Doświadczyć czułości Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego

(fot. flickr.com/ by Trevor Blake)

Jezus nie jest ludzkim bohaterem, ale Synem Bożym, Bogiem - Człowiekiem, którego Ojciec posłał do nas, byśmy przez Niego, w Nim i z Nim stali się synami Bożym.

“Już wschodzi zorza poranna, / Zabrzmiało niebo weselem / I ziemia śpiewa radośnie, / A piekło jęczy w udręce. (...) // Gdy kamień w grobie Go zamknął, / A żołnierz czuwał u wejścia, / Jaśniejąc blaskiem i chwałą / Opuścił mroki żałobne" (Hymn brewiarzowy z Niedzieli Wielkanocnej)

DEON.PL POLECA

Nierzadko w naszej pobożności męka i krzyż Jezusa są oddzielane od Zmartwychwstania. Lubimy kontemplować mękę Jezusa, ale nie bardzo wiemy, co zrobić z Jego Zmartwychwstaniem. Często do męki i krzyża Chrystusa podchodzimy zbyt naturalistycznie, zewnętrznie, a przez to także powierzchownie. Zatrzymujemy się przede wszystkim na fizycznych cierpieniach Boga-Człowieka, pomijając samą "istotę" zbawczego przesłania. Jezus nie cierpiał najpierw za swoje "odważne poglądy" religijne czy polityczne, jak np. Sokrates i tylu, tylu bohaterów.

Wszelkie ideologie kochają się w bohaterach, stawiają im pomniki, piszą o nich piękne poematy, powieści, robią filmy, nierzadko upiększając ich, jakże niekiedy zwyczajne, a czasami wręcz dwuznaczne życie.

Tytuł bohatera Związku Radzieckiego przyznawano przez dziesięciolecia nie tylko dzielnym ludziom, ale także i zwyczajnym kłamcom i oszustom, którzy umieli się znaleźć w odpowiednim momencie na odpowiednim miejscu. A bywało, że tytuł ten nadawano także zwyczajnym zbrodniarzom. Gdy zmienia się opcja polityczna, zmieniają się też bohaterowie. Obalanie systemów politycznych zaczyna się zwykle od niszczenia pomników. Z jaką radością nieco starsze dzisiaj pokolenie Polaków patrzyło na transmisję z burzenia pomnika krwawego Feliksa w Warszawie. Był to znak prawdziwej wolności. Było to niezwykłe widowisko, tym bardziej, że wielu z nas nie wierzyło, że doczeka takiej chwili. Z jaką dumą Amerykanie pokazywali burzenie pomnika Saddama Husajna. Wydawało się, że usprawiedliwi to krwawą wojnę, w której zginęło - i tu różnice szacunkowe są przedziwne - od ponad 155 tys. do ok. 1456 tys. ludzi. Zburzony pomnik Husajna nie tylko nie zatrztymał rozlewu krwi, ale tak naprawdę dopiero go rozpoczął. Stawianie pomników bohaterom i burzenie ich nie ma większego znaczenia dla historii, ponieważ to nie oni ją tworzą.

Jezus nie był bohaterem. Jego męka nie ma nic z bohaterskiego czynu. Jego zmartwychwstanie też nie jest znakiem bohaterskiego zwycięstwa. Zewnętrzne, właśnie bohaterskie, podejście do męki i śmierci Jezusa z konieczności warunkuje powierzchownością w rozważaniu Jego Zmartwychwstania. Jezus nie umarł odważnie jak umierają bohaterowie, ale jak złoczyńca, na szubienicy krzyża. Była to śmierć przeznaczona dla pozbawionych wszelkiej godności: niewolników i skazanych.

Jezus nie jest ludzkim bohaterem, ale Synem Bożym, Bogiem - Człowiekiem, którego Ojciec posłał do nas, byśmy przez Niego, w Nim i z Nim stali się synami Bożymi, byśmy odzyskali godność dzieci utraconą przez podwójny grzech: pierworodny i osobisty. On wziął na siebie wszystkie nasze grzechy, słabości, krzywdy i cierpienia, ale nie jak bohater, ale jako "zwyczajny" Człowiek podobny do nas we wszystkim, oprócz grzechu. Swój krzyż dźwigał jako "słaby" Człowiek, dlatego pod nim wielekroć upadał, potrzebował ludzkiej pomocy, by móc donieść go na Kalwarię. Był podobny do nas we wszystkim. I chociaż był Synem Bożym, nie skorzystał jednak z sposobności, by - upodabniając się do Boga - jednym aktem woli, pokonać wszystkich swoich nieprzyjaciół, którzy - kierowani pychą, nienawiścią i chęcią zemsty, wydali Go w ręce katów i ukrzyżowali.

Ten słaby fizycznie Człowiek umarł tak, jak umiera każda ludzka istota i został pochowany w grobie, który przywalono ogromnym głazem. Ów Człowiek, który był Bogiem, objawił swoją moc Boską z "trzydniowym opóźnieniem". I - co ważne - objawił ją jedynie małej grupie swoich wiernych, umiłowanych uczniów i przyjaciół. Umierał na oczach całej Jerozolimy, publicznie zhańbiony, poniżony, upokorzony, w środku dnia. Cała miasto widziała, jak wisiał na szubienicy. Ale powstał z martwych dyskretnie, o świcie, gdy całe miasto jeszcze spało. Właśnie dlatego najbardziej wytrwali spośród nas sprawowaliśmy Wigilię Paschalną aż do białego rana.

Zmartwychwstanie Chrystusa nie ma nic z bohaterskiego czynu, którym zwycięzca pokazuje swoim wrogom własną potęgę, moc i chwałę, zmuszając ich w ten sposób, by zgięli przed nim kolana, uniżyli się, upokorzyli, uznali bezsens swojego buntu wobec jego władzy. Faryzeuszom, także po tym, jak słyszeli od rzymskich strażników wieści o powstaniu z martwych Jezusa, nadal wydawało się, że mają rację w sprawie Nauczyciela z Nazaretu. Rozgłaszali kłamliwe informacje, jak to uczniowie wykradli Jego ciało z grobu. Bohaterowie używają przemocy, by zmusić wrogów do uległości. Bóg - Człowiek nigdy przemocy nie używał ani w czasie klęski i upadku - męki i śmierci, ani też w czasie zwycięstwa - w czasie Zmartwychwstania.

Prawdziwa radość ze zmartwychwstania Jezusa, jak samo zmartwychwstanie, jest dyskretna, wewnętrzna, cicha, ukryta, ale jednocześnie jest ona pełna mocy i Boskiej siły, która potrafi odmienić życie, zwyciężyć nienawiść, pokonać gniew, egoizm i pychę. Gdy uczniowie Jezusa uwierzyli ostatecznie w Zmartwychwstanie swojego Mistrza, potwierdzając swoją wiarę pełnym otwarciem na łaskę Jego Ducha, Ducha Świętego, stali się nowymi ludźmi. Z zalęknionych uczniów, którzy kryjąc się zamykali i blokowali za sobą drzwi, przemienili się w odważnych wyznawców Chrystusa. A gdy doświadczali prześladowania, cieszyli się, że mogą dla Niego cierpieć.

Ale by zmartwychwstanie Jezusa miało taką moc, musi być ono w centrum naszego życia, a nie jedynie "radosnym dodatkiem" do przykrego zakończenia całej historii Jezusa z Nazaretu. Męka nie jest "wstępem" do Zmartwychwstania Jezusa, a Zmartwychwstanie nie jest jedynie szczęśliwym "zakończeniem" nieszczęśliwej historii. Obie rzeczywistości: śmierci, jak też i zmartwychwstanie należy traktować w sposób jednakowo dogłębny, całościowy i ostateczny.

Jezus nie zasnął chwilowo. On został zamordowany, umarł jak umiera zabity człowiek. Męka Jezusa kończy definitywnie ludzkie doświadczenie Syna Bożego; śmierć Jego jest prawdziwa i ostateczna sama w sobie. Doświadczył On całej brutalności śmierci człowieka nieludzko katowanego z premedytacją przez wiele godzin. Jezus przeczuwając swoją śmierć, trwożył się i drżał aż do krwawego potu, jak drży każdy, kto zdaje sobie sprawę z cierpienia i tortur, jakie go niechybnie czekają.

Tylko - właśnie - bohaterowie - nie boją się śmierci, cierpienia ani tortur. Ale tylko dlatego, że zaślepia ich ideologia. Widzimy to dzisiaj na przykładzie samobójczych "bohaterów islamskich", którzy obładowani trotylem "z radością" i "odważnie" powodując detonacje siejącą śmierć. To szaleńcy, którym brakuje tego, co w każdym człowieku najbardziej ludzkie: miłości do życia: życia własnego, swoich bliskich, przyjaciół, matek, ojców, żon, mężów, dzieci. "Tragiczna wielkość" takiego bohaterstwa mierzy się wielkością nienawiści, chęci zemsty i pogardy dla innych. Kto gardzi życiem jest zatraceńcem. Tacy są bohaterami jedynie dla tych, którzy podobnie jak oni są pełni nienawiści. Cynizm władców żądnych krwi wyraża się w tym, że wysyłają młodych ludzi na samobójczą śmierć, na którą oni sami nigdy by się nie zgodzili.

Jezus nie gardził życiem: ani własnym, ani żadnego innego człowieka. Nie gardził życiem Judasza, faryzeuszy, Piłata, Heroda. Apostoł zdrajca do końca był Jego przyjacielem. Jezus gardził tylko grzechem, butem przeciwko swojemu Ojcu oraz tym, który stoi za grzechem szatanem. Jezus kochał życie, a nienawidził wszystkiego, co niszczy to życie. Grzech niszczy życie, ponieważ zapłatą za grzech jest śmierć. Jezus chciał żyć, On kocha życie swoje. On oddał, powierzył z miłością i posłuszeństwem swoje życie jedynie Temu, który Mu je ofiarował - swojemu Ojcu. Oddał je za nas i dla nas.

A dlaczego Ojciec "każe Mu" oddać życie dla nas i za nas? Nie szukajmy naszym intelektem odpowiedzi na to pytanie. Tu jest próg, bardzo wysoki prób, przed którym musimy się zatrzymać w naszych ludzkich dociekaniach. Nie nasza to rzecz. Zamiast snuć puste dywagacje, które odwołują się do naszego ciasnego myślenia i odczuwania, trzeba nam raczej rzucić się na ziemię w geście prostracji, jak czyni to kapłan w Wielki Piątek na rozpoczęcie liturgii Męki Pańskiej.

Najpierw prostracja, dalej szczery przyjacielski pocałunek w hołdzie adoracji, a następnie długie kontemplacyjne milczenie (dla wielu aż do wielkanocnego poranka) - to jedyne słuszne gesty wobec Ukrzyżowanego Pana. Takie winno być nasze wyznanie wiary, że On żył, cierpiał i umarł na szubienicy krzyża dla nas i za nas. W taki oto sposób wydał się w ręce Ojca dla nas: "W ręce Twoje oddaję Ducha mego" - to Jego ostatnie słowa, które objawiają sens Tajemnicy Jego synowskiego Serca.

Tajemnica ta nie jest nam podana do intelektualnego zgłębiania, ale do adoracji. Śmierć i zmartwychwstanie Jezusa jest dla nas wielką Tajemnicą wiary. Pomiędzy Jezusową śmiercią, a Jego zmartwychwstaniem istnieje niezgłębiona przepaść, którą może pokonać On sam, Bóg. Prośmy Jezusa Zmartwychwstałego, by dał nam łaskę przylgnięcia do Jego krzyża i Jego zmartwychwstania.

Papież Franciszek w homilii na inaugurację swojego pontyfikatu zapraszał nas: "Nie powinniśmy bać się dobroci, czułości. (...) Winniśmy strzec każdego mężczyzny i kobiety ze spojrzeniem czułości". To wielkie przesłanie nowego Biskupa Rzymu. Tak. "Nie bójmy się czułości". Najpierw nie bójmy się czułości Jezusa. Na Jezusowym krzyżu spotyka się brutalność ludzkiego grzechu, ludzka wrogości i nienawiści do Boga z Jego Boską czułości wobec człowieka.

I tu słowa Papieża Franciszka stają się cudownym wręcz komentarzem do słów Jana Pawła II powiedzianych także w czasie jego homilii inaugurującej jego pontyfikat: "Nie bójcie się otworzyć drzwi Chrystusowi". To jest jedno przesłanie wyrażone na dwa sposoby. Jezus jest "słowem" i "sakramentem" czułości Boga.

Bóg tak umiłował świat, człowieka, każdego z nas, że Syna swego oddał, aby On umarł za nas, dla nas. To dzięki Jezusowi możemy "dotknąć" nieskończonej miłości Boga, która się w Nim objawiła. Więcej nawet - możemy ją wręcz spożywać dzięki Eucharystii, w której ofiarował nam swoje Ciało i swoją Krew za pokarm. To jest Ciało moje, to jest Krew moja - bierzcie i jedzcie, bierzcie i pijcie.

Kościół zobowiązuje nas do przyjęcia Komunii świętej w okresie wielkanocnym, byśmy - dzięki niej mogli doświadczyć czułości naszego Ojca, intymności w spotkaniu z Nim. Komunia jest najwyższym wyrazem miłości, dobroci i czułości Boga. "Nie bójcie się mojej bliskości, intymności ze mną - mówi Jezus w każdej Komunii, ponieważ są one wyrazem bliskości, czułości i miłości mojego Ojca". Czyż my, którzy uważamy się za uczniów Jezusa, Jego braci, możemy być obojętni na te słowa?

To On, Ukrzyżowany i Zmartwychwstały, zaprasza nas do wejścia w intymną relację. To nie my, naszymi bohaterskimi czynami, zdobywamy Jezusa. To On nas przygarnia i przytula do swojego Boskiego Serca. Czyż nie powiedział: "Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy jesteście utrudzeni, obciążeni, osłabieni". Jezus nie zaprasza bohaterów. Ci bowiem - jak im się zdaje - doskonale sobie radzą bez Niego. Oczywiście do czasu. Jezus swoje zaproszenie kieruje do tych, który rozczarowali się do samych siebie, do ludzi, do świata, do najbliższych, do życia, do miłości, przyjaźni.

Nasza codzienna modlitwa to zaproszenie do nieustannego odkrywania, ciągle na nowo, Jego czułości, bliskości, miłosierdzia i dobroci. One są czystym darem i tylko darem. Gdy czujemy ciężar naszego grzechu, upadku, krzywdy, frustracji - oto najlepszy moment, aby otworzyć się na Jego miłość.

Niech nasze świąteczne uczestnictwo w Eucharystii i przyjęta dzisiaj Komunia święta będą dla nas wielkim dziękczynieniem za miłość i czułość Boga: Ojca, Syna i Ducha Świętego, w imieniu którego odnowiliśmy w Wielką Sobotę nasze związanie z Nim. W ten sposób wyraziliśmy nasze wielkie pragnienie nieustannego uczestnictwa w tej Wielkiej Tajemnicy naszej wiary, jaką jest Jezusowe przejście ze śmierci do życia. Trzeba nam szczerze prosić Chrystusa, aby dopuścił nas zarówno do udziału w Tajemnicy Jego męki i śmierci krzyżowej, jak też Jego Zmartwychwstania.

Czy Zmartwychwstanie Jezusa jest dla mnie źródłem pocieszenia w chwilach smutku, trudności, zmagań, przygnębienia? Czy doświadczenie Zmartwychwstania Jezusa uspokaja moje niepokoje, jakie rodzi w mnie myśl o śmierci mojej własnej czy też moich bliskich?

"A jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara. Okazuje się bowiem, żeśmy byli fałszywymi świadkami Boga. (…) Tymczasem jednak Chrystus zmartwychwstał jako pierwszy spośród tych, co pomarli" (1 Kor 15, 14. 20).

O stań się, Jezu, dla duszy / Radością Paschy wieczystej / I nas wskrzeszonych twą mocą, / Do swego przyłącz orszaku" (Hymn brewiarzowy z Niedzieli Wielkanocnej).

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Doświadczyć czułości Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego
Komentarze (23)
S
Sagan
7 czerwca 2013, 22:56
Dziekuję za obszerne wytłumaczenie istoty Jezusa. Dość dobrze charakter waszej wiary oddaje ta wypowiedź: http://www.youtube.com/watch?v=5FG6iNe_3rs
H
hamartia
2 kwietnia 2013, 09:39
@Sagan, oto wytłumaczenie: Bóg stworzył świat i ustanowił pewne prawa. Wedle tego prawa, każdy kto zgrzeszy musi umrzeć. „Albowiem zapłatą za grzech jest śmierć, a łaska przez Boga dana to życie wieczne w Chrystusie Jezusie, Panu naszym” (Rz 6:23) Kiedy Bóg stworzył człowieka ten nie miał grzesznej natury, bo był na podobieństwo Boże. Dopiero kiedy człowiek zgrzeszył, utracił swoją relacje z Bogiem, co zaowocowało tym, że każdy jeden rodzi się z grzeszną naturą. Grzeszna natura - jest to coś, co powoduje, że człowiek ma naturalna skłonność do zła. Nie trzeba nikogo uczyć kłamać, wymuszać, bluźnić, a mimo to wszystkie te rzeczy czynimy. Poprzez upadek Adama mamy naturalną skłonność do czynienia złego. I tu właśnie pojawia się problem. Z jednej strony nie możemy przestać grzeszyć bo taką mamy naturę, z drugiej karą za grzech jest śmierć. Sytuacja wydaje się bez wyjścia i tego właśnie chciał szatan. Jak wiemy Bóg jest sprawiedliwy, a to oznacza, że nie może machnąć ręką i powiedzieć "wybaczam ci", bo to nie jest sprawiedliwość. Jak jest przestępstwo, to i kara za to przestępstwo musi być zapłacona. W takim razie jak Bóg może wybaczyć grzesznikowi? Ponieważ wina była nieskończona (obraza nieskończonego Boga) to i kara albo ofiara przebłagalna musiała być nieskończona. Z tego powodu zadośćuczynić nie mógł żaden człowiek, tylko sam Bóg albo Syn Boży. Właśnie dlatego kara za grzech została zapłacona przez Jezusa Chrystusa. Prawo jest prawem i wedle niego ktoś musiał umrzeć. Jeśli to ty byś poniósł tę karę, to zapomnij o zbawieniu, nie jesteś Bogiem, nie zmartwychwstaniesz. Właśnie Jezus poszedł na śmierć jako zastępstwo za nas wszystkich i tylko On mógł tego dokonać, bo śmierć nie ma nad nim władzy jest Bogiem. Dzięki właśnie tej ofierze Bóg nie musi już, sądzić nas za nasze grzechy, bo Jezus już to zapłacił. No ale jeśli ktoś odrzuca Jego ofiarę, to osobiście odpowie za własne grzechy, a jest napisane, że człowiek nie może ostać się na sądzie przed Bogiem.
JJ
Jezu jak Cię traktujemy!
2 kwietnia 2013, 00:16
To „wszystko co ponadto”  miało na przestrzeni historii Kościoła swoje fazy i stopnie. Dawniej, jak tylko sięga moja pamięć, w kościołach były balaski, nakrywane przed Komunią św. białym obrusem. Komunię św. przyjmowano wtedy na klęcząco i do ust, a kapłanowi pomagał ministrant z pateną, aby broń Boże nic z Tego, co święte nie zostało zbezczeszczone. Z czasem biały obrus zniknął, a w końcu także i same balaski. Dzisiaj w większości polskich kościołów, klasztorów i seminariów duchownych przyjmuje się już Komunię św. na stojąco. Pateny też już coraz częściej nie ma i obecny w każdej cząstce konsekrowanej Hostii Chrystus upada na ziemię..., a ludzie po NIM depczą. Czego zatem możemy spodziewać się w naszym Kościele jutro? świętokradzkiego przyjmowania Komunii św. „na rękę”. Już dzisiaj czynione są w Polsce pierwsze próby wprowadzenia tego zwyczaju (także w klasztorach) – ”aby nie było za nudno i monotonnie”. A wszystko to w majestacie posłuszeństwa Kościołowi (chyba raczej „anty-Kościołowi”). Kiedy się wreszcie szatanowi uda, wprowadzić ten haniebny proceder na szeroką skalę, wówczas wszystko inne pójdzie już szybko... i w końcu Lud Boży przestanie wierzyć w osobową obecność swojego Zbawcy w świętej Hostii..., i polskie kościoły opustoszeją
D
dominika
1 kwietnia 2013, 22:47
Dlaczego tu zaglądam? Z ciekawości. Mam wśród znajomych kilka wierzących głęboko zaangażowanych w praktyki religijne osób i generalnie dobrze się z nimi dogaduję, ale czasami, kiedy dyskusja schodzi na ich wiarę, czuję się doś dziwnie słuchając ich. Mam wrażenie, że kompletnie nie rozumiem o co im chodzi. Czasem mam wrażenie, że to co mówią to tylko taka "gra słów".
K
Kama
1 kwietnia 2013, 21:37
Dominiko - jesli dusza nie istnieje - to po co tu zaglądasz? Co chcesz znaleźć? Spytaj samą siebie, ale bez wykrętów. Co cię tu ciągnie? Saganie - ofiara Chrystusa to i dla wielu wierzących jest problem. Dominika ma rację - mamy tak mało czasu, tyle spraw jest ważnych. Jeśli mimo to śledzisz tę dyskusję i domagasz się odpowiedzi - widzę dla ciebie światełko nadziei. Może spadniesz z motocykla pod Damaszkiem (wiesz o czym mówię?)
B
Biblista
1 kwietnia 2013, 20:47
~Biblista „Bóg nie dozwoli z siebie szydzić. A co człowiek sieje, to i żąć będzie: kto sieje w ciele swoim, jako plon ciała zbierze zagładę; kto sieje w duchu, jako plon ducha zbierze życie wieczne”. List do Galatów, rozdzial 6, wiersz 8. 
S
Sagan
1 kwietnia 2013, 19:26
Ktoś napisał, że bóg się sam nie ukrzyżował, zrobili to ludzie, Rzymianie, odpowiadając na oczekiwania Żydów. OK. Ale bóg zdaje się jest wszechmocny? Może jednak ktoś z wierzących byłby skłonny w kilku prostych zdaniach wyjaśnić (zakładam że się to da zrobić), czemu rzekomo wszechmocny bóg pozwolił na ukrzyżowanie swojego syna, czyli samego siebie, po to żeby poprzez złożenie ofiary samemu sobie z samego siebie, samodzielnie dokonać aktu przebaczenia grzechów ludziom? Po co ten cały spektakl z ukrzyżowaniem? Czy nie mozna było po prostu powiedzieć ludziom że się im odpuści grzechy lub będą im odpuszczone pod takimi a takimi warunkami? Z punktu widzenia kogoś kto nie wierzy, jest to dziwaczny, kuriozalny, tragikomiczny spektakl - wyglądający tak jakby bóg chiał ludziom zaimponować swoim poświęceniem. Mógł nie dopuścić do przelewu krwi swojego syna czyli samego siebie, ale wolał to pokazać ludziom, po to żeby wzbudzić w nich - bo ja wiem co - szacunek? Lęk? Współczucie? Przerażenie? O co tu chodzi? Farsa, tak się to nazywa w ludzkim języku. Domyślam się, że dla kogoś kto jest emocjonalnie przywiązny do swojej wiary, zwłaszca od dzieciństwa, ta opowiść może nie podlegać dyskusji, może wydawać się "oczywista", ale spróbujcie - drodzy wierzący jeżeli jesteście w stanie - wczuć się na chwilę w rolę kogoś kto nigdy nie wierzył i nagle słyszy taką historię, popratą sugestią by w to uwierzyć i uczynić centralnym punktem swojego światopoglądu!?
D
dominika
1 kwietnia 2013, 19:03
Bardzo mi się podoba ten cytat: "...my głosimy Chrystusa ukrzyżowanego, który jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan, dla tych zaś, którzy są powołani, tak spośród Żydów, jak i spośród Greków, Chrystusem, mocą Bożą i mądrością Bożą...". Dokładnie tak jest - dla niewierzących, ateistów głoszenie zbawienia przez Chrysusa, jest rzeczą kompletnie nieistotną, nie wartą poświęcania czasu, który jest w życiu każdego z nas ograniczony. Na świecie jest wiele ważniejszych problemów do rozwiązania, niż zabieganie o zbawienie swojej lub cudzej duszy, choćby tylko dlatego, że ona najprawdopodobniej nie istnieje.
D
dominika
1 kwietnia 2013, 17:58
Jeżeli kogoś przeraża wpis internauty "Sagan", to chyba brak mu zdolności oceny rzeczywistości. Przerażające jest to, że w XXI w. ludzie na świecie umierają z głodu i na uleczalne chorory, tylko dlatego, że są biedni, a inni ludzie nie potrafią zorganiować skutecznej pomocy, mimo że mają środki. Przerażające są wojny, czystki etniczne. Przerażająca jest - nawet jeżeli mało prawdopodobna - perspektywa wojny jądrowej, która może wybuchnąć w Korei, lub na bliski wschodzie. Przerażające jest to, że przez swoją głupotę i pazerność ludzie niszczą ziemską przyrodę. To są rzeczy przerażąjące. A Was wierzących przeraża to, że ktoś obraża Boga? Wasz Bóg naprawdę przejmuje się takimi drobiazgami co kto wypisze w Internecie? Według tego sądzi ludzi? Tak myślicie?
T
tak
1 kwietnia 2013, 13:03
Weroniko jesteś idiotką.
jazmig jazmig
1 kwietnia 2013, 10:46
Jak widzę niektórym z pośród komentujących trudno rozstać się z bohaterską postawą Jezusa, a przecież w Nim nie było cienia chęci zrobienia czegoś wielkiego (wszystko co wielkie miał w Ojcu), a jedynie trwanie w miłości Ojca. ... Nie jest bohaterem ten, kto chce się popisać, lecz ten, kto po prostu ratuje życie lub zdrowie innych ludzi, sam przy tym tracąc życie lub zdrowie. Pan Jezus ratował i ratuje innych ludzi od zgubu i dlatego dał się zakatować na śmierć. TO JEST BOHATERSTWO!
Τ
ταπεινός
1 kwietnia 2013, 10:09
anonimus pisze: "Nie wiemy kim jest jegomość sagan więc trudno się odnieść do jego wypowiedzi, może bowiem być to przezywający kryzys wiary nastolatek i takiemu trzeba pomóc a nie wymyślać, a może to być brutalny posunięty w latach cynik, "wieprz" który chce szarpać. Niestety nic o tym panu/i nie wiemy, taka niestety specyfika internetu".  Dobra uwaga, która odnosi się do wielu wpisów. Nikt nie rodzi się "wieprzem", ale staje się nim powoli przez lata. Sam nie wie kiedy. Zwykle zaczyna się właśnie w okresie niewinnego szukania w nastoletnim czasie: czy tak da się żyć - plując, poniżając, a w końcu bluźniąc samemu Bogu. Sagan prowokuje Boga. Przyznam, że mnie to przeraża.    
A
anonimus
1 kwietnia 2013, 08:01
Nie wiemy kim jest jegomość sagan więc trudno się odnieść do jego wypowiedzi, może bowiem być to przezywający kryzys wiary nastolatek i takiemu trzeba pomóc a nie wymyślać, a może to być brutalny posunięty w latach cynik, "wieprz" który chce szarpać. Niestety nic o tym panu/i nie wiemy, taka niestety specyfika internetu.
SP
Sw. Paweł do Koryntian
1 kwietnia 2013, 02:49
Swięty Paweł powiedział:  "Nauka bowiem krzyża głupstwem jest dla tych, co idą na zatracenie, mocą Bożą zaś dla nas, którzy dostępujemy zbawienia. Napisane jest bowiem: Wytracę mądrość mędrców, a przebiegłość przebiegłych zniweczę. Gdzie jest mędrzec? Gdzie uczony? Gdzie badacz tego, co doczesne? Czyż nie uczynił Bóg głupstwem mądrości świata? Skoro bowiem świat przez mądrość nie poznał Boga w mądrości Bożej, spodobało się Bogu przez głupstwo głoszenia słowa zbawić wierzących. Tak więc, gdy Żydzi żądają znaków, a Grecy szukają mądrości, my głosimy Chrystusa ukrzyżowanego, który jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan, dla tych zaś, którzy są powołani, tak spośród Żydów, jak i spośród Greków, Chrystusem, mocą Bożą i mądrością Bożą" (kor 1, 18-24). Tu  jest sedno problemu, o którym mowa.
W
Weronika
1 kwietnia 2013, 00:23
Chyba trzeba byc bardzo przewrazliwionym na swoim punkcie,zeby czuc sie obrazonym przez ``Sagana``! Mial prawo sie tak wypowiedziec,ja go nie rozumiem,ale  zeby zaraz pisac o upokarzaniu i obrazaniu to juz przesada.
D
Daniel
1 kwietnia 2013, 00:19
Jak widzę niektórym z pośród komentujących trudno rozstać się z bohaterską postawą Jezusa, a przecież w Nim nie było cienia chęci zrobienia czegoś wielkiego (wszystko co wielkie miał w Ojcu), a jedynie trwanie w miłości Ojca.
J
jacek
31 marca 2013, 23:21
A ja zastanawiam się nad kondycją intelektualną pana, który podpisał się "sagan" i który najwyraźniej wypowiada się o chrześcijaństwie tak, jak przedszkolak o ogólnej teorii względności, ale jest najwyraźniej pewien swoich racji. Gratuluję poziomu umysłowego i proponuję przez studia uśliślić temat, na który pan się próbuje wypowiadać. Dla porządku: to ludzie ukrzyżowali Boga. Ukrzyżowanie Boga nie miało na celu przebłagania Boga. "Miłości pragnę, nie krwawej ofiary". Nawiązując do TW, bo nieudolnie próbuje się pan wypowiadać na temat czasu, czas nie jest samodzielną wielkością fizyczną i dobrze wiemy, że miał niedostępny dla naszego poznania - początek. Chrześcijanin wierzy między innymi, że Bóg nie jest zależny od czasu i że stwarzając Wszechświat, stworzył czasoprzestrzeń. To pan przypisuje chrześcijaństwu wyobrażone przez siebie cechy i tym samym w wystarczający sposób obnaża swoją ignorancję, żeby nie powiedzieć - zidiocenie. Obraźliwe słowa, których pan użył, to projekcja. Pan podświadomie wyczuwa, że coś panu umyka, jednak jest pan zbyt ułomny w swoim zapatrzeniu we własne ego, by dostrzec, co i dlaczego.
B
Biblista
31 marca 2013, 22:21
„Bóg nie dozwoli z siebie szydzić. A co człowiek sieje, to i żąć będzie: kto sieje w ciele swoim, jako plon ciała zbierze zagładę; kto sieje w duchu, jako plon ducha zbierze życie wieczne”. List do Galatów, rozdzial 6, wiersz 8.
JA
Józef Augustyn SJ
31 marca 2013, 21:23
Nie mam zwyczaju komentować wpisów pod moimi tekstami, często zresztą ich nie śledzę. Teraz chciałbym jednak zareagować... Mam prośbę...  Wszystkich, którzy będą czytać ten artykuł, jako jego autor, proszę serdecznie o modlitwę za Człowieka, który podpisał się "Sagan". Niech taka będzie odpowiedź dana tym, którzy wpisują się na Deon.pl i na innych portalach, aby nas - ludzi wierzących - poniżać i obrażać. Obrażanie Pana Boga, zostawiam Jemu. Nie naszą sprawą jest wyrokować o takich sytuacjach. Tylko Ona zna najlepiej serce Człowieka, który podpisał się "Sagan".  Osobiście życzę Człowiekowi, który podpisał się  "Sagan", życzę wszystkiego dobrego. 
K
kasia
31 marca 2013, 19:20
O. Augustyn interpretuje termin 'bohater' w kategoriach dzisiejszej kultury popularnej (bohater filmów hollywoodzkich, bohater komiksów, 'bohater' - fanatyk islamski). Jest to jedno z mozliwych odczytan, ale nie jedyne, co wiecej, obawiam sie, ze moze wprowadzic troche zamieszania czytelnikowi starszemu wiekem, wychowanemu na wzorcach polskiej kultury romantycznej. Jako czytelniczka sredniego pokolenia;), chcialabym niesmialo zauwazyc, ze i dla mnie pojecie bohatera jest troche inne. Nieco bardziej wspolczesna definicja bohatera byl dla mojego pokolenia wiersz Herberta Przeslanie Pana Cogito - w skrocie, ktos silny duchem, kto potrafil wytrwac 'do ciemnego kresu', nie zadajac nagrody za swoja postawe. Tak czy inaczej, intencje Autora rozumiem w ten sposob, ze chcialby zebysmy Jezusa nie ogladali w kategoriach kultury masowej, bo to rodzi pokuse zrownania Go z jakimis Supermenami czy Batmanami;)
JC
Janina C.
31 marca 2013, 12:56
Jezus umarl jak Baranek prowadzony na rzeź. Nawet swoich ust nie otworzył, poniżano Go, a On dał się poniżać. Bohaterowie polityczni, o których mowa w tekście, nie dają się poniżać i nie pozwalają się prowadzić jak baranki do rzeźni. A męczennicy pierwszych wieków kochali życie jak Jezus, ale bardziej od swego życia kochali Jezusa. I dlatego umierali jak On, także prowadzeni jak baranki na rzeź...  
jazmig jazmig
31 marca 2013, 12:24
Jezus nie był bohaterem. Jego męka nie ma nic z bohaterskiego czynu. Co to jest bohaterstwo? Jeżeli ktoś świadomie wydaje się na tortury i śmierć, aby wybawić innych od poważnego zagrożenia i poważnej szkody, to nie jest bohaterem, tylko kim? Głupkiem??? Jego zmartwychwstanie też nie jest znakiem bohaterskiego zwycięstwa. A czym niby jest? Jezus nie umarł odważnie jak umierają bohaterowie, ale jak złoczyńca, na szubienicy krzyża. Zdaniem autora, rodzaj śmierci definiuje bohaterstwo, albo jego brak. Dziwne poglądy.
W
wątpliwość
31 marca 2013, 12:09
Tylko - właśnie - bohaterowie - nie boją się śmierci, cierpienia ani tortur. Ale tylko dlatego, że zaślepia ich ideologia. To niech mi ktoś wytłumaczy dlaczego męczennicy pierwszych lat chrzescijanstwa tak własnie umierali, nie bojąc się śmierci, a niektórzy nawet sie ciesząc szli na ścięcie, czy oni byli zaślepieni ideologią?