Jak kochać uczciwie siebie samego?

(Fot. sxc.hu)
Ks. Mieczysław Rusiecki

Kiedy człowiek jest zdolny kochać siebie? Kiedy siebie prawdziwie kocha? Zgodnie z określeniem miłości, która jest ukierunkowaniem ku dobru, szukaniem go i dzieleniem się nim z innymi, człowiek może kochać siebie, gdy dostrzeże w sobie dobro i to w miarę wielkie i trwałe. Oznacza to, że nastąpi w nim uleczenie wewnętrzne wszelkich zranień wyniesionych z dzieciństwa, a pogłębianych w trakcie dojrzewania.

Trzeba samemu czuć się dobrze, wyciszyć w sobie wszelkie niepokoje, nauczyć się sztuki pogodnego patrzenia na siebie i innych, umiejętności widzenia dobra w sobie i w innych. Malkontent nie jest zdolny do miłości siebie.

By człowiek mógł kochać siebie w sposób trwały, musi odczytywać w sobie cały szereg cech i działań dodatnich, które składają się na jego "pozytywny obraz siebie". Powinien też umieć cieszyć się dostrzeżonym w sobie wyposażeniem, a także zgodzić się na własne braki. Jest to punkt wyjścia do uwierzenia w siebie i do samodzielnego rozwiązywania problemów osobistych oraz do bezkolizyjnego, dojrzałego i odpowiedzialnego nawiązywania i przeżywania dobrych relacji z innymi.

DEON.PL POLECA

Jakie działania należy podjąć, by w sposób stały coraz głębiej wrastać w dobro i mieć świadomość, że się jest w porządku i dobrze usposobionym wobec siebie? Po pierwsze trzeba uwierzyć w to, że Pan Bóg zawsze widzi nas dobrze. Miłość siebie rodzi się więc nie tylko z troski o ciągłe porządkowanie siebie i rozwijanie swoich możliwości, ale przede wszystkim jest odczytywana jako dobro w nas otrzymywane dzięki temu, że najpierw ukochał nas Pan Bóg.

Inaczej nigdy nie bylibyśmy do końca pewni dobra w sobie i spokojni o to, czy właściwie odczytujemy posiadane walory i miejsce zajmowane wśród ludzi. Jedynie w Bogu możemy siebie prawdziwie i całkowicie kochać i to zawsze - zarówno upadając, jak i powstając. Dzieje się tak, gdyż niezależnie od stanu, w jakim się znajdujemy, On zawsze nas kocha i ma dla każdego plan swojej miłości.

Bóg chce się nami posłużyć w wielkim dziele zbawiania świata. On pragnie w nas i przez nas dokonywać "wielkich rzeczy", a Jego działanie jest zawsze skuteczne. W Nim możemy nawet "przegrywać", mamy bowiem pewność, że Jego sprawa jest zawsze na dobrej drodze - także krzyżowej, wiodącej na szczyt Kalwarii, ale również prowadzącej do wydarzeń poranka wielkanocnego.

Mocno w to uwierzyć, polegać niezłomnie na zapewnieniu, że dobro jest większe od zła, że miłość zdolna jest przezwyciężyć wszelką nienawiść - to całkowicie i na stałe wypełnić siebie pokojem i nadzieją, przestać się lękać i smucić. W takiej postawie ważne staje się tylko jedno - czuwać, wsłuchiwać się w Jego natchnienia, trwać w Jego bliskości i "nadążać" za Jego myślą w zmieniających się sytuacjach, czyli ufać i być zawsze wiernym.

Po uładzeniu swojego wnętrza, po odnalezieniu się w bliskości Pana Boga, następnym krokiem wzrostu w miłości siebie jest sprawdzanie swoich możliwości w działaniu, troska o własny rozwój, przemierzanie drogi do pełni. Chodzi tu - według Allporta - o tzw. "ja fenomenologiczne, «rozpięte» między obrazem samego siebie i własnymi aspiracjami.

W tym najbardziej wewnętrznym centrum osobowości tkwi implicite intencjonalna istota człowieka". Oznacza to, że człowiek nie jest tym, kim jest, ale kim pragnie być, a tak naprawdę jest tym, kim się ustawicznie staje.

O tym zaś, kim człowiek się staje, decyduje ciekawy program jego życia, wysnuty z odczytanych w sobie możliwości, potwierdzony łaską powołania, wymodlony na klęczkach, konkretyzowany i korygowany w trakcie drogi, pieczołowicie konfrontowany z obranym życiowym wzorcem-ideałem. Wzorzec ten w absolutnym wymiarze koncentruje się na osobie i życiu Jezusa Chrystusa. Określa go najbardziej etyka błogosławieństw i ewangelicznej doskonałości.

W świetle tego wzorca człowiek czyta zarówno w sobie, jak i w środowisku, co powinien robić i jak ma - wykorzystując wszelkie warunki, w których żyje - urzeczywistniać siebie. Dowiaduje się o tym także z wewnętrznych natchnień Bożych, z odnajdywanych w sobie świateł Ducha Świętego, z otrzymywanych charyzmatów czy wreszcie ze "znaków czasu", otwierających nowe pole spełniania siebie.

Miłować siebie znaczy więc systematycznie odczytywać w sobie wielkie dobro otrzymane darmo od Stwórcy. Tym dobrem jest życie, zdrowie, zdolność do poznawania prawdy, szukania i miłowania dobra, wszelkie inne uzdolnienia, wybranie i przeznaczenie do zbawienia. Być tak bardzo obdarowanym to poczuwać się także do wielkiej odpowiedzialności i troszczyć się o to, by nie tylko niczego nie zmarnować, ale wszystko, co jest możliwością i szansą, zwielokrotnić i rozwinąć do pełni.

Prawdziwie miłować siebie to także uświadamiać sobie wspaniałe dary otrzymane od Chrystusa i uczynić je przedmiotem największej troski. Zarówno łaska usprawiedliwienia, jak i powrót do godności dziecka Bożego, powołanie do świętości, możliwość włączenia się w Jezusową misję zbawczą - aż po największą łaskę, jaką jest męczeństwo - stanowią nobilitujące wezwanie, które życie nawet najprostszego człowieka może uczynić wielką przygodą. To pozwala "cieszyć się małym, a wytrzymać najgorsze".

Miłować siebie znaczy również systematycznie odczytywać w sobie dary i owoce Ducha Świętego i pod Jego kierownictwem wytrwale przemierzać trudne szlaki życia duchowego. Doskonałość nie istnieje przecież tylko "w niebiosach i w marmurze". Może także stać się udziałem człowieka, tym bardziej że Chrystus wezwał do niej każdego (por. Mt 5, 48).

Świadomość posiadania tak wielkiego i różnorakiego dobra w sobie budzi zdumienie, zachwyt, radość i wdzięczność, ale również ogromnie zobowiązuje. Powinienem często pytać siebie: co robię z tak obficie otrzymanymi darami? Przecież wzrost tego dobra we mnie to największe zadanie mojego życia. Ma ono dać w wyniku pełnię mojego człowieczeństwa oraz przyczyniać się do duchowego rozwoju innych. Jak się to ma we mnie dokonywać?

W sferze logosu, tj. w płaszczyźnie intelektualnej, mam stać się coraz bardziej wnikliwym czytelnikiem prawdy - tej najgłębszej ukazującej sens całego ludzkiego życia, pozwalającej wszystko poukładać w logiczny ciąg zdarzeń na długich jego odcinkach oraz tej konkretnej, odnoszącej się do poszczególnych wydarzeń. Jedną i drugą uczynię przedmiotem mojej głębokiej refleksji, systematycznej, poważnej lektury, codziennych rozmów i dyskusji, by w ten sposób zapewnić sobie stały "przyrost świadomości". Będę pogłębiał swoje patrzenie nawet na drobne sprawy codziennego życia, oceniając je w świetle eschatologii. Dla wierzącego nie ma spraw małych, znikomych, niewartych zachodu. Przeciwnie, jak powiedział Theillard de Chardin "Wszystko, co się zdarza, jest godne uwielbienia". Wszystko pomaga do zbawienia.

Aby tak patrzeć, potrzeba ustawicznej koncentracji, głębszego zastanawiania się nad każdym planowanym i realizowanym zadaniem życiowym. Podobnie ważne jest, aby po dokonaniu czegokolwiek, zwłaszcza o większym znaczeniu, przebiec myślą jeszcze raz poszczególne etapy działania i krytycznie ocenić to, co było trafnie dobrane, oraz to, co nieudane, nieprzemyślane do końca, i za jedno dziękować, a za drugie przepraszać. To pomoże głębiej i wnikliwiej przeanalizować to, co ma być osiągane następnym razem, oraz trafniej dobierać potrzebne środki.

Trzeba także bardziej przykładać się do ustawicznego skupienia, co oznacza staranniej wyznaczać, zgłębiać i dłużej nosić w sobie wybrane ważne problemy, a nie myśleć "o wszystkim i o niczym". Trzeba również mówić o tym, czym najgłębiej żyję, a nie o rzeczach powierzchownych.


Żyjąc świadomie i odpowiedzialnie, sam wybieram interesujące mnie zagadnienia, a nie powtarzam tego, o czym mówią wszyscy. Gdybym tego konsekwentnie dokonywał, byłaby to rewolucja kopernikańska w moim życiu. Byłoby to również przyznanie rozumowi (jako głównej władzy myślenia) należnego mu miejsca oraz wykorzystanie go w tym celu, by współczesny człowiek był nie tylko konsumentem, ale także myślicielem. Przecież "powołaniem człowieka jest dążenie do prawdy, która przekracza jego samego".

Chodzi tutaj o poszukiwanie prawdy ostatecznej, gdyż dopiero w jej świetle wszystko staje się zrozumiałe i sensowne, i bardziej ludzkie. Czy pomyślałem kiedykolwiek o tym, że prawdę można zaślubić i na sposób ciągły poddawać się jej nobilitującemu działaniu? Czy wierzę, że to jest możliwe i u mnie? Umiłowanie prawdy, troska o jej systematyczne zgłębianie i o układanie swego życia według jej wymogów są nieodzownym warunkiem realizowania miłości siebie.

W płaszczyźnie etosu miłość siebie wyraża się najpełniej w postawach, w działaniu, w sprawnościach moralnych, w prawidłowym działaniu sumienia. Człowiek prawdziwie kochający siebie przyjmuje na stałe postawę zdyscyplinowania. Dba o porządek, o pewien rygor, zarówno w swoim wnętrzu, jak i wokół siebie. Stara się okiełznać własną wyobraźnię, szybko zdystansować się do tego, co niekiedy spada jak grom z jasnego nieba. Usiłuje zachować zimną krew, gdy wszyscy tracą głowę i poddają się napięciom czy jakimkolwiek emocjonalnym zawirowaniom.

Zdecydowanie opowiada się za postawą aktywną, dynamiczną, angażującą całkowicie na serio i do końca. Umie cierpliwie czekać, zwłaszcza w planach długodystansowych. Godzi się z pokorą na przegranie bitwy, jeśli coś źle rozplanował, czegoś nie dopatrzył. Z godnością stara się przetrwać każde "doświadczenie", zwłaszcza niezawinione, widząc w nim cząstkę krzyża. Nigdy jednak nie ustąpi z placu boju z poczuciem wewnętrznej przegranej, gdy chodzi o najważniejsze wartości, o istotne zasady. Tym stara się być wiernym za wszelką cenę.

Wymagając od siebie, nie pobłaża innym, stara się jednak niczego im nie narzucać. Chętnie rozmawia, wczuwa się w sytuację oraz sposób myślenia rozmówcy, usiłuje razem z nim znaleźć najbardziej trafne rozwiązanie. Jest wyrozumiały i umie słuchać. Umie być dyskretny. Nie posługuje się gotowymi schematami, lecz jest otwarty na to, co nowe. Chętnie przyjmuje postawę ucznia, ciekawego świata i ludzi, gotowego przeorientować i jeszcze kolejny raz zgłębić dotychczasowe osiągnięcia.

Człowiek prawdziwie kochający siebie od czasu do czasu zatrzymuje się w drodze. Znajduje czas wyłącznie dla Pana Boga i dla siebie. Wnikliwie analizuje sukcesy i porażki i mądrzej stara się planować przyszłość. Po każdym tego typu duchowym wzmocnieniu solidniej zabiera się do kolejnych działań. Wykonuje je z całkowitym oddaniem i wkłada w nie całe serce.

A ponieważ ciągle podnosi sobie poprzeczkę, jego dokonania noszą ukryte w sobie cechy mistrzostwa. To jeszcze bardziej motywuje i pobudza go do poszerzania kręgu zainteresowań, do systematyczności w pracy, do umiejętnego wykorzystania czasu, do mądrzejszego podejścia do życia. Daje mu to również w wyniku "przyrost wolności". Oznacza ona przypływ nowych sił i możliwości po każdym pokonaniu wyznaczanych odcinków drogi, a co najważniejsze - większą odwagę oraz zdolność do samodyscypliny, do przekraczania siebie.

Rosnąca dynamika życia osiągająca swoje apogeum, połączona z coraz większą świadomością przemijania oraz zbliżania się śmierci, a więc odwołania z tej ziemi do Pana - nakazuje coraz staranniej podsumowywać dotychczasowe dokonania. Jawi się wówczas ostra konieczność ostatecznego rozliczenia w sumieniu z otrzymanych darów. Niemal ostatnia szansa, by je puścić w obrót na najbardziej korzystnych warunkach. Człowiek prawdziwie miłujący siebie pracuje do końca ze wzmożoną czujnością i gorliwością.

Daje to w efekcie także "przyrost wrażliwości" jego sumienia. Pod koniec życia nie usypia więc, ale szerzej otwiera oczy, wnikliwiej widzi, mądrzej wszystko ocenia. A co najbardziej istotne i odkrywcze, prawdziwa miłość siebie, maksymalnie wymagająca od siebie zupełnie niepostrzeżenie wprowadza go - jeśli stara się żyć konsekwentnie - w świat agosu. Przybliża do ideału. Ta bliskość jest czymś, co najbardziej zdumiewa i twórczo inspiruje. Nakazuje całe doświadczenie życiowe włożyć w to, co się aktualnie przeżywa i wykonuje.

To wewnętrzne scalenie, ta całkowitość daru z siebie wspaniałomyślnie przekazywanego innym jest chyba najlepszym sprawdzianem dobrze ustawionej miłości siebie. Wykwita ona głębokim przekonaniem i potrzebą serca, zawartą w Chrystusowym zaleceniu: Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie (Mt 10, 8). Wymagająca miłość siebie rodzi prawdziwą miłość do każdego człowieka. Tym bardziej więc otwiera na miłość do dziecka.

Życie duchowe

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Jak kochać uczciwie siebie samego?
Komentarze (8)
28 grudnia 2017, 15:12
Jak można kochać siebie samego ? Nie do końca rozumiem i nikogo nie atakuję. Tylko się dziwię, jak można kochać siebie skoro wiesz że jesteś grzesznikiem jesteś nie idealny i sam nie potrafisz kochać innych bezinteresownie, trochę to dla mnie szemrane. Rozumiem kochać siebie w Chrystusie przez Jego krew ale kochać siebie samego bez pomocy Jezusa ja osobiście nie potrafie, jedynie nienawidzić.
JJ
Jarek Jaworski
10 września 2012, 05:24
Dziękuję. :-)
J
Jola
5 września 2011, 02:13
Trudno mi zrozumieć tych, którzy nie czuja zachwycenie czytajac tak znakomity tekst Księdza Profesora. Myśle, że osiągnięcie takiej miłości do samego siebie jest dla wielu zbyt trudne, wręcz nieosiąglane. Dlatego łatwiej ganić trudne wymagania niz dojrzeć wezwanie do świętości. Księże Profesorza, proszę się nie smy=ucić stanem duchowym czytelników DEON. Miejmy nadzieję, że kiedys więcej będą rozumieli.
J
Jola
5 września 2011, 02:03
Czcigodny Księże Mieczysławie Chcialabym się z Księdzem zaprzyjaźnić! Czuję tak samo! Miałam wielki problem ze zrozumieniem miłości do samej siebie. Ksiądza artykuł przyszedł mi z pomocą. Dziekuję stoktrotnie! Zawsze czułam, że wiekszość ludzi daje znak równości między egoizmem a miłością, podczas gdy prawdziwe umiłowanie siebie, nie jest umacnia egoizmu. Wręcz przeciwnie - znosi egoizm, przemienia go w ofiarną miłość, której nauczył nas Jezus Chrystus. On jest doskonały i do takiej doskonałości wzywa każdego z nas. Problem leży we właściwy rozumieniu miłości. Bóg zapłać! Zapewniam o modlitwie.
AJ
Andrzej J
4 września 2011, 20:04
Za długo. Właściwy tekst to wstęp, do tytułu pierwszego rozdziału. Dalej to bicie piany, albo nabijanie wierszówki. ale ten początkowy tekst jest istotny, bo gdy człowiek nie pokocha siebie, nie pokocha też innych, żony, dzieci, kolegow itd. Będzie żył pobożnie, w cnotach, postach, ale uchroń mnie Boże przed takim człowiekiem.
X
xxx
4 września 2011, 12:23
 św. Augustyn (†430) "Czyste serce w miłości masz wtedy, gdy miłujesz człowieka według Boga. Wszak i siebie samego w taki sposób powinieneś miłować, gdyż zasada jest bezbłędna" Enarr. in Ps. 140
AC
Anna Cepeniuk
2 września 2011, 10:09
Teoretyczny i bardzo "uduchowiony" tekst, oderwany dla mnie od rzeczywistości. Brakuje mi przede wszystkim w nim spojrzenia na siebie jako całości: nie tylko ducha, ale również i ciała, no i oczywiście emocji, które są w nas... A niektóre zwroty, jak z bylejakiego kazania..... Zwroty typu: - mocno w to wierzyć, - cieszyć się małymi, a wytrzymać najgorsze.... -trzeba także bardziej przykładać się do podnoszenia poprzeczek.......itp. "Mistyka" nie wiem dla kogo - wiem, że nie dla mnie...... Ja już to przerabiałam i leczę teraz rany...... dobrze, że są w Kościele inne propozycje.
H
Henryk
11 października 2010, 10:19
Dobry wywód, ale Ewangelia jest o wiele prostsza i Jezus nie mówił uczonymi słowami, które proste sprawy tylko gmatwają i niewiele wyjaśniają, bo Jego nauka jest dla wszystkich. Chrystus powiedział: "kochaj bliźniego jak siebie samego", bo każdy siebie kocha najbardziej, niezależnie jakie miał życie. Może jedynie czegoś nie akceptować z historii swego życia, ale siebie kocha. A to, że potrafi siebie "źle" kochać jest skutkiem pychy (bunt, grzech pierorodny),  która też jest w każdym. Im więcej miłości, tym mniej pychy i odwrotnie.  Miłość człowieka jest skażona, dlatego najpierw jest: "Miłuj Boga", bo On uczy czystej, bezinteresownej, nieskażonej miłości. Gdy ktoś przybliża się do Boga - Miłości absolutnej, ten będzie umiał kochać i siebie i bliźniego. Ten będzie walczył ze swoją pychą, a nie z drugim człowiekiem.