijanach - ale nie w ich religiach - działa łaska Boża, to zawsze jest to łaska Chrystusowa.

Impulsem swoistej rewolucji w katolickim myśleniu o innych religiach stał się Sobór Watykański II. To przede wszystkim dzięki niemu zaczęto stopniowo postrzegać inne religie jako drogi zbawienia, a kultury inne niż europejska - jako narzędzia godne dzieła inkulturacji Ewangelii. Rodziło się jednak pytanie: skoro inne religie mają wartość zbawczą, to na czym ona polega i jakie są relacje pomiędzy ich drogami do Boga a drogą chrześcijańską?

DEON.PL POLECA

Radykalnej odpowiedzi udzielili zwolennicy stanowiska zwanego pluralistycznym. Przyjmują oni, że Bóg objawia się na wiele równorzędnych sposobów, między innymi w Jezusie z Nazaretu. Zdaniem pluralistów, a zwłaszcza "ojca" tego nurtu - prezbiterianina Johna Hicka - konieczny jest przewrót kopernikański w teologii, który ma polegać na rezygnacji chrześcijaństwa z jakichkolwiek roszczeń do wyższości wobec innych religii.

Ekskluzywizm, porzucony już w oficjalnym nauczaniu Kościoła, oraz pluralizm są sobie radykalnie przeciwstawne. Pierwszy wyklucza jakąkolwiek wartość zbawczą innych religii, drugi wszystkie religie stawia na tym samym poziomie.

Pomiędzy tymi skrajnościami mieści się stanowisko, które określa się jako inkluzywistyczne, przy czym nie jest ono jednorodne. Przedstawicieli inkluzywizmu łączy przekonanie, że jeśli inne religie mają wartość zbawczą, to wynika to z realnej obecności w nich Chrystusa. Do tego stanowiska zasadniczo należy również oficjalne nauczanie Kościoła, choćby wyrażone w 2000 r. w słynnej deklaracji Kongregacji Nauki Wiary Dominus Iesus. Problem jednak w tym, że o ile dla tego dokumentu zbawcza wartość innych religii wynika z tego, że w wyznawcach innych religii jest obecny Bóg Jezusa Chrystusa, chociaż oni Go jeszcze nie rozpoznali, o tyle Raimon Panikkar czy Michael Amaladoss, teologowie katoliccy z Indii, mogą się zgodzić jedynie z tym, że jest to Bóg Chrystusa. Ta subtelna różnica językowa ma ogromne znaczenie teologiczne, co dobrze widać na przykładzie ewolucji myśli Panikkara.

Wczesna twórczość tego hinduskiego teologa w zasadzie mogłaby być uznana za wyraz czystego inkluzywizmu. Uważał on bowiem, że prawdziwym punktem spotkania chrześcijaństwa i hinduizmu jest Chrystus tradycji chrześcijańskiej, że tak dalece, jak hinduizm jest prawdziwą religią, Chrystus jest już w nim obecny i działa, a hinduizmowi brakuje jedynie kontaktu z pełnią objawienia Chrystusa, którą ma chrześcijaństwo. Problem jednak w tym, że hinduizm mógł uznać chrześcijańską tezę o Chrystusie, ale jedynie rozumianym jako symbol Bóstwa, a nie jako Bóg wcielony w konkretnego człowieka, Jezusa z Nazaretu. Dlatego Panikkar z czasem zaczął mówić o żywej obecności w hinduizmie nie Jezusa, ale tej Tajemnicy, którą chrześcijanie nazywają Chrystusem. To oznaczało, że chodzi tu o Chrystusa niekonstytutywnie związanego z Jezusem z Nazaretu i nie w pełni w Nim objawionego, ale oznaczającego coś więcej niż Jezus. Tak więc można powiedzieć, że "Jezus jest Chrystusem", ale nie, że "Chrystus jest Jezusem". Chrystus to "nieznana Rzeczywistości", która przyciąga wszystkich innych ludzi, nazywana jest wielością imion i tylko chrześcijanie nadają jej imię Chrystusa. Oznaczałoby to, że stoimy przed koniecznością rezygnacji z uznawania Jezusa za pełne objawienie Boga.

Chociaż Panikkarowi można postawić wiele zarzutów, na pewno cenne jest dostrzeżenie przez niego faktu, że Chrystus jest "większy" od Jezusa z Nazaretu. Jak bowiem pokazuje Amaladoss, przyjęcie takiego przekonania wcale nie musi prowadzić do radykalnych czy niechrześcijańskich wniosków. Teolog ten podejmuje krytykę teologii zachodniej, której zarzuca, że koncentrując się na boskości Jezusa Chrystusa, nie dość docenia Jego człowieczeństwo. Tymczasem dwie natury Jezusa Chrystusa - zgodnie z doktryną Soboru Chalcedońskiego (451) - nie tylko są nierozdzielne, ale i niezmieszane, co ma znaczyć, że można powiedzieć, iż Jezus całkowicie jest Chrystusem, ale nie jest całym Chrystusem. Historyczny Jezus z Nazaretu nie wyczerpuje pełni Boskiego Słowa, wcielonego w Jezusa, a więc inne religie mogą znać Słowo na innej drodze objawienia, co nie oznacza, że wszystkie religie mają taką samą wartość.

Oczywiście istnieją też próby szukania innych rozwiązań. Schubert M. Ogden czy Paul F. Knitter uważają, że podstawową wadą inkluzywizmu jest ukryte założenie, iż tylko chrześcijaństwo jest formalnie prawdziwą religią. Gdy zaś jako chrześcijanie wchodzimy w dialog z wyznawcami innych religii, zakładając, że posiadamy pełnię Bożej prawdy, a inni jedynie jej skrawki, to automatycznie traktujemy ich jako mniej niż my zdolnych do poznania prawdy i Boga.

Moim zdaniem John Hick nie w pełni ma rację, gdy twierdzi, że to dopiero sformułowana przez niego teza pluralistyczna jest przewrotem kopernikańskim w teologii. Faktycznie nastąpił on wtedy, gdy chrześcijańscy teologowie zdali sobie sprawę, że nie mogą patrzeć na świat religii z pozycji ekskluzywizmu. Przykład teologii azjatyckiej pokazuje, że nowa chrześcijańska wizja świata religii będzie powstawać w wyniku gigantycznego wysiłku teologicznego zmierzającego do reinterpretacji podstawowych twierdzeń naszej wiary czy też zwrócenia uwagi na te ich aspekty, które w przeszłości zostały zaniedbane. Ta reinterpretacja nie powstanie jednak z dnia na dzień, a podczas jej dokonywania z pewnością trudno będzie uniknąć błędów.

Istotne jednak jest, by w trakcie jej tworzenia wszystkie strony tej w gruncie rzeczy rozmowy o Bogu przestrzegały zasady podmiotowego, nie zaś instrumentalnego traktowania oponenta, to znaczy szanowania go, uwzględniania jego poglądów, próbowania zrozumienia jego argumentacji, nieprzyjmowania z góry określonych założeń co do jego poglądów, życzliwości. To właśnie w ramach takiej rozmowy mogą zostać ustalone granice pluralizmu, bez administracyjnego ich wyznaczania.

Zasady te powinny być stosowane nie tylko do zwolenników określonych poglądów teologicznych, ale również do Magisterium Kościoła, ważnego uczestnika dialogu w tej sprawie. Warto w pełny i wyważony sposób przedstawiać stanowisko Magisterium. Niestety, w mediach często na pierwszy plan wybijają się sankcje nakładane na poszczególnych teologów, a w cieniu pozostaje co prawda w wielu wypadkach swoisty, ale jednak dialog z tymi teologami. Dlatego ważne jest, by teologowie profesjonalni w większym stopniu je propagowali, przedstawiając nie tylko krytykę skierowaną pod adresem tych teologii, ale również doceniane przez Magisterium pozytywne strony różnych teologii. Watykańskiego centrum nie można traktować jako opresyjnego hamulcowego powstrzymującego rozwój teologii. Mimo wszystko można tu mówić o dialogu "teologii watykańskiej" ze wspomnianymi teologami. Chociaż jest to dialog niełatwy, pełen napięć, a często i zwykłego niezrozumienia, w wielu wypadkach prowadzi on do korekty stanowisk, a przed dotychczasową teologią otwiera nowe horyzonty, prowadzi do pluralizmu teologicznego, który akceptowany jest przez Magisterium Kościoła.

Tekst pochodzi z serwisu teologicznego Kleofas. Więcej teologicznych dyskusji znajdziesz na: teologia.deon.pl

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Czy katolicy będą w niebie sami?
Komentarze (16)
Z
zamieszanie
11 lipca 2013, 19:31
(Jana 5:28, 29) Nie dziwcie się temu, ponieważ nadchodzi godzina, w której wszyscy w grobowcach pamięci usłyszą jego głos 29 i wyjdą: ci, którzy czynili to, co dobre, na zmartwychwstanie życia; ci, którzy się dopuszczali tego, co podłe, na zmartwychwstanie sądu. Dzięki Jezusowi osoby śpiące snem śmierci powstaną do życia na ziemi (Kaznodziei 9:5; Jana 11:11-14, 23, 24).                             Kto zostanie wskrzeszony?                                           http://wol.jw.org/pl/wol/s/r12/lp-p?q=Zmartwychwstanie&p=par
Z
zamieszanie
11 lipca 2013, 19:25
Psalmy 115:16 (Aszk 1.2)   Niebo niebem Jehowy, zaś ziemię dał synom człowieczym. (Bg)  Niebiosa są niebiosa Pańskie; ale ziemię dał synom ludzkim. (Biblia poznanska  v.1.6)  Niebo - niebo do Jahwe należy, ziemię dał On synom Adama. (BT-2 v.1.4)  Niebo jest niebem Jahwe, synom zaś ludzkim dał ziemię. (Bw v.1.2)   Niebiosa są niebiosami Pana, Ale ziemię dał synom ludzkim. (BWP v.1.2)   Niebo jest niebem Pana, natomiast ziemię dał On człowiekowi. (Krusz 1.1)  Niebiosa są niebiosami Pańskiemi, a ziemię dał synom ludzkim. (KUL - v.1.4)   Niebo jest niebem7 Jahwe, ziemię dał synom Adama. (NW-E)  As regards the heavens, to Jehovah the heavens belong, But the earth he has given to the sons of men. (NW-P v.1.4)  Co się tyczy niebios — niebiosa należą do Jehowy, lecz ziemię dał synom ludzkim.  (Wujek 1599 v.1.5)  Niebo nad niebiosy PANU, a ziemię dał synom człowieczym. (Dąb*)  - (KJV)  The heaven, even the heavens, are the LORD'S: but the earth hath he given to the children of men. (KJV+)  The heaven,H8064 even the heavens,H8064 are the LORD'S:H3068 but the earthH776 hath he givenH5414 to the childrenH1121 of men.H120
10 lipca 2013, 22:40
Na szcęście nie my zdecydujemy kto będzie w niebie a kogo zabraknie.Widzę że niektórzy ulegają pokusie wyręczenia Pana Boga, naprawdę zbytnia troska jestem pewien że Pan Bóg i bez tej pomocy sobie poradzi.
J
Jonasz
10 lipca 2013, 22:35
I dlatego Josepj Ratzinger wydał dekret (a Jan Paweł II zatwierdził) w którym religia rzymskokatolicka jest jedyną prawdziwą wiarą prowadzącą do zbawienia, inen religie są tylko "wierzeniami".
E
EENS
10 lipca 2013, 19:21
Ufam, że wpisy LB i US to ironia, a nie głębokie przekonanie autorów. Bo inaczej to strach się bać. ... Obawiam się, że to nie jest ani ironia, ani głębokie przekonanie autorów, tylko cytaty z dawnych dokumentów, jak (o ile się nie mylę) np. bulli Unam Sanctam
10 lipca 2013, 18:25
Nawet jeśli jest odwrotnie to nie nasza sprawa. Ich świat nie jest naszym.
10 lipca 2013, 18:00
Ufam, że wpisy LB i US to ironia, a nie głębokie przekonanie autorów. Bo inaczej to strach się bać.
US
Unam sanctam
10 lipca 2013, 17:55
Toteż oznajmiamy, twierdzimy, określamy i ogłaszamy, że posłuszeństwo każdej istoty ludzkiej Biskupowi Rzymskiemu jest konieczne dla osiągnięcia zbawienia.
US
Unam sanctam
10 lipca 2013, 17:54
Przymuszani wiarą, zobowiązani jesteśmy wierzyć i utrzymywać, że jest jeden święty, katolicki i apostolski Kościół. I stanowczo wierzymy oraz wyznajemy, że poza nim nie ma zbawienia ani odpuszczenia grzechów, zgodnie z tym, co mówi Oblubieniec [Kościoła] w Pieśni nad Pieśniami: "Jedna jest gołębica moja, doskonała moja, jedynaczka matki mojej, wybrana rodzicielki swojej", co reprezentuje jedno ciało mistyczne, którego głową jest Chrystus, zaś głową Chrystusa Bóg. W nim jest jeden Pan, jedna wiara, jeden chrzest. Jedna przecież była arka Noego w czasie potopu, symbolizująca jeden Kościół, która będąc wykonana jedną miarą, jednego miała sternika i rządcę: mianowicie Noego. I poza tą arką wszystko, co istniało na ziemi - jak czytamy - zostało zniszczone.
G
GG
10 lipca 2013, 17:08
~BWFM - dałbym lajka gdyby się dało :) Swoją drogą jeden z najlepszych tekstów jakie przeczytałem na Deonie. No i nie znałem tego zacnego żartu Tischnera.
R
rafi
10 lipca 2013, 16:01
Tak, katolicy powinni siedzieć w niebie za wysokim murem, żeby nikt na ich gęby nie musiał patrzeć.
E
ech:)
10 lipca 2013, 14:27
Po smierci zdziwimy sie trzy razy. Po raz pierwszy, gdy zobaczymy w niebie ludzi, których nie spodziewaliśmy sie zobaczyć. Po raz drugi, gdy nie zobaczymy w niebie ludzi, których spodziewaliśmy się tam zobaczyć. Po raz trzeci, gdy sie zorientujemy, że sami tam się znajdujemy /(dla "świetych" za życia), gdy się zorientujemy że nas tam nie ma. :)
M
Mam
10 lipca 2013, 12:55
Zapewne niektórym się to nie podoba,ale w niebie panuje jednośc .Chrystus co zabawne żyje w zgodzie z Machometem i innymi.To my na ziemi mamy problem z przebaczaniem,egoizmem i pychą. Tak więc wszyscy znajdą się tam zkąd przyszli ,jedni wcześniej inni w godzinie śmierci.
AC
Anna Cepeniuk
10 lipca 2013, 12:19
~BWFM - żeby faksu...... on po prostu "wszedł na stołek" Pana Boga i po prostu wie.. To wg mnie owoc "zapieczonych" i zgorzkniałych katolików...... Niech więc sobie będą nawet w niebie sami... bo strach się ich bac! - nie uważasz?
B
BWFM
10 lipca 2013, 11:40
Powiedział L.B. po otrzymaniu faksu w tej sprawie od Pana Boga.
LB
Ludovicus Blosius OSB
10 lipca 2013, 11:33
Tak więc najpewniejszą rzeczą jest, że wszyscy ci, którzy trzymają się i bronią jakiegoś zdania przeciwnego rzymskiemu i katolickiemu Kościołowi, zrywając tym samym z nim jedność, jeśli z uporem pozostając w herezji lub schizmie zakończą życie, to za karę będą cierpieć wieczne męki w piekle, pomimo tego że mogło się wydawać, iż niektórzy z nich żyli uczciwie. Z pewnością, heretycy i schizmatycy, nawet jeżeli okazywaliby się jako skromni, życzliwi, wstrzemięźliwi i żyjący w czystości; nawet gdyby udzielali najhojniej jałmużny ubogim; nawet gdyby wytrwale modlili się do Boga, a w swych prośbach ze skruchą wylewaliby wiele łez; nawet gdyby prowadzili najbardziej surowe życie, i dokonywaliby zdumiewających dzieł; nawet gdyby chętnie i nieustraszenie ciała swe wydali na śmierć; ponieważ jednak są pyszni, i fałszywymi objaśnieniami wywracają Pismo święte, i rozrywają jedność Kościoła, nie mogą mieć prawdziwej miłości. Bóg się nimi brzydzi, i odrzuca ich od Swego Królestwa jako największych wrogów: i nie dostąpią oni zbawienia nigdy, chyba że z pokorą i posłuszeństwem podporządkują się Matce-Kościołowi, odrzucając swe fałszywe zapatrywania. Trwaj zatem w prawej, chrześcijańskiej i prawdziwej wierze; wierząc bez udawania w to, w co wierzy Kościół katolicki, i rozważając to, co on pobożnie rozważa.