(Fot. sxc.hu)
Samotność, obok uczucia grozy wywołanego perspektywą zbliżającej się i nieuniknionej śmierci, jest jednym z tych aspektów ludzkiej egzystencji, który ma - przynajmniej tak się wydaje - wyłącznie negatywny czy paraliżujący wpływ na osobę będącą jej "ofiarą". Dzieje się tak pomimo, a nawet wbrew usilnym próbom wyrwania się z tego stanu.
Zanurzony w świecie doznań, nieustannej stymulacji czy wręcz ciągłego porażania zmysłów współczesny człowiek stopniowo wyniszcza swoją wrażliwość. Obojętniejąc na wszystko i wszystkich, czyni jednak rozpaczliwe wysiłki, by ukryć przede wszystkim przed sobą samym to przerażające osamotnienie. Zapełnia więc przestrzeń wokół siebie licznymi przedmiotami i przypadkowymi osobami, nierzadko nie czyniąc żadnego pomiędzy nimi rozróżnienia. Inny człowiek, człowiek-przedmiot - to rekwizyt służący doraźnemu poprawieniu samopoczucia. Tym chaotycznym wysiłkom nie towarzyszy żadna głębsza refleksja, a wszystko odbywa się przy aprobacie i poklasku ze strony świata hołdującego wizji człowieka sukcesu. Człowieka, który najpierw "ma" i "zna", a dopiero później "jest". Samotny w tym kontekście znaczy nieprzystosowany, nielubiany i trudny. Samotny to zbędny i niepotrzebny.
Tymczasem samotność, jako efekt totalnego i dobrowolnego wyrzeczenia, może być paradoksalnie drogą prowadzącą do jej całkowitego zaprzeczenia: do odkrycia sensu, pełni i prawdziwej wartości życia. Drogą ku odrodzeniu człowieka. Wbrew pozorom nie jest to założenie rodem z jakiejś rewolucyjnej koncepcji zmierzającej do przekształcenia i naprawy świata w duchu New Age. Przeciwnie, znajduje ono swoje uprawomocnienie w mistycznych traktatach wielkich mistrzów duchowych wszystkich epok i zakątków świata.
W poszukiwaniu własnego "ja"
Czym jest mistyka? Realnym przeżyciem? Ucieczką od rzeczywistości? Przebudzeniem ze snu doczesności? Nie ma jednej odpowiedzi, która zadowoliłaby wszystkich pytających. Tworząc definicję doświadczenia mistycznego, najczęściej odwoływano się do jego drugorzędnych cech: niewyrażalności, przemijalności, efemeryczności. Rdzeń, tajemne przekształcenie podmiotu, który dostąpił łaski uczestnictwa w unii mistycznej, do dziś pozostał w gruncie rzeczy zagadką i niedopowiedzeniem. Ten nimb tajemniczości towarzyszący ich przeżyciom sprowadził na mistyków pełne politowania, a momentami wręcz przesycone wrogością osądy ze strony "obiektywnych" badaczy ludzkiej psyche. Zapędzona w kozi róg racjonalności naukowej - wymogu ciągłego dowodzenia, sprawdzania, kontrolowania, oceniania - społeczność świata nauki i kultury zepchnęła mistykę daleko poza granice tego, co jej zdaniem jest rzeczywiste i wartościowe.
Wymykając się eksperymentalnym metodom badania oraz nie podlegając władzy językowego doprecyzowania, mistyka stała się najbardziej osamotnionym aspektem ludzkiej egzystencji. Jej dalszej marginalizacji dodatkowo sprzyja panujący we współczesnym świecie kryzys religii. Człowiek zdaje się dobrowolnie zrezygnował z wewnętrznych, duchowych pokładów swojej osobowości na rzecz maksymalnej efektywności jej pragmatycznej części. Nie ma czasu na refleksję, oglądanie i odczuwanie otaczającego świata. Ceną tego wyrzeczenia jest wzrost poczucia braku wartości w życiu. Właśnie z tego bierze swoją złowrogą moc cywilizacyjna choroba XXI wieku: depresja. Skoro nazbyt pochopne wyrugowanie z doczesnego życia człowieka wymiaru duchowego zaowocowało tak ponurym plonem, to może jego ponowne "odkrycie" dostarczy antidotum na niektóre spośród jego lęków.
Na czym polega fenomen mistycznego doświadczenia? Podróż może rozpocząć się w atmosferze spokoju i ukojenia, jak to miało miejsce w przypadku średniowiecznego mistyka angielskiego Richarda Rolle, gdy promień miłości Bożej nawiedził go podczas modlitewnej kontemplacji czynionej w zaciszu przyklasztornej kaplicy. Może również mieć swój początek w czasie bólu, zwątpienia i fizycznego wycieńczenia, jak w przypadku św. Jana od Krzyża, uwięzionego w kamiennej celi karmelitańskiego opactwa w Toledo. Bóg uchyla na moment jedną z zasłon skrywających Jego niewysłowione tajemnice i w krótkim przebłysku wszechogarniającej miłości rozpala serce mistyka, zapoczątkowując jego wewnętrzną przemianę.
Przez ciemną noc ku światłu nowego dnia
Pojawiająca się w miejscu tego "tajemnego dotknięcia" tęsknota do stałego zespolenia z Absolutem popycha mistyka na drogę wyrzeczeń. Jego dusza, zanim będzie mogła dostąpić łaski działania kontemplacji wlanej, musi całkowicie oczyścić się z rzeczy doczesnych, zmysłowych uczuć oraz rozumowych dociekań. To całkowite ogołocenie i osamotnienie jest koniecznym warunkiem powodzenia dalszej wędrówki. Każda bowiem, nawet najmniejsza rzecz, jeżeli nie celowo, to poprzez zaprzątanie naszej uwagi, oddala nas od właściwego celu podróży. Anonimowy autor Obłoku niewiedzy nakazuje rozpostarcie obłoku zapomnienia pomiędzy sobą a światem. Zapomnieniu musi ulec wszystko, czym w dotychczasowym życiu się kierowaliśmy, co kochaliśmy i w co wierzyliśmy. Wobec majestatu Boga jest to bowiem tylko pył i wiatr.
Dusza zmierzająca ku obiektowi swej tęsknoty musi przejść przez dwie noce: noc zmysłów i noc ducha. Metafora nocy jest tu użyta nie bez powodu, ponieważ wyzbywszy się wszystkich złudnych oparć, dusza wkracza na dalszy etap swej przemiany jakby pod osłoną mroku, w ciemnościach. Jeżeli dotychczas mogła jeszcze korzystać z porady i wsparcia doświadczonego przewodnika duchowego, tak teraz walkę ze światem, ciałem i szatanem toczy samodzielnie. Niszczy pożądanie, jakie wiązało ją z otaczającymi rzeczami i stworzeniami, ponieważ zaciemniało ono i nie dopuszczało zbawczego działania światła Bożego. Umartwia myśli, jakie o nich żywiła, mąciły one bowiem jej umysł i odwodziły od prawdziwego źródła miłości. Negatywnie rozsądzając wartość poszczególnych bytów w ich zestawieniu z Bogiem, przybliża się ku Niemu, zgodnie z wytycznymi pozostawionymi przez Pseudo-Dionizego Areopagitę w Teologii mistycznej.
Oderwaniu od rzeczy zewnętrznych towarzyszy zatem umartwienie zmysłów i pogrążenie wszelkich, przyrodzonych z racji jego cielesności, upodobań człowieka w ciemności nocy oczyszczenia. Zawieszając działanie rozumu i zmysłów, kieruje się on jedynie siłą swojej wiary. Tylko dzięki niej i przy wsparciu Boskiej miłości będzie w stanie przemienić swoją wolę w wolę Boga. To ciągłe oczyszczanie i czynny wysiłek na rzecz jego powodzenia trwają do momentu, gdy mistyk nie znajduje już żadnego upodobania nawet w dyskursywnym nad tymi rzeczami rozmyślaniu. Jego miejsce zajmuje całkowita bierność. Uwaga nie jest dłużej zaprzątana żadnymi czynnościami. Co więcej, nie odczuwa się już chęci ku żadnym czynnościom. Dusza mistyka znajduje teraz upodobanie jedynie w trwaniu przy Bogu - bezwarunkowo, z "miłosną uwagą, ukojeniem i odpocznieniem", bez aktów pamięci, umysłu i indywidualnej woli.
Tak oczyszczona i konsekwentnie zwrócona w stronę jedynego źródła żywej miłości, dusza wkracza na kolejny etap swej przemiany. Jej czynne wysiłki ustają, a wlewające się nadprzyrodzonym sposobem Boże światło rozpoczyna noc ducha. Następuje przerażający czas oschłości. Bóg zdaje się pozostawiać człowieka samemu sobie. Przestaje udzielać mu wsparcia i kojącego ciepła miłości. Następuje ostateczne wyniszczenie duchowych korzeni wszelkich niedoskonałości znajdujących odzwierciedlenie w myślach i zachowaniu człowieka. Światło łaski Bożej działa nieubłaganie i zdecydowanie.
Nie nawykła do tego wyższego rodzaju "pokarmu" dusza cierpi wielkie katusze. W konfrontacji z udzielanymi przez Boga duchowymi wartościami zestawiona zostaje jej nędza i niedoskonałość. Czuje się niegodna nie tylko Stwórcy, ale i wszelkich stworzonych rzeczy. Opuszczona w jej własnym mniemaniu, osamotniona, pogrążona w ciemnościach odczuwa "cień śmierci, jęki umierających i męki piekielne". Wydaje jej się, że już nigdy nie dostąpi słodyczy obcowania z Oblubieńcem, a jej obecny stan będzie trwał wiecznie. Targana gwałtownością duchowego oczyszczania niemal omdlewa. Do pogłębienia stanu zwątpienia przyczynia się oprócz już wspomnianego poczucia osamotnienia ze strony Boga, osamotnienie ze strony wszystkich stworzeń i przyjaciół, którzy nie rozumiejąc doniosłości wewnętrznych przemian, jakie zachodzą w duszy mistyka, często kwitują jego zachowanie śmiechem i kpiną.
Jednak nie ma już dla duszy krwawiącej od miłosnego dotknięcia odwrotu. Musi wytrwać w tym stanie, ponieważ właśnie dzięki oschłości ostatecznie oczyszcza się jej część zmysłowa, a w opróżnieniu z wszelkich pojmowań odnawiają się władze. Św. Jan od Krzyża przywołuje w tym miejscu metaforę ognia i poddanego jego działaniu drewna. Najpierw, pod wpływem gorąca i osuszającego oddziaływania płomieni, z sykiem ucieka z niego wszelka wilgoć (zmysłowe przywiązania). Następnie ogień coraz bardziej je ogarnia, usuwając z drewna wszystkie jego ciemne i brzydkie przypadłości (duchowe zamglenia), by w końcu, obejmując całkowicie, zupełnie rozpalić i przemienić w siebie. Tym sposobem drewniany kloc, początkowo zimny i brzydki, staje się piękny i czysty jak ogień, przejmując dodatkowo jego właściwości: osusza, ogrzewa i oświeca.
Ponowne narodziny
Tak samo jest w przypadku duszy płonącej ogniem Bożej miłości. W zamian za wytrwanie w gwałtowności nocy ducha otrzymuje ona cudowne zadośćuczynienie. Bóg wyjawia przed nią tajemne zależności rządzące światem oraz sam daje się jej poznać bez żadnych zapośredniczeń. W niewysłowionej miłości i blasku niestworzonego światła, dzięki działaniu łaski Bożej, dusza rozpływa się w Absolucie. Będąc Jego częścią, staje się jednocześnie częścią wszystkiego, co jest. Granice zostają zniszczone, różnice tracą rację bytu - jest tylko Bóg i Jego niczym nieuwarunkowana miłość względem wszelkiego stworzenia.
W akcie niezwykłej unii mistycznej okazuje się, że samotność człowieka jest tylko i wyłącznie iluzją. Całkowicie przeczy jej wizja ukazująca się duszy w blasku szczytowego momentu doświadczenia mistycznego. Umierając dla świata różnic, jednostkowych przejawów egzystencji, szczegółowych zapętleń myśli, czyli wszystkiego tego, co charakteryzuje bezwartościową egzystencję dnia codziennego (z jej ślepą pogonią za rzeczami doczesnymi), człowiek budzi się do nowego życia. Nie stawia już siebie w opozycji względem innych bytów. Pokora zrodzona w nim dzięki zbawiennemu działaniu okresu oschłości i próżni otwiera go na bliźniego. W następstwie doznanej ekstazy mistycznej uzmysławia sobie odwiecznie istniejące wzajemne powiązanie wszystkich rzeczy we wszechświecie. Samotność ustępuje miejsca ciągłemu współistnieniu w Bogu. Warunek, który początkowo prowadził do całkowitego osamotnienia człowieka, staje się w następstwie katalizatorem zmian prowadzących do całkowitego tej samotności zaprzeczenia.
Doświadczenie mistyczne wydobywa na światło dzienne prawdę skrywaną w głębi duszy człowieka od momentu jego narodzin. Ogień miłości, wypaliwszy wszelką niegodziwość, ukazuje duszę w jej żarzącej doskonałości. Samotność nie oznacza już braku przystosowania. Nie jest synonimem bycia zbędnym, niepotrzebnym czy trudnym. Wszelka negatywna wartość mająca związek z konotacją słowa "samotny" nie jest już w stanie zaszkodzić "nowemu" człowiekowi. Tak długo, jak będzie się kierował Bożą miłością, nigdy nie zazna zwątpienia i strachu. Lodowa pustynia wiecznych tęsknot nie będzie go mamiła iluzją doraźnych przyjemności.
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Skomentuj artykuł