Nasz Bóg nie jest lokalnym bożkiem plemienia katolików, na którego mielibyśmy monopol. Nasz Bóg jest stworzycielem nieba i ziemi, jest Bogiem wszystkich ludzi.
Zaangażowany za czasów komunistycznych w obronę praw człowieka czeski ksiądz katolicki Tomáš Halík odprawił w trakcie wizyty prezydenta Chin Xi Jinpinga w Pradze mszę za ofiary chińskich represji politycznych.
Publikujemy pełną treść słowa wstępnego i homilii wygłoszonej przez księdza Halíka.
Słowo wstępne
Przyjaciele, serdecznie Was witam na tej wieczornej Mszy świętej. Witam zwłaszcza pana Ministra Hermana i chcę mu podziękować za zajmowanie przez niego odważnego stanowiska w tych dniach.
O tej porze na Zamku Praskim przedstawiciele naszej współczesnej władzy oraz ich przyjaciele zasiadają do kolacji z prezydentem Chin. My zasiądziemy do wieczerzy razem z Chrystusem, będziemy przeżywać Wieczerzę Pańską, Eucharystię. I podczas niej chcemy powiedzieć o tym, o czym na Zamku pewnie nie będzie mowy: że współczesny chiński reżim ma zakrwawione ręce, i to nie tylko ze względu na przeszłość - przez to, że się nigdy nie odciął od Mao Tse-Tunga, największego ludobójcy XX wieku, że nie potępił zbrodni popełnionych w czasie tzw. rewolucji kulturalnej, że nie potępił ludobójstwa wielkiej części obywateli Tybetu. Również dzisiaj ten reżim morduje największą liczbę ludzi na świecie, także z powodów politycznych, i to dzisiaj ten reżim trzyma w więzieniach największą liczbę więźniów politycznych na całym świecie.
Na pewno będziemy się modlić za prześladowanych, szczególnie za prześladowanych chrześcijan, ale nie tylko. Będziemy się modlić również o dobry rozwój Chin. Jednak jeśli dzisiaj duża część Pragi obwieszona jest czerwonymi flagami z gwiazdami, a nam powiedziano, że jest to azjatycki zwyczaj, to musimy powiedzieć, że do naszego europejskiego oraz czeskiego zwyczaju należy upominanie się o ludzkie prawa, o godność człowieka, wolność i solidarność ze wszystkimi uciskanymi.
Wielu z was wzięło dziś udział lub weźmie jeszcze udział w demonstracjach, w których wyrażacie, że przynajmniej dla sporej części Czechów nie jest obojętny fakt, że ster w naszym kraju bez zgody jego obywateli przesuwa się z zachodu na wschód. Na pewno kontakty handlowe z Chinami mogą przynieść do kieszeni oligarchów miliony, ale bardzo zaszkodzą naszemu państwu, ponieważ stracimy zaufanie naszych sojuszników. Wszystkie te sprawy to nie jest tylko kwestia polityki władzy, ale kwestia moralna. I właśnie dlatego w tym miejscu, gdzie kiedyś medytowaliśmy razem z Jego świątobliwością Dalajlamą, który jest reprezentantem tybetańskiego ludu poddanego licznym represjom, właśnie w tym miejscu chcemy sobie o tych rzeczach przypomnieć i złożyć nasze troski i nasz kraj na ołtarzu Pana.
Na początku tej Mszy świętej wyciszmy się i poprośmy, by Pan otwarł nasze serce, byśmy usłyszeli Jego Słowo i zostali umocnieni Jego mocą.
Homilia
W Wielki Piątek powiedzieliśmy sobie, że centralnym momentem opowieści pasyjnej jest krzyk Jezusa z krzyża: "Boże mój, czemuś mnie opuścił?". Przez długie lata powracałem wciąż do tego tajemniczego zdania, aż w końcu stało się ono kamieniem węgielnym mojej wiary i filozoficznej refleksji nad wiarą, mojej teologii. W tym wykrzyknieniu dochodzi do słowa cierpienie wszystkich ofiar przemocy i niesprawiedliwości. Historię piszą zwycięzcy, ale trzeba również słyszeć głos ofiar.
Johann Baptist Metz powiedział: - Jeśli w naszym przepowiadaniu o zmartwychwstaniu nie słychać już krzyku Ukrzyżowanego, to jest to mitologia zwycięstwa, a nie chrześcijańska teologia.
Okoliczne narody - pisał Metz - wymyślały pobożne teorie, jak ponownie wytłumaczyć zło: Biblia w psalmach, w księdze Hioba i opowieści pasyjnej pozostaje krainą głośnego wołania. Te krzyki muszą dotrzeć do naszych uszu i dotknąć również naszego sumienia.
Kiedy Jezus, przemieniony doświadczeniem śmierci, przychodzi znów do swoich Apostołów, legitymuje się wobec nich swoimi ranami. Kiedy apostoł Tomasz spotyka się ze zmartwychwstałym Chrystusem, Jezus pokazuje mu swoje rany. A Tomasz, patrząc na nie, woła: "Ecce Deus - oto Bóg. Pan mój i Bóg mój!" To jest jedyne miejsce w ewangeliach, gdzie Jezus został wprost nazwany Bogiem. Dokonuje się to tylko tam, podczas dotknięcia ran. Tylko poprzez rany widzimy Bóstwo naszego Pana, to znaczy nieskończoną, bezwarunkową, wydającą się do końca miłość.
Pochylaliśmy się podczas tegorocznej Wielkanocy nad pytaniem, które jest teraz często stawiane: "Czy z muzułmanami mamy tego samego Boga?". Odpowiedziałem: "Nie tylko z muzułmanami i żydami, ale również z ateistami, motylami i gwiazdami. Nasz Bóg nie jest lokalnym bożkiem plemienia katolików, na którego mielibyśmy monopol. Nasz Bóg jest stworzycielem nieba i ziemi, jest Bogiem wszystkich ludzi, bliskich i dalekich, wierzących i niewierzących, żywych i umarłych, ale również ptaków, ryb i chmur".
To prawda, że pojmowanie tego Boga jest inne dla wierzących różnych religii, ale także dla wierzących wewnątrz tych poszczególnych religii. Jednak jeśli rozumiemy słowo "Bóg" w duchu Ewangelii, to słowo to oznacza bezwarunkową, wydającą się i ofiarną miłość. Miłość, która się nie cofnie przed nienawiścią i która się nie zgadza na to, by w konfrontacji z nienawiścią sama przemienić się w nienawiść. Nauczyciel naszego pokolenia, ojciec Josef Zvěřina, mawiał w więzieniu: "Jedyną rzeczą, do której nigdy nie mogą mnie zmusić, jest to, bym zaczął ich też nienawidzić".
Miłość bierze raczej na siebie krzyż, prześladowanie i cierpienie. Staje przed mocą bezbronna jak student na pekińskim placu Niebiańskiego Spokoju przed czołgami - obraz, którego nie możemy wymazać z pamięci ludzkości. Chodzi o prawdę, która w konfrontacji z kłamstwem się nie cofnie, jak również nie zgodzi się na przemienienie siebie w kłamstwo. Chrystus przed trybunałem władzy mówi: "Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie". Połączenie słów miłości i prawdy niektórzy wykorzystują jako przekleństwo. Dla nas, chrześcijan, te słowa są imieniem Boga.
To jest przesłanie Wielkanocy: Bóg się nam ukazuje w Chrystusie w zranionej ludzkości. Tam, gdzie leje się krew, gdzie ludzie cierpią za swoją wiarę czy pragnienie wolności, w ranach naszego świata także dzisiaj spotykamy się z ranami Jezusa. Kiedy ignorujemy rany naszego świata, kiedy się układamy z możnymi tego świata, na rękach których jest krew, kiedy lekceważymy cierpienie naszych bliźnich, kiedy nie chcemy oglądać ran w ludzkich losach i sercach, kiedy przeoczamy niesprawiedliwość, wówczas nie mamy prawa do wyznania "Pan nasz i Bóg nasz".
Kiedy Jezus przyszedł z krainy śmierci, to nawet Jego najbliżsi go nie rozpoznali: Maria Magdalena musiała najpierw usłyszeć Jego głos, Tomasz musiał dotknąć Jego ran. Doświadczamy Go jak uczniowie w drodze do Emaus: jako nieznajomego pielgrzyma, jak kogoś obcego. "Panie, kiedyśmy Cię widzieli?" (Mt 25,37) - a Jezus mówi: "Spotkaliście Mnie w Mojej anonimowości, w Moich najmniejszych braciach i siostrach. Kiedy byłem głodny, a daliście Mi jeść, kiedy byłem nagi, a przyoblekliście Mnie, kiedy byłem w więzieniu, a odwiedziliście Mnie, kiedy byłem w drodze jak uciekinier, migrant, a zatroszczyliście się o Mnie". Właśnie wtedy albo spotkaliśmy się z Chrystusem albo minęliśmy Go. Chrystus jest z nami w ranach tego świata.
Dziś wspominamy rany, o których wielu chciałoby zapomnieć i które wielu chciałoby zbagatelizować, rany tego totalitarnego komunistycznego reżimu. Pomyślmy o tych wszystkich współczesnych i minionych ofiarach, pomyślmy o krwawych ranach naszego świata, pozwólmy, by przemówiły do naszego sumienia. Nie zamykajmy oczu przed ciemnymi prawdami tego świata. Ponieważ właśnie w tych ranach, kiedy ich nie lekceważymy, kiedy nie dajemy pierwszeństwa kłamstwu przed prawdą, kiedy nie podporządkowujemy się władzy opartej na kłamstwie, wtedy spotykamy się z mocą Bożą, z tą bezwarunkową miłością, która jest mocniejsza niż śmierć.
Tak, teraz zasiądziemy do stołu z Chrystusem, będziemy przeżywać Wieczerzę Pańską. Chrystus zapraszał do swojego stołu tych, których nikt nie zapraszał, tych, których nikt nie szanował. Więc i my, przynajmniej duchowo, zaprośmy do swojego stołu wszystkie ofiary przemocy i niesprawiedliwości, usłyszmy ich głos, posłuchajmy ich świadectwa. Wsłuchajmy się w ich głos, bo ten głos zabrzmiał w krzyku Jezusa na krzyżu.
Świętujemy Wielkanoc, ale gdybyśmy ze względu na Wielkanoc zapomnieli o cierpieniu krzyża, wówczas nasze głoszenie zmartwychwstania nie byłoby prawdziwe. Ponieważ przepowiadanie jest prawdziwe tylko wtedy, jeśli oznacza również zmartwychwstanie naszego sumienia, jeśli oznacza umocnienie na drodze protestu przeciwko kłamstwu, przemocy i niesprawiedliwości. Przyjmijmy moc z tego Chrystusowego stołu. Amen.
Tłum. Marzena Władowska CHR
Skomentuj artykuł