Niewątpliwie, są takie słowa w Biblii, które należy odczytywać literalnie. Istnieją takie, które na zawsze zachowają aktualność. A są i takie, które mają sens duchowy lub nas już nie obowiązują. Jak jednak odróżnić jedne od drugich?
Pismo święte czytamy zawsze we wspólnocie wierzących w Chrystusa, w strumieniu Tradycji, w oparciu o świadectwo Ojców Kościoła i świętych. A ci zgodnym chórem poświadczają, że szczytem objawieniem Boga są słowa i czyny Jezusa Chrystusa. I nic większego ani wspanialszego już nas nie spotka. Dlatego naczelną zasadą w interpretacji Starego Testamentu jest sam Jezus, który ukazuje ducha zapisanej litery. Podczas gdy Ewangelia jest szczytem, Stary Testament jest powolnym wznoszeniem się w górę, począwszy od równiny, która nie tyle rozpoczyna się z chwilą stworzenia świata i człowieka, co w momencie jego upadku. Wtedy bowiem człowiek zaczął inaczej spoglądać na Boga, widząc w Nim zagrożenie i rywala.
Bóg przemocy czy Bóg miłosierdzia [pierwsza część tekstu]>>
W adhortacji poświęconej roli Słowa Bożego w życiu Kościoła, Benedykt XVI dzieli się z nami dość zaskakującą wskazówką: "Słowo Boże nie jest bowiem nigdy po prostu obecne w samej literackiej warstwie tekstu. Aby do niego dotrzeć, potrzebne jest wzniesienie się wyżej" (VD, 39). Można więc powiedzieć, że samo Objawienie jest czymś więcej niż Pismo święte. Zostało ono w pewien sposób utrwalone na papierze. To, co zostało nam objawione o Bogu, nie jest wyłożone bezpośrednio jak kawa na ławę. Nie można zrównać Boga z szatą słowną Pisma świętego. Tu o wiele ważniejsze jest to, co napisane zostało między wierszami. Co więcej, Objawienie - jak przypomina Katechizm Kościoła - jest zakończone, ale nie całkowicie wyjaśnione (Por. KKK, 66).
W cytowanym powyżej numerze adhortacji Papież kilkakrotnie pisze o "wznoszeniu się" podczas lektury Pisma świętego. Co to oznacza? Najpierw muszę wziąć pod uwagę szerszy kontekst, w którym pojawia się czytany tekst. Nie mogę skupić się tylko na literze i pojedynczym zdaniu. W wywiadzie “Bóg i świat" kard. Ratzinger pisze: “Bóg nie zastępuje naszego myślenia. Nie zastępuje nauki, nie zastępuje naszego wysiłku duchowego. Nie mogę mechanicznie posługiwać się kryterium inspiracji, a także kryterium bezbłędności. Nie można wyciągnąć pojedynczego zdania i powiedzieć: tak, to zdanie znajduje się w wielkim podręczniku Boga, zatem musi być prawdziwe po prostu samo w sobie". Benedykt XVI nie odrzuca ani natchnienia ani nieomylności Pisma świętego, ale sprzeciwia się literalizmowi.
Jak tę radę odnieść do tekstów ociekających okrucieństwem, podłością i bezwzględnymi karami nakładanymi przez Boga na ludzi? Zwróćmy uwagę, że w Biblii Hebrajskiej przemoc najpierw przypisana jest ludziom, począwszy od Kaina. Znamienne, że opis stworzenia świata ostateczny swój kształt przybrał w Babilonie. Autorzy księgi Rodzaju znali tamtejsze mity opowiadające o początku świata. Dla przykładu, w micie "Enuma Elisz" zrodzenie świata wiąże się z morderstwem. Pogański bóg Marduk zabija Tiamat - potwora chaosu. Natomiast Bóg ukazany w księdze Rodzaju z nikim nie walczy ani nie stosuje siły. Powołuje do istnienia słowem.
Rene Girard słusznie zwraca uwagę, że druga część Dekalogu - Prawa nadanego po wyjściu Izraela z Egiptu - zawiera przykazania, których celem jest ograniczenie ludzkiej przemocy. Dodatkowo są one uporządkowane od najcięższych - "Nie zabijaj" do najlżejszych - "Nie oszukuj". Co więcej, ostatnie dwa przykazania zakazują pragnienia tego, co należy do bliźniego. Przemoc bierze się z nieokiełznanej chęci posiadania dobra bliźniego. Od początku mówi o tym Stary Testament. I potępia te tendencje. Kain zabił Abla z zazdrości. Bracia Józefa najpierw chcieli go zgładzić pod wpływem zazdrości, potem jednak ich sumienie się obudziło i sprzedali go do Egiptu. Trudno więc przypisywać Bogu autorstwo przemocy, skoro sam robi wszystko, aby ją zminimalizować tak dalec jak to wówczas było możliwe. Bóg Izraela nie jest greckim bóstwem z podwójnymi standardami moralnymi. Innymi dla siebie i innymi dla ludzi.
Niewątpliwie, są takie słowa w Biblii, które należy odczytywać literalnie. Istnieją takie, które na zawsze zachowają aktualność. A są i takie, które mają sens duchowy lub nas już nie obowiązują. Jak jednak odróżnić jedne od drugich? Kościół ciągle dokonuje nieustannego rozeznania, już od pierwszego Soboru w Jerozolimie. Nie praktykujemy dziś obrzezania ani nie składamy ofiar ze zwierząt. Nie zabijamy cudzołożników. Już w II wieku po Chr. Orygenes zarzuca poganinowi Celsusowi, że niezwykle naiwnie -jak na filozofa- podchodzi do tekstów biblijnych. Co ciekawe, ten sam Celsus kiedy czytał tragedie greckie, widział w nich obrazy i sens przenośny. Odnośnie jednak do tekstów traktujących o rzekomej przemocy Boga wszystko brał dosłownie: "Celsus, który chełpi się, że wie wszystko, popełnia tu prostacki błąd na temat sensu Pisma: uważa, że w Prawie Mojżesza i u Proroków nie ma żadnej głębszej myśli poza dosłownym znaczeniem słów " (VII, 18).
Orygenes podaje przykład, jak należy czytać "trudne" teksty, nawiązując do słów Psalmu 137 (u niego 136): "analogicznie rozumiemy słowa 136 Psalmu: "Córko babilońska, nieszczęsna, błogosławiony, kto ci odpłaci za zło, które wyrządziłaś. Błogosławiony, kto pochwyci i rozbije o skałę twoje dzieci". Babilon oznacza tu zamęt, a dziećmi Babilonu są myśli wywołujące zamieszanie, myśli świeżo powstałe w duszy i zrodzone ze zła; kto panuje nad nimi tak, że rozbija ich głowy o twardość i moc rozumu, ten zabija dzieci Babilonu o skałę i dlatego jest błogosławiony. A zatem Bóg nakazując wygubić wszelkie zło nie poleca niczego, co by się sprzeciwiało nauce Jezusa" (VII, 22).
Wiara nadąża za człowiekiem
Bł. John Henry Newman w książce "O rozwoju doktryny chrześcijańskiej" zauważa, że całe Pismo święte jest zapisem długiego procesu, a nie ewolucji. Ta druga zakłada, że ciągłość zostaje przerwana, są przeskoki i luki. Natomiast rozwój jest raczej płynnym przechodzeniem z jednego etapu na drugi. To znaczy, że w Biblii istnieje coś stałego, chociaż po drodze pewne rzeczy odpadają, a inne są dołączane. Innymi słowy, wszystko zaczyna się od ziarna, potem wschodzi roślinka, dojrzewa powoli, a w Chrystusie widzimy już pełne drzewo z owocami. "Nie jest więc tak, że w Biblii najpierw mówi się jedną prawdę, a potem drugą, lecz cała prawda albo znaczne jej części są powiedziane od razu, tyle że w postaci elementarnej, czy też w miniaturze, a potem zostają one wykończone w szczegółach, w miarę jak postępuje bieg Objawienia" - pisze kard. Newman.
Nieprawdą jest więc, że Bóg objawił się najpierw w Starym Testamencie jako sprawiedliwy i mściwy, a potem, w Ewangelii dodał kolejną prawdę, że jednak jest też miłosierny. Miłosierdzie Boga jak ziarno ukazywane jest od samego początku. Błędem jest też uznawać, że w Biblii Hebrajskiej Bóg przedstawiony jest wyłącznie jako sprawiedliwy, i to w postaci karzącego bóstwa. Już po wygnaniu z raju okrywa bowiem ludzi skórami. Najpierw zsyła potop, potem ogłasza, że nic podobnego nie będzie miało już miejsca na ziemi. Prorok Jonasz ucieka przed Bogiem, ponieważ wie, że Niniwa nie zostanie zniszczona ogniem i siarką, a przecież mogło dojść do równie spektakularnego widowiska co w Sodomie i Gomorze.
Nie jest też prawdą, że w Nowym Testamencie nie wspomina się o Bożym gniewie, sądzie i sprawiedliwości, a sam Bóg nagle zmienił się w pluszowego misia, którego raz możemy przytulić, a innym razem, gdy nam się znudzi, rzucić go w kąt. I właściwie nie ma żadnego znaczenia, jak żyjemy, bo Pan Bóg jest dobry. Jezus nie karze żyjących grzeszników, ale obiecuje karę tym, którzy świadomie i dobrowolnie odrzucą Jego pomoc i miłosierdzie.
Bóg w całej Biblii jest ten sam, ale objawiał się jak doświadczony pedagog. Orygenes w dziele "Przeciw Celsusowi" pisze, że tak "jak my rozmawiając z małymi dziećmi, nie używamy całej siły naszej wymowy, lecz dostosowujemy ją do ich słabości (…) tak samo i Słowo Boże skomponowało swój wykład, dostosowując go do pojętności słuchaczy". Zadziwia mnie nieraz fałszywe założenie, że skoro wiara ma do czynienia z Bogiem, a przecież Bóg wie wszystko, to nie powinna ona podlegać rozwojowi. Jest dokładnie na odwrót. Bóg się objawił, ale ludzie nie byli w stanie od razu poznać Go takim jakim jest. Wiara i poznanie Boga podlegają temu samemu prawu, które zmusza nas do stopniowego odkrywania świata widzialnego i obecnych w nim cudów.
Z mocą podkreśla to ważne kryterium rozeznania Benedykt XVI: "Objawienie biblijne jest głęboko zakorzenione w historii. Zamysł Boży odsłania się w niej stopniowo i urzeczywistnia się powoli na kolejnych etapach pomimo oporu ludzi" (VD, 42). Zakorzenienie oznacza, że Bóg nie daje nam się poznać w alternatywnym świecie, gdzieś w "duchu", lecz w konkretnych, materialnych i czasowych okolicznościach. Więcej, nie poznajemy Boga innym rozumem niż tym, który poznajemy otaczający nas świat. Gdyby ktoś z naszego wieku przybył do ludzi żyjących 2000 lat temu i rozgłaszał wszem i wobec, że ziemia kręci się wokół słońca, jest okrągła, a nie płaska, przypuszczam, że szybko marnie by skończył. Taka wiedza zapewne zszokowałaby ówczesnych słuchaczy. I chyba nikt się dzisiaj nie dziwi, że starożytni nie mieli pojęcia o komórkach, atomach, kwantach i kwarkach, ponieważ nie byli jeszcze na to gotowi.
Od litery do wypełnienia
Benedykt XVI stwierdza również, że objawienie dostosowuje się do "kulturowego i moralnego poziomu odległych epok" ( VD, 42). Starożytni Izraelici nie rozróżniali na to, co jest wolą Bożą i co jest przez Boga jedynie dopuszczane, tolerowane. W naszych czasach słowa Hioba brzmią wręcz gorsząco: "Dobro przyjęliśmy z ręki Boga. Czemu zła przyjąć nie możemy? (Hi 2, 10) Na retoryczne pytanie Hioba odpowiedzielibyśmy, że przecież nie tak wyobrażamy sobie Boga, który miałby zsyłać na nas zło. Czy Bóg jest źródłem zła? A jednak autor księgi Hioba nie widział w tym nic zdrożnego.
"Nowy Testament nie unieważnia Starego, ale wypełnia, ożywia, odnawia i przemienia go. Powoduje włączenie go w siebie samego (…) Z dniem kiedy doszło do owej przemiany, pierwszy Testament jest, we wszystkich częściach swojej litery, które nie są zgodne z Nowym, przekroczony, stary, nieważny" - pisze Henri de Lubac SJ w książce "Pismo święte w Tradycji Kościoła". Tej przemiany dokonał Jezus. Zrobił istotny i ostatni krok na drodze objawienia Boga. Na czym polega wypełnienie Prawa? Weźmy dla przykładu piąte przykazanie. Kiedy w kazaniu na górze Jezus interpretuje przykazanie "Nie zabijaj", wcale go nie znosi, tylko twierdzi, że zabójstwo zaczyna się o wiele wcześniej, w sercu, w myślach i pragnieniach człowieka. Nie wystarczy więc zabić winowajcy i sądzić, że w ten sposób uporamy się ze złem. Zabija się już myślą i słowem. Jezus "uwewnętrznia" Prawo, które wprawdzie zabraniało pożądania, ale czyniło to niejako z zewnątrz.
W Biblii odnajdziemy też żmudną drogę radzenia sobie ze złem. Zaczyna się od czysto zewnętrznego reagowania: ograniczyć przemoc, która rozlewa się w świecie za sprawą ludzi: Sodoma i Gomora, potop, potem Prawo, niewole. Wszystkie te sposoby ostatecznie okazują się nieskuteczne. Człowiek nadal czyni zło. Dopiero prorocy stwierdzają, że żaden z tych środków nie powoduje zmiany człowieka, ukraca zło tylko na pewien czas. Nie pokładają przy tym wielkiej nadziei w "ozdrowieńczych" możliwościach spisanego Prawa. Twierdzą, że potrzeba czegoś więcej. Jeremiasz pyta retorycznie i od razu udziela sobie odpowiedzi: "Czy Etiopczyk może zmienić swoją skórę, a lampart swoje pręgi? Tak samo czy możecie czynić dobrze, wy, którzyście się nauczyli postępować przewrotnie" (Jr 13,23).
Z kolei Ezechiel przemawiając do Izraelitów, którzy nawet w niewoli babilońskiej "bezcześcili imię Pana" zapowiada ich gruntowne oczyszczenie i powtórne zrodzenie, co jednak spełni się ostatecznie dopiero w czasach Jezusa: "Pokropię was czystą wodą, abyście się stali czystymi, i oczyszczę was od wszelkiej zmazy i od wszystkich waszych bożków. I dam wam serce nowe i ducha nowego tchnę do waszego wnętrza, odbiorę wam serce kamienne, a dam wam serce z ciała. Ducha mojego chcę tchnąć w was i sprawić, byście żyli według mych nakazów i przestrzegali przykazań, i według nich postępowali" (Ez 36, 25-27). Według Prawa należałoby tych ludzi zgładzić, a jednak Bóg robi co innego. Ostatecznie to Jezus przyjmując na siebie przemoc zadawaną przez ludzi od początku świata aż do jego końca, a następnie dzięki miłości znosi ją i stwarza nowy sposób działania, odnawia wszystko od wewnątrz. Daje Ducha. Ten proces przemiany świata nadal trwa w świętych i wszystkich chrześcijanach, którzy na serio traktują naukę Chrystusa, przyjmują jego moc i nie ulegają pierwszym odruchom, rozwiązaniom siłowym, nie oddają złem za zło, chociaż takie są nasze naturalne reakcje.
Innym znamiennym przykładem przeobrażenia biblijnej idei w czasie jest koncepcja ofiary. Sąsiadujące z Izraelem ludy rytualnie zabijały także dzieci i na ołtarzu ofiarowały je lokalnym bogom. Zasadniczo z dwóch powodów: aby obłaskawić bóstwo lub je "nakarmić". Bóg Izraela zakazuje takiego procederu, ponieważ w ostateczności jest to karykatura Boga, spowodowana przez grzech i ciemność. Poleca składać tylko ofiary ze zwierząt. Później prorocy powoli przygotowują ludzi na duchowe rozumienie ofiary. Wszystko to zajmuje oczywiście kilka wieków. Samuel oznajmia: "Lepsze jest posłuszeństwo od ofiary, uległość - od tłuszczu baranów ( 1 Sm 15, 22). Ozeasz idzie jeszcze dalej, wzywając nie do ofiarowania czegoś, lecz siebie: "Miłości pragnę, nie krwawej ofiary" (Oz 6, 6). Malachiasz zapowiada "ofiarę czystą" (Ml 1, 11), którą złoży sam Chrystus. A dzisiaj my w Kościele składamy tę samą Ofiarę co w Wieczerniku i na krzyżu, ale w sposób bezkrwawy. Ale to nie koniec. Wychodząc z kościoła, mamy ofiarować swoje życie braciom i siostrom.
Cóż za zmiana! Najpierw Bóg kazał zabijać zwierzęta, a ostatecznie odprawiamy Eucharystię i jako chrześcijanie składamy swoje życie w ofierze dla innych przez miłość i codzienną służbę. Idea ofiary pozostała (ciągłość ze Starym Testamentem), ale zmieniła się zarówno jej treść jak i forma (Ewangelia wprowadza nowość). Pozostało coś starego i pojawiło się coś zupełnie nowego, nie na zasadzie przekreślenia, lecz wkomponowania.
Czy te dwa przykłady dowodzą, że Bóg zaprzecza samemu sobie? Jeśli będziemy czytać Słowo Boże literalnie, bez uwzględnienia rozwoju i czasu, trzeba powiedzieć, że tak. Jeśli rozwój jest zamierzony ze względu na nas, wtedy nie zaprzecza sobie. W podobny sposób należy rozumieć teksty o Bogu, który nakazuje użycie siły i surowe kary. To przejściowy etap, niedoskonały obraz, niekoniecznie oznaczający, że taki jest Bóg.
Objawienie Ojca przez Jezusa dla wielu Jego współczesnych było nie do przyjęcia. Nadal myślano, że grzeszników należy kamienować, nie wolno przebywać z nieczystymi a nagroda należy się za dobre postępowanie. Do dzisiaj bardzo trudno przyjąć Boga objawionego w Ewangelii, zwłaszcza w przypowieściach i na krzyżu. Gdyby Jezus przyszedł na świat w czasach Mojżesza albo Dawida, zapewne nie zdążyłby przeżyć trzech lat swej publicznej działalności. Gdyby dzisiaj przyszedł na ziemię tak jak w Palestynie, zapewne spotkałby Go takim sam los. To grzeszny opór sprawia, że człowiek, co jest paradoksem, częściej woli przyjmować Boga sprawiedliwego, którego należy się panicznie bać niż Boga miłosiernego, który wypełnia sprawiedliwość Starego Testamentu.
Dariusz Piórkowski SJ - rekolekcjonista i duszpasterz. Pracuje obecnie w Domu Rekolekcyjnym O. Jezuitów w Zakopanem
Skomentuj artykuł