To najbardziej zadziwiająca, ale też najtrudniejsza z przypowieści Jezusa. Bo oto człowiek wyraźnie nazwany nieuczciwym równocześnie stawiany jest za wzór.
"Pan pochwalił nieuczciwego rządcę, że roztropnie postąpił" (Łk 16, 8).
Musimy wziąć pod uwagę, że w całej Ewangelii według św. Łukasza Jezus często wypowiada się krytycznie o bogaczach (nie o bogactwie), którzy robią zły użytek ze swego majątku. Jeden z nich nie wie, co począć z nadmiarem plonów, i myśli tylko o sobie, zapominając, że kiedyś umrze i wszystko przepadnie (por. Łk 12, 13-20). Drugi świetnie się bawi i nie zauważa u bram swego pałacu chorego i głodnego Łazarza (Łk 16, 19-31). Przypowieść ta jest też rodzajem pomostu między opowieścią o powrocie syna marnotrawnego a przypowieścią o bogaczu i Łazarzu.
Ale jest jeszcze inny ważny szczegół. Gdy mowa o oskarżeniu rządcy, pojawia się w greckim tekście czas przeszły czasownika "diaballo". Nietrudno się domyślić, że od tego czasownika pochodzi rzeczownik "diabeł" - "ten, który dzieli", "ten, który oskarża", zwykle w złych zamiarach i niesprawiedliwie. Kluczowa w tym oskarżeniu może być również chęć podważenia autorytetu i dobroci pana: "Skoro masz takiego rządcę, jakim człowiekiem jawisz się w oczach innych? Czy nie rzuca to cienia także na ciebie?".
Przypowieść zaznacza, że pan opiera się na tym, co słyszy o słudze. Nie precyzuje jednak zarzutów. Milczenie rządcy i poniechanie obrony, można by zinterpretować jako pośrednie przyznanie się do winy. Niemniej pan z przypowieści pod wieloma względami zachowuje się osobliwie. Nie wyrzuca od razu sługi ani nie wtrąca go do więzienia. Przeciwnie, wprawdzie zapowiada jego zwolnienie, ale daje mu czas, aby "zdał sprawę z zarządu". Dziwne, bo zwykle w takiej sytuacji człowiek staje się bardzo ostrożny i nie ryzykowałby dalszej straty majątku, skoro już tyle utracił. Właściciel pozostawia jednak rządcy czas do naprawy bądź wyjaśnienia całej sytuacji.
Rządca działa więc tak, jakby nie był jeszcze zwolniony - w okresie wypowiedzenia. Musi bezzwłocznie zakasać rękawy. Nie załamuje rąk, nie wpada w rozpacz, nie ucieka, lecz zaczyna myśleć, co począć. Zdaje sobie sprawę ze swoich ograniczonych możliwości. Dostrzega to, co potrafi, a czego nie. Wie, że poza byciem rządcą niczego się nie nauczył. Ciekawe, oskarżony o złe wykonywanie swojej roboty uważa, że właśnie ta robota jest tym, co najlepiej mu wychodzi…
Rządca głupcem nie jest. Choć czuje, że ma marne szanse na powrót do łask, postanawia zabezpieczyć sobie przyszłość. Ale, jak się okaże, może ma cichą nadzieję na coś jeszcze. Na pierwszy rzut oka działa z egoistycznych motywów, z chęci przetrwania, zupełnie tak jak wcześniej syn marnotrawny, który podejmując w desperacji decyzję o powrocie do domu, nie kieruje się wyłącznie najszlachetniejszymi motywami. Po prostu umiera z głodu i chce przeżyć (por. Łk 15, 17). A u ojca jest chleb, na który być może uda się zapracować. Taką przynajmniej syn ma nadzieję.
Co więcej, sługa ewidentnie liczy na wdzięczność i przychylność ze strony dłużników. Taki wniosek można wysnuć z jego postępowania… Ale nie przesadzajmy: pomniejszona wysokość należności nie jest tak duża, by dłużnicy mieli "przyjąć go do swych domów" na całe życie i być mu dozgonnie wdzięczni. Nie przyjmą go też jako rządcę, bo dlaczego by mieli to zrobić?
Ale czy w całym tym obmyślanym naprędce i wdrożonym pośpiesznie planie rzeczywiście chodzi jedynie o korzyść rządcy? Czy odważyłby się on na taki krok, nie wiedząc, jaki jest jego pan?
Wygląda na to, że dłużnicy nie zostali jeszcze poinformowani, iż rządca będzie niebawem zwolniony. W dobrej wierze sądzą, że działa on w imieniu właściciela, który okazuje się łaskawy i każe im pomniejszyć zobowiązania. W przeciwnym wypadku raczej nie zgodziliby się na taki proceder. Byłoby to obciążone zbyt dużym ryzykiem, gdyby sprawa wyszła na jaw. Niewątpliwie mają więc bardzo dobre zdanie o panu. Właściciel wprawdzie straci trochę majątku, ale w oczach dłużników nie tylko rządca wypada jako dobroczyńca, także pan okazuje szlachetność i wielkoduszność, bo dostrzegł w nich najpierw ludzi, a nie źródło majątku. Rządca, planując to lub nie, stworzył nowy rodzaj relacji między swoim pracodawcą a jego dłużnikami. Nie oparty o sprawiedliwość: "każdemu to, co się należy", lecz o miłosierdzie i odbóstwienie tego, co materialne.
Za co więc pan chwali swego rządcę? Jezus mówi, że za roztropność, czyli za sprytny sposób wyjścia z opłakanej sytuacji. Nazwany jest "roztropnym" - gr. "phronimos". Tak określani są też słudzy gotowi na przyjście Pana. Rządca okazał się roztropny, bo w lot zrozumiał powagę swojej sytuacji i natychmiast ruszył głową. Nie zlekceważył słów swego pracodawcy, ale wziął je na serio. Nie uczynił z siebie ofiary, lecz aktywnie starał się znaleźć wyjście. Wymyślił, co zrobić, nawet jeśli było to nieuczciwe.
A jeśli nas dziwi bądź gorszy, dlaczego nieuczciwy człowiek stawiany jest za wzór w jakimś aspekcie jego życia, to wspomnijmy, że nie jest to jedyny "niechlubny" przykład. Sędzia, który "Boga się nie bał ani z ludźmi się nie liczył" też w końcu wziął wdowę w obronę (Por 18, 1-8). A przyjaciel, któremu nie chce się wstać w nocy, by dać chleby swojemu przyjacielowi, jednak pokazany jest jako przykład. (Por Łk 11, 5-13). Żaden człowiek nie jest sumą wszelkiego zła. Nawet w najgorszym i niesprawiedliwym znajdzie się coś godnego pochwały.
I Jezus mówi: podobnie mają zachowywać się uczniowie, oczekujący na Moje przyjście, czyli być czujnymi i robić swoje. Mają uczyć się od "synów tego świata". Czego? Chrześcijanie mogą, na przykład, darować długi, przebaczać i w ten sposób pozyskiwać sobie przyjaciół. To nie człowiek jest dla pieniądza, ale pieniądz dla człowieka. Domaganiem się sprawiedliwości i roszczeń można zrujnować innym życie, ale ustąpieniem i rezygnacją z tego, co mi się słusznie należy, można budować nowy rodzaj więzi i wzajemności. Nie taki jest porządek tego świata. I nie taka króluje w niej wizja sprawiedliwości.
Jeśli człowiek nie potrafi właściwie obejść się z majątkiem i pieniądzem (które nazwane są "małymi sprawami", to cóż dopiero z poważniejszymi sprawami? Ile wojen, konfliktów rodzinnych i rozwodów toczy się z powodu nieuporządkowanego stosunku do pieniędzy, także pośród chrześcijan?
Pan, chociaż stracił kolejną część majątku, nie zachowuje się tak, jak "człowiek twardy i bezwzględny", który ukarał surowo sługę za to, że nic nie zrobił z pieniędzmi, lecz je zakopał (por. Mt 25, 24nn). Ten właściciel zachowuje się niezrozumiale, bo powinien rządcę zganić nie tylko za nieuczciwość, ale też za to, iż nie otrzyma umówionej wcześniej działki z plonów. Wygląda na to, że pan jest wolny w stosunku do swojego majątku.
Można więc przypuszczać, że pan pochwalił nieuczciwego rządcę także za to, że dzięki swojemu działaniu utwierdził w dłużnikach dobry i miłosierny obraz pana. A chyba bardziej jeszcze za to, że znalazł wyjście z opłakanej sytuacji. Zamiast wymierzyć karę, cieszy się, że rządca poradzi sobie w życiu - nawet jeśli ten okazał się "dobrym wujkiem" dobrocią swego pana.
Oczywiście, mógłby zwołać dłużników i oświadczyć, że w sumie doszło do szwindla, bo on sam niczego takiego nie autoryzował. Nie robi jednak tego. Trudno wycofywać się teraz z dobroci... Dłużnicy przecież nie popełnili żadnego przestępstwa, sądząc, że rządca otrzymał takie wytyczne od swego szefa. W pewnym sensie, dla dłużników jest to akt dobroci pana, choć z pewnością nie jego sprawiedliwości, która nakazuje ściągnąć od nich to, co się należy. Może na tym polegał spryt rządcy, iż przewidział taką reakcję pana? I może w tym pan z przypowieści podobny jest do ojca syna marnotrawnego?
Ostatecznie więc pan mógł być zadowolony, że jego dobre imię zostało ocalone, nawet jeśli wcześniejsze działania rządcy osłabiły reputację bogatego człowieka. Nie każdy bogacz jest zatem zły i pazerny. I może rządca wcale nie był tak okropny, jak go o to "życzliwi" ludzie oskarżali.
Dariusz Piórkowski SJ - dyrektor naczelny Wydawnictwa WAM
Skomentuj artykuł