Gdy przestaje się wierzyć w Boga

(fot. shutterstock.com)
Agnieszka Łysińska / "List"

Pewnej niedzieli moja nastoletnia córka oznajmiła mi, że nie pójdzie na Mszę św. Zapytałam o powód, chociaż spodziewałam się, jaką dostanę odpowiedź. I rzeczywiście usłyszałam: "Bo nie wierzę". Wtedy zadałam jej pytanie: "A skąd wiesz, że nie wierzysz?". To pytanie pozostaje nadal otwarte, a Ola pewnie długo będzie szukać na nie odpowiedzi. Póki co praktyki religijne zawiesiła "aż do odwołania". Gdy pojawiają się wątpliwości, wtedy szuka się potwierdzenia, że Bóg istnieje, nawet jeśli nie można już wierzyć w Niego swoją naiwną, dziecięcą, ufną wiarą.

Nie mogę zmusić Oli do wiary, tak jak nikogo nie można zmusić do miłości. Nie zmuszę jej do tego, by zapisała się do harcerstwa czy wstąpiła do jakiejś partii. Ola jest uczciwa. Uważa, że nie może modlić się wspólnie na Mszy św. z tymi, którzy oddają Bogu cześć.

Katecheza

Niech nie wierzy w Boga, jeżeli uważa, że Go nie ma, ale na lekcje religii będzie chodzić. Zauważyłam, że wątpiący bardzo interesują się religią i szukaniem racjonalnych argumentów dla swoich przekonań. Dlatego chcę, żeby Ola pomimo wszystko chodziła na katechezę, aby uczyła się konfrontować swoje poglądy z poglądami ludzi wierzących. Chcę, by poznawała doświadczenia religijne innych ludzi. Z religii oczywiście przynosi dwóje, ale przynajmniej słucha i myśli. Nie podoba się jej to, że nie pozwalam jej wypisać się z katechezy. Argumentuje niechęć do tych lekcji niskim poziomem prowadzonych zajęć - katechetka realizuje program, ale w ogóle nie porusza tematów, które są istotne dla doświadczenia wiary młodych, zbuntowanych przeciwko religii i Kościołowi ludzi. Dzieci są bystrymi obserwatorami życia. Nie znoszą rażącego braku konsekwencji osób dorosłych. Oczekują, że ksiądz, katecheta, mama, nauczyciel będą autorytetami, a ci niestety nimi nie są. Każdy więc na własną rękę szuka swojego mistrza. Nawet wtedy, gdy nigdy nie spotkają go w swoim życiu, to i tak zawsze będą jego obraz nosić w samym sobie. To, czego Ola nie dostaje na lekcji religii, musi dostać ode mnie. Ateiści i agnostycy podświadomie oczekują potwierdzenia obecności Boga w świecie, wręcz żądają, by dowodem na Jego istnienie byli obdarzeni charyzmą ludzie wierzący, świadkowie wiary. Dla Oli takim ideałem jest Jan Paweł II.

Wygodny ateizm

Świat nastolatka jest pełen sprzeczności i negacji. Pewne wartości ulegają dewaluacji, inne są idealizowane. Nie mogę się tym zbytnio przejmować, tak jak nie mogę przejmować się zbytnio chorobą, którą trzeba przejść. Mogę tylko obserwować i sprawdzać, czy ten patologiczny stan nie obejmuje zbyt wielu obszarów życia.
Bunt przeciwko Bogu może być także sprzeciwem wobec religii jako systemowi norm moralnych, które należy przyjąć i nimi żyć. Dlatego życie Ewangelią wydaje się zbyt trudne, gdy jeszcze nie doświadczyło się bliskiego spotkania z Jezusem. Ateizm bywa wygodną hipotezą, dzięki której sumienie zostaje zwolnione z obowiązku posłuszeństwa religijnym nakazom. Odrzucenie wiary staje się manifestacją własnej niezależności, wolności wyboru pewnych wartości i odrzucenia tego, co niewygodne, trudne. Zwłaszcza dotyczy to chrześcijańskiej etyki seksualnej.
Jedynym oparciem dla dorastającego dziecka jest wzajemna miłość rodziców oraz ich wspierająca miłość do dzieci. Jeżeli teraz jej zabraknie, jeżeli w tym momencie życia nie daje się pozytywnych wzorów, to bunt nastolatka może przybrać różne formy autode-strukcji. Nieszczęśliwy młody człowiek potrafi robić różne rzeczy, by ukarać rodziców za brak miłości. Wobec wierzących bywa niezwykle wymagający, oczekuje, by żyli tym, w co wierzą. Gdy widzi w ich postępowaniu jakieś kłamstwo, demonstracyjnie odrzuca wiarę i ich wartości, by w ten sposób zwrócić uwagę na swoje cierpienie.

Klęcznik papieża

DEON.PL POLECA


Moje własne długoletnie doświadczenie agno-stycyzmu pozwala mi zachować pewną tolerancję, dzięki czemu dialog z córką jest możliwy bez wywierania na nią presji, by przyjęła moje wartości i poglądy.
Nie chciałabym, żeby Ola należała do jakiejś wspólnoty wbrew sobie. Przez kilka lat należała do "Krucjaty Maryjnej", zapisała się tam razem z koleżankami z klasy. Odeszła, gdy stwierdziła, że jest w tej wspólnocie zbyt duża rozbieżność między wypełnianiem kultu, a miłością bliźniego. Grupa zbierała się bardziej dla własnej satysfakcji niż jakiegoś Bożego działania. Nie starałam się przekonać jej, by została. Może dlatego, że rozumiem niechęć do takich form towarzyskich, pseudo-religijnych spotkań. Jednak większym powodem do zmartwienia byłoby to, gdyby Ola w tym momencie szukała jakiś alternatywnych form życia religijnego.
Starsza siostra Oli też jest ateistką. Gdy była dzieckiem, jakiś ksiądz przegonił ją w czasie modlitwy z klęcznika, bo okazało się, że kiedyś modlił się na nim... papież. Myślę, że Jan Paweł II nie miałby nic przeciwko temu, by jakieś dziecko korzystało z tego samego klęcznika.
Ludzie w różny sposób reagują, gdy mówię, że moje dzieci porzuciły wiarę. Zazwyczaj chcą obarczyć mnie odpowiedzialnością za ten rzeczy, wzbudzić we mnie poczucie winy. Ze stoickim spokojem tłumaczę, że szukanie Boga jest bardziej uczciwe niż bezmyślna, pozbawiona refleksji religijność. Teraz moje obie córki sympatyzują z buddyzmem uważając, że gdyby już miały wybrać jakąś religię, to zostałyby buddystkami, bo tam nie ma kultu Boga. Dla moich dzieci to niepojęte, że z imieniem Boga na ustach można okazywać innym wyższość i pogardę z powodu odmiennych przekonań.

Apostoł w suszarni

Bunt przeciwko Bogu wynika z buntu przeciwko rodzicom. Gdy nasze dzieci mówią o tym, jaki jest Bóg, wypowiadają się w sposób, który jest dokładnym odzwierciedleniem naszych rodzinnych relacji. Mam poczucie winy tylko z tego powodu, że sama nie jestem dobrą chrześcijanką i wzorem, który pociąga innych do Boga. Dlatego modlę się za tych, których stale zawodzę. Codziennie modlę się za moje dzieci i proszę Boga, by prowadził je swoimi drogami do Kościoła.
Kiedyś ksiądz chodzący po kolędzie pobiegł za moimi córkami do suszarni, gdzie się przed nim ukryły. Stukał do drzwi, namawiał je do wyjścia, aż wreszcie zrezygnował. Podobał mi się jego misyjny zapał, ale myślę, że modlitwa za tych, którzy wątpią, jest jedynym sposobem wyproszenia dla nich łaski wiary.
Mój stały spowiednik zapytany o to, co mam robić, gdy moje dzieci nie wierzą w Boga, odpowiedział: "Nic". Mam tylko się z nimi zaprzyjaźnić. Kochać i wymagać. Wtedy między nami będzie Bóg i Jego miłość, na którą pewnego dnia otworzą swoje serca.
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Gdy przestaje się wierzyć w Boga
Komentarze (184)
A
aaa
3 marca 2015, 22:20
a może szuka sie potwierdzenia że nie istnieje?
15 stycznia 2015, 08:30
Mocne są tutaj komentare tych, co włąśnie stają sie neopoganami. Bo nawet nie ateistami, choc pewnie większośc za takich sie uważa. Przyczyn "buntu" jest wiele, choc jak mawiał kiedys jeden z kaznodziejów na pierwszym miejscu jest problem z czystością.  Bo Kościół stawia wymagania życia wbrew światu, wymagania bardzo trudne, szczególnei dla młodych ludzi wystawionych na szatańskie działanie wszechobecnej erotyki czy dostępnej nawet dla dzieci pornografii. Do tego dochodzi wspólczesne wychowanie w stylu "dziecko jest najważneijsze", "dziecku sie nalezy" i brak szacunku dla sutanny wpajany już od dzieciństwa. Tak samo jak brak szacunku dla osób starszych, czy nauczycieli. Skoro bowiem juz od dzieciństwa uczy sie dzieci, ze każdy ich kaprys zostanei spełniony, to później także rodzice spełniaja takie kaprys jak zgoda na opusczanie lekcji religii, co jest kuriozalne, gdy jednocześnie ci sami rodzice uważaja sie za katolików (najczęściej koło uroczystosci i np. I Komunii św). I nie chodzi tutaj przeciez o sprzeciw wobec Koscioła, ale tylko spelnienie kaprysów, bo tak samo jest z lekcajmi wf.  No i na koniec najlepsze hasło: "Bóg tak, Kościół nie" Idę o zakład, iż ktoś, kto to głosi nie przeczytal nigdy Bibli. Oczywiscie chodzi o przeczytanie z choćby sladowym zrozumieniem Jej treści.
P
pp
15 stycznia 2015, 09:55
Jako dopowiedzenie przytaczam rzecz, której nie ogarniam: - tylko ok. 40% wiernych uczestniczy w niedzielnej mszy - tzw. współczynnik katechizacji w szkołach podstawowych jest powyżej 90%
15 stycznia 2015, 12:14
"tylko ok. 40% wiernych uczestniczy w niedzielnej mszy" Albo i mniej, ale co ma z tego wynikać? Kościól to spotkanie wonych ludzi, którzy mogą uczestniczyć w Jego życiu. Brak uczestniczenie we Mszy sw. to odrzucenie dobra i wybór zła i tyle.
P
pp
15 stycznia 2015, 12:21
Chodzi o zestawienie: ci co nie uczestniczą w obowiązkowej mszy niedzielnej jednocześnie wysyłają swoje dzieci na katechezę. No i jak to wygląda w niedziele: dzieci są wysyłane do kościoła, a rodzice nie idą? Czy cała rodzina nie uczestniczy, ale dzieci uczestniczą w katechezie? Nie ogarniam tego i tyle.
15 stycznia 2015, 13:57
"Chodzi o zestawienie: ci co nie uczestniczą w obowiązkowej mszy niedzielnej jednocześnie wysyłają swoje dzieci na katechezę" Owszem, tak było i jest w ostatnich latach.  Przeważnie z tych dzieci wyrastają później szeregi pseudoateistów głośno krzyczących w mediach o niby swojej krzywdzie, albo szeregi ludzi, ktorymm religia jest zbedna w życiu (poza np. slubem, bo to takie romatyczne ten kosciółek katedralny i ta biel). 
PB
~Piwny bandzioch Z osp xxxxx
15 października 2019, 14:37
Tu jest problem, u mnie pij@k który zabił człowieka, bo mu się jego twarz nie podobała, chodzi co tydzień do kościoła i komunię też przyjmuje. Czy coś się w nim zmieniło? Boi się powrotu do więzienia, nadal pijany jeździ autem itd. ogólnie patrząc na tych którzy siedzą u mnie w kościele w pierwszym rzędzie, to mamy zestawienie hipokrytów, fałszywych i kłamliwych ludzi. Czy Kościół często jest przykrywką dla "usprawiedliwienia" niecnych zachowań, może jak pokuta- chodząc co tydzień nawet ten najgorszy w oczach innych jest wzorowym obywatelem i katolikiem(nawet gdyby tłukł żonę, to nikt nie uwierzy, bo on komunię przyjmuje co tydzień). W końcu w pl jest 90% wierzących, idąc tym tropem 90% wszystkich przestępstw jest w ich wykonaniu. Chyba to Czysta hipokryzja:)
M
Milosc
15 stycznia 2015, 00:15
Bóg żyje w nas niezależnie od tego, czy w Niego wierzymy czy nie. Jest życiem, a nie odseparowanym od nas bytem. On doświadcza się poprzez nas, a my mamy możliwość stawania się najwspanialszym Jego wyobrażeniem. Słyszymy, widzimy i doświadczamy działania Boga, gdy jesteśmy pełni miłości do świata, do wszelkiego rodzaju istot, do życia. Czyż to nie wtedy nabiera ono zupełnie innego wymiaru?
15 stycznia 2015, 08:35
"Bóg żyje w nas niezależnie od tego, czy w Niego wierzymy czy nie." Słyszalać kiedyś o wolnej woli. Bóg wbrew temu co piszesz szanuje wybór każdego z nas i nie przeszkadza, kiedy w niego nie wierzysz.  "Słyszymy, widzimy i doświadczamy działania Boga, gdy jesteśmy pełni miłości do świata, do wszelkiego rodzaju istot, do życia." Absolutnie nie, doświadczamy obecnosci Boga takze wtedy, kiedy jesteśmy pełni nienawisci do drugiego człowieka. Czasmi bardzo boleśnie tego doświadczamy.
15 stycznia 2015, 09:24
Tomaszu, masz tendencję do sprzeczania się dla samego sprzeczania się - wiesz, nie? :) "Bóg wbrew temu co piszesz szanuje wybór każdego z nas i nie przeszkadza, kiedy w niego nie wierzysz."  Jak to wbrew temu co piszę? Przecież ja dokładnie to PISZĘ. :) Nienawiść jest co najwyżej brakiem miłości ludzkiej odczuwana wtedy, gdy człowiek usilnie pragnie być kochany i rozumiany, nie pamiętając, że sam jest Miłością. Nie doświadczamy tego uczucia, gdy sami jesteśmy Źródłem Miłości. Zapytaj Boga. :)
15 stycznia 2015, 09:58
"Nie doświadczamy tego uczucia, gdy sami jesteśmy Źródłem Miłości." No i znów to samo. Bóg jest jedynym źródłem Miłości. Nie człowiek. "Nienawiść jest co najwyżej brakiem miłości ludzkiej odczuwana wtedy, gdy człowiek usilnie pragnie być kochany i rozumiany, nie pamiętając, że sam jest Miłością." I dalej, skoro piszesz, iż człowek sam jet Miłością, to po co w takim razie Bóg. A moze uwazasz, iz jesteś dla siebie bogiem (skoro ciagle podkreślasz duzymi literami, iż człowiek=Miłość).
15 stycznia 2015, 10:39
Tomaszu, i dla Ciebie i dla innych nadejdzie taki dzień, w którym uwierzysz Chrystusowi, w którym zaakceptujesz to, Kim jesteś. Przyjdzie taki moment w Twoim życiu, kiedy zrozumiesz, że wszyscy stanowimy jedno z Bogiem, jedno z Chrystusem, jedno ze sobą nawzajem i jedno ze wszystkim, co zostało również i przez nas samych stworzone. Wszyscy jesteśmy Chrystusami, jesteśmy bliźnimi, jesteśmy dziećmi bożymi, jesteśmy Jednością. Jezus się nie wywyższał nad innymi. Jezus mówił "Tych dzieł, których ja dokonuję i większych nawet, sami dokonywać będziecie". Uwierz Mu wreszcie.
15 stycznia 2015, 12:12
"Wszyscy jesteśmy Chrystusami," Nie, bo Bóg jest tylko jeden. W Trójcy Przenajświętszy.  "Przyjdzie taki moment w Twoim życiu, kiedy zrozumiesz, że wszyscy stanowimy jedno z Bogiem, jedno z Chrystusem, jedno ze sobą" Stan jednośći z Bogiem i  bliźnimi nazywa sie Niebem.  I jest to stan, do którego swoimi wyborami albo dazymy, albo go odrzucamy. Nie ma osobnego bytu, który co nazywasz Jednością, bo to Bog jest Jednością. "Tych dzieł, których ja dokonuję i większych nawet, sami dokonywać będziecie". Co absolutnie nie oznacza, iz jesteśmy bogami (chrystusami). Stworzenie nie może sie rónać ze Swtorzycielem i jest to prawda podstawowa wynikająca wprost z Bibli. I na koniece - odpowiesz, jaką sektę reprezentujesz głosząc tutaj naukę niezgodną z nauką jednego, powszechego, świętego Koscioła.
15 stycznia 2015, 13:25
Sprzeczasz się z samym sobą, Tomaszu. Bóg jest jeden dla wszystkich i we wszystkich. Nie ma osobnego bytu, nie ma separacji - jest Jedność. "Bóg kiedyś stał się jednym z nas." To jak widać wymaga przypominania sobie, żeby wreszcie usłyszeć, zrozumieć i wiedzieć, że jesteśmy jednym i tym samym, równi wobec Boga, wszyscy w jedności z Bogiem. "Po owocach ich poznacie".
A
Anulka
17 stycznia 2015, 14:06
Och, Tomaszu, przecież odpowiedziała, że szuka własnej drogi, sama rozumując. Tak bardzo jesteś pewien swojej jedynie słusznej drogi? Nauka Kościoła jest prawdziwa, ale w tym Kościele jest miejsce dla szukających, próbujących szczerym sercem poznawać i rozumieć Boga, nie wyrzucaj jej do sekty... Poczytaj, jeśli chcesz,  Ewangelie pod tym kątem. Zobacz jak bardzo rozmijali się z Bogiem uczeni w Piśmie, pewni, że to oni mają rację, wszyscy inni błądzą. Pod wieczór życia będziemy sądzeni z miłości, nie koniecznie z czystości doktryny...
LZ
lukasz z warszawskiego liceum
14 stycznia 2015, 16:27
Ze niby wygodne jest "Zwolnienie z posłuszeństwa religijnym nakazom...."  Takim np, ze akupunktura, joga i aromaterapia to wszystko grzech. I naprawdę ktoś sie dziwi, ze młodzież z tym sie nie zgadza? Ze egzorcyzm nazywa " latająca ciemnota". Powinniscie byc z nas dumni, ze mamy trochę więcej zdrowego rozsądku niż Kosciol, który ciagle tkwi w Średniowieczu.
MI
mgr inż. KJ
14 stycznia 2015, 20:48
Nastolatku w tym okresie swojego zycia więcej słuchaj, czytaj, anizeli wypowiadaj się. Co Ty wiesz o egzorcyzmach? Co Ty w ogóle wiesz o zyciu? To, ze posiadasz klawiaturę i komputer nie powoduje, ze jesteś madrym człowiekiem. To wiele, wiele za mało. Najpierw ukończ "średniaka", bo znając poziom dzisiejszego kształcenia abiturientów, miast zajmowac się powyższymi sprawami martw się lepiej o wyniki na maturze. Poważne sprawy zostaw poważnym ludziom.
A
aga
14 stycznia 2015, 22:52
Grzech jest drogowskazem, wskazuje Ci co jest dla Ciebie szkodliwe byś się nie pogubił. Zabawa w jogę i i inne takie może mieć fatalne skutki. Egzorcyzmy są jak najbardziej realne. Czy naukowo można wytłumaczyć plucie gwoźdżmi. Poczytaj proszę sobie trochę na ten temat. Nie wszystko jest takie jak się wydaje. Pozdrawiam i niech Bóg Cię strzeże i uwolni Cię od wschodnich praktyk
DG
Damian Głowacki
14 stycznia 2015, 23:01
Najpierw trzeba byłoby, że plucie gwoźdźmi miało miejsce.
N
nutka
14 stycznia 2015, 23:12
mozna wierzyć Tobie, albo jemu -> Gabriele Amorth.
D
DG
14 stycznia 2015, 23:43
Wierzyć mi? Ja nie mówie, że to się nie stało. Prosze tylko o dowody na to, że takie coś miało miejsce.
N
nutka
14 stycznia 2015, 23:59
jedź do Watykanu, jak się postarasz to i dotniesz "Tomaszu", jest co najmniej kilka relacji tych faktów
DG
Damian Głowacki
15 stycznia 2015, 00:25
Nie mam zamiaru nigdzie jechać. Nie ma nawet najmniejszego powodu dla którego miałbym to zrobić, a przynajmniej nie przedstawiłaś mi żadnego. Poza tym z tego co wiem, w samym Watykanie egzorcyzmy się nie odbywają.
15 stycznia 2015, 08:36
"Takim np, ze akupunktura, joga i aromaterapia to wszystko grzech." Takei pytania, to efekt braku elementarnej wiedzy na temat chrześcijaństa, a nawet szerzej na temat ST.
ZB
Z Belgii
14 stycznia 2015, 15:41
Nie zazdroszczę ateistom życia w Polsce. Biedne dzieci.
TA
True angel
14 stycznia 2015, 15:52
Sam jestes biedny, oj bardzo biedny.
S
Sen
14 stycznia 2015, 15:38
Myśle, ze tytuł artykułu powinien brzmieć " Gdy przestaje sie wierzyć w Kosciol". Dogmatyczna wiara wywołuje sprzeciw w wielu nastolatkach. Stad zwrot ku buddyzmowi.
TA
True angel
14 stycznia 2015, 16:03
Dogmatyczna? Lepsza byłaby surrealistyczna pod wpływem prochów i dopalaczy? Trzeba wiedziec co sie pisze;-)
15 stycznia 2015, 08:37
Kościół to przeważnei takze rodzice, znajomi. Skoro ktoś ich odrzuca...
Y
Yes
14 stycznia 2015, 15:21
Polska młodzież czerpie wzory z Zachodu, jakie jest podejście Zachodu do religii wszyscy wiemy. Jak sie zmieni oblicze Kosciola za ileś lat w Polsce ,w związku z powyższym założeniem, każdy może przewidzieć.
L
Lena
14 stycznia 2015, 14:56
Mój syn powiedział krótko "Bog tak, Kosciol nie". Respektuje jego decyzje.
TA
True angel
14 stycznia 2015, 15:34
To jakby powiedzieć: założe ten kask, ale na lewą stronę. Głupoty nie mozna respektować, trzeba wytłumaczyć.
A
Aga
14 stycznia 2015, 18:56
Kościół to nie budynek i księża - Kościół to wszyscy wierzący a wiara to ustanowione przez samego Boga sakramenty i msza święta, w której spotykamy się z samym Chrystusem. On zostawił nam Siebie jako pokarm dla nas słabych i grzesznych. Nie można Go kochać i się z Nim nie spotykać i nie przyjmować Go do serca.
K
katol
14 stycznia 2015, 19:20
To nie głupota. Można wierzyć w Boga i nie być katolikiem. Nie trzeba zgadzać się z tym co mówi Kościół, można opierać wiarę na Piśmie Świętym. 
TA
True angel
14 stycznia 2015, 21:38
Ty siebie nazywasz "katol" i jednoczesnie NIE jesteś katolikiem? A Kościół wiarę opiera na czym? Nie na Piśmie Świętym? Powiedzenie przez dziecko "Bog tak, Kosciol nie" dla mnie oznacza jedno. Wierzę w Boga, ale w księzy (mówię ogólnie o hierarchi Kk)  to nie, bo są "jacyś tam". To całkowicie błędne wskazanie, bo nauczanie Jezusa Chrystusa jest jedno. I takie samo jest dla Ciebie, jak dla tego dziecka i księży. Nie utozsamiamy jakiegoś księdza (czy jego działania) z Kościołem,  bo jako taki Kościół nie jest księżowski, a właśnie Jezusa Chrystusa. Chrystus jest głową Kościoła. I jak się ma teraz ta wcześniejsza deklaracja dziecka? Synowi Leno powinnaś wyjaśniać powyższe sprawy, a nie "zamiatać je pod dywan" (pod pretekstem respektu dla decyzji).
15 stycznia 2015, 08:38
Ila lat ma syn? 10 czy 11?
D
DG
14 stycznia 2015, 13:48
"Wygodny ateizm" Śmiać mi się chce jak coś takiego słyszę. Wygodny to jest teizm - wszystkie odpowiedzi ~magia~ i wszystko "jasne", wszystko gotowe, gotowa społeczność, kółko wzajemnej adoracji - wszystko to podane na tacy, wystarczy wyzbyć się "wątpień" i zaadoptować naiwność. Ateista musi zostać praktycznie sam i znaleźć własną droge, przebijając się nie raz przez irracjonalne zabobony. Przez ludzi wychowannych w "Wierze" plujących mu w twarz i negatywne nastawienie społeczeństwa, które jest bardzo często propagowane przez kościół, w konsekwencji przez katolików. Często naprzeciwko wszystkim i bez wsparcia nawet ze strony rodziny.
T
Ton
14 stycznia 2015, 14:49
Trafiłeś w 10. Zwłaszcza w Polsce, gdzie ateista sie pogardza i pluje na jego poglądy. Gdzie rodzina cię wyklnie i przyjaciele sie odwrócą. Kiedy chcesz żyć w swojej Prawdzie drogo za to płacisz.
DG
Damian Głowacki
14 stycznia 2015, 15:46
Dla tych, którzy się nie zgadzają z tym co napisałem - zapraszam do dyskusji, chowanie się za "strzałkami w dół" nie jest zbyt odważne.
K
Katol
14 stycznia 2015, 19:46
Nie zgadzam się z Tobą, że teizm jest wygodny. Trudno jest żyć według Pisma i nie ulegać pokusom. A Ci "wychowani w wierze" to pewnie pseudokatolicy którzy chodzą do koscioła z przyzwyczajenia albo na pokaz, niestety tacy są i jest ich dużo. Jakoś ciężko mi sobie wyobrazić żeby osoba wierząca Bogu mogłaby nie szanować innych z powodu ich niewiary... Przecież ludzie którzy żyją Ewangęlią powinni się kierować miłością do drugiego człowieka. (Co również sprawia, że życie w wierze jest trudniejsze). I oczywiście błędem jest sądzenie że katolik ma być święty bo to nie możliwe i niewykonalne. Nic nie jest podane na tacy. Trzeba ciężko nad sobą pracować. A ateista może robić co chce uznaje zasady moralne jakie chce i krztałtuje swoje sumienie jak chce. Wierzący mają prawo moralne w Piśmie Świętym. Co do tych ataków na ateistów, to są w takiej samej sytuacji co katolicy, wyzywani przez Was od ciemnoty ze średniowiecza i innych różnych określeń. Kościół wcale nie nastawia do Was negatywnie. Mnie nikt nigdy przeciw ateistom nie nastawiał w Kościele. Nie wiem w jakich kręgach się obracasz, ani jakich ludzi spotkałeś na swojej drodze, ale widocznie nie znasz prawdziwych katolików a jedynie osoby chodzące do kościoła. Pozdrawiam
H
hgjggh
14 stycznia 2015, 19:55
Ja chyba w innej Polsce żyję.
DG
Damian Głowacki
14 stycznia 2015, 20:49
Widzisz to zależy jaki teizm. Im bardziej sobie komplikujesz ten system tym oczywiście będziesz miał względnie trudniej. Mi też cieżko sobie to wyobrazić, żeby ktoś kogo uczono nadstawiać drugi policzek, a pokora ma być dla niego cnotą, zachowywał się jakby stał na Piedestale Moralnym(tym jedynym właściwym) jednocześnie "gnojąc" tych, którzy nie wierzą w boga(tego czy innego). Teraz spójrz na to co napisałeś. "Nic nie jest podane na tacy. Trzeba ciężko nad sobą pracować. A ateista może robić co chce uznaje zasady moralne jakie chce i krztałtuje swoje sumienie jak chce." Tylko proszę, nie obrażaj się, bo to nie jest moim zamiarem. Przeczytaj dokładnie to co mam do powiedzenia zanim to ocenisz. Myślisz, że tylko teista może pracować nad sobą? A ja jako ateista robie co chce? To jest m.in. to o czym mówię. Ateista tak samo pracuję nad swoją moralnością, jednak nie narzuca sobie autorytetów moralnych(Bóg), a jeżeli już to robi, to potrafi je zakwestionować(nie tak jak Abraham, składając swojego syna w ofierze(przypominam nie chcę obrażać to jest w Biblii)). Ateista, który pracuję nad sobą ma przez to dużo ciężej. Nie ma tak wypracowanego systemu społecznego, który mu w tym pomoże(Tak jak już wspomniałem to jest po prostu podane na tacy i chyba nie możesz się ze mną niezgodzić prawda?). I przy okazji, niestety, jest tak jak mówiłem - ostracyzm społeczny -. No nie wiem czy jest sens przedstawiać tutaj wszystkich moich doświadczeń ale jako ateista, wychowany w kulturze chrześcijańskiej(katolickiej) myślę, że jednak wiem o czym mówię.
DG
Damian Głowacki
14 stycznia 2015, 20:50
"Co do tych ataków na ateistów, to są w takiej samej sytuacji co katolicy, wyzywani przez Was od ciemnoty ze średniowiecza i innych różnych określeń." No sytuacja nie jest dokładnie taka sama. Rozumiem rozgoryczenie jakie przeżywają ateisci kiedy uzmysławiają sobie, że byli oszukiwani(znowu - nie obraź się, tak właśnie ateista się czuje kiedy wychodzi z teizmu) i chcą się w jakiś sposób "zrewanżować". Wcale tego nie usprawiedliwiam, szczególnie takiego dziecinnego zachowania bez zachowania podstaw kultury i szacunku dla odmienności poglądów. Często katolicy biorą krytyke ich _idei_ zbyt personalnie. Co też rozumiem, ale nie mogę usprawiedliwić. "Kościół wcale nie nastawia do Was negatywnie." Ok. Tylko powiedz mi, skąd wzieło się u ciebie to przekonanie, że każdy ateista robi co chce i uważa, że nie ma zobowiązań moralnych? Pamietam dobrze czasy szkoły, to jeszcze nie było tak dawno żebym mógł zapomnieć i nastawienie do mnie katachetów i księży. Pamiętam jak za "zadawanie trudnych pytań" proboszcz nie chciał dopuścić mnie do pierwszej komunii "jako przykład, dla mnie podobnym". Pamiętam jak niecały rok temu chciałem nawiązać kontakt z akademickim kółkiem katolickim w moim mieście, czy czymś takim - nie zostałem zaproszony. Mógłbym tutaj wymieniać, długo. Nie raz widze jakieś kazanie na youtube, czy "gdzieś", które utożsamia ateiste z nihilistą, albo komunistą. Słyszę co mówią katolicy tutaj, czy gdzie indziej i to też musi skądś się brać prawda? Także może lepiej, żebyś ty się rozejrzał w swoich kręgach, mi się wydaję, że to już zrobiłem. Są też tacy katolicy, jak Ty, z którymi można porozmawiać z wzajemnym szacunkiem dla osoby. Jednak takie rozmowy kończą się przeważnie brakiem zrozumienia. Tak czy inaczej moim zdaniem, są potrzebne.
DG
Damian Głowacki
14 stycznia 2015, 21:09
No i muszę jeszcze dodać, że wg. katechezy kościoła katolickiego, bycie ateistą lub apostatą jest grzechem ciężkim. Tylko za to, że nie wierzę w Twojego Boga, idę do piekła. Nieważne jakim jestem człowiekiem, ani co zrobiłem.
TA
True angel
14 stycznia 2015, 22:22
Chcecie zobaczyć podstawową róznicę pomiedzy ludźmi wierzacymi, a ateistami? Oni nawet jak mają ciężko, to mają wiarę( nie pękają), mają sie na Kim oprzeć. A WY? Ciągle jak dzieci marudzicie, jakobyście byli w Polsce przesladowani, pogardzani. Rodzina katolicka rzekomo Was wyklina i przyjaciele Was opuszczają ze zwględu na apostazję. Sory to co piszecie jest załosne.
D
DG
14 stycznia 2015, 22:51
Ej, nie wszyscy katolicy odchodzą od przyjaciela kiedy dowiaduje się, że jest ateista. No ale ten, który tak robi - tak jak powiedzialeś - to żałosne zachowanie.
15 stycznia 2015, 08:51
Widzisz chłopie, problem z wiarą jest taki, że wymaga wiary. mam pytanie, czy jesteś w stanie obiektywnie stwierdzić, że Twoje moralne postępowanie jest właściwe? Czy czyn, którego się podejmujesz ma zawsze obiektywny wymiar aksjologiczny, czy raczej domniemujesz, że w konsekwencji będzie on dobry/zły? Odpowiedz, uczciwie sam przed sobą, czy naprawdę wierzysz w kryterium obiektywnych tzw. społecznych norm? Jeśli natomiast pokładasz wiarę w to, że czynisz dobrze, to wymaga aktualizacji kwestia Twojego braku wiary. Zarzucisz mi, że czepiam się słów, że okropecznie trywializuje popis erudycyjny, że to tani chwyt retoryczny, ale ustalmy najpierw co rozumiemy pod pewnymi pojęciami, bo one normalizują wszelką dyskusję. Twojej tezie, że ateizm wymaga, stawiam tezę, że nie wymaga wiele. Doprowadza do pewnych ustaleń moralnych owszem. Mało odkrywczych i zastanawiających. Ustalenie takie leży u podłoża człowieczeństwa - mam na myśli zasadę szacunku dla życia drugiego ludzkiego istnienia. To jest podwalina, która odróżnia nasz gatunek od innych. Względem tego prymarnego twierdzenia buduje się systemy normatywne. Jest to sucha konstatacja, z której wyciąganie podwalin intelektualnych dla ateizmu jest formą redukcji i uwstecznienia. Nas ciągnie do form uproszczonych, a taką formą jest, w mojej opinii, ateizm.  Wyciąga z naszego systemu aksjologicznego esencję, ale przy okazji redukuje sens. W który tak, czy siak się należy uwierzyć.
15 stycznia 2015, 08:52
Wiesz Pascal, może znasz, powiedział, że zbyt mało wiedzy odsuwa od Boga.  Twierdzę, że wiara jest możliwa tylko wtedy, kiedy odkryje się w sobie głębie duchową. Trzeba mieć rozwiniętą wrazliwość i umiejętność krytycznego myślenia, aby zdać sobie sprawę z tego, że nasze instrumenty badające świat nie mówią nam o nim wiele. W każdym razie nie tyle, abyśmy mogli kategorycznie się o nim wypowiadać. Można dojść do wiary intelektualnie, ale fenomenem wiary jest to, że ona tego nie wymaga i nie prosi o racjonalną argumentację. Wiara prowadzi do krystalizacji tożsamości i prowadzi do odpowiedzi na najtrudniejsze pytanie : kim jestem? Pozdrawiam CIę serdecznie.
15 stycznia 2015, 08:54
Dałem Ci plus, a przy okazji zapraszam do dyskusji. 
DG
Damian Głowacki
15 stycznia 2015, 15:06
Sam widzisz i pokazujesz problem w pierwszej części Twojej wypowiedzi. No z tą wiąra to zwykła ekwiwokacja. Nie wierze w Boga, nie mam Wiary religijnej, wierze natomiast w różne inne rzeczy. Sam ateizm określa tylko i wyłącznie mój brak wiary w bogów. Głębie duchową można szukać w sobie nie wierząc w bogów. Pomijając kilka zdań, których do końca nie rozumiem, to chodzi ci generalnie o to, że tylko teista może mieć obiektywne moralne standardy? No nie wiem... sprawa jest dość cieżka i właśnie myślę nad nią ostatnio. Pozornie prosta sprawa, a męczy i im bardziej się zagłębiasz tym bardziej się gmatwa. "ale fenomenem wiary jest to, że ona tego nie wymaga i nie prosi o racjonalną argumentację." Ślepa wiara jest niebezpieczna moim zdaniem. Jeżeli człowiek obniża swoje standardy tak nisko, staje się poddatny na wszelkiego rodzaju nieprawdy i jego swiatopogląd przestaje być racjonalny - w wiekszym lub mniejszym stopniu. Nasze działania oparte na nieracjonalnych poglądach mogą być potencjalnie nieracjonalne - w konsekwencji niebezpieczne. Zgadzam się z tym, że nasze ciało nie jest idealnym odbiorcą rzeczywistości - jednak to jedyne co mamy(wliczając też narzedzia, które potrafimy wytworzyć). Nic nam nie stoi na przeszkodze, żebyśmy mogli stwierdzić, że istniejemy - także możemy moim zdaniem zacząć od tego. Pozdrawiam.
JW
jeszcze wierzący
14 stycznia 2015, 11:37
Moim zdaniem problem polega na tym, że o Bogu mówi się wciąż przez pryzmat kościoła, a ten jak wygląda to wiemy wszyscy. Ja też od jakiegoś czasu nie bywam na niedzielnej mszy, bo to co tam słyszę i widzę, jakoś niewiele ma wspólnego z wiarą i z Bogiem. I z jednej strony od dziecka uczono nas, że Bóg "za dobre wynagradza, a za złe karze", a kiedy indziej słyszymy, że Bóg jest miłością. I jak człowiek się nad tym zastanowi, to nijak nie da się tego skleić. Nie dziwię się więc, że młodzi ludzie przestają wierzyć. Zresztą sam sposób opowiadnia o Bogu, który serwuje nam kościół jest już tak archaiczny, że to musi wzbudzić podejrzenia myślącej młodzieży, która ma dziś dostęp do internetu, discovery i innych źródeł wiedzy. Mówienie o aniołkach, Adamie i Ewie nie może być więc traktowane przez nich poważnie.
A
Aga
14 stycznia 2015, 12:29
Dlatego warto czytac o historii koscioła, o czasach w których zyli apostołowie, o historycznym aspekcie Bibliii.i ..rozmawiac o tym  z dziecmi. Bo wiara to nie tylko aniołki i Adam z Ewa. Jesli sami  nie bedziemy sie rozwijac to zostaniemy na dziecinnym poziomie pojmownia Boga i całej otoczki z Nim zwiazanej.A wiedze czerpana z internetu tez trzeba weryfikowac :-)
O
Ola
14 stycznia 2015, 15:00
Dobrze cię rozumiem. Moje dzieci od dawna kłada mi do głowy to samo. Dlaczego Kosciol, pytają. Zacznij myślec samodzielnie. Moje dzieci sa wierzące ale od KK odeszły dawno. Wiec i ja sie zastanawiam...
TA
True angel
14 stycznia 2015, 15:39
Jesli rodzice nie uczą swych dzieci(bo sami są "ciepli"), to jest wielka szansa, że "nauka" będzie szła w przeciwnym kierunku.
15 stycznia 2015, 08:40
"Ja też od jakiegoś czasu nie bywam na niedzielnej mszy, bo to co tam słyszę i widzę, jakoś niewiele ma wspólnego z wiarą i z Bogiem." Oceniasz to po? Bo zaklądam oczywiscie iż jesteś chodzącym bezgrzesznym ideałem.
R
rozsadna
14 stycznia 2015, 10:59
Wiara w Boga nie równa się religii, bo religia narzuca ograniczenia innym, które ludzie sami sobie wymyślali na przestrzeni lat i dalej tak robią. Bóg natomiast nie nakłada na nikogo żadnych ograniczeń. Zgadzam się, że należy się martwić, kiedy ktoś mówi, że przestał już wierzyć w Boga i nie należy go do niczego przekonywać, ale na pewno nie należy nikogo przekonywać do religii (w przypadku artykułu do chodzenia na lekcje religii). Każdy musi sam poszukiwać prawdy, jednak opierając się na własnych uczuciach, intuicji, a nie na ślepej wierze w poglądy innych.
M
Mat
14 stycznia 2015, 10:49
Dla tych, ktorzy szukają pomocy intelektualnej w uzasadnianiu swojej wiary w rozmowach z dziećmi (tymi starszymi) polecam książki ks. Michała Hellera, ktory jest jednoczesnie fizykiem.
A
Andrzej
14 stycznia 2015, 10:30
"Wierzę bowiem, aby zrozumieć i rozumiem, aby wierzyć. Wiara bowiem potrzebuje rozumu, ale i rozum potrzebuje wiary. Papież Jan Paweł II wiarę i rozum porównał do dwóch skrzydeł, „na których duch ludzki unosi się ku kontemplacji prawdy”." Myślę że bunt pojawiający się u ludzi młodych jest odpowiedzią na słabe rozwinięcie "skrzydła”, jakim jest wiedza, a my, czyli rodzice, wychowawcy, katecheci, księża i wszyscy powołani przez Chrystusa do apostolstwa powszechnego jesteśmy od tego aby temu "skrzydłu" pomóc się rozwinąć i nie zmuszać dorastającej, rozkwitającej osoby do zachowania dziecięcego podejścia do wiary. Takie podejście jest błogosławieństwem, ale nie każdemu jest ono dane :)
S
sfistack
14 stycznia 2015, 09:32
"Oczekują, że ksiądz, katecheta, mama, nauczyciel będą autorytetami..." w tej grupie znowu zabarkło taty! Trudno jest wierzyć w Boga Ojca skoro w życiu codziennym brakuje taty. Dla Boga jednak nie ma rzeczy niemożliwych. Na szczęście :-)
Ł
Łukasz
14 stycznia 2015, 15:16
Takiego ojca jak ten z ST nikomu nie życzę.
H
Hania
14 stycznia 2015, 01:08
Widać infantylizm tego- ateizmu i manifestownia swojej niewiary. Chowanie się przed gościem (ksiądz na kolędzie) w suszarni nienajlepiej świadczy o dobrych manierach nastolatek.  Poza tym, czy inteligentne młode damy -zainteresowane buddyzmem, nie potrafią podjąć rzeczowej dyskusji na temat swojego światopoglądu z gosciem?
14 stycznia 2015, 08:34
"ateizm" bardzo czeso opiera sie na nieustannym negowaniu religii. Ot taka religia negatywna w kontrze np do katolicyzmu. I to nie jest takie złe, najgorsza jest bierność, lub bycie tzw. letnim nowoczesnym katolikiem.
1L
18 latka
14 stycznia 2015, 15:12
Np właśnie widać infantylizm tego " gościa". Czy ktokolwiek z buddystów biega za kimkolwiek, zeby go przekonać do swojej wiary. Buddyzm stawia na znalezienie własnej drogi i to jest piękne.
L
lex
13 stycznia 2015, 13:00
Gdy przestaje sie wierzyc w wymyslone religijne bajki, czlowiek staje sie wolny  , nie musi sie martwic ze obrazil jakiegos zydowskiego pana bozie " mysla ,mowa,uczynkiem i zaniedbaniem"
T
Tt
13 stycznia 2015, 16:22
Trafiłeś w 10! Bozi ze ST potrzebny jest psychterapeuta i dobry antydepresant.
T
Tony
13 stycznia 2015, 16:31
Chrzescijanska wiara przemija na naszych oczach. Tak naprawdę to tylko Afryka została jako ostatni bastion. Kiedyś była Ameryka Południowa, ale to sie w ostatnich latach b zmieniło. O Europie nie wspomnę. Ameryka Północna na potegę bierze przykład z Europy. Na Australie tez nie ma co liczyć. Młoda generacja, trzeba wreszcie zdać sobie z tego sprawę, nie jest generacja religijna. Nawę w Polsce, gdzie " trzeba" chodzić na religie, bo rodzice każą , uczniowie po bierzmowaniu maja religie generalnie w d...
N
nauczyciel
13 stycznia 2015, 16:49
W liceum, w którym uczę na religie chodzą niedobitki. W innych liceach podobnie. Mieszkam w Warszawie. Młodzież w dużych miastach nie jest religijna. Mogę o tym zaświadczyć.
BK
Bartosz Klimek
14 stycznia 2015, 09:23
Rodzince każą? Teraz dzieci w szkolach mają ludzie, którzy sami chodzili na religię, "bo im rodzice kazali". Laca lecą, pokolenia przemijają.
S
sfistack
14 stycznia 2015, 10:53
Natura jednak nie znosi próżni - w miejsce dzwonów kościelnych pojawią się muezini. I wtedy będzie inaczej :-D
N
Nastolat
14 stycznia 2015, 15:14
Bardzo watpię. Kto by chciał zastąpić jeden fundamentalizm drugim.
TA
True angel
14 stycznia 2015, 15:49
To nie młodzież jast winna, oni są tylko kalką swoich rodziców,  bądź w trochę lepszym przypadku nonkonformistycznie negują obłudę  dorosłych. Skutek niestety ten sam.
BZ
Belfer z Krakowa
14 stycznia 2015, 16:45
Bardzo watpię, ze obecni licealiści posła swoje dzieci na religie. Obserwuje w swoim liceum dokładnie te sama tendencje jaka opisał " nauczyciel" powyżej . Byle do bierzmowania a potem to już 90% ma religie w nosie.
S
Stanislaw
18 listopada 2014, 01:11
-Gdy przestaje sie wierzyc w Boga- to ostatnio, wymysla sie na przyklad satanistyczny emblemat dla Swiatowych dni mlodzierzy w Krakowie.Wczesniejszym znakiem wrogow Kosciola,jest wybudowane Tabernakulum w Bazylice Milosierdzia w Lagiewnikach,w ksztalcie globusa,kultowego symbolu Masonerii,ktore jest wyrazem Globalnego Zjednoczenia Braci Masonow.Jest to swiatowy skandal,ze Bazylice Milosierdzia Bozego poswieconej przez sw.Jana Pawla II,budowniczowie tej swiatyni zamkneli Pana Jezusa obecnego w Najsw.Sakramencie w swoim globalistycznym znaku.Dodam,ze podczas poswiecenia tego nowego kosciola,Ojciec Swiety zostal postawiony w sytuacji bez wyjscia,wrecz zostal przymuszony do konsekracji calego kosciola,albo przerwania ostatniej pielgrzymki do Ojczyzny,czego nie uczynil,aby nie wywolac swiatowego skandalu.Sytuacja ta byla ostania stacja Jego Drogi Krzyzowej,na ziemi polskiej
A
aka
13 stycznia 2015, 12:01
O Matko, co za brednie!
K
Krikri
13 stycznia 2015, 22:49
Ale pierdoły... Dziwimy się że młodzi odchodza od Kościoła ale jak maja wzór takich ciemnych i zwapniałych katolików jak Stanisław to sie im nie dziwię...
S
siemion
14 stycznia 2015, 12:02
Stasiu zmien prochy , bo te ktore bierzesz obecnie nie dzialaja
A
Aga
14 stycznia 2015, 12:37
a moze zamiast obrazac Czlowieka warto poczytac troche o masonerii...tez w kosciele
17 listopada 2014, 21:47
Spowiednik wypowiedział potężne słowa. Non plus ultra.
K
Kelly
17 listopada 2014, 21:27
Jak osoba, która straciła w wieku 3 lat matkę, ma ojca alkoholika i macochę, która gnębi ją.. Wytyka jej tylko co ma zrobić ma uwierzyć w Boga? Proszę o pomoc, ponieważ chciałabym uwierzyć w Boga, lecz moje dotychczasowe życie mi na to nie pozwala. Wstaje rano, szykuje się do szkoły, nie mam chęci do nauki, zabaw, niczego.. Po prostu myślę, aby wstać, przeżyć i pójść spać. W domu ciągle musze coś robić, sprzątać, gotować, wykonywać prace, które powinien robić facet.. Nie potrafie się zmotywować do pracy i nie wyobrażam siebie w późniejszym życiu.. Nie widze siebie w pracy, jako żona, matka.. Mam 15 lat i mam objawy reino, moja mama przez to zmarła.. Ciągle chce mi się płakać i właściwie nie mam ochoty do życia, nie mam dla kogo.. Wiem, że to głupie, zaraz będzie, że mam dopiero 15 lat i całe życie przede mną, ale właśnie teraz chce postanowić coś zmienić w swoim zyciu, działać na 100% a nie tylko na 50%. Często myślę o tym czy Bóg istnieje.. I nie sądzę, że gdyby istniał to byłoby tyle cierpienia.. Czym sobie zasłużyłam na śmierć matki, na to, że nawet jej nie pamiętam i czym zasłużyli sobie inni ludzie, że nie mają co jeść albo mają chore dzieci? Katechetka mówi, że ludzie sami decydują o swoim losie, ale czy ja jako 3 latka chciałam śmierci matki albo czy inni ludzie zadecydowali, że chcą mieć chore dzieci albo, że będą chodzili głodni? Proszę o jakąś motywacje. :)
M
Milosc
17 listopada 2014, 22:53
Kochana Kelly, naprawdę w tym życiu, doświadczasz jednego z najcięższych aspektów Boga Miłości. Miłości, której to nie dane Ci (na pozór) doświadczać na co dzień ze strony bliskich (śmierć ukochanej mamy, cierpiący tata, wymagająca macocha). Napisałam na pozór, gdyż wiem, że tak naprawdę Twoja mama jest tylko o jedną myśl od Ciebie - przypuszczam, że i tak rozmawiasz z Nią i to do Niej się zwracasz. Jesteś też świadkiem cierpienia swojego Taty - pamiętaj, że każda "ucieczka" ma swoją przyczynę, a że naturalną potrzebą jest bliskość, to najwyraźniej też Mu jej brakuje. Ty płaczem odreagowujesz cierpienie, Tata czym innym. Jest i Macocha, która w ten sposób, że "gnębiąc" wymaga od Ciebie, byś uczestniczyła w budowaniu normalnie funkcjonującego domu, tak naprawdę wyraża swoją bezsilność w desperackim dążeniu, by stworzyć wszystkim warunki, o jakich sama marzyła. Jesteś i Ty, Kelly, która pojawia się tutaj nieprzypadkowo (bo w życiu nie ma przypadków i wszystko ma swój sens), która zwraca się z prośbą i wiarą o motywację (jest uśmiech :)).
M
Milosc
17 listopada 2014, 22:54
cd. Jesteście wszyscy świadkiem ogromnej potrzeby zrozumienia każdej ze stron i dawania miłości, której choć na zewnątrz nie dostrzegacie, to tak naprawdę nosicie ją w sobie. Kochana Kelly, Wasze działania i reakcje wołają o miłość. Macie ją w sobie wszyscy, to widać bardzo wyraźnie. Inaczej i niezrozumiale dla drugiego dotąd ją wyrażaliście. Pragniesz zmiany - to pierwszy i ogromny krok do zrozumienia siebie, swoich reakcji, ich przyczyn, a przez to do zrozumienia bliskich. Kiedy Ty zrozumiesz, że kochasz i dlatego tak reagujesz, zrozumiesz, że inni też tak samo kochają i że dlatego też reagują. Dawanie miłości to aspekt Boga, który wybrałaś przeżyć (Twoja katechetka naprawdę wie, co mówi). Kiedy następnym razem staniesz w obliczu drugiego człowieka, zanim zareagujesz na jego słowa czy czyny, zastanów się - co powiedziałby Bóg, co powiedziałaby Miłość. Ty jesteś Miłością, Kelly. Wysyłam Ci dużo pogody ducha, potężnej mocy i optymizm. :)
P
ptyś
17 listopada 2014, 22:54
Droga Kelly :) Bardzo Ci współczuję z powodu Twojej Mamy , sam miałem w zyciu podobne doświadczenie odejścia osoby, której zycie dopiero się zaczynało. Dlaczego się tak dzieje...? Dowiemy się zapewne dopiero po śmierci . Ja w ciągu wielu lat przyjąłem (na własny uzytek) takie rozumienie tych rzeczy, że to właśnie Pan Bóg wie najlepiej kiedy kogo do Siebie powołuje. I to właśnie ze względu na dobro i miłość do tej osoby (tylko Pan Bóg wie jak by wyglądało zycie tej osoby, gdyby przedwcześnie nie odeszła). Wierzę, więc ufam. Ty jesteś jeszcze młodą osobą :). Zaufaj Chrystusowi, a zobaczysz, On Cię poprowadzi. Twoje życie się zmieni, znikną wszelkie lęki, pytania, sama po prostu staniesz się mocniejsza. Tylko postaraj się nawiązać z Nim relację, tzn. komunikuj się z Nim tak, jak choćby ze Swoją Mamą. Rozmawiaj, pytaj, nawet mozesz złościć sie na Niego :) (w sensie jesli nie zauważasz Jego podpowiedzi). Oczywiście to tylko moja dla Ciebie zachęta, sama zrobisz wedle Swojej woli. Ale wiedz zarazem, ze idąc inną drogą będziesz się tylko gubić, potykać, bo nie znając Drogi, nie będziesz wiedziała po co i dokąd zmierzasz. Gorąco Cię pozdrawiam :)
M
Magdalena
18 listopada 2014, 08:32
…a czy gdyby Boga nie było, swoje obecne życie oceniłabyś inaczej…
P
Piotr
14 stycznia 2015, 08:10
Nie mogę Ci nic doradzić, chociaż chciałbym. Chcę jednak dać wyraz mojej sympatii i życzliwości. Nie przestawaj wierzyć, że Twoje życie zmieni się na lepsze. A może jednak coś Ci doradzę: już niedługo skończysz liceum, wtedy idź na studia, najlepiej do innego miasta. Mam nadzieję, że to pomoże Ci uwolnić się od niszczącej przeszłości. Może zechcesz poszukać jakiegoś duszpasterstwa akademickiego, może np. Kursu Alfa (polecam). Mam nadzieję, że spotkasz tam prawdziwych przyjaciół, którzy pomogą Ci odnaleźć pokój. Nie poddawaj się.
M
Mart
14 stycznia 2015, 12:00
Kelly, proszę przeczytaj książkę "Moc Uwielbienia" Merlin R. Carothers. Mam nadzieję, że dzięki tej lekturze zrozumiesz bardzo dużo :) Powodzenia i trzymam kciuki. Pan Bóg czeka na Ciebie:)
JM
jest mi źle
14 stycznia 2015, 19:54
Zawiodła mnie ta książka. Jest naiwna i pełna egzaltacji. Może dobra, ale dla ludzi z małymi problemami, a nie takimi jak ma Kelly. Zresztą jak uwierzyć, że "Bóg cię kocha" skoro w życiu dzieje się CIĄGLE źle?
M
mart
14 stycznia 2015, 23:32
"dla Boga bowiem nie ma nic niemozliwego"  (Lk1,37)
24 lipca 2018, 01:22
Kochana, rozumiem przez co przechodzisz (bądź przechodziłaś, zwarzywszy na datę dodania komentarza) i chciałabym Cię odesłać do filmiku ojca Adama Szustaka, który może być dla Ciebie pomocny :) wszystkiego dobrego!  https://www.youtube.com/watch?v=D_Rfzi4tvDo 
GM
Grzegorz M.
26 września 2014, 17:33
Zadajemy sobie pytanie - dlaczego nasze dzieci odchodzą od wiary? A zadajmy sobie inne pytanie - dlaczego my sami wierzymy? Św. Piotr pisał: "Bądźcie zawsze gotowi do uzasadniania tej nadziei, która w Was jest". A my? Czy potrafimy uzasadnić, dlaczego wlaściwie wierzymy? Ale tak solidnie, przekonująco - bez mieszania w to naszych własnych emocji, skrytych pragnień czy lęków. Bez zbytniego emocjonalizmu. Emocje każdy ma swoje - zupełnie inne. Potrafimy? Jeśli tak, to nie ma się czego bać - jesteśmy gotowi nieść Ewangelię "aż po krańce ziemi" - począwszy od własnej rodziny. Jeśli nie - nie bójmy się pomyśleć o tym, skad pochodzi moja obecna wiara. I nie bójmy się udzielić samemu sobie szczerej odpowiedzi. A potem szukajmy. I pomyślmy chwilę - dlaczego pierwsi chrześcijanie mieli w sobie tę pewność, która pozwalała bez lęku umrzeć za wiarę? Szukajmy odważnie. Wiara zahartowana w kryzysie rodzi wytrwałość. Pozdrawiam. Grzegorz M.
ZB
Z Belgii
25 września 2014, 23:10
Młodzież odchodzi z Kościoła, bo bierze wzorce z Zachodu. Muzyka z Zachodu, ciuchy z Zachodu, angielski to prawie drugi język w Polsce. Wiec czyta sie na potegę Osho i New Age i buddyzm. I wróżek więcej niż księży. Nowe pokolenie poprzerabia kościoły na hotele. Bo to pożyteczne i zyskowne.  Jak na zachodzie. Taka prawda, nie ma co chować głowy w piasek.
EZ
Ewa ze Stanow
25 września 2014, 22:55
Mam sasiada, praktykujacy katolik , 9 dzieci, najstarsze 26, najmlodsze 5. Od poczatku rodzice postanowili uczyc je w domu, zeby tylko nie odeszly od wiary i zeby nie było złych wpływów. W  Stanach takie nauczanie jest możliwe aż do ukończenia liceum. Ale oczywiście potem dzieci poszły na uniwersytety i .... Najstarsze 6 do kościoła już nie chodzi. Tylko te 3 najmłodsze rodzice przyprowadzają. Sąsiad mi powiedział "Zbieram co posialem". Ja na to "jak to?"  A on: jak bym cały czas im kładł do głowy ateizm albo buddyzm to założę sie, ze chociaż cześć by sie zainteresowała Kościołem, bo młodzi ludzie szukają czegoś czego nie znają, bo stare to nudne choćby było i jak najlepsze". Pomyślałam chwile i..... Nie chce wydawać osadu, ale coś w tym jest, co on powiedział.
T
Taak!
25 września 2014, 22:58
...ale ma dobrych sąsiadó ten człowiek - wszystko o nim wiedzą ;P
EZ
Ewa ze Stanów
25 września 2014, 23:18
Wiedza, bo podzielił sie swoimi spostrzezeniami. Poza tym jest on w naszym kościele diakonem czyli jakby świeckim księdzem. To inteligentny człowiek i patrzy z rożnych perspektyw.
L
lawral
25 września 2014, 20:36
Możesz nauczyć swoje dzieci modlitw, czynienia znaku krzyża wpoić w procesie wychowania pewne wartości, ale nie mozesz nauczyć swoich dzieci wierzyć. Bo wiara jest darem od Boga. Tego nie możesz im dać. Więc się nie przejmuj wcale.
K
Kaj
25 września 2014, 17:32
Nie wiem skąd to przekonanie, że człowieka w Kk jest pojmowany jak zły i grzesznik. Człowiek jest słaby, zagubiony, szuka miłości - taka jest prawda, ale jest Bóg,któr pochyla się nad człoweikiem bo go kocha. Kocha człoweika tak bardzo, że za niego umiera, a potem jako wszechmogący zmartywchwstaje. Chrześcijaństwo religią dla prostaczków? Cóż... Jeśli ktoś ma wiedzę na poziomie przedszkola, czy II klasy to można tak to rouzmieć. Jest jednay inaczej - to trudna wiara, z wielkoma pytaniami, trzeba ufać Komuś, Kogo trudno doświadczyć. Młodych i ich problemy z wiarą rozumiem. Wnikają one nie z braku wiary, a wspomnieniej rozbieżności między słowami a czynami, w swiecie promowania racjonalizmu przyjmowanie prawd "na wiarę" może być trudne.
K
Kuba
25 września 2014, 19:34
Prostaczków nie znaczy ludzi niewykształconych czy powierzchownych. Chyba sam(a) przyznasz, że zawierzyć Bogu można przede wszystkim (a może tylko) przy uznaniu własnej słabości, tak bardzo prosto, ufnie, może nawet naiwnie. Co do artykułu to moim zdaniem nastolatki nie buntują się przeciw Bogu, ale przeciw wypaczonemu obrazowi boga (intencjonalnie Boga) wdrukowanemu przez szkołę, rodziców i innych...
V
Viola
25 września 2014, 15:33
Mam ten sam problem w domu. Moje nastolatki czytają o buddyzmie, taoizmie, czytają Osho i do kościoła przestały chodzić. Nie dlatego, ze przestały wierzyć. Kiedy pytam dlaczego nie Kosciol, odpowiedz jest ciekawa: w Kościele człowiek czuje sie brzydki (grzesznik), zastraszony(piekło), ma cierpieć, bo Chrystus tez cierpiał. Takich rzeczy  we wschodnich religiach nie ma, a moralne postępowanie obowiązuje tu i tu. Poza tym buddyzm mowi o atomie i fizyce kwantowej. Jak to sie ma do stworzenia swiata w 7  dni?  Buddyzm jest w swojej naturze głęboko ekologiczny itd. I co na to odpowiedzieć nastolatkom? 
B
BW
25 września 2014, 15:42
 Syn mowi, ze chrześcijaństwo w porównaniu z buddyzmem jest "prymitywne", "dla prostaczkow".  Tez jeszcze odpowiedzi nie znalazłem. Może powinienem przestudiować najpierw ten buddyzm?
SO
Servant of God
25 września 2014, 16:58
Buddyzm to bardzo specyficzna religia która lubi zapożyczać sobie pewne elementy z innych religii. Więc należy uważać. To tak na wstępie, a teraz po kolei: "Mam ten sam problem w domu. Moje nastolatki czytają o buddyzmie, taoizmie, czytają Osho i do kościoła przestały chodzić." - Droga "Viola" i "BW", po Bogu rodzice są najważniejszymi autorytetami na świecie i nie wolno dopuścić do tego aby obca osoba miała ostatnie zdanie do powiedzenia.  Krótko, rzeczowo i na temat: 1. Buddyzm naucza i Taoizm nauczają że jest dwóch bogów dobry i zły, nazywają się wisznu i siwa, biblia naucza że jest jeden Bóg, a szatan to tylko upadły anioł który nie jest żadnym bogiem. 2.Buddyzm i Taoizm nauczają że istnieje reinkarnacja, tzn. że jeśli człowiek był dobry za swego życia, reinkarnuje w byt wyższy i posiada np. bogadszą rodzinę w celu swobodnego rozwoju duchowego i vice versa. Ale to jest tylko piękne gadanie. Zadajcie proszę swoim dziecią następujące pytanie. Jeśli, to czego naucza Buddyzm, Taoizm, Oshio, Mantreya czy jeszcze inny, jest prawdą to dlaczego kraje wyznające powyższe religie są tak biedne, skoro wmawia się ludziom że będą pływać w dostatku? 3.w Kościele człowiek czuje sie brzydki (grzesznik), zastraszony(piekło), ma cierpieć, bo Chrystus tez cierpiał. Może to co powiem zabrzmi kontrowersyjnie ale czasami warto jest zrobić przerwę w chodzeniu do kościoła, w celu zwyczajnego rozluźnienia. Zgadzam się, w kościołach księżą mówią o grzeszności człowieka ale nierzadnko przesadzają. Człowiek bombardowany sloganami odnoście jego grzeszności i tylko grzeszności siłą woli zniechęci się, bo kto z nas lubi być tylko karcony?
SO
Servant of God
25 września 2014, 17:14
4."Takich rzeczy we wschodnich religiach nie ma, a moralne postępowanie obowiązuje tu i tu". - To jest kłamstwo, Buddyzm i Taoizm naucza że cykl reinkarnacyjny może zacząć się od poziomu bakterii. Więc zanim ktoś reinkarnuje w postać człowieka najpierw musi być wszelkiego rodzaju bakteriami, bezręgowcami, pajęczakiami, mięczakami, płazami, gadami, ptakami, ssakami i dopiero, po bardzo długim czasie reinkarnowania stajemy się, przy dobrych wiatrach ludźmi. Czyli nieszczęsny buddysta przechodzi przez wszystkie stadia reinkarnacyjne będąc tym samym narażonym że istota wyżej inkarnowana na niego zapoluje np. lew na zebrę lub antylopę. 5. "Poza tym buddyzm mowi o atomie i fizyce kwantowej. Jak to sie ma do stworzenia swiata w 7 dni?" - wynalazki antycznego buddyzmu i taoizmu nie odbiegały o wynalazczości reszty tamtejszych państw, dzisiaj buddyzm i taoizm jest kompletnie bezproduktywny, produkuje tylko religię, wszejkiej maźi dewocjonalia i ozdoby. 6.Buddyzm jest w swojej naturze głęboko ekologiczny itd. A biblia nie jest? (19) Będziecie przestrzegać moich ustaw. Nie będziesz łączył dwóch gatunków bydląt.Ks. Kapłańska 19:1-37 Jest tu mowa o genetyce. i tym, co się boją Twojego imienia, małym i wielkim, i aby zniszczyć tych, którzy niszczą ziemię" - .Apokalipsa (Objawienie) 11:1-19 Jest tu mowa o ekologii, ziemi nie wolno niszczyć. Mam nadzieję że trochę pomogłem, pozdro
B
BW
25 września 2014, 19:34
Dziękuje.
V
Viola
25 września 2014, 19:37
Thank you, Servant of God :)
A
AR
26 września 2014, 23:09
1. Bóg kocha człowieka i ma plan dla Jego życia (ale) 2. Człowiek jest grzeszny i oddalony od Boga (ale) 3. Chrystus dlatego stał się Człowiekiem, byśmy mogli stać się dziećmi Bożymi 4. naszą Ojczyzną jest Niebo i tam zostaliśmy zaproszeni i przeznaczeni do życia wiecznego z Bogiem - obdarza nas już tu na ziemi - w drodze wszelkimi potrzebnymi łaskami, byśmy w swej wolności pragnęli zjednoczenia z Bogiem
CK
chemik kwantowy
14 stycznia 2015, 08:21
Buddyzm nic nie mówi o atomie ani fizyce kwantowej. Stworzenie świata w 7 dni jest opisem metaforycznym: nie mamy wierzyć, że Pan Bóg stworzył świat w dokładnie 7 dni. Z tego opisu mamy jedynie wiedzieć, ze Pan Bóg stworzył świat. Pytanie "w jaki sposób Bóg stworzył Świat (w 7 dni, czy w 13.5 miliardów lat)" leży poza kompetencjami religii. To pytanie nalezy do kompetencji nauki. Celem Biblii nie jest podawanie informacji naukowych. Celem Biblii jest podawanie prawd wiary koniecznych do zbawienia. Prawdą wiary jest to, że Pan Bóg stworzył świat i to, ze przed grzechem pierworodnym świat był dobry. To, że świat został stworzony 13.5 miliardów lat temu jest faktem naukowym. Nie ma tu żadnej sprzeczności. Religia dotyczy innych zagadnień niż nauka. Chrześcijaństwo w swej naturze też jest głęboko ekologiczne. Chociaż moze nie widać tego na pierwszy rzut oka. Pozdrawiam
CK
chemik kwantowy
14 stycznia 2015, 08:29
cd. Książka "Modern Physics and Ancient Faith" Stephena Barra (fizyka z University of Delaware w USA) opowiada o tym, że współczesna nauka (w tym fizyka kwantowa) nie jest w konflikie z chrześcijaństwem. Przedstawia wręcz argumenty na poparcie tezy przeciwstawnej. Została (podobno) wydana po polsku, ale nie jestem pewien tytułu. Może Pani powiedzieć swoim nastolatkom, żeby uczyły się angielskiego i spróbowały zaatakować tę książkę. Mogą też spróbować znaleźć wydanie polskie. O buddyzmie i fizyce kwantowej pisała coś pani Beata Pawlikowska... szkoda nawet o tym gadać. Być może to właśnie z tak kompetentnego źródła Pani córki czerpią informacje o buddyzmie i fizyce atomowej. Może im Pani przekazać, że są znacznie lepsze źródła ;)
S
Sabina
24 października 2013, 12:45
Mysle ze caly problem tkwi w tym, ze (najczesciej) chrzescijanie przedstawiaja Boga w karykaturalny sposob, byc moze nie robia tego specjalnie, ale wychodzi im fatalnie - ukazuja Go jako potwora, ktory grozi/sadzi/karze/spuszcza plagi i wogole. trudno sie nie bac takiego Boga i potem nic dziwnego ze niektorzy odczuwaja ulege myslac sobie: Boga nie ma (w podtekscie kary nie ma wreszcie spokoj) i ah jak wspaniale byc ateista. Ale jest zupelnie inaczej. Bog jest Miloscia, jest dobrem absolutnym, jest pelnia i wybaczeniem, kazdy kto jest otwarty na Prawde, jest otwarty na Niego - jest blisko Niego. to do reala: mi tez przytrafialy sie straszne rzeczy w zyciu (niezawinione/nie do przewidzenia) nie umialam ich wytlumaczyc, a wszelkie odpowiedzi typu Bog tak chcial/Bog Cie doswiadczal sprawialy ze obraz Boga stawal sie koszmarny i coraz straszniejszy, az w koncu stwierdzilam ze jesli Bog istnieje moze byc tylko absolutna dobrocia a zatem te wszystkie tlumaczenia mijaja sie z prawda. ja znalazlam swoje odpowiedzi ale to sa moje odpowiedzi, mysle ze ty tez znajdziesz kiedys i zrozumiesz :D
T
T.
25 września 2014, 13:14
Hmmm... ateizm... jest to rzecz bardzo ciekawa ;) Jest Bóg...zatem jest też pewne prawo, które narzuca - zbiór przepisów moralnych określający, co jest dobre, a co złe, czyli tzw. przez filozofów (w tym także chrześcijan) "sumienie"... Na świecie żyją różni ludzie: silni, słabi, biedni i bogaci; wszystko jest zależne od ich decyzji, lecz to nie oni stanowią o tym co jest dobre, a co złe, więc "zło" pozostaje złem, a "dobro" dobrem, bo człowiek jako skutek egzystowania "absoluta" będącego przyczyną wszechrzeczy nie może ingerować w jego wolę, a więc nie może zmieniać "Boskiego Prawa"....
T
T.
25 września 2014, 13:15
A co, jeśli Bóg nie istnieje ? Nie ma zatem nadrzędnego prawa, które stanowi o dobrze i źle... kto je więc ustala ? kto sądzi, co jest dobre, a co złe ? Ludzie. Ale który z nich ? Wladza zapewne przypadnie najsilniejszemu, lecz ci słabsi mogą połączyć siły i obalić te rządy, ale i ich ktoś może obalić..... No dobrze - przyjmijmy, że świat jest idealny: rządy sprawują ludzie, lecz czynią to w sposób demokratyczny (pomińmy korupcję oraz możliwości obalenia rządów ludu ;) ). Pada więc pytanie, co jest dobre ? hmm... dobre jest to, co przyda się ludzkości... ale co czy to co jest dobre dla ogółu, zawsze jest słuszne ? a jeżeli nie jest dobre dla wszystkich, to nie jest dobre dla ludzi, bo wszyscy jesteśmy ludźmi, a skoro już ustalamy prawo, które ma być dobre, to zdanie jednostki też trzeba uwzględnić...... Zatem w świecie bez Boga zapanował by chaos, a nie uwzględniliśmy jeszcze możliwości obalenia demokracji, albo próby jej kontroli, co byłoby wysoce prawdopodobne.
T
T.
25 września 2014, 13:15
A dla tych, co nie wierzą: Co tracicie wierząc ? Załużmy, że wierzycie. Postępujecie, więc wedle Prawa; jesteście dobrymi ludźmi, miłujecie bliźnich, nie wszczynacie konfliktów, nie odbieracie życia, a tym, którzy są źli - błogosławicie, bo przecież jeżeli ktoś ponadnami istnieje, to i tak otrzymają swą zapłatę - nagrodę, bądź karę. Czy coś stracicie, gdy przyjdzie już wasz czas ? Jeśli Bóg istnieje - nic nie tracicie, a wręcz przeciwnie - zyskujecie; a jeżeli Bóga nie ma,  to... też nic nie tracicie - byliście dobrymi ludźmi, czerpaliście radość z życia, pomagaliście innym i darzyliście ich miłością - czyż sądziecie, że nie pozostaniecie w pamięci kolejnych pokoleń na wieki ? Może i wasze ciała pomrą, lecz wy żyć będziecie, w pamięci, bądź w niebie, zależnie od tego, czy Bóg istnieje. Spróbujcie - i tak nic nie tracicie ;) !!! No cóż ;D ... Troszeczkę się rozpisałem... mam nadzieję, iż wyłapiecie z tego chaosu myśli istotne fakty ;) SMACZNEGO!!!! ^_^
D
Dupa
25 września 2014, 13:39
Zakład Pascala jest jednym z najgorszych argumentów jaki sobie można wyobrazić. Był słaby za życia Pascala, jest słaby i teraz. Jesteś w swojej argumentacji tak oryginalna jak milion innych wierzących powtarzajacych tą samą bzdurę od 350 lat. Wszystko można 'udowodnić' tym głupkowatym rozumowaniem. Mogę udowodnić nawet, że nie opłaca się wierzyć. Jeżeli boga nie ma, niewierzący niczego nie traci. Co traci wierzący? Czas. Czas, który i tak jest ograniczony naszym krótkim życiem. Jeżeli boga nie ma to całe twoje życie jest jedną wielką stratą czasu. Oddajesz cześć pustce, pokładasz swoją nadzieję w złudzeniu, modlisz się do niczego, dajesz pieniądze na tłustych biskupów i ich armię darmozjadów.
M
Mike_Zed
25 września 2014, 15:12
Czyżby znów Zakład Pascala? Zakład Pascala jest  o tyle naiwny w swym rozumowaniu, że zakłada, że Bóg (o ile taki istnieje) nagradza za intencje a nie za czyny. Łatwo jest osobie wierzącej stwierdzić: "hej ho, ateiści, skoro nie wierzycie w piekło to nie ma się czego bać". Ale z punktu widzenia relacji ateista-Bóg byłoby to działanie nastawione na własną korzyść. Nie wierzę w Boga, ale będę zachowywał się tak jakby istniał, bo po śmierci będę miał (na 50%) lepiej. Powtarzacie, że Bóg jest miłością itd., ale w ogóle rozważając opisane przeze mnie powyżej działanie w ogóle zaprzeczacie tej idei. Takie działanie nie wynika z miłości do Boga, a z zimnej, chłodnej kalkulacji, że bardziej opłaca się być z Bogiem niż przeciwko niemu. Dlatego ja nie wyznaję Boga biblijnego, bo czyniłbym to z hipokryzji i chłodnej kalkulacji. Czy powinienem być hipokrytą nastawionym na osiągnięcie korzyści? Secundo, trochę śmieszą mnie te, paniczne komentarze, "jeżeli Boga nie ma to zapanowałby chaos moralny". Gros filozofów niechrześcijańskich (nowożytnych i starożytnych), np. Arystoteles, Konfucjusz i Immanuel Kant, wykazywało, że do bycia dobrym człowiekiem nie potrzeba nakazu Boga, a moralnośc i sumienie mogą być wartościami wspólnymi wszystkim ludziom. Oraz, że obiektywne dobro można wypracować bez potrzeby korzystania z księgi napisanej przed tysiącami lat. Takie poglądy zasadzają się na obserwacji, że ludzie inherentnie dążą do dobra, a przynajmniej do jakiejś stabilności i klarowności moralnej i że, inaczej niż chcieliby tego Chrześcijanie, nie sa bezmyślną masą, która jak im się nie pokaże jedynie słusznego przykładu, to rozpierzchną się i zaczna napierdzielac się kamieniami. Tu chodzi o większe zaufanie do dobra tkwiącego w samych ludziach.
M
Mike_Zed
25 września 2014, 15:13
Dlatego ja nie wyznaję Boga, bo nie uznaję ludzi za bezkształtną masę, nad którą trzeba stać z biczem, tylko za indywidualne, wartościowe jednostki, a zło czynione przez nich, za wypadkową ich psychiki i tego przez co przeszli w życiu, a nie za igraszki i podszepty szatana. Natomiast dobro, czynione przez ludzi uznaję za przejaw ich osobistego altruizmu, który wypracowali, będąc myślącymi, rozumnymi istotami pełnymi empatii. Uważam, że dobro, które człowiek wypracował sam w sobie, jest o wiele więcej warte, niż dobre zachowanie, które zostało mu narzucone, bo to drugie dobro łatwiej jest podważyć i wypaczyć. Tertio, niestosowne jest zarzucać jakoby świadomy ateista nie wierzył w Boga, bo nie chce iść do piekła. Idąc tą logiką, Chrześcijanom można zarzucić, że nie wierzą w Zeusa, Śiwę, Odyna albo Wielkiego Juju ze wzgórza, bo nie w smak im narazić się na ichnie kary (Szeol, ew. kiepską reinkarnację). Widzicie sami jak inherentnie wadliwe jest to stwierdzenie. Oczywiście, zdarzają się ludzie, którym odrzucają coś bo jest im wygodniej. Ale, z mojego punktu widzenia, ja świadomie odrzucam tak karę, jak i nagrodę, bo nie chcę tej nagrody jaką jest życie wieczne. Nie pożądam życia wiecznego i nie sięgam po nie tylko dlatego, że mogę. Gdybym wykraczając poza moją moralność (która, nieukrywajmy, jest moralnością ekumeniczną, bo podobne dobra są w większości wyznań i filozofii moralnych), uważał, że za dobro które uczyniłem należy mi się jeszcze dostęp do życia wiecznego, to popełniłbym grzech pychy. Reasumując, odrzucając Boga godzę się na piekło, godzę się także na brak raju. Jeżeli mam być ukarany za to, że nie pożądam życia wiecznego za dobre uczynki i chcę żeby śmierć była końcem ostatecznym, niech tak będzie, z godnością przyjmę zesłanie do piekła.
M
Mike_Zed
25 września 2014, 15:13
Quatro, ten dramatycznie opisywany w komentarzach "ateizm jako bunt przeciwko Bogu" jest postacią krótkowzroczności i zadufania w sobie większości Chrześcijan. Brak wiary w Boga nie jest "buntem", jest brakiem wiary. Wiara to coś co albo się ma albo się nie ma. Karanie się i wściekanie się na dzieci, za to że nie chcą chodzić do kościoła (zresztą o tym jeszcze za chwilę), jest równie trafne jak uznanie, że nie jeżeli ktoś nie umie grać na basetli, to nienawidzi basetlistów. Ponadto oddzielmy jeszcze dwie sprawy. Czym innym jest niechęć do Boga a czym innym jest niechęć do instyutucji Kościoła Katolickiego. Po pierwsze, większość rodziców-chrześcijan popałnia podstawowy błąd, bo ma żal do swoich dzieci za to że nie "wykonują swoich katolickich funkcji" (chodzenie do kościoła, spowiedź, komunia, bieżmowanie), a nie dlatego, że wraz z utratą wiary te dzieci przestały być dobrymi ludźmi. Jako chrześcijanie pokazujecie jedynie w ten sposób, że nie zależy wam na tym żeby wasze dzieci były dobre moralnie, żeby żyły w zgodzie z naukami Jezusa z Nazaretu, a jedynie pokazujecie, że liczy się dla was powierzchowność. Z moich doświadczeń wynika, że chrześcijanin prędzej się zwróci uwagę komuś kto nie chodzi do kościoła a poza tym ma kryształowy charakter niż komuś kto grzeszy jak najęty ale co niedziela jest u spowiedzi. Dziwi mnie to, że chrześcijanie, tak wielką uwagę zwracają na powierzchowność, pomimo że istotą ich wiary jest odwołanie do czegoś czego nie można zobaczyć, zweryfikować i wykazać, pewna tajemnica (zresztą podczas mszy świętej pada sformułowanie "wielka tajemnica wiary").
M
Mike_Zed
25 września 2014, 15:14
Ponadto, objawy wypaczenia KK są widoczne na każdym kroku, obecny papież stara się je naprawić (i chwała mu za to), ale większość chrześcijan zbywa złe rzeczy, które się dzieją w kościele katolickim stwierdzeniem: "to duża instytucja, wiadomo, że będą w niej wypaczenia", zupełnie nie zdając sobie sprawy, że pomagają temu pędowi do wypaczeń "rekrutując" ile wlezie ludzi, których wiara nie jest pewna, nie pozwalając opuścić kościoła katolickiego i działając jednostronnie w kierunku "byle chrześcijan było jak najwięcej" a nie "byle chrześcijanie byli jak najlepszymi ludźmi". Rozumiem, że nawrócić może się każdy i przystąpić do wiary może każdy, ale wydawałoby się że powinny być jakieś mechanizmy kontrolujące rozrost tkanki rakowej jaką są ludzie pokroju ks. Natanka, Rydzyka albo plagi pedofilii w kościele. To pokazuje, że KK mimo że wszyscy "wierzą" to nie potrafią zapanować nad problemami we własnym gronie a co dopiero nad problemami globalnymi. I w ten sposób Chrześcijanie niszczą wartość swojej wiary, bo mówią jedno robią drugie, a przede wszystkim udowadniają że liczy się powierzchowność i ilość a nie jakość.
M
Mike_Zed
25 września 2014, 15:15
I ostatnie już, quinto: Prawo. Wiara w Boga jest związana z wiarą w to, że co Bóg stanowi jest prawem. I tu również odnajduję hipokryzję, która odpycha od Kościoła, ale to już jest bardziej racjonalny argument niż argument moralny. Otóż, należy poczynić dwa założenia logiczne: 1) przyjmując, że słowo Boga jest prawem, a Biblia jest słowem Boga, to Biblia jest prawem. 2) Zakładam, że jesteśmy utworzeni na podobieństwo Boga. Jeżeli tworzymy rzecz moralnie dobrą, to powinniśmy wzorować się na tym co daje nam Bóg. W związku z tym dobre prawo stworzone przez ludzi powinno być jak najbardziej podobne w formie do prawa stworzonego przez Boga. Ale tak nie jest. Empirycznie udowodnione jest, że prawo uznawane za dobre w formie jest prawem zrozumiałym, prostym, jednoznacznym, niepodatnym na interpretację a tym bardziej na nadinterpretację. Sam fakt, że istnieje multum odłamów chrześcijaństwa zaprzecza tezie jakoby Biblia była niepodatnym na nadinterpretację prawem. I nie mówię tu o sektach - mamy prawosławie, katolicyzm, protestantyzm, kalwinizm, anglikanizm, każdy z tych odłamów pretenduje do miana tego właściwego i kiedy dochodzi do debat teologicznych to z automatu dochodzi do wykraczania poza to co "stoi w Biblii napisane" tylko trzeba to interpretować, analizować i wyjasniać. W szczególności 10 przykazań jest objętych tą wadą: "Czcij ojca swego i matkę swoją" zaczynalo jako rozkaz bezwzględnego posłuszeństwa, a ojciec mógł sprzedać ileś razy dziecko w niewolę (Stary Testament), teraz doszliśmy do konsensusu, że tu jednak chodzi o szacunek. "Nie cudzołóż" można interpretować jako zakaz zdrady, zakaz zdrady własnej żony, zakaz aktu płciowego pozamałżeńskiego, a już w to co jest aktem płciowym nie będę wchodził. "Nie pożądaj żony bliźniego swego" czy należy to traktować jako per analogam czy dosłownie? Czy kobieta może, nie łamiąc 9 przykazania, "pożądać" męża bliźniego swego, skoro w Biblii jest napisane "Żony"?
M
Mike_Zed
25 września 2014, 15:16
Znajoma kiedyś powiedziała mi, że nie mam co wchodzić w dyskusję nt. Biblii z księdzem, bo księża przecież znają się lepiej, bo oni potrafią interpretować jeden ustęp z Biblii przez ileś miesięcy. Ile absurdu jest w tym stwierdzeniu. Gdybym teraz przyszedł i powiedział: mam dla was najlepszą Konstytucję, ale grupa prawników przez około 2000 lat będzie musiała ją stale dointerpretowywać, że utworzyć najsensowniejszą wersję, to byście mnie wyśmiali. Dlatego też, ja nie mogę się zgodzić na wyznwanie religii z takim prawem. Albo prawo boga zostało źle sformułowane i katolicyzm nie jest religią, która opiera się na słowu Boga tylko na jakiejś jego wypaczonej interpretacji (a wręcz falandyzacji prawa boskiego). Zauważcie, że religia zawsze jest odrobinę w tyle za rozwojem społeczeństwa i koniec końcow z reguły godzi się na rozwiązania wcześniej zaakceptowane przez społeczeństwo, czyli uznaje, że jednak coś "nie jest niemiłe Bogu". Teraz tak dzieje się z prezerwatywami, niedługa tak będzie dziać się ze związkami homoseksualnymi. Czego to dowodzi? Że katolicyzm albo dopasowuje się do danych czasów, czyli w ogóle ma gdzieś słowo Boże, albo odkrywa powolutku jednak jak to słowo Boże brzmi naprawdę ale o wiele później niż odkrywa to reszta społeczeństwa, czyli... jest zapóźnione pod względem przestrzegania słowa Bożego. Nie chcę rozwodzić się nad relatywizmem moralnym w zachowaniach dopuszczonych w Starym Testamencie, które teraz uchodziłyby za grzech. Jeżeli rzeczywiście Bóg może postanowić, że w jednym dniu niewolnictwo jest miłe Bogu a innego dnia niewolnictwo jest grzechem, to nie ma dla mnie miejsca w takie wierze.
M
Mike_Zed
25 września 2014, 15:17
Jaskrawym przykładem takiej falandyzacji prawa Boskiego są (co prawda nie chrześcijańskie) przykłady z dwóch religii: Muzułmanie - nie mogą "spożywać" alkoholu, więc sobie robią lewatywę z wódki. Judaizm - żydzi nie mogą podróżować w szabas, Talmud przewiduje wyjątek: podróż "na wodzie". Żydzi więc obchodzą zakaz wkładając sobie pod tyłek termofor z wodą. To jest obchodzenie prawa, taki proceder to też jego łamanie, do tego w chamskiej nadziei "mój Bóg da się oszukać, no bo przecież napisał dosłownie "na wodzie". Na pewno chodziło mu o ten jeden konkretny zakaz a nie istotę pewnych czynności". Chrześcijaństwo aż tak absurdalnych zakazów nie posiada, ale na mniejszą skalę nadinterpretacje pewnych niezrozumiałości biblijnych to właśnie takiego typu falandyzacja. Chrześcijanie robią dokładnie to samo, tylko na mniejszą skalę i jeżeli ubódł was absurd tych powyższych sytuacji to nie dziwcie się, że ateistom przeszkadzają absurdy chrześcijaństwa. A kończąc klamrą kompozycyjną zaproponuję inny, uczciwszy niż zakład Paskala zakład: Załóżmy, że Bóg jest sprawiedliwy i nagradza za dobre czyny, podbudowane dobrymi intencjami i dobrym rozeznaniem. Czy taki Bóg ukaże agnostyka, albo ateistę, który przez całe życie czynil dobro, ale rozum i sumienie podpowiadało mu, że nie istnieje Bóg Biblijny oraz że część współcześnie rozumianych treści przykazań czy treści Biblii nie ma nic wspólnego ze słowem Bożym a jest amalgamatem zabobonów prostych ludów, dobrej nowiny i nastawionej już na jakiś cel interpretacji trwającej od tysiącleci.
T
T.
25 września 2014, 19:46
Dziękuję Mike_Zed za przedstawienie swojego stanowiska, wraz z tak szeroką argumentacją. Po pierwsze - tak, macie rację, że zakład paskala jest nieco naiwną, przestarzałą o kilkasetek lat formą, lecz szczerze powiedziawszy, jak do teraz jakoś nigdy nie szkuałem w nim wad, a więc nie przyszło mi do głowy, że możnaby go potraktować jako pyszałkowatość. Jeśli natomiast chodzi o przedstawioną powyżej koncepcję, to na cóż... pozostaje mieć nadzieję, bo, jak w katechiźmie jest zapisane, "Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobro wynagradza, a za zło karze.". Nigdzie nie ma powiedziane, że nasze winy będą nam zapomniane - jest napisane wyraźnie: dobro = wynagrodzenia, zło = kara; nie ma napisane: albo to, albo to - jest: i to, i to. Sporo ludzi wyobraża sobie sąd jako ułożenie na jednej szali dobra, a na drugiej zła, i która szala opadnie - tam pójdziemy. Ale tak nie jest....bo "sprawiedliwie" wcale nie musi oznaczać "po równo", albo "przeciw ważnie".
T
T.
25 września 2014, 19:48
Którz zatem dostąpi "niebiańskiej chwały" ? Nie wie nikt.... Jak będziemy sądzeni, o ile w ogóle będziemy ? "Sprawiedliwie". A jak to będzie wyglądało ? Może to nie "Bóg", a "My" sami mamy potrzebę ukarania się za własne czyny ? nie wiem A może Bóg to My ? w końcu "Na początku było Slowo, a Słowo było u Boga i Bogiem było słowo." zatem, jeśli wierzyć Biblii, prócz "Boga" na początku nie było niczego.... ale przecież świat został stworzony ? ale z czego....? z nicości ? A może Bóg uczynił świat z "Siebie", wyimaginował go we śnie, we własnym umyśle ? jeśli tak to kim my jesteśmy ? ludźmi ? - nie, bo ludzie są tylko imaginacją, ale czyją ? czym zatem jesteśmy ? ....skoro Bóg stworzył świat "wewnątrz siebie", to jesteśmy tylko jego myślami; każda przywdziana w inne zmienne, lecz każna obnosząca się w "osobowość"... więc, jeśli tak jest, to to wszystko, co nas otacza, a w tym i mi sami, to "Bóg"....Dlaczego zatem, jeżeli przyjmiemy, iż to prawda, nieustannie się zastanawiamy; zdumiewamy ? przecież ten potko, co w górach szuki, po skałach spadając się nie zdumiewa,  a przecież w myśl tego rozumowania jest na równi z nami ? może "chcieliśmy", by "wszechświat" był złożony ze zróżnicowanych obiektów relatywnych względem siebie - każdy przejawia inny aspekt "naszego" "prawdziwego" i "jedynego" bytu - miejscami ukrytego, a gdzie indziej po prostu na otoczenie wystawionego ?....a może "chcieliśmy", by część nas odkrywała tą drugą część ? ... może to wszystko to po prostu kłamstwo i w istocie nikt z nas nie istnieje ? ...
T
T.
25 września 2014, 19:49
Cogito ergo sum. Myśl więc jestem. Tak to sobie bodajrze Kartezjusz tłumaczył. No, ale skoro nie istniejemy, to co znaczy "myśleć", przecież to cecha "ludzka" ? A "być" ? To wszystko to tylko definicje stworzone przez "nas" (?), każde słowo zakłada znajomość definicji innego słowa będącego definicją kolejnego... zatem słowa nie mają sensu, a tym bardziej dowodowego wykazu, bo są tylko definicjami innych definicji... lecz co stoi ponad nimi ? czemu one w ogóle służą ? przypominają uczucia. Ich zadaniem jest przypomnienie uczuć, jakie nasz umysł odczuwał w danej chwili przeszłej, zatem nie są tym, za co się podają, więc nie podają żadnego argumentu przemawiającego za naszą egzystencją, ale też jej brakiem.... im dalej w las tym więcej drzew...
T
T.
25 września 2014, 19:49
I właśnie po to jest wiara, bo gdybyśmy posiadali wiedzę na temat tego, co prawdą, to wiara byłaby nam zbędna, lecz i wiara, jak to ładnie św. Piotr ujął, bez uczynków jest martwa. Nie wystarczy więc wierzyć, lecz i czynić, ale jak to ma się do KK ? Otórz zgodzę się z tobą - w dzisiejszych czasach coraz bardziej kościół oddala się od pierwotnych założeń, i, co więcej, rzeczywiście zaczyna stawiać na ilość, a nie na jakość. Tak było zawsze. Zaraz po wyruszeniu w świat apostołów zaczęły się dziać zmiany - to oni je przywołali; kilka wieków później rozprzestrzeniła się wiara  i pociągnęła za sobą rzeszę ludzi, tym samym powodując pewne "wypaczenia". Stańmy przed lustrem. kogo widzimy ? zapewne siebie :) no dobrze, ale czy to my jesteśmy w lustrze, czy tam stoimy ? nie. jeśli przyjrzymy się uważniej, to zauważymy, że nasza postać w rzeczywistości, a ta w lustrze, nieco się od siebie różnią - są to nie wielkie różnice, ale zawsze to coś... a teraz chwyćmy mazaka i domalujmy sobie korodę, płaszcz, berło... no i może jakieś skrzydełka ? czy dalej to jesteśmy my, tylko troszeczkę zmienieni ? nie - teraz wyglądamy zupełnie inaczej... lecz przecież to te samo lustro !! chcemy rzec... tak, to to samo lustro, ale nie to samo odbicie... zmieniliśmy je, choć i tak było już zmienione - i w ten sposób odbiegliśmy od pierwowzoru... tak też i było, a właściewie dalej jest z wiarą - ciągle ją zmieniamy - i tak też jest ze światem - ciągle odbiegamy od prawdy, a tym samym i pierwotnego założenia... I to tyle co mam do powiedzenia. Jeśli macie jakieś inne koncepcje, widzicie błędy w moim rozumowaniu - to śmiało wytknijcie mi je i ubogaćcie mnie, a na pewno wam podziękuję ;)
Z
Zefir
26 września 2014, 02:28
Mike_Zed, dawno już nie udało mi sie przeczytać czegoś tak pięknego ( przynajmniej na katolickim portalu), tak jasnego i uczciwego potraktowania tematu. Serdeczne dzięki.
TC
tańczący czesław
18 listopada 2014, 00:26
pseudointelektualny bełkot, o którego wartości stanowić ma hektolitrowy zalew i ilość nagromadzonych absurdalnych stwierdzeń...nawet nie dobrnąłem z czytaniem tych głupot do końca, a już komentować po kolei wszystkie nagromadzone idiotyzmy ubrane w zgrabne sformułowania...szkoda cennego czasu. autor ani o nanometr nie zbliżył sie do zrozumienia choćby zakładu pascala- tak ponoć śmiesznego i "naiwnego":) aż żal polemizować z ignorantem upstrzonym w arogancję
MJ
~Maciej Jan
12 listopada 2019, 09:48
Tańczący czesławie - nie jesteś w stanie podjąć polemiki, bo ani intelektem ani kulturą wypowiedzi nie dorównujesz Mike_Zed. To widać od razu. Niestety.
R
róbta co chceta ?
24 października 2013, 09:40
Trzeba walczyć z ciemnogrodem i wspomagać młodych ludzi w odrzucaniu wiary. ... nieszczęśliwcy pragnęliby, aby piekła nie było i czynią wszystko, aby samych siebie o tym przekonać. Z reguły wysiłki takie kończą się pewną formą niedowiarstwa. W głębi serca bowiem, to przekonanie jest jedynie zwątpieniem, i to skonstruowanym poprzez negację.(...) Poddajmy te twierdzenia uważnej analizie. Pierwsze: Nie wierzysz w piekło? Wobec czego uważasz, że piekła nie ma, bowiem ty w jego istnienie nie wierzysz ? Czy jakiś złodziej byłby tak niemądry, aby zaprzeczać istnieniu więzienia, bo po prostu on w to nie wierzy? Czy ta jego niewiara sprawi, że więzienie zniknie? I czy to mu cokolwiek pomoże, gdy zostanie wreszcie skazany za swoje przestępstwa? Drugie: Uważasz, że życie pozagrobowe jest problematyczne, a piekło to takie "być może"? Oszukujesz tylko samego siebie; sprawy te zostały w pełni wyjaśnione przez Objawienie i nie podlegają żadnej wątpliwości. Ale przypuśćmy na moment, że jakieś wątpliwości by istniały i że piekło mogłoby być jedynie prawdopodobieństwem "być może nie ma piekła". Jaki człowiek o zdrowym rozsądku, mając przed oczyma takie prawdopodobieństwo, świadomie wystawiłby się na możliwość kary wiecznej? 1 F.X. Schouppe SJ, Piekło. Dogmat o piekle na przykładzie faktów z życia świętych i historii Kościoła, EXTER, Gdańsk 2000, s. 38-41
24 października 2013, 07:55
Może osoby większej wiary niż ja będą potrafiły wytłumaczyć mi choć jeden mezalians: skoro Bóg mówi: "proście a będzie wam dane" a z drugiej strony jeśli umiera Ci bliska osoba na ciężką chorobę w młodym wieku, a Ty się za nią modlisz tak gorliwie, że nie masz już sił, i tłumaczy się to planem Bożym, to na cholerę wprawiać w ruch to błędne koło? Jeśli Bóg istnieje to i tak ma na Ciebie "swój plan" i Ty żadną modlitwą ani prośbami nie jesteś w stanie tego zmienić bo "tylko Bóg wie co jest dla Ciebie dobre". Śmierć nie jest końcem, ale początkiem Myślę, że odpowiedź na to postawione przez ciebie pytanie uzyskamy dopiero po swojej śmierci. Spotkałem na już się z sytuacjami zarówno odejścia kogoś bliskiego, pomimo modlitwewnych żarliwych próśb, ale tez cudownego uratowania życia i powrotu do pełnego zdrowia w sytuacjach uznanych za medycynę, jako beznadziejne i nierokujące. Pytanie „dlaczego?” pozostaje.
24 października 2013, 07:23
Gdy przestaje się wierzyć, to trzeba tę swoją niewiarę nieustannie potwierdzać pisząc różnego typu "bzdety" na portalach dotyczących spraw wiary. Ot, taki "amatorski naukowy ateizm". Od osób uznających jedynie naukowy opis świata można wymagać poważnych, naukowych dyskusji, ale tutaj z zasady pojawia się milczenie, gdy zaczyna się drążyć przedstawiane przez te osoby banalne, oklepane argumenty.
D
DPMS
24 października 2013, 01:20
Wiara w to, że jakieś kosmiczne żydowskie zombie może dać Ci wieczne życie jeżeli symbolicznie zjesz jego ciało i telepatycznie powiesz mu, że akceptujesz go jako swego zbawiciela po to aby usunął grzech pierworodny z Twojej duszy, który to grzech ludzkość posiada ponieważ stworzona z żebra kobieta została namówiona przez gadającego węża do zjedzenia jabłka z magicznego drzewa. To ma sens...
R
Real
23 października 2013, 18:57
Absolutnie nie należy nikogo zmuszać do jakiejkolwiek wiary. Czy nakazami jesteśmy w stanie kogoś przekonać do czegokolwiek? Czy to, że nasi rodzice wierzyli gorliwie i praktykowali oznacza, że całe to piętno musi odbijać się na kolejnych pokoleniach? Każdy z nas ma swój rozum i sam powinien wybrać co jest dla niego najlepsze poprzez swoje przemyślenia i doświadczenia życiowe. Ja nikomu nie bronię opowiadać o swojej wierze a także szanuję osoby mające zupełnie inne poglądy w tym temacie i to jest fair! Jednak kiedy czytam niektóre wypowiedzi na tym forum to myślami wracam do wypraw krzyżowych i czasów inkwizycji,. Ludzie, zrozumcie, to już nie jest ciemnogród i niektóre osoby potrafią już zdjąć klapki z oczu i wyjaśnić "cudowne" zjawiska w sposób naukowy. Ja już nie boję się powiedzieć wśród znajomych czy rodziny, że mam mnóstwo wątpliwości co do wiary katolickiej, a także, że wiele cytatów z biblii opisujących Boga wzajemnie się wyklucza. Może osoby większej wiary niż ja będą potrafiły wytłumaczyć mi choć jeden mezalians: skoro Bóg mówi: "proście a będzie wam dane" a z drugiej strony jeśli umiera Ci bliska osoba na ciężką chorobę w młodym wieku, a Ty się za nią modlisz tak gorliwie, że nie masz już sił, i tłumaczy się to planem Bożym, to na cholerę wprawiać w ruch to błędne koło? Jeśli Bóg istnieje to i tak ma na Ciebie "swój plan" i Ty żadną modlitwą ani prośbami nie jesteś w stanie tego zmienić bo "tylko Bóg wie co jest dla Ciebie dobre".
N
NataliaAleksandra
1 sierpnia 2013, 02:34
Należy sobie w takich sytuacjach zadać pytanie: Przestałem wierzyć w Boga, czy w kościół?
D
Dzidek
8 maja 2013, 10:43
Tylko mi się wydaje, że coś jest nie tak? Obie córki deklarują się jako ateistki? Tak z niczego? Nagle im się to "zadziało"? Nie jestem przekonany do słów, które padły w jednym z komentarzy "szanuje, że nie wierzysz, ale na katechezę chodzić musisz, puki jesteś niepełnoletnia" i co ten biedny katecheta/katechetka ma z tym Twoim "szczęściem" zrobić?
O
Ovczar1
8 maja 2013, 10:23
A według mnie to pani chowa dzieci na zarozumiałe smarkule, które myślą,że są mądrzejsze od innych. Gdyby każdy miał rzucać wiarę bo jakis ksiądz czy ktoś inny mu powiedział to czy tamto,albo nie kazał mu się modlić na klęczniku papieża to by nie było ludzi wierzących, a Kościół upadł by  dawno. Córka należała do Krucjaty Maryjnej i odeszła bo  koleżanki były takie a siakie, a może pani winna była córce dać do zrozumienia jak ona się zachowuje? Może pani winna była córce wyjaśnić, że najważniejsza w takiej Krucjacie jest miłość do Maryi, a nie ocenianie innych? Najłatwiej jest wyrzucać wszystko katachetom, księżom itp. że są tacy a tacy i nie mają autorytetu,ale największym autorytet dla dziecka na drodze wiary winni być ich rodzice...Jeżeli córka się buntuje,a rodzic ,,zostawia" to panu Bogu i sam nie próbuje nic z tym robić to skutki bedą wiadome...niewiara i ateizm dzieci.
T
Tomek
25 września 2014, 12:50
Masz dzieci? Piszesz jakbyś nie miał. Żaden rodzic nie ma pełnego wpływu na swoje pociechy. Może je tylko próbować pokierować na właściwe tory, ale siłą do niczego nie zmusi.
A
ANETA
8 maja 2013, 09:51
Mam nadzieję,że maje dzieci pozostana przy Jezusie na zawsze. Będą zwątpienia i upadki( jak u każdego) ale NIE MA INNEGO -TYLKO JEZUS <3
K
katolik
8 maja 2013, 09:45
Co znaczy Wierzę? NAUCZYCIEL. Słowo to Wierzę, znaczy tu: iż mam za pewne i za najprawdziwsze, to wszystko co się zawiera w Składzie Apostolskim; bo tego wszystkiego sam Bóg nauczył Apostołów, Apostołowie nauczyli Kościół, a Kościół naucza nas. A ponieważ to być nie może iżby Bóg nauczał fałszu; dlatego wierzę w to wszystko mocniej niżeli w to co widzę własnymi oczyma, i czego dotykam własnymi rękoma. "A bez wiary nie można podobać się Bogu. Hbr 11:6  Czy wiesz po co żyjesz? http://tradycja-2007.blog.onet.pl/
PZ
prosto z mostu
8 maja 2013, 09:08
Wierzy się w byle co, zazwyczaj w to co proponuje Lucyfer; wróżbiarstwo, okultyzm, komunizm, liberalizm, w partie, które deptają dekalog.
M
Matka
8 maja 2013, 08:50
Nie zgadzam się z tezami tego artykułu.
G
Grybcio
8 maja 2013, 02:33
Jestem młodym człowiekiem, nie wiadomo czy kiedykolwiek będę miał dzieci, ale uważam, że bohaterka tekstu świetnie podchodzi do sprawy. Przede wszystkim (wiem po sobie, bo przechodzę trudny okres) oddalamy się od Boga gdy jest źle. Zawsze łatwiej jest dziękować gdy jest dobrze niż z pokorą przybierać cierpienia i mimo wszystko dziękować Panu. Mamy trudne czasy ze względu na ekonomię, morale, trendy...ciężko się w tym wszystkim odnaleźć.Uważam, że takie podejście do tematu jest świetne, gdyż tylko wiara i modlitwa może pomóc.
:
:)
8 marca 2013, 14:11
Do :) "czysyn człowieczy znajdzie wiarę na ziemi gdy przyjdzie"  Odp.: ZNAJDZIE Czytałam już ten artykuł. I znów się zastanawiam, czy to nie zbyt duza tolerancja.  Czy takie duze ustepstwa to nie otwarte drzwi dla sekt? Czy mama nie est autorytetem dla córek?Jesli nie to dlaczego? może zamiast domowych badańlabolatoryjnych i obserwacji wiecej rozmów i szczerości? To co teraz przekazujesz młodemu człowiekowi ma wpływ na jegodalsze życie. Dlaczego zanegowało istnienie Boga. Pytałaś? Bo za mało swiętości w jakiejs wspólnocie? A wspólnota Waszego domu, rodziny?  Trudno mi o tym mowic też byłam zbuntowana, też mnie rodzice nie zmuszali. Pozwalali ochłonąć, ale byli świadkami i nauczycielami, tłumaczami i wzorem, nie obserwatorami.
K
katolik
8 marca 2013, 12:36
Co znaczy Wierzę? NAUCZYCIEL. Słowo to Wierzę, znaczy tu: iż mam za pewne i za najprawdziwsze, to wszystko co się zawiera w Składzie Apostolskim; bo tego wszystkiego sam Bóg nauczył Apostołów, Apostołowie nauczyli Kościół, a Kościół naucza nas. A ponieważ to być nie może iżby Bóg nauczał fałszu; dlatego wierzę w to wszystko mocniej niżeli w to co widzę własnymi oczyma, i czego dotykam własnymi rękoma.
:
:)
8 marca 2013, 10:06
Czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi gdy przyjdzie? ... A jaka jest Twoja wiara?
K
katolik
8 marca 2013, 09:37
Czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi gdy przyjdzie?
T
Tomek
8 marca 2013, 02:03
@Anonim, A ilu jesteś w stanie wskazać księży, świętych, ludzi KK, którzy poświecają swoje życie Bogu, nei troszcząc się o wartosci światowe? Znajdź 5 takich XIX-XX w. świętych - zakonników, księży - KK i przeczytaj ich pisma. Nie jest to trudne :) Jeśli nei będziesz ich potrafił tego zrobić, to znaczy, że jesteś po prostu pełen pychy, a to jest złe. Jeśli ich znajdziesz i poczytasz o ich życiu, wtedy znqajdzisz odpowidź na postawione przez siebie pytanie. Już od Ciebie będzie zależyć, Cię będzie Cię ono satysfakcjonować, czy nie. Pozdrawiam serdecznie
K
klawa
7 marca 2013, 23:43
Bardzo dobrze, że córka chodzi na religię. Nic tak nie deewangelizuje jak katecheza.  Natomiast pytanie "skąd wiesz, że nie wierzysz" jest dziwne, też nie umiałabym odpowiedzieć. A bo skąd wiadomo, że się wierzy? A skąd wiadomo, że się lubi pomidorową? 
A
Anonim
7 marca 2013, 23:21
a co jeśli ktoś uważa że wierzy i szczerze kocha Boga ale nie chodzi na msze śwętą bo uważa że księża nie są "narzędziami Boga" że kościół jest stworzony przez "przebranych" ludzi którzy pragną tylko wzbogacić się na wierze człowieka?
7 marca 2013, 12:42
Przyznam, że nie rozumiem jednej rzeczy: jak to jest, że ludzie którzy tak podkreślają swoją wiarę często gardzą wręcz ludźmi któzy nie wierzą? Nikt nikim nie gardzi. Inna rzecz, że często osoby określające się jako wierzące nie są nimi w istocie. Nie stosują nauki Chrystusa w życiu, nie modlą się, żyją po swojemu. Weźmy taki przykład jak bierzmowanie, dla wielu młodych ludzi to "sakrament uroczystego odejścia od Kościoła". Podobno w Polsce większość to katolicy. Czy oni właśnie nie powinni kierować się miłością w swych słowach i czynach? Powinni. Przyznam szczerze, że ateiści wielokrotni pokazali, że są bardziej moralni, wierzący. Wcale mnie to nie dziwi. Tyle, że chrześcijaństwo to nie religia moralności, prawa jak rzekłby św. Paweł. Chodzi o osbową, miłosną wieź z Bogiem. Świadomość, że mimo mojej ludzkiej nędzy i upadków jestem kims kochanym, nie ze względu na swoje zasługi ale śmierć Jezusa na krzyżu. Dobry Łotr nie był moralną postacią, a Jezus rzekł mu że bedzie w z nim w raju. Na koniec wyrażę swoje zdanie: często wiarą zasłaniają się ludzi leniwi, wygodni, którzy swoje zachowania tłumaczą przez przyjęty w kościele pogląd, na siłe próbują zmieniać innych nie widząc swoich błędów. Wystarczy spojrzeć ilu katolików jest aktywnie zaangażowanych w budowę lokalnego Kościoła (wspólnoty)? Ilu uczestniczy w kołach Żywego Różańca, grupach formacyjnych? Jest to mniejszość i mnie to też nie dziwi. PAtrzcie moi drodzy na siebie, przyda Wam się to :) Warto robić rachunek sumienia, wieczorem, każdego dnia. Pozdrawiam
A
Antracyt
16 stycznia 2013, 23:02
Przyznam, że nie rozumiem jednej rzeczy: jak to jest, że ludzie którzy tak podkreślają swoją wiarę często gardzą wręcz ludźmi któzy nie wierzą? Czy oni właśnie nie powinni kierować się miłością w swych słowach i czynach? A nie gardzić innymi od nich? Zawsze mnie zastanawiało jak to jest, że Ci których co niedziela widzę idących do kościoła bardzo często są zawistni, zazdrośni, zawsze znajdą wytłumaczenie dla swoich czynów? Mam kilku bardzo mocno wierzących znajomych i też znajomych ateistów. Przyznam szczerze, że ateiści wielokrotni pokazali, że są bardziej moralni, wierzący parokrotnie po zrobieniu świństwa powiedzieli "jesteśmy tylko ludźmi, możemy popełniać błędy" spowiadali się i było ok. Tylko, że w tych samych sytuacjach ateiści nie popełniali tych błędów. A na pewno nie gardzili wierzącymi. Swoją wypowiedź opieram na dość długich obserwacjach, nie mówię o nikim z Was konkrernie. Na koniec wyrażę swoje zdanie: często wiarą zasłaniają się ludzi leniwi, wygodni, którzy swoje zachowania tłumaczą przez przyjęty w kościele pogląd, na siłe próbują zmieniać innych nie widząc swoich błędów. PAtrzcie moi drodzy na siebie, przyda Wam się to :)
D
Darek
16 stycznia 2013, 17:11
Do Konrada Pisząc, że się pogubił, chciałem powiedzieć, że robił bardzo złe rzeczy. Nie mam prawa opisywać życia innej osoby. Tylko on sam  może to zrobić. I robi to opowiadając  świadectwo jak Bóg go uratował z piekła. Syn mój w przypływie żalu i strachu mówił mi „Tato ja pójdę do piekła”. Co w takiej sytuacji ma robić ojciec? Myślę, że syn nie stracił tak do końca wiary. Był w ciemności i ta ciemność brała w nim górę. Wiem, że próbował się wydostać z tego zła ale nie miał na to siły ( miał wtedy tylko 17 lat). Tu na ratunek przyszedł Jezus wysłuchując naszych modlitw i kierując nasze kroki do wspólnoty CENACOLO. Myślę, że syn odnalazł tam siebie, ale najpierw musiał znaleźć Boga i wrócić do niego. Wspólnota mu w tym pomogła. Człowiek uzależniony nie jest  panem samego siebie. Dlatego zatraca się coraz bardziej. Nie ma siły się podnieść. Dlatego trzeba mu pomóc. We wspólnocie Cenacolo nikt go nie trzyma na siłę. Może ją opuścić w każdej chwili. Myślę, że docenił  tam wartość modlitwy, miłości, przyjaźni, bezinteresowności , pracy i radości z autentycznego spotkania Jezusa Zmartwychwstałego. Nie wiem jak będzie wyglądało jego życie kiedyś za parę lat, lub gdy mnie już nie będzie. Myślę, jednak że we wspólnocie Cenacolo odnalazł źródło wszelkiego dobra, którym jest Jezus, i to mu pozostanie do końca życia. Jeszcze jedno-myślę, że nie trzeba studiować psychologii, żeby być ojcem, ale na pewno trzeba szukać Boga w swoim życiu i w życiu swojej rodziny.
B
Bogusia
16 stycznia 2013, 16:45
mam podobnie, córka ma lat 17 i od 3 lat mówi że nie wierzy, ok powiedziłam że przyjmuję jej argumenty, ale do kościoła i na religię chodzić musi, bo ja ponoszę za nią odpowiedzialność do jej pełnoletności, a nawet dopuki mieszka z rodzicami. Niechętnie ale przyjeła, ostatnio  podjeła autonomiczną decyzję, że chce przyjąć sakrament bierzmowania. 
Marta Staniszewska
16 stycznia 2013, 15:24
Co do tej przyjaźni na koniec artykulu to bym sie nie zgodziła. Pięknie na ten temat powiedział niedawno Benedykt XVI: "Miłość, wierność i poświęcenie Maryi i Józefa niech będą przykładem dla wszystkich małżonków chrześcijańskich, którzy nie są przyjaciółmi czy panami życia swoich dzieci, ale stróżami tego niezrównanego daru Boga".
M
Metody
16 stycznia 2013, 15:14
Uważam, że Darek i Konrad mają po części racje. Każdy na swój sposób. I chociaż wygląda na to, że ich zdania są sprzeczne, to wydaje mi się że można znaleźć tu kompromis. Najkrócej mówiąc: o wiarę bliskich trzeba walczyć, ale walka bardzo różnie wygląda. Jeśli prosimy Boga o nawrócenie z całą ufnością to nie ma opcji, żeby nas nie wysłuchał - i da naszym bliskim łaskę poznania Go. Oni oczywiście będą mieć wybór, bo Bóg do niczego nie zmusza. Na cóż nasza walka "na siłę" się zda? To On jest Panem czasu i zdarzeń, może tak ma byc? Wkońcu "bądź wola Twoja", ja uczyniełem co mogłem. Osobiście uważam, że dla naszej wiary lepiej jest kiedy ma solidne podstawy, a nie ma lepszych niż nawrócenie po trudach. Pamiętacie jak Jezus mówił o Ojcu w przypowieści? Nawet nie mrógnał okiem, kiedy Syn Marnotrawny zarządał majątku i poszedł w świat. Natomiast niesamowiecie się cieszył kiedy ów syn wrócił. I chociaż tego wracającego syna nie można nazwać już naróconym, to wydaje się, że w "przyszłości" tej przypowieści będzie człowiekiem mądrzejszym i pokorniejszym niż jego brat.
K
Konrad
16 stycznia 2013, 12:08
@~Darek To co mówisz jest niezwykle dziwaczne. Twierdzisz, że Twój syn się "pogubił". On się nie pogubił, tylko zaczął siebie szukać, poznawać. A Ty mu walnąłeś "pogubieniem". To sztuczne, to gubi módego czlowieka jeszcze bardziej, bo zostal przymuszony od życie wegle cudzych zasad. Może mu się teraz zdaje, że jest lepiej, ale nie odkrył siebie, tylko się zgodził z narzuconymi wymaganiami. Jesli jestes ojcem, powinienieś postudiować psychologię. Wiedzialbyś, że w tym wlasnie wieku młody czlowiek przechodzi przeobrażenie wewnęrze, wyzwala się ku bardziej dojrzałemu i pelniejszemu życiu. Szuka siebie. Rozwija się. Nieraz robi to po omacku, bo inaczej się nie da. Przydaje się wtedy bardzo mądra porada rodziców, ale nigdy nie wolno wpychać dziecka we wzór ustalony przez rodziców ! to fundamentalny błąd ! Mówiąc "pogublił się" - zdefiniowałeś jego sytuację w odniesieniu do własnych kryteriów. On nie ma być taki jak Ty mu każesz ! On ma być sobą! A co to znaczy - on nie wie jezcze, ani Ty nie wiesz. On się tego nigdy nie dowie, jeśli będziesz go formatować na swoje podobieństwo. Ani Ty się nie dowiesz; nigdy nie zobaczysz swojego syna w pelni dojrzalym i w pelni sobą. Będziesz się cieszyć, ze robi to co chcesz. To egoizm i grzech pychy. To są podstawowe obowiązki rodzica - pomóc dziecku uksztaltować sie, dojrzeć, być sobą.
D
Darek
16 stycznia 2013, 11:34
Jestem zaskoczony jak łatwo rezygnujesz z władzy rodzicielskiej, którą otrzymałaś od Boga. Mylisz uczciwość Twojej córki, ze złym wyborem, którego dokonuje jako niedojrzały człowiek, jako ktoś bez doświadczenia. TY jako matka masz obowiązek prowadzić córki do Kościoła, korzystając tutaj z władzy rodzicielskiej. Jeśli córki nie słuchały Słowa Bożego to jak mają mieć wiarę. Wszak św. Paweł mówi, że wiara bierze się ze słuchania Słowa. Ty w łatwy sposób pozbawiasz swoje dzieci życia wiecznego. Życie bez sakramentów to życie w grzechu. A grzech prowadzi do śmierci i to śmierci wiecznej. Agnieszka obuć się póki jest  na to czas. To co napisałem nie jest teoretyzowaniem, ale wypływa z mojego doświadczenia. Jestem ojcem trójki dzieci- dwóch córek i syna. Mój syn w pewnym momencie swojego życia pogubił się. Przestał chodzić do kościoła, nie przyjmował sakramentów, wpadł w złe towarzystwo i narkotyki. Wiem, że to był bunt przeciw rodzicom, którzy nie byli dla dziecka świadectwem, ale również z jego strony szukanie łatwych rozwiązań, lenistwo, nie wymaganie od siebie. Nasze życie stało się koszmarem. Strach przed utratą przez syna życia ( przede wszystkim życia wiecznego) zmobilizował nas do walki o miłość i  jedność w małżeństwie. Poprzez modlitwę różańcową, egzorcyzm do św. Michała Archanioła, częste Msze św. i naszą determinację, Pan Jezus uratował naszego syna, dając mu Wspólnotę Cenacolo. Odnalazł tam Boga, miłość, prawdziwą przyjaźń, zaczął wymagać od siebie, nie poddaje się trudnościom ale z pomocą Bożą je pokonuje. Agnieszka bardzo Cię proszę nie rezygnuj chrześcijaństwa dla Twoich córek. Pan Jezus to nie idea, ale prawdziwy osobowy Bóg, który wziął na siebie wszystkie nasze grzechy i umarł za każdego z nas na krzyżu i ZMARTMYCHWSTAŁ jako znak, że nam te grzechy przebaczył. On czeka na Ciebie i Twoje dzieci abyście przyjęły go jako swojego Pana i Zbawiciela. Jest obecny w każdym kościele w SAKRAMENCIE EUCHARYSTII.
K
Konrad
15 stycznia 2013, 19:06
Najsensowniejsze są słowa ostatnie: "Mój stały spowiednik zapytany o to, co mam robić, gdy moje dzieci nie wierzą w Boga, odpowiedział: "Nic". Mam tylko się z nimi zaprzyjaźnić. Kochać i wymagać. Wtedy między nami będzie Bóg i Jego miłość, na którą pewnego dnia otworzą swoje serca. " Najsensowniejsze, bo najuważniejsze i najuczciwsze. Zupełnie mnie dziwi teza o "wygodnym ateiźmie". To jest, niestety, kiepskie uproszczenie i teza nieuprawniona. Ateizm - w tej optyce - może być podobnie wygodny, jak bezrefleksyjna wiara, wygodna, ale i pusta. Ateizm może - i nieraz jest - najtrudniejszą drogą, gdzie nie ma łatwych odpowiedzi, gdzie nikt nie głaszcze, a droga jest trudna, pod górę, skalista i śliska. Stawianie tezy o wygodnictwie ateizmu dowodzi własnej słabości; wystarczy "ometkować" inną postawę jako gorszą - i komfort przewagi katolicyzmu trwa. Nie możesz zmusić Oli do bycia harcerką, ani należenia do jakiejś partii, ale zmuszasz ją do chodzenia na katechezę. I masz poczucie, że działasz słusznie i konsekwentnie, że szanujesz własne dziecko, jego podmiotowość? Ja twierdzę, żę tak nie jest. To aż nadto wyraźne. I sprzeczne z myślą końcową.
10 stycznia 2013, 21:24
Na pewno jeszcze odzyska wiarę po tym młodzieńczym buncie. Wiele zależy od tego, jak rodzice będą jej przedstawiali Boga i jak sami będą ją traktowali.
P
pg
10 stycznia 2013, 17:23
Smutne to, że tak mały wpływ mamy na własne dzieci. Pytanie dlaczego tak się dzieje. Nie jest dobrą odpowiedzią, że mamy nie robić nic.
M
Magdalena
10 stycznia 2013, 16:44
Pani Agnieszko, Powinnyśmy prosić Pana Boga o łaskę wiary, ale Bóg jest całkowicie wolny w jej darmowym udzieleniu człowiekowi.
MR
Maciej Roszkowski
10 stycznia 2013, 13:43
Może wykazać, że gdy przestajesz wierzyć w Boga, przeważnie zaczynasz wierzyć w każdą bzudrę- koniec świata 21 .12.12, horoskopy, numerologię, wróżki, uzależnienia etc. Przykładów nie brakuje w otoczeniu każdego dziecka.
W
wierny
10 stycznia 2013, 13:21
Można tylko powiedzieć autorce, żeby zaznajomiła dzieci z cudem krwi św. Januarego z Neapolu lub cudem hostii (chyba z Lanziano). Jeśli się znają córki na fizyce lub biologii to powinny sobie odpowiedzieć na pytanie o istnienie Boga, jak również o to, która religia jest prawdziwa. Mogą sobie wysłuchać świadectw egzorcystów np. na youtube i obejrzeć tam film z Medjugorje pt."Miracle of the Sun" z maja 2010 roku. Sfilmowano tam cud słońca, więc jak naprawdę nie wierzą z przyczyn braku dowodu istnienia Boga to raczej te materiały są przekonywujące.
A
ala
9 stycznia 2013, 11:00
Jakie piękne,szczere wyznanie.
NW
nie ważne kto
9 stycznia 2013, 10:33
Proponuję nie poddawać się i przede wszystkim nie zrażać się złym przykładem innych :) Chyba nie bez powodu JPII powiedział do nas kiedyś coś w tym stylu: "jeśli już inni od was nie będą wymagać, sami od siebie wymagajcie". Każdy, kto chce żyć uczciwie ma ciężko, ja np. też. A wiara i czyste sumienie to podstawa szczęścia i zdrowia psychicznego nawet nauka już tego po części dowodzi.
M
Martinus
9 stycznia 2013, 10:10
Tak, być może przestaję. Bo chciało się żyć uczciwie to nic to dobrego nie przynosiło.... a księża też zamiast mieć zasady konkretne co wolno a co nie, to wszystko zależy od człowieka.. a Kościół ma nas prowadzić. Więc jeśli grzechem np. pocałunek jest wtedy gdy powoduje podniecenie, to czemu prostytutka grzeszy wtedy gdy już nawet współżycie ją nie podnieca? Nie lepiej żeby była gama zarezerwowanych gestów? Nie, bo łatwiej zwalić na coś innego....
MAŁGORZATA PAWŁOWSKA
7 stycznia 2013, 13:24
Wszystko, co składa się na wiarę niewierzący nazywają bajką. Dla mnie jest to bajka czarowna. Ma też jedną, niezaprzeczalną przewagę nad tak cenioną przez niewierzących „prawdą": ta bajka nigdy się nie kończy. Dlatego wolę pozostać dzieckiem (Bożym) i nigdy nie dorosnąć do „prawdy", która ma swój, jakże smutny koniec. 
J
J.A.
7 stycznia 2013, 10:49
dzieciaki sa coraz bardziej inteligentne i nie wierza tak latwo w bajki brawo dla OLI Być może w tym poście ukrywa się opinia, że Bóg jest bajką? Na gruncie rozumowym ateizm jest również bajką, gdyż ani istnienia, ani nieistnienia Boga nie da się empirycznie wykazać w sposób rozumiany przez nauki przyrodnicze. Nic dziwnego, w końcu przyroda jest przez Niego stworzona, więc mechanizmy empiryczne jej właściwe Go nie obejmą. Ateizm nie jest poglądem naukowym, ale rodzajem wiary, nie poddającym się weryfikacji empirycznej. Wiara z Boga opiera się przede wszystkim na zaufaniu, że to, cośmy otrzymali przez łańcuch pokoleń od bezpośrednich świadków, w formie Pisma Św. oraz świadectwa życia, nie jest zwykłym wymysłem. W końcu jeśli nie było zmartwychwstania, daremna jest nasza wiara...
E
edek
23 września 2012, 16:03
dzieciaki sa coraz bardziej inteligentne i nie wierza tak latwo w bajki brawo dla OLI
P2
Pow 21.
23 września 2012, 12:01
18 Jeśli ktoś będzie miał syna nieposłusznego i krnąbrnego, nie słuchającego upomnień ojca ani matki, tak że nawet po upomnieniach jest im nieposłuszny, 19 ojciec i matka pochwycą go, zaprowadzą do bramy, do starszych miasta, 20 i powiedzą starszym miasta: «Oto nasz syn jest nieposłuszny i krnąbrny, nie słucha naszego upomnienia, oddaje się rozpuście i pijaństwu». 21 Wtedy mężowie tego miasta będą kamienowali go, aż umrze. Usuniesz zło spośród siebie, a cały Izrael, słysząc o tym, ulęknie się. 
G
Grace
28 maja 2012, 20:43
 @Anneka Sam fakt, ze praktykujesz swoja religie w ukryciu juz powinien byc dla Ciebie zastanowieniem nad slusznoscia podjetej decyzji. Wszystko to co jest zawoalowane, zaciemnione, nieujawnione, zamaskowane, zaklamane nie moze stac sie dobrem, tak dziala Zlo, ktore nie chce by go ujawniono. W momencie wchodzenia w Zlo nic sie wielkiego nie dzieje a nawet mozna miec wrazenie, ze otrzymuje sie dobre dary. Zlo jednak ma to siebie, ze zawsze niszczy czlowieka, dziala na zasadzie klamstwa, oszustwa.  Ujawnia sie szczegolnie wtedy, gdy czlowiek pragnie odwrocic sie od Zla /grzechu/, gdy nastepuje nawrocenie.
A
Anneka
28 maja 2012, 16:26
Piękny artykuł. Sama w swoim czasie odrzuciłam Boga, ale nie mogłam tego nigdy powiedzieć mojej mamie. Serce by jej pewnie pękło z żalu. Więc praktykuję w ukryciu swoją religię, bo łaska wiary była mi przywrócona. Ale nie wśród chrześcijan. Czasem, kiedy patrzę na mojego narzeczonego to jest mi przykro, że musi sam wierzyć w swoją wiarę, kiedy widzę pewien smutek w jego oczach - bo jego przyszła żona nie  jest katoliczką. Nawet chciałam nią być na siłę - dla niego. Niestety, Bogów nie można oszukać. Sami do nas przychodzą i nie pozwalają na odstępstwo.
K
Klara
2 maja 2012, 12:10
Mnie też nie zawsze chciało się chodzić do kościoła. Ale w moim domu nie było mowy o braku niedzielnej eucharystii. Czasem jak nie chciałam pójść to bardziej sprawdzałam na ile mogę sobie pozwolić. I tak wszyscy chodziliśmy. W ogóle to strasznie nie lubiłam, gdy zawsze na tacę rodzice dawali pieniądze, a mnie nie jak chciałam na lody czy ciuchy. Byłam tak zazdrosna o kościół i też bardzo się buntowałam. Teraz jestem dorosła chodzę parę razy w tygodniu na eucharystię i nie widzę poza zjednoczeniem z miłością Chrystusa sensu mojego życia.:)
E
ewelina
2 maja 2012, 11:37
Ja kiedyś synowi zadałam pytanie : Jakie zarzuty ma przeciw Jezusowi ? (nie mógł znależć odpowiedzi)
T
tak
1 kwietnia 2012, 19:27
Jakie to ludzkie i mądre! Nic bez pomocy Boga nie zrobimy gdy chodzi o dzieci.
M
michał
1 kwietnia 2012, 14:25
To Świadectwo dedykuje przedewszystkim dla dobra kościoła Jezusa Chrystusa prawdziwego i opartego przedewszystkim na słowie Bożym i dla wszystkich braci za wspólnot neokatechumenalnych oraz dla wszystkich księży z kościoła kiedy kolwiek spotkają się ze ekipami Drogi Nekatechumenalnej. I też dedykuje to świadectwo Ekipom Drogi Nekatechumenalnej w całej Polsce. Ja mam na mimie Michał ja zacząłem Drogę Neokatechumenalną w wieku 12 lat ja jak zaczynałem katechezy Drogi Nekatechumenalnej to miałem wtedy bardzo Czeszką depresje i chciałem popełnić samobójstwo ale ja dzisiaj widzę że Jezus dzisiaj przez swoje słowo zawsze chce mnie uzdrawiać i prowadzić jak każdego człowieka do i Jezus chce Aby każdy człowiek żył w wiecznym pokoju z nim i w spokoju w życiu codziennym Jezus nie raz uzdrawia mnie przez słowa katechistów i przez samego słowa Jezusa. Jezus przez drogę Neokatechumenalną dał mi pracę co prawda i ja widzę dzisiaj że Jezus wzywa mnie tylko do głoszenie jego słowa. I Jezus chce aby każdy człowiek moi drodzy bracie nie dotykał się złego i dlatego Jezus chce aby moi drodzy bracia Kosierza aby w każdej parafii powstały wspólnoty Neokatechumenalne Michał Witkowski na większą chwałę Jezusa niech będzie pochwalona jego Maryja
3
3FTJ4
12 maja 2011, 20:21
Brawo, Ania. Przytomna uwaga.... Niestety coraz więcej tekstów pisanych na zamówienie, autorzy szukają formy i chyba klamią...
W
Wojciech
9 maja 2011, 12:24
Wszystko ładnie i pięknie tylko w pierwszej kolejności musimy zadać sobie pytanie: kim dla dzieci są rodzice?, jakie wartości im przekazują?, czego ich uczą?, czy są dla nich autorytetetami?, czy są wzorem do naśladowania? To rodzice w pierwszej kolejności ksztautują swoje dzieci. Dzieci są takie jakimi ich wychowujemy i co im przekazujemy. A pozostawienie ich samych w imię rzekomej wolności sumienia prowadz niejednokrotnie do sekt bądz wewnętrznej pustki. Droga Pani Agnieszko ja też często modlęsię za swoje dzieci ale częściej modlę się wspólnie z moimi dziećmi i z ufnością zawirza je Panu Bogu.
+
+
7 maja 2011, 16:54
Warto przeczytać świadectwo pani dr Glorii Polo. http://www.voxdomini.com.pl/index.html
A
Ania
7 maja 2011, 12:10
Mnie tylko zdziwiło, że matka mogła napisać "Starsza siostra Oli", zamiast "moja starsza córka", ale może to tylko moje czepianie się... Ja się temu nie dziwię w tym kontekście - myślę, że zrobiła tak, by podkreślić, że tekst jest o Oli a nie o niej...
TM
też mama
7 maja 2011, 11:30
Matka rodzi przez całe życie. Ból porodu fizjologicznego informacją o bólu tych następnych porodów - emocjonalnych, społecznych, intelektualnych. Najtrudniejszy poród ducha naszego dziecka. Święty Augustyn oddał mu hołd, opisując swoją matkę Monikę. Cóż zostaje złożyć ofiarę ze swego macierzyństwa na wzór ofiary Abrahama? Oddać sew dziecko Bogu, choć naprawdę nie pojmuje się, co to znaczy. Niech ci Bóg wynagrodzi za mądre słowa. Bardzo mnie umocniłaś.
M
mama
17 lipca 2010, 19:40
Matka rodzi przez całe życie. Ból porodu fizjologicznego informacją o bólu tych następnych porodów - emocjonalnych, społecznych, intelektualnych. Najtrudniejszy poród ducha naszego dziecka. Święty Augustyn oddał mu hołd, opisując swoją matkę Monikę. Cóż zostaje złożyć ofiarę ze swego macierzyństwa na wzór ofiary Abrahama? Oddać sew dziecko Bogu, choć naprawdę nie pojmuje się, co to znaczy.
P
poodel
17 lipca 2010, 02:36
Mnie tylko zdziwiło, że matka mogła napisać "Starsza siostra Oli", zamiast "moja starsza córka", ale może to tylko moje czepianie się...
K
kks40
23 czerwca 2010, 09:12
Mądry tekst matki znajacej życie i macierzyństwo.Ja jako matka wynoszę z niego "to coś" dla siebie.Dzięki.:)
KS
ksiądz S.
18 czerwca 2010, 10:28
Bardzo mądry tekst. Gratuluję i dziękuję!
18 czerwca 2010, 09:42
Wiara nie jest dziedziczna. Nawet najlepszy przykład rodzica nie wystarczy, by dziecko wierzyło. I na odwrót - negatywny przykład dawany przez rodzica nie wystarczy, by odciągnąć wierzące dziecko od wiary. Każdy (tak sądzę) ostatecznie i tak sam ustala swój system przekonań i wartości. I w tym pomaga kryzys wiary. Kryzys jest wręcz znakiem autentyczności. Ps. Z art. wynika jasno, że autorka jest osobą wierzącą, katoliczką.
A
Alfista
18 czerwca 2010, 07:50
Starsza siostra Oli też jest ateistką To jest dobre, ale co się dziwić matka agnostyczka. Tak jak Kwaśniewski, a papamobile jeździł, ech co za czasy.
Andrzej Szymański
18 czerwca 2010, 07:44
Mądre.