"Miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany" (Rz 5, 5).
Chrześcijaństwo nie jest salą gimnastyczną, żebyśmy musieli nieustannie wypacać z siebie miłość bliźniego i ciągle się w niej "ćwiczyć". Pięknie pisze o tym św. Jan od Krzyża w swoim Żywym płomieniu miłości. Powiada, że Duch Święty jest nie tylko ogniem, który spala, ale także ogniem, który przekształca nas w "miłość przyjemną". Duch Święty, przyjemna Boża miłość, zanurza duszę w chwale Bożej i odświeża ją mocą Bożego życia, daje więc człowiekowi ogromną radość, szczęście, spełnienie, zdolność kochania.
Nie znaczy to, że nie powinniśmy zabiegać o miłość, i to bardzo konkretnie. Jednak w pierwszym rzędzie to Duch Święty jest tym, kto otwiera człowieka na miłość. Doświadczenie, że jest przez Boga akceptowany i kochany, uzdalnia człowieka do wychodzenia poza siebie i stawania się darem dla drugich. Miłość bliźniego nie jest więc jedynie owocem naszej samodyscypliny i naszego wysiłku; jest owocem Ducha Świętego (por. Ga 5, 22), poszerza nasze serca.
Skomentuj artykuł