Gabriel García Márquez i realizm magiczny

o. Andrzej Sarnacki SJ
o. Andrzej Sarnacki SJ

Jednym z dzieł Marqueza jest "Dwanaście opowiadań tułaczych", w których ten najbardziej znany z kolumbijskich pisarzy, autor Nagrody Nobla z 1982 r., opisuje kontrasty między Ameryką Południową a powojenną Europą. Podróż po starym kontynencie przywołała pytania o tożsamość.

Marquezowi, wychowanemu na Karaibach, Europa wydaje się zimna i nieprzystępna, sztuczna w surowym racjonalizmie, chciwa i obojętna. Nuda, otyłość i hipokryzja zdradzają moralną porażkę, poczucie winy i chłód religijny.

Odkąd zniszczono to, co wielkie, Europa żyje fałszywą godnością. Kontrastem jest świat latynoski, młody, spontaniczny, zanurzony w naturze, świat zmysłowy, kochający wolność i prostotę. Dzieciństwo pisarza to również bieda i cierpienie, czas gdy świętość była na co dzień, autentyczna, zabarwiona magią, skłonnością do przesady i łatwowiernością, a dusza podążała za pięknem, zdolna do zdziwienia, fantazji i miłości życia, nawet gdy pod zamkniętymi powiekami pojawiały się obrazy terroru.

W tekstach Marqueza uderza jednoznaczna, niekoniecznie obiektywna, afirmacja własnej kultury. Można by oczekiwać, że podróżnik z ubogiego i zacofanego kraju będzie urzeczony Europą dynamicznie rozwijającą się po wojnie i ugnie się pod kompleksami wobec historii zdobywców, architektury katedr, szklanych ścian uniwersytetów czy zdobyczy myśli technicznej. Tymczasem kontrast posłużył do docenienia wartość własnej tradycji, nawet jeśli z pewną dozą resentymentu.

Znalazłszy się w gronie państw rozwiniętych, państw "pierwszego świata" dominującej cywilizacji zachodniej, zostaliśmy skonfrontowani. Nasi pisarze, dziennikarze nie poszli w ślady Marqueza. Wielu z nich stało się demaskatorami zacofania, polskiej głupoty historycznej, wielu tropi winy, nazizm w patriotyzmie i intelektualną ciasnotę lepianek, chóralnie przypisywaną katolicyzmowi. Ta bezwzględna, ale jakże szlachetnie bezkompromisowa ocena dziedzictwa wywołuje w nich wstyd, czasem odrazę, wprawia w zakłopotanie, przyprawia o mdłości i oburza, co zresztą w dobrym tonie jest. Ratunek znajdują wyrastając ponad zakompleksiony tłum co z widłami i zdobywając wejściówkę do studia medialnej elity.

Ta salonowa śmietanka intelektualna pełni bardzo pożyteczną rolę nieustannie nam uświadamiając, że "na Zachodzie się z nas śmieją" i że receptą na wydobycie się z dołów jest publiczne naplucie na własną tradycję i przyjęcie kultury nowej, otwartej, tolerancyjnej, radośnie zakręconej, tęczowej, ej, ej, ej.

Może i gdzieś śmieją się z Polski. No cóż, niektórych bawi też palenie ludzi żywcem, ale jak na razie uznawane jest to za patologię. Cały zabieg zawstydzania i promocji obcych ideologii, jest próbą ułożenia nowej tożsamości z klocków ‘lewo’. Czy jednak tożsamość jest wymyśleniem siebie, czy raczej odkryciem, podróżą do wnętrza siebie i historii, gdzie można odnaleźć pewną prawdę o sobie i poczucie wartości? Jeśli na Zachodzie gdzieś już Polskę cenią, to właśnie ze względu na naszą odrębność kulturową, nie za rolę papugi narodów. Tymczasem zawstydzacze dzielnie kopiują. Wystarczy zobaczyć, co robią z polską nauką, muzyką, modą, telewizją, koncepcjami wychowawczymi, metodami politycznego PRu, jakie organizacje powołują do życia, jakich argumentów używają w debatach publicznych, z jakim namaszczeniem powtarzają każdą "naukową" tezę made in EU.

Naturalnie możemy i powinniśmy nauczyć się paru rzeczy od Zachodu. Krytycy mają też sporo racji, gdy mówią o naszych własnych błędach historycznych. Rozwiązaniem nie jest jednak pogarda dla spraw, które uchroniły nas przed anihilacją i za które tak wielu oddało życie. Może zacząć czytać Marqueza, pisarza, co sprzedaje marzenia i twierdzi, że światło jest jak woda?

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Gabriel García Márquez i realizm magiczny
Komentarze (8)
J
Joanna
7 lutego 2014, 10:48
Po co sięgać tak daleko? Wystarczy czytać Miłosza, czy Stasiuka.
M
Magdalena
6 lutego 2014, 23:40
Przez ostatni miesiąc u księdza nastąpiła zadziwiająca przemiana z zagorzałego przeciwnika tradycji w samozwańczego strażnika Prawdy...
E
Edyta
6 lutego 2014, 22:26
do Pana jazg: Pan nie odróżnia magii w znaczeniu literackim, jako pewnej "cudowności", zachwytu nad niezwykłością od okultyzmu, który jest diaboliczny i rzeczywiście przez Boga zakazany... Zachęcam do studiów literackich, poszerzania horyzontów intelektualnych i szacunku wobec innych kultur, z których my Europejczycy możemy wiele zaczerpnąć. Chyba głównie o tym jest ten tekst.
M
Marquez
6 lutego 2014, 14:51
Autentyczna świętość wraz z magią - to parafraza Marqueza. On to tak opisuje. Tu nie ma oceny. Poza tym cały artykuł jest o  czymś innym. Nie róbmy jazgotu, jeśli nie rozumiemy tekstu.
6 lutego 2014, 12:54
@Edyta Jeśli nie współgra Panu poniżej "świętość i magia" to polecam poczytać W. Cejrowskiego - "Gringo wśród dzikich plemion". Lektura bardzo przystępnie napisana. Tam jest rozdział o misjonarzach, kulturze ludów Ameryki Łacińskiej, obrzędach, wierze. Jeśli się nie ma pojęcia o temacie, to proszę darować sobie krytykę. Pozdrawiam ... Powtarzam: albo świętość, albo magia. Proszę poczytać Pismo Święte i nie pisać bzdur. Magii zakazuje sam Pan Bóg!
E
Edyta
6 lutego 2014, 12:42
Jeśli nie współgra Panu poniżej "świętość i magia" to polecam poczytać W. Cejrowskiego - "Gringo wśród dzikich plemion". Lektura bardzo przystępnie napisana. Tam jest rozdział o misjonarzach, kulturze ludów Ameryki Łacińskiej, obrzędach, wierze. Jeśli się nie ma pojęcia o temacie, to proszę darować sobie krytykę. Pozdrawiam
6 lutego 2014, 12:07
świętość była na co dzień, autentyczna, zabarwiona magią Albo magia, albo świętość. W Ameryce Południowej jest tak rzeczywiście, że niby katolicy po mszy św. odprawiają gusła przy różnych figurkach. Oni nawet nie mają świadomości, że nie są katolikami. Dziwne jest, że ich księża im tego nie uświadamiają.
H
H
6 lutego 2014, 11:26
Realizm magiczny to jak pobożny komunista.