Miłosierne serce Ojca - wyobraźnia miłosierdzia

Rembrandt - Powrót syna marnotrawnego
ks. Krzysztof Zimończyk SCJ

Ewangeliczna przypowieść o synu marnotrawnym jest tematem jednego z najwybitniejszych dzieł Rembrandta zatytułowanego Powrót syna marnotrawnego. To jeden z tych obrazów, których klimat sprawia, że czujemy się świadkami czy wręcz uczestnikami niezwykłego misterium.

Ojciec - majestatyczny starzec, odziany w złoto i karmazyn przytula do siebie zaniedbanego włóczęgę. Cała jego postać - potargane szaty, zdarte sandały, ogolona jak u skazańca głowa - nosi ślady bolesnych doświadczeń. Ojcowskie ręce przygarniają go mocno, by uniemożliwić mu powtórne odejście.

Czyż można bardziej obrazowo oddać miłosierdzie Boga względem człowieka, Jego ojcowską miłość do ludzi? Miłość, która jest większa od grzechu, nawet tego najgorszego. Bóg zawsze na nas czeka z wyciągniętymi ramionami, nawet jeśli na to nie zasługujemy. Nigdy nie traci się prawa powrotu do Niego - nawet w kompletnej nędzy, brudzie, dźwigając na ramionach odpowiedzialność za zniszczenie całego bogactwa otrzymanego od Boga, a nierzadko i za zniszczenie innych ludzi. Tak jak w przypadku syna marnotrawnego, wystarczy, żebyśmy zatęsknili za domem naszego Ojca, a On nas przyjmie.

DEON.PL POLECA

Jakiś artysta namalował reprodukcję obrazu Rembrandta, nadając miłosiernemu ojcu rysy twarzy papieża Jana Pawła II. Wydawać by się mogło, że dokonał nadużycia. Ale to właśnie Jan Paweł II przybliżył współczesnemu światu prawdę o Bogu - miłosiernym Ojcu. Jego pontyfikat był nierozerwalnie z nią związany. Niestrudzenie głosił orędzie miłosierdzia wszystkim ludziom dobrej woli. Napisał encyklikę o Bożym Miłosierdziu. W różnych oficjalnych przemówieniach ponad 90 razy wypowiedział słowa: "Proszę o przebaczenie". 12 marca 2000 roku w ramach Jubileuszowego Dnia Przebaczenia przepraszał wyznawców innych religii za grzechy wobec prawdy, miłości, pokoju i jedności Kościoła. Stawał w obronie życia ludzkiego, niestrudzenie nawoływał do zaniechania wojen i do solidarności. Stawiał wymagania młodym, umacniał rodziny, jednoczył się z samotnymi i cierpiącymi. Był wszędzie tam, gdzie go potrzebowano. Jednak największym świadectwem miłosierdzia Jana Pawła II było przebaczenie osobie, która targnęła się na jego życie - Alemu Agcy. Na zdjęciu zrobionym w rzymskim więzieniu Rebibbia widać, że Ojciec Święty wyraźnie się uśmiecha i trzyma swego rozmówcę za ramię, jakby chciał go do siebie przyciągnąć, podobnie jak miłosierny ojciec z obrazu Rembrandta przygarnia syna.

Nie tylko twarz Jana Pawła II, ale i każdego z nas powinna być choć trochę podobna do twarzy ojca z Jezusowej przypowieści. Powinna być obliczem pełnym miłości miłosiernej do drugiego człowieka. Nieraz trzeba, abyśmy i my wychodzili naprzeciw tym, którzy do nas wracają. Często wydaje się nam, że to drugi człowiek powinien zrobić pierwszy krok: "Narozrabiał, to niech się pierwszy upokorzy". Musimy nie tylko wychodzić, ale wręcz wybiegać naprzeciw. Nie może być tak, że ten, kto wraca, zastaje nas zimnymi jak lodowa góra. Ten, kto pobłądził, powinien zaznać naszego miłosierdzia.

Chrześcijaństwo mierzy się otwartymi ramionami Ojca. Nasza wiara polega na przyjęciu Boga, który jest miłością. Trzeba mieć nade wszystko serce na wzór Ojca Niebieskiego. Serce wielkie, aby prawdziwie kochać, by przyjąć bliźniego, który sam jest winien swego nieszczęścia, lecz wraca i prosi o przebaczenie.

Tak wielu potrzebujących, cierpiących, udręczonych życiem jest obok nas. Oni wszyscy czekają na miłość miłosierną. Jeśli zabraknie jej w naszym życiu, jeśli nie będziemy się uczyli coraz bardziej kochać innych, jeśli nie pozwolimy na to, aby kierowała nami wyobraźnia miłosierdzia, o której tak wyraźnie mówił Jan Paweł II w czasie ostatniej pielgrzymki do naszej ojczyzny - na nic zdadzą się wzniosłe modlitwy i długie przesiadywania w kościele.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Miłosierne serce Ojca - wyobraźnia miłosierdzia
Komentarze (2)
E
ewelina
27 kwietnia 2012, 13:23
Jakże trudno o miłosierdzie względem drugiego,kiedy sami go bardzo potrzebujemy bo "ledwo ciągniemy" we własnym życiu.Właśnie się zdiwiłam że aż tak byłam obojętna wobec naprawdę bliskiej mi osoby....
AC
Anna Cepeniuk
27 kwietnia 2012, 09:44
Bardzo to wzniosłe i górnolotne......... Więc nie dziwi mnie zakończenie, że ..... " na nic się zdadzą wzniosłe modlitwy i długie przesiadywanie w kościele". Wg mnie brakuje równowagi........ By kochać bliźniego jak siebie samego....... trzeba się najpierw "spotkać" ze sobą samym. Dlatego polecam ( nie po raz pierwszy) świetną książke Ojca J. Ptusaka " Poznaj siebie spotkasz Boga".