Grzegorz Kramer SJ: określenie "kara boska" jest absurdalne

Grzegorz Kramer SJ (fot. Michał Lewandowski)

Bojaźń Boża to nic innego jak szacunek do Boga, ale oparty na świadomości tego, że On pierwszy mnie ukochał i okazał mi szacunek. W wychowywaniu innych do wiary nie można straszyć, ponieważ chce się szybko osiągnąć efekty. Tak się tresuje.

Gdy miałem dziesięć lat, poszedłem do spowiedzi. To był duży, zamykany konfesjonał, tzw. szafa, w którym spowiadał stary ksiądz, major WP - jezuita (nie żyje już długie lata). Jednym z moich grzechów było to, że nie byłem w niedzielę w kościele, nie byłem na mszy świętej. Spowiednik bardzo na mnie nakrzyczał, kończąc wszystko stwierdzeniem, że gdybym umarł w międzyczasie, to poszedłbym do piekła, bo nie miałem błogosławieństwa Bożego. Gdy miałem niecałe trzydzieści lat i byłem już zakonnikiem, spowiadałem się w jednym z sądeckich kościołów. Kiedy skończyłem mówić swoje grzechy i powiedziałem "to wszystko", zostałem zrypany, że jestem niepokorny i chyba niewierzący, bo: "Kościół dał nam tak piękną formułę o tym, że więcej nie pamiętamy i żałujemy"… Nie słuchałem już niczego, co usłyszałem później. Czułem się jak śmieć.

Kiedyś miałem epizod z pewną wspólnotą, w której bardzo dużo mówiło się o ranach zadanych nam przez innych: rodziców, znajomych czy księży. Większość nauczania opierało się na grzebaniu w przeszłości. Pamiętam, że skutkiem było to, że później wiele czasu poświęcałem na analizowaniu innych, ich historii, by znaleźć przyczyny moich kłopotów i rozpocząć krucjatę modlitwy o to, by je naprawić.

Spowiadam się często i mam mnóstwo pozytywnych i naprawdę dobrych doświadczeń ze spowiedzią. Naprawdę. A jednak pamiętam bardzo mocno - konkretnie - tych kilka, które były koszmarem. Kiedy spotkałem kogoś, kto zamiast dać mi miłość, dał mi strach. Wiem, jak ważne są zranienia z przeszłości (sam o tym mówię podczas wielu konferencji), a jednak mam świadomość, że mówiąc o zranieniach, można wprowadzić człowieka w poczucie winy i strach.

DEON.PL POLECA

Kto choć trochę śledzi debaty internetowe lub te w realu, wie, że bardzo często można usłyszeć o tym, jak Bóg staje się "kartą przetargową" w wychowywaniu dzieci czy próbie "ujarzmienia" ludzi, z którymi sobie po prostu nie radzimy. Łatwiej jest na kogoś nakrzyczeć, postraszyć piekłem niż przejść z nim drogę wiary. Można kogoś po prostu zbić, by nauczyć go odruchów, że czegoś nie wolno, a można kogoś uczyć. Jedno przynosi szybko efekty, o które nam chodzi, a drugie jest procesem uczącym drugiego człowieka podejmowania dobrych decyzji.

<<Papież: misją Jezusa nie było karanie grzeszników>>

U niektórych ludzi wierzących furorę robi określenie "bojaźń Boża". Boga należy się bać, bo wiadomo, że może człowieka ukarać. Nie można i nie trzeba bać się Boga. On sam się przedstawia przez Słowo, że jest Miłością, a w niej nie ma lęku i strachu. Kiedy kogoś kocham i czuję się kochany, to robię wszystko, by tej relacji nie utracić. Jak mówi wielu z nas: "drżę" na samą myśl, że mógłbym to zepsuć. Boję się o to. Nie boję się osoby, którą kocham i która kocha mnie, ale boję się straty. Mówiąc jeszcze inaczej - bojaźń Boża to nic innego jak szacunek do Boga, ale oparty na świadomości tego, że On pierwszy mnie ukochał i okazał mi szacunek.

W wychowywaniu innych do wiary nie można straszyć, ponieważ chce się szybko osiągnąć efekty. Tak się tresuje. Warto zauważyć pewną prawidłowość polegającą na tym, że straszą ludzie, którzy sami odczuwają głęboko ukryty strach, wewnętrzny konflikt moralny. Łatwo można - mając nieuporządkowane serce i życie - ulec pokusie doprowadzenia do szybkich zmian u innych ludzi. Prawdą jest też to, że przekazujemy innym obraz Boga taki, jaki nosimy w sobie.

To wszystko musi się przekładać na codzienną ewangelizację innych. Muszę używać języka dostosowanego do mojego odbiorcy. Bardzo często, kiedy prowadzę kolejne rekolekcje i mówię po raz kolejny konferencję na ten sam temat, np. rozeznawania duchowego, pojawia się pokusa, by sądzić, że ludzie, którzy mnie słuchają, już coś, co dla mnie jest oczywiste, wiedzą. Dziecko nie rozumie dużego skrótu myślowego, jakim jest sformułowanie "kara boska" (samo w sobie absurdalne), więc ja nie mogę zostawiać małego człowieka (dużego też) z krótkim zdaniem: jak zgrzeszysz, to Bóg cię ukarze.

Wiele razy już to mówiłem, że często "sprzedajemy" chrześcijaństwo jako jeszcze jedną religię w świecie, dokładając tylko zdanie: "ta jest prawdziwa". Chrześcijaństwo nie jest czymś takim. Ono jest Dobrą Nowiną o dobrym Bogu, który przychodzi do słabego człowieka nie po to, by go tą słabością poniżyć, a później go za nią skarać, ale by nauczyć go wykorzystywać słabość do osiągnięcia celu, którym jest świętość - życie z Bogiem.

Wpis ukazał się na blogu Grzegorza Kramera SJ

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Grzegorz Kramer SJ: określenie "kara boska" jest absurdalne
Komentarze (12)
Cyrus Perski
7 lipca 2018, 14:55
"Teologia" Grzegorza Kramera to bełkot, który jest w stanie zdemaskować każdy średnio inteligentny katolik. Cóż z tego, skoro próba jakiejkolwiek polemiki z owym - niestety - księdzem kończy się: 1) odwróceniem kota ogonem lub 2) wypieraniem się własnych tez - "ja wcale tak nie powiedziałem, a to że wszyscy tak to zrozumieli to nie mój problem", wreszcie: 3) próbą ataku ad personam (szyderstwem, przekręceniem sensu wypowiedzi, przypisaniem złych intencji) i ostatecznie - 4) cenzurą - skasowaniem komentarza. Kramer jest tchórzem chciwym pochlebstw i popularności. 
DN
Danuta Nowak
8 września 2017, 15:37
Trochę, według mnie, pomieszanie z poplątaniem. :)  Co innego kiepski spowiednik, który nie umie przekazać miłosierdzia, co innego Bojaźń Boża, a jeszcze coś innego "kara boska". Bóg jest miłością, więc jasne, że nigdy nie karze ludzi, jednak czasem dopuszcza by rozlała się niegodziwość i zło na człowieka. Bo nic nie dzieje się bez Jego woli. Czasem zaleca iść do niewoli, jak Izraelowi po to by On nawrócił się i na nowo powrócił do Pana. Czasem zgadza się, by dziecko umarło, jak w przypadku Dawida, pomimo, że bardzo ukorzył się,  prosił i błagał o miłosierdzie... Bóg jest miłością ale nie jest to miłość landrynkowa, cukierkowa, ale jest to miłość, która ma nas nauczyć kochać i doprowadzić do Nieba. Czyli miłość, która jest decyzją, postawą, wyborem, a nie uczuciem czy emocją. No i są konsekwencje grzechu, przede wszystkim cierpienie grzeszącego, ale też grzech nie jest prywatną sprawą i cierpi cała wspólnota (sławne biblijne Aj). Także doznanie miłosierdzia w konfesjonale jest czymś cudownym i wspaniałym, co nam gwarantuje Zmartwychwstanie Jezusa, jest niezasłużone, darmowe, ale jest też ciąg dalszy, czasem konsekwencje grzechu są porażajace.  
AM
Agnieszka Maliszewska
10 września 2016, 20:15
Bojaźń Boża to pierwszy stopień do miłości... ale na nim się nie powinno zatrzymywać... wobec Boga czujemy się czasami jak śmieci, bo tak jest, grzech to brak dobra... nicość, ciemność... ale Jego Siła lśni w ciemności i ciemność jej nie ogarnie. Miłość doskonała precz odrzuca bojaźń... w bojaźni bitego psa nie ma miłości... w bojaźni psa którego uczy się chodzić i biegać i cieszyć bez rzucania się w brud jest zaufanie... najwięksi święci jak św. Jan od Krzyża siedzieli w piwnicy o chlebie i wodzie żeby wybić im z głowy herezje, i z humorem pisali o wielkiej słodyczy obutych braci... ale nie każdy jest świętym Janem od Krzyża... zdrowy rozsądek i miłość leczy rany i daje siły do pokuty chorym, a suchy chleb i szorstkie słowo silnym... świat jest dziś słaby jak dziecko, które poparzyło się zapałkami i płacze... opatrując mu palce nie musimy mówić: a nie mówiłem... ale gdy dorosły podkłada ogień pod sierociniec, wtedy powinniśmy go zamknąć w więzieniu... zwłaszcza gdy jego serce jest harde i cyniczne... świat potrzebuje Ukrzyżowanego i Jego siedmiu ostatnich słów... wszystkich. I całej Ewangelii. I dobrych spowiedników... i mniej teologów wśród tych, którzy powinni wychowywać dzieci a nie księży.
7 września 2016, 23:34
Łazi ten Kramer do spowiedzi a durny bo nie dostrzega, że kara Boża funkcjonuje w samym grzechu bo: 1) grzech stawia nas w ciemności przebywania poza obecnością Bożą, 2) grzech rodzi konsekwencje (niekiedy bolesne), które mają nas przywieść z powrotem do Boga. To drugie jest przejawem Bożego miłosierdzia. Przykładem funkcjonowania kary w w/w rozumieniach jest historia syna marnotrawnego. Oczywiście są jednak i tacy na których kara nie działa - "wydał Bóg na pastwę ich bezużytecznego rozumu, tak że czynią to, co się nie godzi" (Rz 1,28).Są to ci ,którzy mimo wszelkich popełnianych niegodzictw żyją w pozornym ciepełku do końca swych dni - ci przegrali swe życie. Reasumując , grzech i jego konsekwencje stanowią karę Bożą, która w tyym rozumieniu oczyywicie funkcjonuje i żadne Kramerowe bajdurzenia wynikające być może z nieradzeniem sobie z rzeczywistością grzechu nauki Kościoła w tym względzie nie zmienią. "Twoja niegodziwość cię karze, a twoje niewierności cię osądzają. Wiedz zatem i przekonaj się, jak przewrotne i pełne goryczy jest to, że opuściłaś Pana, Boga swego, a nie odczuwałaś lęku przede Mną - wyrocznia Pana Zastępów." (Jr 2,19)   
AK
Andrzej K.
8 września 2016, 22:36
Zgadzam się z Panem (prznajmniej o ile chodzi o Karę Bożą, bo na obrażanie autora się nie zgadzam), że Bóg może wywołać u nas przykre uczucia, które dają nam szansę na wyrwanie się z jakiejś pułapki; ale Pan też się chyba zgodzi, że niektórzy wychowawcy nadużywają zwrotu "kara boska" do celów innych niż przybliżenie bliźniego do Boga?
Jack French
7 września 2016, 19:29
znowu <facepalm>. Dlaczego ojciec tak strasznie błądzi w tym zakrzywionym filozoficznym patrzeniu na Boga?  Nie, Bóg taki nie jest jak Go ojciec przedstawia i kropka. Każdy teolog o jakimkolwiek pojęciu teologicznym zaprzeczy ojcu w większości tych artykułów, które się tutaj pojawiają autoryzowane imieniem księdza. Ehhhhhh. A co do merytoryki: tak samo jak pochlebstw, trzeba nam karcenia i postawienia do pionu. Jest to w Piśmie, jest to w tradycji, jest to w psychologii, pedagogice i samym zdrowym rozsądku. Ojciec zaprzecza każdej z wyżej wymienionych dziedzin. Ehhhh.
Cyrus Perski
7 lipca 2018, 14:57
"Filozoficznym" ??? Zlituj się chłopie, to obok filozofii nie leżało. To bełkot z kajetu licealistki. 
JD
Jacek Dunikowski
7 września 2016, 17:58
kilkanaście lat temu moja dziewięcioletnia córeczka poszła do spowiedzi. Spowiedź trwała bardzo krótko. Wyszła z konfesjonału zaszokowana - ksiądz powiedział jej, że jest złym dzieckiem. Ja też byłem skonsternowany. ..... Dziasiaj jest dorosłą kobietą. Po bierzmowaniu odeszła z Kościoła... Droga Redakcjo, jak powinienem się zachować? Dzisiaj żałuję, że nie wyciągnąłem owego księdza za fraki z konfesjonału....tak po katolicku :-)
Jack French
7 września 2016, 19:26
Po pierwsze nie odeszła z KK ponieważ ksiądz, spowiedź, lat 9. Po drugie odeszła ponieważ w pierwszej kolejności zawiodło wychowanie. Po trzecie trzeba było tego księdza wziąć za fraki i zrobić co trzeba :)
7 września 2016, 12:44
Określenie wywodzi się z Pisma Świętego. Znajdziemy je w różnych formach w ST i NT. Refleksję na ten temat można przeczytać też na: [url]http://www.opoka.org.pl/biblioteka/P/PR/pk200930-kara.html[/url]
7 września 2016, 12:21
Bardzo proszę o odpowiedź, co mam począć z Głównymi Prawdami Wiary (punkt 2)?  A co z tym, jak to interpretować? Syn Człowieczy pośle aniołów swoich: ci zbiorą z Jego królestwa wszystkie zgorszenia i tych, którzy dopuszczają się nieprawości,  i wrzucą ich w piec rozpalony; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów. Wtedy sprawiedliwi jaśnieć będą jak słońce w królestwie Ojca swego. Kto ma uszy, niechaj słucha!
AK
Andrzej K.
7 września 2016, 15:58
A propos głównych prawd wiary, polecam ten artykuł: https://www.tygodnikpowszechny.pl/prawdy-znikad-34337 A propos "kary boskiej", to rozumiem, że Ojcowi Grzegorzowi nie chodzi o to, że piekła nie ma, tylko o to, że Bóg nie każe w taki sposób w jaki karzą zmęczeni/sfrustrowani/przestraszeni rodzice: "nie radzę sobie z tobą dzieciaku, to się na tobie wyżyję".