Lidia jest obrazem Kościoła, którym pragniemy dzisiaj być

(fot. dziennikarskim sunsinger / Shutterstock.com)

Wrogiem otwartości staje się dla nas często poczucie bezpieczeństwa. W swojej wspólnocie czujemy się dobrze, bo jesteśmy rozumiani i akceptowani. Wpuszczenie do niej kogoś nowego oznacza, że może trzeba będzie się zmienić, może trzeba będzie wysłuchać innego punktu widzenia, może dać się zakwestionować

Przysłuchiwała się nam też pewna "bojąca się Boga" kobieta z miasta Tiatyry imieniem Lidia, która sprzedawała purpurę. Pan otworzył jej serce, tak że uważnie słuchała słów Pawła. Kiedy została ochrzczona razem ze swym domem, poprosiła nas: "Jeżeli uważacie mnie za wierną Panu - powiedziała - to przyjdźcie do mego domu i zamieszkajcie w nim!". I wymogła to na nas. (Dz 16,14-15)

Lidia to bohaterka Dziejów Apostolskich, o której nie wiemy nic oprócz tego, że sprzedawała purpurę. Wyobrażam sobie, że na purpurze można było zrobić niezły interes, więc pewnie źle się jej nie powodziło. Szukała jednak czegoś więcej i o tym właśnie pisze dalej w dwóch zdaniach autor natchniony. Myślę, że Lidia może być obrazem Kościoła, którym pragniemy dzisiaj być.

Uważnie słuchała słów Pawła

Słuchanie to podstawowa umiejętność, bez której Kościół nie przetrwa. Słuchanie głosu Boga, ale też siebie nawzajem. Choć zadaniem nas wszystkich, jako uczniów Jezusa, jest głoszenie Słowa, przekazywanie Dobrej Nowiny i oznajmianie, że Bóg żyje, nie możemy zapomnieć, że to nie od nas ma pochodzić ta wieść. Im bardziej jesteśmy zaangażowani w Ewangelizację, tym bardziej grozi nam postawa zamkniętych uszu, bo możemy zacząć bardziej o Bogu mówić, niż Go słuchać. A wtedy nie będziemy już głosić Boga, ale Jego karykaturę, bo On zawsze wymyka się temu, co o Nim myślimy.

Wiemy, że Lidia uważnie słuchała słów Pawła, bo "Pan otworzył jej serce". A więc otwarte uszy to otwarte serce, które gotowe jest przyjąć, że wszystkiego nie wie, wszystkiego nie rozumie, że ciągle musi się uczyć i przekraczać siebie. To nie jest proste, więc czasami dużo łatwiej jest mówić, zagłuszając niewygodne prawdy. Chcemy jednak być Kościołem, który słucha i rozeznaje, o czym tak wiele mówi nam ciągle Papież Franciszek.

Przyjdźcie do mego domu

Lidia zaprasza Apostołów do siebie. Jak prawdziwa kobieta, która dba o przestrzeń. Czym byłyby nasze kościoły, parafie i wspólnoty, gdyby nie kobieca ręka? Tak wiele tam szczegółów, o które nie potrafiłby zatroszczyć się mężczyzna. Nie o wystrój jednak chodzi, ale o otwartość.

Z niepokojem słucham wszelkich wypowiedzi, które mogłyby sugerować, że potrzebujemy "bronić naszej wiary", że Kościół w jakikolwiek sposób powinien się zamknąć. Otwartość to jedna z najważniejszych cech wspólnoty, którą utworzył Chrystus, bo nie po to otrzymaliśmy Ducha Świętego, by znowu ryglować drzwi w wieczerniku. Każdy chrześcijanin powinien na czole mieć wypisane słowa "przyjdźcie do mego domu" i zapraszać wszystkich, którzy błąkają się po peryferiach, bojąc się wejść.

Wrogiem otwartości staje się dla nas często poczucie bezpieczeństwa. W swojej wspólnocie czujemy się dobrze, bo jesteśmy rozumiani i akceptowani. Wpuszczenie do niej kogoś nowego oznacza, że może trzeba będzie się zmienić, może trzeba będzie wysłuchać innego punktu widzenia, może dać się zakwestionować. Jeśli jednak tego nie zrobimy, staniemy się tylko i wyłącznie kółkiem wzajemnej adoracji, a przecież chcemy być tymi, którzy adorują Jezusa i z Nim zmieniają świat.

Wymogła to na nas

Uśmiecham się, czytając to zdanie. Kobieta ma w sobie jakąś niesamowitą siłę perswazji, która wcale nie wymaga ani siły, ani manipulacji, a jedynie pasji, która powoduje, że druga osoba nie umie oprzeć się propozycji. Z pewnością Lidia po wsłuchaniu się w to, co mówił Paweł, miała w sobie właśnie tę pasję, którą pragnęła dzielić z innymi.

Otwartość Kościoła nie polega na tym, że będziemy ludzi zaciągać do nas siłą. Wszelkie sposoby wpływania na bliskich, by dali się przekonać do naszych praktyk religijnych, musi się skończyć obrazem Boga, który nakazuje i karze. A przecież nasz Bóg jest miłośnikiem życia i wolności. Dlatego o tym, że warto być w Kościele, nie powinno świadczyć nasze usilne przekonywanie, ale raczej zapał i nadzieja, które wiara wlewa w nasze serca. Niech prawdziwa głęboka radość naszego życia z Jezusem sprawia, że każdy, kto nas spotka, będzie chciał doświadczyć tej samej Miłości, która przemienia, i nie będzie mógł się oprzeć temu, by przyjść i zobaczyć.

S. Ewa Bartosiewicz - zakonnica ze Zgromadzenia Najświętszego Serca Jezusa (Sacre Coeur). Wpis pochodzi z jej autorskiego bloga "Spojrzenie serca"

Jeśli chcecie poznać więcej inspirujących historii kobiet, które są ważne dla Kościoła, przeczytaj najnowszą książkę Marii Miduch - "Kobiety, które kochał Bóg"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Lidia jest obrazem Kościoła, którym pragniemy dzisiaj być
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.