Iluzja miłości

(fot. shutterstock.com)
Paul Coutinho SJ

Miłość jest jedną z największych iluzji, jakich ludzie doświadczają. Iluzja miłości jest zarazem często najpoważniejszą przeszkodą na drodze do naszej relacji z Bogiem i do głębszego doświadczania Boga.

Zastanów się przez chwilę nad historią dwojga małżonków tak do szaleństwa w sobie zakochanych, że każdy rodzic, mający kilkunastoletnie dziecko, wskazywał na nich i mówił: "Jeśli chcesz wiedzieć, co to jest miłość, spójrz na tę parę". Pewnego dnia mężczyzna zmarł. Kobieta była tak zrozpaczona, że kazała wyryć na jego nagrobku wielkimi literami słowa: "Odeszło światło mego życia". Ludzie przychodzili tam, aby pokazać swoim dzieciom ten napis i opowiedzieć o idealnej parze i o wzajemnej miłości tych dwojga. Przychodzili też do owej kobiety, aby ją pocieszyć, a pewien mężczyzna przychodził nawet często. Mężczyzna ten zakochał się w niej, a po jakimś czasie także ona w nim i wkrótce zrodziło się w niej pragnienie ponownego wyjścia za mąż. W zakłopotanie wprawiał ich jednak ów nagrobek. Poszli poradę do proboszcza, a ten powiedział: "Niech zostanie, nie martwcie się. Napisała pani: «Odeszło światło mego życia». Po prostu trzeba dodać: «Zapaliłam nowe»".

Abraham Lincoln powiedział kiedyś, że każdy cieszy się takim szczęściem, jakie sobie wybrał. Szczęście jest zatem wewnętrznym wyborem. Kiedy ktoś cię kocha, to nie czyni cię szczęśliwym, lecz uświadamia ci źródło twojego szczęścia w tobie samym. Dlatego jeśli osoba, którą kochasz, odrzuca twoją miłość, odchodzi albo umiera, to nie zabiera ze sobą twego szczęścia.

Jeśli trzymamy się kurczowo czyjejś miłości albo uzależniamy od niej swoje szczęście, stajemy się niewolnikami tej relacji. Oszukujemy samych siebie, wierząc, że nasze szczęście pochodzi od tej osoby, gdy tymczasem jego źródłem jest nurt Bożego życia oraz to, że jesteśmy umiłowani przez Boga. Ta relacja jest nie tylko prawdziwie bezwarunkową relacją miłości. Prawdziwa miłość pozwala mi być w sposób wolny tym, kim jestem.

Najcenniejsze dary Boga są czasem właśnie przeszkodami na drodze do pogłębienia relacji z Bogiem. Niekiedy nasze relacje, nawet te dobre, przeszkadzają nam wznieść się na wyższy poziom duchowy. Ramakrishna, jeden z największych indyjskich mędrców, opowiada następującą historię: Był sobie pewien świątobliwy mąż, który wędrował po lasach, doznając nieustannie obecności Boga. W swojej wędrówce przybył któregoś dnia do miasta i znalazł tam wspaniałego młodego człowieka, do którego zwrócił się tymi słowy: "Dlaczego marnotrawisz tu swój czas? Pójdź ze mną do lasu, a pokażę ci, jak doświadczać Boga, pokoju i szczęścia". Młody człowiek odrzekł: "Nie mogę tego zrobić. Mam żonę, która mnie bardzo kocha; byłaby zrozpaczona, gdybym odszedł. Mam dzieci, które liczą na mnie. One też bardzo mnie kochają. Jesteśmy w naszej rodzinie bardzo sobie bliscy. Jest to rodzina ogromnie się kochająca. Nie mogę tak po prostu zostawić ich i odejść". Świątobliwy mąż powiedział na to: "To iluzja, wytwór twojej wyobraźni. Oni wcale cię nie kochają tak, jak myślisz. I ty też wcale ich nie kochasz tak, jak myślisz". Młody człowiek odparł: "Ależ na pewno tak jest". Na to świątobliwy mąż: "Sprawdźmy to".

I zaproponował: "Daję ci tu trochę pewnej mikstury. Po przyjściu do domu wypijesz ją i upadniesz, jakbyś był martwy, ale będziesz świadomy wszystkiego, co się dokoła ciebie dzieje. Przyrzekam ci, że wkrótce potem przyjdę i przywrócę cię do życia". Młody człowiek zgodził się. Przyszedł do domu, wypił miksturę i padł jak martwy. Pierwsza znalazła go żona; poczęła krzyczeć i biadać i nie mogła znaleźć ukojenia. "Mój biedny mąż - wołała - jakże bardzo go kocham. Dlaczego Bóg tak szybko go zabrał?". Dzieci również nie mogły się uspokoić. W domu zeszli się też wszyscy sąsiedzi, starając się rodzinę wesprzeć. Mówili także, jak bardzo kochali tego człowieka. On zaś myślał sobie: Spodziewam się, że kiedy świątobliwy mąż teraz przyjdzie, zobaczy sam, jak wszyscy mnie kochali i jak mnie teraz żałują.

Świątobliwy mąż zjawił się i zapytał: "Co tu się stało?". Na to żona: "Mój biedny mąż - tak bardzo go kochałam, a teraz odszedł, a ja nie wiem, co bez niego pocznę". Dzieci mówiły to samo. Sąsiedzi też go wychwalali. Świątobliwy mąż oświadczył: "Mogę przywrócić tego człowieka do życia. Mam tu oto trochę mikstury. Jeśli wleję mu ją do ust, ożyje". Wszyscy przestali płakać i patrzyli z nadzieją na świątobliwego męża. Ten zaś mówił dalej: "Ale aby mikstura odniosła skutek, musi być spełniony pewien warunek. Jedno z was powinno wypić połowę mikstury, po czym umrze. Widząc, jak bardzo go kochacie, jestem pewien, że bez wahania warunek ten spełnicie".

Pierwsza odezwała się na to żona. Powiedziała: "Czym jest dom bez matki? Mój mąż nie umie gotować. Mój mąż nie potrafi troszczyć się o dzieci". Krótko mówiąc, stwierdziła, że ona nie może wypić mikstury. Dzieci mówiły: "Tato przeżył dobrze życie. Bóg go wynagrodzi. My jesteśmy młodzi i życie dopiero przed nami". Sąsiedzi mieli własne rodziny, wobec czego żaden z nich nie był skłonny wypić mikstury. Świątobliwy mąż przywrócił w końcu młodego człowieka do życia, a ten, nie patrząc na nikogo z obecnych, poszedł za nim do lasu.

Nie doradzam ci, abyś opuścił swoich bliskich i poszedł do lasu. Chcę tylko, abyś popatrzył, czym jest ta wielka iluzja miłości. Nie przypisuj swoim bliskim i przyjaciołom większego znaczenia, większego waloru, niż mają. Jezus powiedział: "Jeśli nie będziesz mieć w nienawiści swego ojca i swej matki, i swoich braci i sióstr, nie możesz być moim uczniem". Nie mówię, że powinieneś przestać kochać swoją rodzinę. Jezus tego nie powiedział. Jezus powiedział: "Kochaj ich z całego swego serca i z całej swojej duszy. Kochaj ich tak, jak ciebie kocha Bóg. Kochaj ich tak, jak kochasz samego siebie". Kochaj ich, ale wiedz, że zarazem powinieneś od nich odejść, tak aby móc całkowicie i bezwarunkowo pójść za Bogiem. Jest to coś, o czym wszyscy powinniśmy pomyśleć. Wszyscy powinniśmy w pewien sposób skonfrontować się z tą iluzją, a konsekwencje tego, jak to zrobimy, są bardzo poważne.

Kiedy umarła moja matka, wszyscy w domu martwiliśmy się o ojca. Spędził z nią w małżeństwie czterdzieści siedem lat i był jej bardzo oddany. Obawialiśmy się, że teraz, kiedy odeszła miłość jego życia, również i on umrze. Tymczasem nic takiego się nie stało. Po śmierci matki żył jeszcze dwanaście lat. Nie tylko żył, ale było to życie pełne; był w nim w pełni obecny. Oczywiście brakowało mu jej. Oczywiście mówił o niej. Jednakże jej śmierć nie złamała, nie zabiła go.

Kiedy bliscy nam ludzie umierają, brakuje nam ich i płaczemy po nich, ale jeśliśmy ich prawdziwie kochali i cieszyli się ich obecnością, to płaczemy, bo jesteśmy szczęśliwi. Nasze łzy są łzami szczęścia, ponieważ ich życie było dla nas darem i pamiętamy spędzone z nimi szczęśliwe chwile. Ponieważ w pełni nacieszyliśmy się nimi, możemy swobodnie rozstać się z nimi na płaszczyźnie fizycznej i pozostawać z nimi związani na płaszczyźnie duchowej.

Dotyczy to również naszej relacji z Bogiem. Jedna z dewiz św. Ignacego brzmi: "Módl się tak, jakby wszystko zależało od Boga, a pracuj tak, jakby wszystko zależało od ciebie". Święty Ignacy chce przez to powiedzieć, że powinniśmy całym sercem oddawać się swemu zadaniu, w którym działa Bóg, i całkowicie Mu ufać. Jest to postawa nie tyle dziecinna, co dziecięca. W tej relacji możemy swobodnie być tym, kim jesteśmy, a Bóg może być swobodnie sobą. Jest to relacja wyzwalającej miłości.

Rozważanie pochodzi z książki: Jak wielki jest twój Bóg

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Iluzja miłości
Komentarze (20)
PI
Pył i Światło
21 sierpnia 2013, 10:18
Co za idiotyzmy.
ON
oczom nie wierzę
20 sierpnia 2013, 23:21
To teraz odejdź ojcze rodziny, od żony i dzieci, bo w XIX wieku Ramakriszna wymyslił sobie taką baśniową opowieść, a Paulo Coutinho twierdzi, że "powinieneś od nich odejść, tak aby móc całkowicie i bezwarunkowo pójść za Bogiem". Brednie, brednie, brednie. Jak ktos juz ma rodzine to powinien praktykować "wolność do" i pozostawać na swoim miejscu, ponosząc odpowiedzialność za swoich najbliższych. Najważniejsze, to nie brac sobie do serca wszystkiego co mówią księża i co publikują w swoich portalach, żeby sobie i innym ludziom nie zniszczyć życia. 
M
Magdalena
20 sierpnia 2013, 22:40
Do ~GOŚĆ @ 2, …i znowu nie masz pojęcia, o czym mowa, więc się nie wysilaj, bo jeśli Twój mózg rozpoznaje w moim słowie miłość tylko krocze, to strach pomyśleć, w jakim stanie jest Twoje krocze…
G@
GOŚĆ @ 2
20 sierpnia 2013, 09:54
~Magdalena …jeśli naprawdę jest miłość, to widać ją i z zewnątrz….. Znowu o swoim kroczu piszesz! Miłość to nie twoje krocze Dla ciebie miłość to zabić drugą osobę w szaleństwie , dla ciebie miłość to nawet zjeść swoje dzieci . Sama dałaś dowód temu przez swoje wypowiedzi. Jak ci nie wstyd porównywać swoje pożądania do owocu Ducha Świętego. Opamiętaj się kobieto !
M
Magdalena
20 sierpnia 2013, 09:25
…jeśli naprawdę jest miłość, to widać ją i z zewnątrz…..
RA
Rara avis
19 sierpnia 2013, 17:13
@[GOŚĆ]   W istocie , jak już podkreślałem , problemem świata współczesnego jest niezdolność rozróżnienia... Tak często nie jest w stanie człowiek odróżnić miłości od zauroczenia...  A to dwa odmienne stany.... Jakże to istotne... Pozdrawiam :):)
[
[GOŚĆ]
19 sierpnia 2013, 16:45
Bliska relacja międzyludzka, która z zewnątrz może przypominać miłość, coraz częściej tą miłością nie jest. Często słyszy się sformułowanie w stylu "Już się nie kochamy", które tak naprawdę oznacza mniej więcej to samo co: "Ta relacja już nie zaspokaja moich potrzeb i pragnień, znudziła mi się. Ta relacja staje się dla mnie wymagająca, trudna, stawia przede mną zadania, z którymi nie chcę się zmagać.". Gdy ludzie mówią "Już się nie kochamy" to oznacza, że tak naprawdę nigdy się nie kochali - ich relacja nigdy nie była miłością. "Miłość nigdy nie ustaje" (1 Kor 13, 8)
W
wojtas
19 sierpnia 2013, 10:11
To jak nazwiecie miłość między ludźmi, jeśli nie miłością? Autor w moim odczuciu pokazuje, że to co nazywamy miłościa międzyludzką bywa często czym innym niz prawdziwa miłość jest. Wystarczy, że spojrzę na "miłości" moich znajomych.. Zobaczcie ile małzeństw się dziś rozpada. Dlaczego? Bo poddaje się iluzji miłości, a nie buduje na prawdziwej Miłości. 
M
Magdalena
19 sierpnia 2013, 09:26
Jeśli propozycja, z którą wiąże się cierpienie prawdziwie pochodzi od Boga, jesteśmy jednocześnie uzdolnieni do jej realizacji.
[
[GOŚĆ]
19 sierpnia 2013, 03:21
[c.d.] W historii Ramakrishny (jeśli dobrze zrozumiałem jest hinduistą - indyjski "mędrzec") widzę dużo kłamstwa i jadu. Powinna ona skończyć się następującym zdaniem: "W taki właśnie sposób szatan (rzekomo "świątobliwy mąż") oszukał młodego człowieka, zniszczył jego rodzinę, a jego samego wyprowadził w las." Samą historię widzę następująco: Przyszedł szatan udając świątobliwego męża i zaproponował napotkanemu młodemu człowiekowi zaspokojenie jego pragnienia doświadczenia Boga, pokoju i szczęścia (wyprowadzając go w las?). Młody człowiek oparł się pokusie - kochał bardzo swoją żonę i dzieci. Jednakże szatan zasiał w końcu wątpliwość w jego sercu i młody człowiek zaczął zgadzać się na to, co tamten mu proponował... Czy żona naprawdę kochała męża? Dość ciężko to jednoznacznie stwierdzić czytając tę historię. Na pewno nie uległa szatańskim namowom. Wiedziała też, że jeśli ona umrze a mąż powróci do życia to jej małżonek i dzieci będą nadal cierpieć - tym razem po utracie żony i matki. Podobnie w przypadku śmierci któregoś z dzieci. W tej historii jest jednak pewne dobre przesłanie: nie należy przywiązywać się do nikogo i do niczego w sposób, który w jakikolwiek sposób niszczyłby naszą relację z Bogiem. Naszą ludzką miłość możemy budować tylko z Miłości Boga. Jeżeli miłość Boga jest na pierwszym miejscu, to wszystko jest na swoim miejscu. Dopiero z tej Miłości może wypływać miłość człowieka do Bożego stworzenia, do drugiego człowieka, w którym Bóg zawarł część Siebie. "Pierwsze [ze wszystkich przykazań] jest: Słuchaj, Izraelu, Pan Bóg nasz, Pan jest jeden. Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą. Drugie jest to: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. Nie ma innego przykazania większego od tych." (Mk 12, 29-31)
[
[GOŚĆ]
19 sierpnia 2013, 03:19
Mam do tego artykułu pewne obiekcje. Słusznie już ktoś zauważył, że już sam tytuł ma w sobie coś niepokojącego. Tytuł można odczytać w dwojaki sposób... A wiadomo przecież, że miłość nie jest iluzją i nie odbiera wolności (trzeba wiedzieć, że podświadomość działa i wszystko czego doświadczamy zostaje w naszym umyśle). Tytuł powinien raczej brzmieć: "Odbierający wolność iluzoryczny/fałszywy obraz miłości". "Najcenniejsze dary Boga są czasem właśnie przeszkodami na drodze do pogłębienia relacji z Bogiem" (czwarty akapit) - ale o co chodzi?! Dar od Boga ma być rzekomo czymś złym? Owszem, dary Boże są często tak wielkie, że musimy nauczyć się właściwie je przyjąć. Stają się dla nas jednocześnie pewnym zadaniem, być może trudnym, ale takim, któremu musimy sprostać. Jeżeli Bóg nam coś daje to wie, że jest to dla nas dobre. "Niekiedy nasze relacje, nawet te dobre, przeszkadzają nam wznieść się na wyższy poziom duchowy" - dobre relacje mają nam utrudniać drogę do Boga?! Relacja, o której tutaj mowa to nie miłość, ale jakaś chciwość lub pożądliwość, przez które dobra relacja miłości jest niszczona.
M
Magdalena
18 sierpnia 2013, 23:31
Pan Bóg zna nasze serca, więc kiedy wystawia nas na próby, to po to abyśmy to my lepiej poznali siebie, dla potwierdzenia naszej wierności Bogu, a nie wierności naszych bliskich względem nas. Autor posłużył się niechrześcijańską przypowieścią, ponieważ podstęp mędrca miał na celu zdemaskowanie braku miłości do człowieka, a nie do Boga.
M
Michał
18 sierpnia 2013, 19:31
~Barbara A ja myślę, że jest tu sporo prawdy i dlatego tak niektórych oburza. Miłość do bliskich nie może przyćmiewać miłości do Boga. A według mnie oburza właśnie dlatego, że nie jest prawdą :-) Bo albo mówimy o miłości albo o nieuporządkowanym przywiązaniu. To drugie nie jest miłością, a autor stawia tutaj znak równości. Zupełnie bez sensu. No, i wychodzi kicha. Miłość do bliskich właściwie rozumiana, czyli właśnie jako miłość a nie złe przywiązanie (uzależnienie), nigdy nie przyćmiewa miłości do Boga, ale wręcz przeciwnie: kieruje do Boga i naprowadza do Niego. Chrystus dał nam przykazanie, aby się wzajemnie miłować. Ponadto przypomniał, że największe przykazanie to kochać Boga i człowieka; jedno bez drugiego nie ma racji bytu, bo jest to jedno przykazanie podzielone na dwie części. Paul Coutinho natomiast myli miłość z uzależnieniem, nazywając podstawę chrześcijańskiego życia... iluzją. Błądzi. Tak jak wspomniałem, mniej więcej kojarzę jakie mógł mieć intencje, ale wyszły mu bzdury.
B
Barbara
18 sierpnia 2013, 10:54
A ja myślę, że jest tu sporo prawdy i dlatego tak niektórych oburza. Miłość do bliskich nie może przyćmiewać miłości do Boga. Tylko On nas kocha bezwzględnie i bezwarunkowo. Bardzo dobry tekst.
K
kris
18 sierpnia 2013, 10:33
1 Kor 13 1 Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący. 2 Gdybym też miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice, i posiadał wszelką wiedzę, i wszelką [możliwą] wiarę, tak iżbym góry przenosił. a miłości bym nie miał, byłbym niczym. 3 I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją, a ciało wystawił na spalenie, lecz miłości bym nie miał, nic bym nie zyskał.
J
jack
18 sierpnia 2013, 00:46
@Piotr "Wydaje mi się, że intencją autora, zarówno w tytule jak i tekście jest pewnego rodzaju prowokacja... katolików :). Bo przecierz wiadomo, że Bóg jest Miłością i miłość jest najważniejsza w życiu człowieka, autor przecierz przyznaje się do tego pod koniec tekstu. Używa jednak słowa miłość w dwóch różnych znaczeniach" Mnie się wydaje, że autor po prostu miesza i sam myli pojęcia, nie rozróżniając znaczeń, nie wiedząc, co pisze. Demellańska herezja.
P
Piotr
17 sierpnia 2013, 23:04
Wydaje mi się, że intencją autora, zarówno w tytule jak i tekście jest pewnego rodzaju prowokacja... katolików :). Bo przecierz wiadomo, że Bóg jest Miłością i miłość jest najważniejsza w życiu człowieka, autor przecierz przyznaje się do tego pod koniec tekstu. Używa jednak słowa miłość w dwóch różnych znaczeniach: raz by oznaczyć miłość nieuporządkowaną, tzw. miłość własną, która nie jest prawdziwą miłością a jest jedynia połączona z lękiem o samego siebie i własny komfort psychiczny, drugie znaczenie to miłość prawdziwa, miłość głoszona przez Chrystusa w Ewangelii, to Bóg, który jest Miłością, jedyną i prawdziwą, do której właśnie powinniśmy się zwrócić by zrozumieć co to słowo naprawdę znaczy. Miłość ziemska jest oczywiście darem od Boga i drogą do Boga, dawcy tej miłości... i właśnie o tym nie powinniśmy nigdy zapominać, że jest to aż i tylko droga do Boga, który jest Miłością.
R
RADEK
17 sierpnia 2013, 17:21
 Dawno nie czytalem takich bzdur,popieranych przez autora  1) opowiescia typowa dla protestantow 2)autorytetem masona A.Linkolna 3)...???..najcenniejsze dary Boga sa przeszkoda do poglebienia relacji z Bogiem....???? ( sprawianie poczucia glebi przez brniecie w niejasnisc)....4) "atorytet" ramakryszna,a na zakonczenie cytat ze sw.Ignacego,no i wszystko sprawia wrazenie tresci katolickiej,a jest zwyklym klamstwem modernizmu .Milosc dana nam przez Boga tu na ziemi jest realizacja naszego powolania."BOG JEST MILOSCIA"....."W WAS JEST KROLESTWO NIEBIESKIE"
RA
Rara avis
17 sierpnia 2013, 16:16
Problem współczesności stanowi zatarta zdolność właściwego rozróżnienia , miłości i zauroczenia... Wielu postrzega te wartości jako tożsame... Prowadzi to do często przykrych konsekwencji w przyszłości... Co do tej historii... Interesująca opowieść , nie sądzę jednak , by jedyną , pełną miarą uczucia , tej potężnej siły i wartości , była zdolność poświęcenia swego życia w sposób dosłowny... Przecież prawdziwie się miłujący w zasadzie swoje życie poświęcają dla siebie wzajemnie... Poświęcają niekiedy kariery , czasem marzenia , szczęście , przyjmując także i smutki trapiące osobę bliską... Poświęcają część ze swej wrodzonej "autonomii człowieczeństwa" decydując się na życie we wspólnoście , rezygnują po części ze swej niezależności...  To również stanowi wartość ogromną... Czy w istocie wartość mniejszą od chwili bólu , i "zaśnięcia" na wieki ??? Myślę , że słowa Chrystusa o tym , że "nikt nie ma większej miłości od tej , gdy ktoś życie swoje oddaje za Przyjaciół swoich" zawierają głębię sensu i symboliki... Z jednej strony oddać swe życie za przyjaciół , za drugiego człowieka można rozumieć w sposób dosłowny , jako wyraz pełnej miłości bliżniego , ofiarujemy coś najcenniejszego , życie... Jest też i inna płaszczyzna rozumienia...Możemy dawać swe życie nie tylko w jednej chwili , ale i systematycznie , stale się poświęcając , czyniąc wspaniałe rzeczy...łamiąc swe ograniczenia , rezygnując czasem z siebie...  Pozdrawiam :))
M
Michał
17 sierpnia 2013, 15:26
Dziwny tekst. Trochę w stylu Anthony'ego de Mello, z tą tendencją do dalekowschodnich anegdot (czy aby na pewno zgodnych z chrześcijańskim pojęciem miłości, która jest osobowa?) oraz do pewnego stopnia odpersonalizowywania miłości. Już pierwsze zdanie ("Miłość jest jedną z największych iluzji") uważam za nieprawdziwe. Miłość nie jest ani jedną z największych iluzji, ani w ogóle nie jest iluzją. Jest uczestnictwem w życiu Boga. "Iluzja miłości jest zarazem często najpoważniejszą przeszkodą na drodze do naszej relacji z Bogiem i do głębszego doświadczania Boga". No nie, jest wręcz odwrotnie. W każdym razie, rozumiem intencje autora. Jak sądzę, pragnie on przestrzec przed nadmiernym, toksycznym przywiązaniem się do drugiej osoby ludzkiej, które istotnie może niweczyć wolność w drodze do Boga. Ale źle pojęte przywiązanie to nie miłość. Miłość rozkwita tam, gdzie złe przywiązanie zanika. Natomiast autor pakuje do jednego worka oba pojęcia, i chcąc nie chcąc, mimo wszystko zaprzecza wartości ludzkiej miłości. Tak niezbyt po chrześcijańsku...