Przystanek Jezus to jeden z wielu sektorów przygotowanych na przyjazd wielotysięcznej grupy młodych subkultur. Czyżby Ewangelia miała być jedną z propozycji konsumenckich? Ciekawe, jak będziemy ją serwować, żeby tylko okazała się łatwa do przełknięcia. Z takimi pytaniami, z poukładanego światka seminaryjnego, dostojnej atmosfery sacrum warszawskich kościołów wyruszyłem na Woodstock. Odpowiedź na te wątpliwości przyjdzie później.
Co tu mówić?
Zabrałem najbardziej połataną sutannę i po długich opowieściach kursowego kolegi, zdecydowałem się jechać. Pierwszy kontakt z realiami pola woodstock’owego był lekko porażający - miałem przed sobą nie kilku, lecz kilkaset irokezów, puszki po piwie walały się na całej szerokości drogi i jedyne, co miałem w głowie to pytanie: co ja im w ogóle powiem? Nie będę stroił chojraka, przyznaję, zastanawiałem się też, jak bardzo mogą być groźni i czy dożyję wyjazdu.
Złapałem się na tym, że rzuciły mi się wszystkie szczegóły związane z bytowaniem na polu, natomiast z tego wszystkiego w ogóle nie zauważyłem, że doszliśmy już pod duży, biały krzyż na polu Przystanku Jezus. No tak, pomyślałem, martwię się wszystkim naokoło, a Chrystusa nie dostrzegam.
Sutanna na polu
Na początku było drętwo. Niepewnie uczestniczyłem w pierwszym dialogu, sprowokowanym zresztą przez tubylców. Jak to mówią, facet w sutannie ma ułatwione zadanie. Nie musi sam zaczynać rozmów. Ludzie sami go zaczepiają. Po jakimś czasie zauważyłem, że sam fakt pojawienia się sutanny pod sceną, w kurzu, z podwiniętymi rękawami wzbudzał spore zdziwko u młodych. - Ja pie……, jeszcze nigdy żaden ksiądz tak się ze mną nie witał - krzyczał Sergiusz. Myślę, że już samo pokazanie ludziom normalnego podejścia księdza albo kleryka do człowieka, którego inni baliby się dotknąć, dużo zmienia. Poza tym, musi nas bardzo obchodzić, dlaczego temu młodemu Jezus jest obojętny. Dobrze jest nie uciekać od rozmowy, a pierwsze wrażenie może fajnie ustawić spotkanie.
Nieczęsto zdarza się, żeby ksiądz siedział na trawie i gadał z młodym jak równy z równym. Najpierw wysłucha, potem normalnie pogada. Częste są modlitwy wstawiennicze i spowiedzi. Zaczepił mnie raz chłopak, który szukał jakiegoś księdza (nie pamiętam imienia). Mówił, że ksiądz był zajebisty - co roku spotykają się na PJ i tylko u niego się spowiada. Co rok. Wreszcie człowiek, który podejmuje regularne praktyki duchowe - roześmiałem się w duchu. Nie wiedział, jak ten ksiądz się nazywa ani skąd pochodzi. Powiedział, że tacy księża to tylko na Woodstocku.
Normalność ludzi Kościoła, czyli każdego z nas
Jakiś czas później siedziałem z Abramsem na trawie i gadaliśmy o spowiedzi i religijnej poprawności. Jego czerwony irokez od razu sugerował, że rozmowa będzie ciekawa. I taka była, ponieważ facet był szczerze poszukujący. W pewnej chwili idzie Zizi, który nachyla się i mówi bardzo wyraźnie: ja może i w Boga wierzę, ale nigdy nie zaakceptuję pieprzon... Kościoła! To tylko ku... i złodzieje! Odpowiedziałem mu, że taki Kościół ja też mam w głębokim poważaniu. Ja siedziałem na krawężniku, on się nachylał, za chwilę ukucnął, a po kilku minutach usiadł obok mnie i przegadaliśmy dobre pół godziny. Po raz kolejny szczerość chęci Boga przeciwstawiona skrzywionej wizji Kościoła. To jest mój Kościół - pokazałem ręką na teren obok mnie. Nie spodziewał się chrześcijan, którzy będą mieć normalne i bardzo realne spojrzenie na świat, ludzi Kościoła, a przy tym będą skakać pod sceną. To może sporo zmienić w człowieku. Taki Kościół, jaki pokazujemy ludziom, utrwala się w ich świadomości.
Bez moralizowania
Ewangelizowanie zaczęło się w dniu liturgicznego wspomnienia św. Alfonsa Marii Liguoriego, patrona teologów moralistów. Od dawna uczę się, że w rozmowie z ludźmi nie wolno moralizować. Ale jak już zetknąłem się z młodymi na polu, poczułem, ze teraz dużo lepiej wiem, że naprawdę nie można moralizować. Co się w takim razie liczy? Pokazanie swojego człowieczeństwa i powiedzenie choćby kilku zdań o Chrystusie, którego znam. Ogromne znaczenie ma modlitwa. W akcjach ewangelizacyjnych widzę, że nie zależą one od elokwencji albo popisywania się znajomością teologicznych formułek. Duch Święty działa!
Patrzeć, oceniać, działać - podpowiada strategia pastoralna. Ja chciałbym trochę zmienić: wysłuchać, zrozumieć, dać nadzieję. Czasami trzeba ewangelizować nawet w przedsionku piekła. Nie byłbym tak napalony, gdybym nie czuł, że to ma sens. Na większość owoców trzeba oczywiście długo czekać i nie warto nastawiać się, że je w ogóle zobaczę. Jednak w ciągu tych paru dni widziałem konkretne znaki Bożej obecności. Fajnie jest zobaczyć szczęśliwego młodego, który z płonącymi oczami i za pomocą wulgaryzmów mówi, że kocha Jezusa!
Skomentuj artykuł