Medytacja pod krzyżem

(fot. De Visu / Shutterstock.com)
Henryk Dziadosz SJ

Jest to wielki, ale na szczęście błogosławiony paradoks, że w ranach Jezusa mogę zobaczyć swoją historię, swoje grzechy i wszystkie swoje zniewolenia. Patrząc na Ukrzyżowanego, mogę widzieć siebie. Nie jest to tylko jakiś zabieg symboliczny. Taka kontemplacja Jezusa okazuje się bardzo realistyczna i można zaryzykować stwierdzenie, że w najgłębszy sposób odsłania prawdę o tym, kim jestem.

W kontemplacji Jezusa wiszącego na krzyżu pomagają pytania, które stawiamy sobie pod koniec tygodnia Ćwiczeń duchownych: Co uczyniłem dla Chrystusa? co czynię? co uczynię dla Niego?
Spontaniczna odpowiedź, jaka się nam nasuwa, jest oczywiście bardzo optymistyczna. od razu przypominają się nam dobre uczynki, nasze zasługi, a przede wszystkim nasze obecne pragnienie, aby być z Jezusem i kochać Go. Jest to jednak pierwsze wrażenie. Kiedy zaczniemy głębiej się zastanawiać, a zwłaszcza pomagać sobie słowem Bożym, powoli mija uczucie błogiego zadowolenia, że jestem przyjacielem Pana. Coraz bardziej zaczynam sobie zdawać sprawę, że odpowiedź brzmi inaczej i że jest bardzo bolesna. Co uczyniłem dla Chrystusa? "Rękami bezbożnych przybiłem Go do krzyża i zabiłem" (por. Dz 2, 23).
W jaki sposób dowieść tej bolesnej prawdy? Św. Piotr, przemawiając w dniu Pięćdziesiątnicy do zgromadzonych przed Wieczernikiem Żydów, kieruje do nich takie właśnie słowa. Mogło ich to urazić, gdyż nie byli obecni w Wielki Piątek pod krzyżem Jezusa, ale oni rozumieją słowa Piotra i pytają pokornie: Cóż mamy czynić bracia? (Dz 2, 37). To samo pytanie rodzi się po przeżyciu pierwszego tygodnia Ćwiczeń podczas kontemplacji wiszącego na krzyżu Jezusa. W jakiś przedziwny sposób słowo Boże dotyka ludzkiego serca, które przestaje się bronić, lecz staje w obliczu prawdy. Kto pozwala się dotknąć słowu Boga, zostaje oświecony. Poznaje o wiele więcej, niż gdyby przeczytał tysiące mądrych książek. Prawda, o której przekonuje nas Bóg, jest prosta, a zarazem fundamentalna. Jeśli chce się pozostać szczerym, nie można jej zaprzeczyć: to właśnie ja przyczyniłem się do śmierci Jezusa na krzyżu.
Słowo Boże oświeca moją historię - tę, która przeminęła, jak również tę, która trwa obecnie. z historii przeszłej rozpoznaję, że na chrzcie świętym otrzymałem dar życia samego Jezusa w sobie i że ten dar niszczyłem poprzez moje grzechy, egoizm i pychę. obecna i przeszła historia pokazują również, że moje życiowe wybory nie dokonują się zgodnie z nauczaniem Jezusa - przeciwnie dokonuję takich wyborów, jakich dokonał lud stojący na dziedzińcu Piłata. Wybrał nie Jezusa, który nie opiera się złu i który przebacza, ale Barabasza, który w rozwiązywaniu problemów posługuje się przemocą. Podobnie robimy wszyscy. W naszych relacjach z ludźmi często posługujemy się przewagą nad nimi, zmuszamy ich do ustępstw na naszą korzyść. To nam uzmysławia, jak daleko jesteśmy od Jezusa, a także jak dzisiaj skazujemy Go na ukrzyżowanie.

Czy Etiopczyk może zmienić swoją skórę?

Skoro dokonujemy takich wyborów, jakie są nie­zgodne z duchem Ewangelii i z tym, co wybierał Jezus Chrystus, warto zapytać, jaka jest nasza rzeczywista natura i jaka jest przyczyna naszego zniewolenia.
Pismo Święte w mistrzowski sposób przedstawia właściwą antropologię. Człowiek stworzony został na podobieństwo Boga, jest królem stworzenia. Został przeznaczony do życia wiecznego i do udziału w Bożych tajemnicach. Jest powołany do miłości, do zjednoczenia z Bogiem. Te wypowiedzi nie wyczerpują jednak tajemnicy człowieka. Pełna odpowiedź na pytanie: Kim jest człowiek? musi uwzględnić tragedię grzechu pierworodnego, który stał się jednym z fundamentalnych wymiarów ludzkiej egzystencji. Jest nią tragiczna prawda, że odłączeni od Boga szukamy życia poza Nim i przez to stajemy się niewolnikami diabła.
Bóg nie odwołał swojego planu, wedle którego człowiek ma nadal uczestniczyć w Jego szczęściu, ale ten plan musiał zostać skorygowany. Stwórca na nowo rozpoczyna go realizować, biorąc pod uwagę faktyczny stan ludzkiej natury zranionej grzechem pierworodnym. Po tym grzechu człowiek jest już kimś innym. I dlatego Pismo Święte, ukazując dalej Boże zamiary, przedstawia prawdziwy obraz człowieka, który musi być odnowiony, gdyż jego realna sytuacja jest tragiczna. Jaki to obraz? obraz starego stworzenia, człowieka według ciała, starego człowieka - to określenia św. Pawła. Mówi on, że człowiek po grzechu pierworodnym stał się bogiem swojego życia. Pragnie być niezależny, nie uznaje względem siebie Bożych planów i chociaż pozostaje istotą religijną, manipuluje Bogiem, usiłując uczynić z Niego swojego sługę.
Pismo Święte bardzo często przedstawia nasz smutny obraz: Wszyscy razem zbłądzili, stali się nikczem­ni: nie ma takiego, co dobrze czyni, nie ma ani jednego (Ps 14, 3); Jeśli mówimy, że nie mamy grzechu, to samych siebie oszukujemy i nie ma w nas prawdy (1 J 1, 8); Serce synów ludzkich pełne jest zła i głupota w ich sercu, dopóki żyją (Koh 9, 3); Czy Etiopczyk może zmienić swoją skórę, a lampart swoje pręgi? Tak samo czy możecie czynić dobrze, wy, którzyście się nauczyli postępować przewrotnie? (Jr 13, 23). Może to pytanie proroka w sposób najbardziej ironiczny próbuje być odpowiedzią na pytanie o naszą prawdziwą naturę. Jaki jest człowiek? Tak jak jest niemożliwe, by Etiopczyk zmienił swoją skórę i lampart swoje pręgi, tak niemożliwe okazuje się również, by człowiek czynił dobro sam z siebie. Jego natura to natura starego człowieka, którego dążenia nie są zgodne z Bożym planem. o takim człowieku św. Paweł pisze: Dążność ciała wroga jest Bogu, nie podporządkowuje się bowiem Prawu Bożemu ani nawet nie jest do tego zdolna (Rz 8, 7); Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię to zło, którego nie chcę (Rz 7, 19). Dlatego człowiek jest "nieszczęsny". Źródłem jego nieszczęścia nie są problemy psychologiczne ani uwarunkowania ekonomiczne, lecz grzech, który czyni z niego niewolnika. Dochodzimy tutaj do istoty pytania o przyczynę naszych zniewoleń.

Strach przed śmiercią

Autor Listu do Hebrajczyków pisze, że przyczyną naszej niewoli jest strach przed śmiercią, przez który szatan trzyma nas w niewoli. Nie chodzi tutaj tylko o śmierć fizyczną, jaka jest udziałem wszystkich ludzi. Istnieje inna śmierć o wiele gorsza od tej, która czeka nas na końcu ziemskiego życia. Jest to śmierć naszego bytu, naszego "ja", śmierć naszego istnienia duchowego.
Nasze życiowe doświadczenie jest bardzo proste: istnieję, o ile realizuję siebie w różnych wymiarach, a najbardziej doświadczając miłości i udzielając jej.
Kiedy jednak spostrzegam, że dawać siebie, to umierać dla swojego "ja", wtedy z powodu lęku wycofuję się i nie jestem zdolny do oddawania swojego życia. Zamykam się w sobie, gdyż "coś" mówi mi w sercu: masz jedno życie, trzeba je chronić, nie możesz go stracić. To "coś" jest tym samym zatrutym słowem, które doprowadziło do upadku pierwszych rodziców. Jest to kłamliwe słowo szatana. To nie tylko kłamstwo dotykające mojego rozumu, ale przede wszystkim kłamstwo wpisane w moje doświadczenie życiowe, które jest o wiele głębsze od poznania rozumowego. Mogę wiedzieć doskonale, że grzech jest złem, ale dokonuję wyboru, kierując się strachem, by nie utracić swojego życia, prestiżu, pieniędzy, dobrej opinii, pierwszego miejsca, władzy, ponieważ pragnę żyć nadal, pragnę być szczęśliwym. Człowiek nie dokonuje złych wyborów, żeby siebie zniszczyć, ale ponieważ jest przekonany, że przyniosą mu korzyść. Dokonuje ich ze strachu. To jest prawdziwa przyczyna naszego zniewolenia.
Niewola szatana, w jaką wpadamy przez strach przed śmiercią, słusznie została przedstawiona w fi­gurze niewoli egipskiej. Potężny władca faraon potrzebuje niewolników i oni sami pomimo dobrej woli nie są w stanie z niej się wydostać. Potrzebna jest Boża ingerencja. Tak samo nam potrzebna jest właściwa pomoc. Najpierw musimy otrzymać odtrutkę, czyli słowo prawdy. Przynosi nam je Jezus Chrystus. oto niektóre tylko Jego słowa: Całe to zło z wnętrza pochodzi i czyni człowieka nieczystym (Mk 7, 23); Kto będzie się starał zachować swoje życie, straci je, a kto je straci, zachowa je (Łk 17, 33); Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity. Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne (J 12, 24-25).
Dlaczego Jezus stracił swoje życie? Dlaczego przyjął śmierć? Gdyż wierzył, że istnieje życie, że jest Bóg - kochający ojciec, który "nie dozwoli, aby Jego ciało uległo skażeniu i nie zostawi Jego duszy w otchła­ni" (por. Dz 2, 26-27).
Kiedy możemy pozbyć się strachu przed utratą swojego życia i w ten sposób odzyskać życie, stając się wolnymi i podobnymi do Jezusa? Niewola rodzi się ze strachu przed śmiercią. Wolność rodzi się z doświadczenia miłości Boga, z wiary, że istnieje życie wieczne. Następne pytanie, jakie sobie zadamy, brzmi: Co czynię dla Chrystusa? odpowiedź na nie pozwoli nam choć trochę zasmakować w prawdziwej miłości.

Skosztujcie i zobaczcie, jak dobry jest Pan

Słuchanie słowa prawdy jest pierwszym etapem naszego uzdrowienia. Potrzebujemy każdego dnia słuchać o miłości Boga do nas. To nas zbawia, uwalnia od strachu, dopomaga przetrwać pokusy, umacnia nasze siły duchowe. Ale nie tylko to. W dziele naszego wyzwolenia wielkie znaczenie ma także kontemplacja, dlatego odpowiedź na pytanie: Co czynię dla Chrystusa? jest oczywista. Kontempluję Go, patrzę na Niego. Jak Żydzi wpatrzeni w miedzianego węża na pustyni, tak ja patrzę na Ukrzyżowanego, gdyż w Jego ranach jest nasze zdrowie (Iz 53, 5). Takie patrzenie ściśle wiąże się z ignacjańskim gustare - smakowaniem, kosztowaniem. Skosztujcie i zobaczcie, jak dobry jest Pan (Ps 34, 9), a także: O ileż słodsza jest miłość twoja od wina (Pnp 4, 10).
Co jest tą słodyczą? Na co patrzę? Co objawia mi krzyż? Przede wszystkim objawia mi miłość Boga do mnie, grzesznika. Po tym, jak poznałem swój udział w Jego męce, teraz Ukrzyżowany objawia mi swoją miłość do nieprzyjaciela, którym stałem się, grzesząc, będąc niewolnikiem. On przez krzyż pragnie mnie przekonać, że mnie kocha pomimo moich grzechów i niewoli. To właśnie za mnie modli się do Ojca: "Przebacz mu, bo nie wie, co czyni" (por. Łk 23, 34). Jezus nie obraził się na mnie, kiedy byłem obojętny, zapatrzony w siebie, wykorzystujący innych, kiedy byłem pyszny, kiedy byłem niewolnikiem. Jeśli staję przed nim bezbronny, On mi przebacza. I jeszcze coś więcej. To ukrzyżowany i zmartwychwstały Pan posyła mi największy dar - swojego Ducha, abym już nie musiał żyć w lęku przed śmiercią, ale wyczekiwał prawdziwego wyzwolenia.
Istnieje prawdziwy udział człowieka w dziele wyzwolenia. Jest nim odpowiedź wiary. Bóg zawsze czeka na moją odpowiedź. Może jeszcze się lękam, może jeszcze są w moim sercu wątpliwości, ale coraz bardziej doświadczam, że prawda jest w Miłości. Już nie muszę kosztować zakazanego owocu, który prowadzi do śmierci, ale mogę posłuchać Psalmisty i codziennie kosztować błogosławionego Owocu wiszącego na krzyżu. Skosztujcie i zobaczcie, jak dobry jest Pan. Co uczynię dla Chrystusa? Uwierzę, że Bóg jest Miłością, że całe moje życie pozostaje w Jego rękach, że wszystko jest łaską. Uwierzę, że moje powołanie to kochać podobnie.

Więcej w książce: Po pierwszym tygodniu Ćwieczeń duchownych

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Medytacja pod krzyżem
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.