Na chłopski rozum rzecz biorąc

(fot. DaveWilsonPhotography/flickr.com)
Wacław Oszajca SJ / "W Drodze"

Mniej martwiłbym się o wierzących i niepraktykujących, a bardziej o tych praktykujących, co do których zachodzi obawa, że owszem praktykują, ale wbrew ich gorącym zapewnieniom, nie wierzą.

Chłopski, to znaczy wieśniaczy, wiejski, właściwy kulturze agrarnej, a nie wyłącznie męski. Chłopskim rozumem z całą pewnością odznaczały się moja babka i mama, jak też wiele kobiet z mojej wsi. To dlatego przed żniwami urządzano świniobicie. W tym roku u nas, w następnym u sąsiadów, bo trzeba pamiętać, że lodówki nie zawsze były. Mięso więc solono, wekowano, wędzono, bo musiało go starczyć co najmniej na najbliższe dwa, trzy miesiące. Kiedy zaś zboże dojrzało już do zżęcia, nastawał święty czas. Ciężka praca wymaga dobrego jedzenia. Na zsiadłym mleku z kartofelkami i koperkiem żniwiarz długo nie pociągnie. Musiało być mięso również… w piątek. I nie było zmiłuj, żadna gospodyni nie odważyłaby się wysłać chłopa w pole bez wałówki.

Jednocześnie na tej samej wsi wszechwładnie panowało tabu, które nakazywało w piątki bezwzględnie pościć, a którym z kolei zawiadywał proboszcz. I jeśli był nim ktoś, kto rozumiał dany sobie świat, w niedzielę ogłaszał, że daje dyspensę od mięsa na trzy najbliższe piątki, a jeśli ktoś już post piątkowy złamał, to niech pobożnie zmówi różaniec. Tym sposobem proboszcz ratował swój honor i autorytet Kościoła, a zarazem, jak sądzę, chcąc nie chcąc, otwierał parafianom oczy na podstawową ewangeliczną prawdę: "To szabat został ustanowiony dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu. Zatem Syn Człowieczy jest panem szabatu" (Mk 2,27-28).

DEON.PL POLECA

Podobnie jak w żniwa, postępowano wtedy, gdy nagle w piątek zjawili się goście. Wstąpił stryj z żoną i zięciem, bo akurat wracali z miasta i po drodze im było. A że gość w dom, Bóg w dom, natychmiast wyciągano z pieca patelnię, krojono słoninę, a jeszcze lepiej boczek, i smażono jajecznicę. A do jajecznicy trzeba było też postawić coś mocniejszego. Owszem, spowiadano się z tego grzechu, ale bez większych ceregieli. Z bardzo prostego powodu, który pewnego piątku jasno wyeksplikował nasz sąsiad. Przecież sam Pan Jezus, kiedy na weselu zabrakło wina, to choć już weselnicy byli napici, wina im przymnożył.

Piątek z koniaczkiem

Przejdźmy do czasów współczesnych. Proszę bardzo, piątkowe, nawet wielkopiątkowe, postne menu. Na przystawkę krewetki tygrysie z patelni, zupa żółwiowa, na drugie łosoś w papilotach, na deser tort orzechowy, no i do tego odpowiednie wino, a na koniec koniaczek. Tym, których na to stać, należałoby życzyć Wielkiego Piątku przez wszystkie dni tygodnia przez cały okrągły rok. Następna kwestia będzie dotyczyć nie tylko niektórych, ale wielu. Co mają zrobić, jak świętować swoje urodziny i imieniny ci, którym, na nieszczęście, przyszło się urodzić w marcu, po połowie lutego, czy na początku kwietnia, kiedy z całą pewnością trwa wielki post? Jak każdy ci nieszczęśnicy chcieliby zaprosić przyjaciół i krewnych, jeśli nie do domu, to do restauracji. Zasiąść, jak Pan Bóg przykazał, do stołu, pogościć się, potańczyć. "Jak Pan Bóg przykazał" nie jest w tym wypadku jedynie chwytem retorycznym. Przecież, tak wynika z Ewangelii, najłatwiej i najczęściej Jezusa można było spotkać przy stole. I przy całej zakłamanej złośliwości tych, którzy Go oskarżali o obżarstwo i opilstwo, nie czynili tego bezpodstawnie. Skoro tak, skoro urodziny i imieniny to również przypomnienie Bożej dobroci wyrażonej w darowanym nam życiu i wszczepieniu w Kościół, to w imię czego tak obdarowanych mamy prawo pozbawiać radości stołu zarówno tego domowego, jak też konsekwentnie kościelnego, Pańskiego?

A co na to apostoł?

Posłuchajmy zatem wypowiedzi człowieka, który z całą pewnością wie, co mówi. Odznaczył się bowiem wielką gorliwością w zwalczaniu inaczej myślących - po heretycku. Ścigał tych, w jego mniemaniu bezbożnych liberałów wywrotowców, bezlitośnie, aresztował, wlókł przed sędziów, doprowadzał do egzekucji. Jednym słowem, był to naprawdę człek pobożny, bardzo pobożny i bardzo praktykujący, ani na milimetr nie odstępujący od swoich przekonań. I tenże człowiek, po upływie nawet niezbyt długiego czasu, będzie tak oto pouczał zwaśnionych na tle poglądów i praktyk religijnych swoich współwyznawców. "Tego, kto jest słaby w wierze, przyjmijcie bez roztrząsania poglądów. Jeden jest przekonany, że może jeść wszystko, słaby natomiast spożywa jarzyny. Ten, kto je wszystko, niech nie lekceważy tego, który czegoś nie je. Ten zaś, kto nie je wszystkiego, niech nie osądza tego, który je. Bóg przecież go przyjął. Ty natomiast kim jesteś, że osądzasz czyjegoś sługę? To, czy on stoi, czy upada, jest sprawą jego Pana. Ostoi się jednak, ponieważ Pan ma moc go podtrzymać. Ktoś znowu wyróżnia jeden dzień spośród innych, dla innego wszystkie są równie ważne. Niech każdy zostanie przy swoim przekonaniu" (Rz 14,1-5). Tak, to siglum mówi samo za siebie, chodzi o Pawła Apostoła.

A przykazania, durniu!

No właśnie, przykazania? Te kościelne, mniej więcej takie, jak je dzisiaj znamy, jeśli znamy, pojawiły się dość późno, bo w XVI wieku. Czyli wtedy, gdy Kościół stał się instytucją masową, ale też coraz bardziej skonfliktowaną. Zatem ich celem było zdyscyplinowanie katolików. Ten zabieg, jeśli się powiódł, to tylko po części. Na pewno nie zapobiegł rozbiciu Kościoła. Nie bez powodu przecież kłócono się o związek wiary z uczynkami i odwrotnie. Dzisiaj możemy powiedzieć, że dla jakiejś części, a może dla wielu katolików, przykazania kościelne w formie mniej lub bardziej uproszczonej stanowią jedyne kryterium przynależności do Kościoła.

Wygląda to mniej więcej tak. Raz do roku do spowiedzi i komunii, oczywiście najlepiej pod koniec Wielkiego Tygodnia, bo ma to być "wielkanocny sakrament". W niedzielę na mszę, oczywiście wtedy, gdy się to uzna za stosowne, a na pewno wtedy, gdy trzeba uprosić u Boga jakąś tak zwaną łaskę, czyli poprawę zdrowia, zdanie egzaminów, szczęśliwą podróż, a już z całą pewnością wtedy, gdy lekarz powie: Niestety, z tą chorobą, na tym etapie, współczesna medycyna jeszcze sobie nie radzi, tak jak byśmy sobie tego życzyli. Oczywiście uważa się, że takich zachowań oczekuje Bóg, który przecież lubi, gdy Jego dzieci proszą Go o pomoc, żąda też tego Kościół, gdyż wynikają one z jego doktryny. Mówiąc najkrócej, uważa się te mniemania za naukę Kościoła.

Pobożniejsi, chcący sprostać takim wymaganiom, mają oczywiście dodatkowe zmartwienie. Zadają więc pytania w rodzaju: Ile razy mam iść do spowiedzi, by w każdą niedzielę przystępować do komunii? A gdy się już wyspowiadam i przypomnę sobie jakiś grzech, to co mam zrobić, bo nie wiem, czy jest on lekki, czy ciężki? Nie wiem, bo nie wiem, czy gdy to robiłem, to chciałem to robić z całą świadomością? Czy byłem wolny? Nie wiem, bo kto z nas jest tak całkiem wolny? A gdy do tych gorzkich wątpliwości dojdą jeszcze sprawy związane z szóstym i dziewiątym przykazaniem Bożym, trudno o większe nieszczęście.

Wróćmy więc do Apostoła Pawła. Według niego o tym, czy jakieś działanie ma sens, czy nie, decyduje to, czy między chrześcijaninem a Chrystusem istnieje nić zaufania. Choćby tak cienka, jak włos. Tymczasem my, starsi Kościoła, wychodzimy z założenia, że mamy zawsze do czynienia z gotowymi już, o najwyższej próbie, chrześcijanami, katolikami w szczególności, i stawiamy wymagania, nie licząc się z tym, że mamy przed sobą ludzi wcale nieprzekonanych, a tylko przymuszonych. Oczywiście przesadzam, ale chodzi mi o wydobycie na wierzch zjawiska, które być może leży u podstaw kruszenia się obecnej formy istnienia Kościoła. Mówiąc inaczej, żądamy od naszych sióstr i braci zachowań, nie bacząc na ich przekonania. Wbrew temu, co, jak słyszeliśmy, mówi Paweł Apostoł: "Tego, kto jest słaby w wierze, przyjmijcie bez roztrząsania poglądów". To nie znaczy, że poglądy to rzecz mało ważna. Znaczy tylko tyle, że do poglądów dochodzi się, idąc często okrężną drogą - jak sam Paweł. Wiara jest procesem, również wtedy, a może przede wszystkim wtedy, gdy jest mocno ugruntowana.

A miłosierdzie?

"Gdybyście zrozumieli, co znaczą słowa: Miłosierdzia chcę, a nie ofiary, nie potępialibyście niewinnych. Bo Syn Człowieczy jest Panem szabatu" (Mt 12,7-9). Gdzie jak gdzie, ale miłosierdzia - niemodne to dzisiaj słowo, choć nie jego treść - można doświadczyć jedynie wśród przyjaciół i oczywiście w rodzi-nie, choć i tam nie zawsze. Miłosierdzie jest bowiem taką odmianą miłości, która, owszem, czeka na odpowiedź, zdradzona cierpi, ale istnieć nie przestaje. Mówiąc inaczej, miłosierdzie jest miłością wzgardzoną, a to znaczy, że ten, kto tak kocha, kochać nie przestaje nigdy. Tak kochający w swoim nastawieniu do drugiego jest niezmienny. W związku z tym nie tylko nie daje się odepchnąć, nawet za cenę życia, ale nie czeka też na prośby, na podziękowania, pochwały, gdyż "rozumie", czego ten drugi potrzebuje. Jeśli tak, to naprawdę miłosierny jest jedynie Bóg.

Spróbujmy zatem na przykazania popatrzeć inaczej. Nie od strony zakazów i nakazów, ale bardziej ludzkiej, a co za tym idzie, również Boskiej. Wyobraźmy sobie, choć będzie to trudne lub wprost niemożliwe, taką oto sytuację. Ni stąd, ni zowąd twoja dorosła córka lub syn, mieszkający dwie ulice dalej, zadaje ci pytanie: "Tato, ile razy w roku powinienem ciebie odwiedzać, ile rozmów powinniśmy odbyć, żebyś nadal uważał mnie za swoje dobre dziecko?". Albo inaczej. "Mamo, o co chodzi, przecież odwiedzam cię we wszystkie święta, czasem nawet w tygodniu do ciebie wpadam. Nie zapominaj też, że dopłacam ci do czynszu i lekarstw. Poza tym, mam tyle pracy i innych obowiązków, że nie wyrabiam na zakrętach". Wyobraźmy sobie, że wreszcie do spotkania doszło, rozmowa przebiegła w bardzo miłej, grzecznej atmosferze, niemniej nic z niej poważnego nie wynikło. Pouśmiechaliśmy się do siebie, pogadaliśmy o przysłowiowej pogodzie, pochwaliliśmy tort i na tym koniec.

Niestety, czasami bywa jeszcze inaczej, o wiele gorzej. Dzieci wpadają do rodziców nieomal codziennie, i to z bardzo konkretnych powodów. "Kochani, w sobotę idziemy na bal, popilnujecie dzieci, prawda?". "Przykro mi o tym mówić, ale do pierwszego jeszcze dwa tygodnie, a ja mam w portfelu jedynie dwadzieścia złotych". "Mamo, Jasio ma katar, a ja muszę, no wiesz, umówiłam się z koleżankami na kawę, weź taksówkę i przyjedź. Boli cię głowa? Weź tabletkę, tę, którą ci dałam dwa tygodnie temu, to ci szybko przejdzie". Jednym słowem, do spotkania rodziców i dzieci, w tych przypadkach, dochodzi jedynie wtedy, gdy dzieci mają jakąś sprawę do załatwienia, gdy potrzebują pomocy, a więc dla jakiejś korzyści. W myśl starego porzekadła: Jak bida, do Żyda, jak po bidzie, precz Żydzie.

Nieszczęsny skutek zachowywania przykazań

Nie wiem, może to zbyt daleko idący osąd, ale wydaje się, że doszło już do tego, że za pomocą przykazań Bożych i kościelnych oraz zarządzeń administracyjnych zaczynamy wymuszać na ludziach udział w praktykach religijnych. I tak to, co powinno wypływać z przekonania, zaczyna być czymś zewnętrznym, nie naszym, ale nam narzuconym. Oczywiście poddajemy się tej przemocy, bo dotąd nie mieliśmy innego wyjścia. Dotąd, bo dzisiaj już takie wyjście mamy. Parafia przestała być monopolistą. Przestała być jedyną instytucją organizującą nie tylko życie religijne mieszkających na jej terenie, ale również życie społeczne i polityczne. Przez całe wieki to nie kto inny, ale proboszcz pełnił funkcje, które dzisiaj pełnią urzędy stanu cywilnego i zakłady pogrzebowe. Proboszcz, chrzcząc niemowlę, wprowadzał je nie tylko do kościelnej społeczności, ale, i chyba przede wszystkim, do społeczeństwa. A kiedy ochrzczony dorósł, bez proboszcza też nie mógł się obyć, bo przecież do dziś mówimy, że to ksiądz daje ślub. No i kiedy umarł, to proboszcz decydował, gdzie i jak ma być pochowany. Obecnie nawet tak religijne czynności jak bierzmowanie i w jeszcze większym stopniu pierwszy pełny udział w mszy też się sprywatyzowały, zeświecczały i stały się jedynie okazją do rodzinno-towarzyskich spotkań.

Mając to na uwadze, trudno się dziwić nie tylko pytaniom już wymienionym: "Ile razy do spowiedzi, żeby w każdą niedzielę, czy też codziennie, można było przystępować do komunii?", "Czy kaszanka to wędlina?", "Czy gdy mi zabraknie pięciu minut do końca postu eucharystycznego, to mogę, czy nie mogę przystąpić do Stołu Pańskiego?". Poza tymi pytaniami spotykamy też inne, o wiele poważniejsze. "Po co w ogóle mam chodzić do kościoła, skoro w domu czy nawet w parku mogę znacznie lepiej się pomodlić i wymodlić?". Wbrew pozorom tym pytaniom też trudno się dziwić, a tym bardziej nimi się gorszyć, oburzać na nie i traktować je jako przejaw co najmniej religijnego zobojętnienia. Przecież ciężko przez całe wieki pracowaliśmy na taki rezultat. Wolno, nie wolno, ale nawet jeśli nie wolno, to jest władza, która może mi pozwolić na to, by zakazane było dozwolone. Mówi się, nie bez racji, że jakie pytanie, taka odpowiedź. Odpowiadamy więc: "Raz w miesiącu do spowiedzi i wtedy, jak się nie popełni grzechu śmiertelnego, można codziennie do komunii", "Masz imieniny w poście, jaki problem, proś proboszcza o dyspensę". Kłopot w tym, że takie podejście do relacji człowiek - Kościół - Bóg sprowadza nas na manowce. Bóg staje się wielkim, wszechwidzącym i wszechwiedzącym policjantem, a my, starsi Kościoła, Jego urzędnikami, wykonawcami Jego woli. Przez to zredukowanie chrześcijaństwa nawet nie do katalogu przykazań Bożych i kościelnych, ale do kilku nakazów i zakazów związanych z kuchnią i sypialnią doprowadziliśmy, jak mniemam, do tego, że liturgia Kościoła najpierw się sprywatyzowała, a następnie oderwała od Kościoła.

Teologia i prawo nie bez winy

Na nasze nieszczęście to sprywatyzowanie i wyalienowanie liturgii z Kościoła twórczo uzasadniła teologia i prawo. I tak chrzest związaliśmy z grzechem pierworodnym, Komunię z przyjęciem Jezusa do swego serca, bierzmowanie z dojrzałością, małżeństwo z przyznaniem prawa do współżycia seksualnego bez grzechu, kapłaństwo ze szczególnym poświęceniem Bogu na służenie Mu "nie-podzielnym sercem", namaszczenie chorych w najlepszym wypadku traktujemy jako ostatnią deskę ratunku przed śmiercią, a sakramentowi pokuty nadaliśmy charakter rozprawy sądowej, ostatnio zaś wizyty u psychologa. Mimo wszystko te źle postawione pytania: "Wolno, nie wolno?", "Ile razy i kiedy?", "Już grzech, czy jeszcze nie?" wcale nie są głupimi pytaniami. Przeciwnie, wskazują na niedolę wielu chrześcijan, i to zapewne nie tylko rzymskich katolików.

Że tak jest, wskazuje wspomniane już powiedzenie: "Wolę się modlić w do-mu, w parku, przy muzyce, siedząc czy leżąc, ale nie w kościele". To znaczy, że niepraktykujących wcale przez to samo nie można zaliczyć do niewierzących. Jeśli tak, to znaczy, że jest lepiej, niż myślimy. Skoro ci, których w kościele nie uświadczysz nawet od wielkiego dzwonu, zachowali wiarę, to znaczy, że zachowali to najważniejsze - więź z Bogiem, tę najbardziej prawdziwą, intymną, którą tylko można wyznać, jak wyznaje się miłość czy przyjaźń, a nigdy, bez narażenia się na religijny, duchowy ekshibicjonizm, ostentacyjnie deklarować. Mniej zatem martwiłbym się o wierzących i niepraktykujących, a bardziej o tych praktykujących, co do których zachodzi obawa, że owszem praktykują, ale wbrew ich gorącym zapewnieniom, nie wierzą.

Owszem, nie sposób nie podziwiać gorliwości współczesnych i dawnych ze-lotów w przestrzeganiu mnóstwa nakazów i zakazów, jak też ich wiary w to, że dzięki tym wysiłkom, w nagrodę otrzymają, a raczej zarobią na niebo, ale nie sposób też nie zauważyć, że ta jurydyczna pobożność i sprawiedliwość potrafi, nie tylko w sferze religijnej, doprowadzić do tragedii. Jak mam zaufać Bogu, który za zjedzoną w Wielki Piątek, dzień Bożego tryumfu nad złem, skwarkę, gotów jest strącić człowieka do piekła, i to na zawsze? Jak mam zaufać Bogu, który zakazuje przetaczania krwi, a tym samym oczekuje ode mnie, że skażę na śmierć moje dziecko? Jak mam zaufać Kościołowi, konkretnie proboszczowi, i jak mam postrzegać parafię jako wspólnotę, skoro jestem traktowany jak klient, nabywca, petent?

Niemiecki teolog Karl Rahner SJ stwierdza: "Kościół okazuje wyrozumiałość w zastosowaniu wielu czysto kościelnych norm (udzielanie dyspensy; epika, to znaczy wyrozumiała interpretacja intencji prawodawcy, uważana jest za cnotę; powszechnie przyjmuje się zasadę, że prawo czysto kościelne nie obowiązuje w przypadku szczególnej niedogodności i dolegliwości)". Chciałoby się dodać, że byłoby dobrze, gdyby normy prawa czysto kościelnego nie tylko nie obowiązywały w szczególnie trudnych przypadkach, ale w sytuacjach szczególnie szczęśliwych zobowiązywały do podtrzymywania tegoż szczęścia.

Wacław Oszajca - ur. 1947, jezuita, poeta, eseista, publicysta prasowy i radiowy, autor licznych książek, kaznodzieja, mieszka w Warszawie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Na chłopski rozum rzecz biorąc
Komentarze (55)
J
Jolanta
5 lutego 2013, 22:55
Drogi ojcze Wacławie! Jestem ojca fanką nieustanną z tekstu na tekst! Ale- jak to mówią- gdy ci się dostaje z lewa i z prawa, to znaczy, że jesteś na dobrej drodze. JA tam nie dołożę, bo się zachwycam i tyle! Wiwat zdrowy rozum i mocna wiara! Wiwat wolność do której zrodził nas Chrystus! Vivat dojrzałość chrześcijańska i umiejętność rozeznania ważnego od nieważnego. Ale tradycjonalizm łatwiejszy po prostu, niestety...bardziej zrozumiały, prostszy , szczególnie dla lękających się własnej wolności i siebie. I ja się lękam własnej wolności i siebie i mam pokusy, żeby robić tak, jak mi każą; więc dziękuję, z ojciec wraz z doborową kompanią- ks Józefem Tischnerem, ks. Tomasem Halikiem i cała armią niebieską przypomina mi o godności i wolności Bożego Dziecka.
K
Kasia
5 lutego 2013, 20:31
Dawno nie przeczytalam tutaj tak madrego tekstu:) Gdyby tak kazdy potrafil wewnetrznie wrocic do korzeni wiary zycie stalo by sie bardzo proste.
L
Legion
26 lipca 2012, 23:28
Jakie to wszystko skomplikowane - niepraktykujący wierzący są być może bardziej wierzący niż praktykujący deklarujący się jako wierzący. A może odwrotnie? I już nie wiadomo kto w co wierzy. A czyż nie lepiej byłoby Wam zostać ateistami i wyzwolić się z tych wszytkich małostkowych dogmatów, irrajonalnych zasad, krępujących ludzki umysł. Wystarczy tylko otworzyć swój umysł na tego kto przycodzi ze światłem.. m/
K
Kuba
8 lutego 2012, 20:09
Mi sie zdaje, że jeśli kocha sie Boga, to sie Mu ufa. Ja mogę nie rozumieć, dlaczego jest Kościół, ale jesli Bóg mówi, żebyśmy żyli w Kosciele, to do tego koscioła chodzę. Mogę nie rozumieć, dlaczego nie wolno kraść, ale jeśli powstrzymuję sie od kradzieży, bo tak nakazał Bóg, to jest to objaw zaufania. Nie rozumiem spowiedzi - jeśli Bóg w Pismie Świętym mówi o wyznawaniu grzechów to ja to robie. Taki mniej wiecej jest sposób w jaki wierzę. Moze jestem idiotą, ale mi wystarczy, że Mu ufam. To tyle :)
7 lutego 2012, 23:07
Znaczy tylko tyle, że do poglądów dochodzi się, idąc często okrężną drogą.Z niecierpliwością czekamy więc, kiedy o.Wacław dojdzie do poglądów, bo póki co widać jedynie "cudne manowce". Ojcze Wacławie - w drogę! Wie ojciec Kto jest Drogą. I Prawdą. I Życiem.
WD
Wojtek Duda
7 lutego 2012, 22:48
napisze krótko: o.Oszajca SJ rulez :) 
AC
Anna Cepeniuk
7 lutego 2012, 19:51
~klaro - zauważyłam..... Czy to oznacza, że jednak nie czytałaś artykułu?
K
klara
7 lutego 2012, 19:46
Effo, a nie zauważyłaś, że mój komentarz nie dotyczył artykułu?
AC
Anna Cepeniuk
7 lutego 2012, 18:42
~klaro - ja pisałam w odniesieniu do Twojego pierwszego komentarza pod tym tekstem. Więc moja radość była z tego, że zmieniłaś zdanie..... i tyle. Nigdzie nie pisałam o nieprzydatności poczucia winy........ Jak już, to o nieuzasadnionym..
Jadwiga Krywult
6 lutego 2012, 19:02
Niestety, Autor dość bezceremonialnie kpi sobie z "wierzących i praktykujących". Czytanie ze zrozumieniem to jest wielka sztuka, jak widać. Gdzie niby autor kpi z wierzących i praktykujących ? Nie każdy praktykujący jest wierzący.
&
<jerzy>
6 lutego 2012, 17:19
@m Jakiś czas temu moja narzeczona zastanawiała się dlaczego wśród letnich osób czuje się dobrze i bezpiecznie, a od praktykujących zawsze jej się dostało po uszach. No i w komentarzach widać kto cechuje się miłością :-). Pokój i Miłość "Głoś naukę. Nastawaj w porę i nie w porę". "Przyjdą bowiem czasy kiedy zdrowej nauki nie zniosą"..., etc.., minęło prawie 2000 lat i to ciągle jest aktualne
?
?
6 lutego 2012, 16:58
świetny artykuł, daje dużo do myślenia ;)  To prawda. Dużo o tym myślę, jak autor godzi swój stan ze swoimi poglądami.
K
katolik
6 lutego 2012, 16:54
świetny artykuł, daje dużo do myślenia ;) czekam na kolejne'D 
K
klara
6 lutego 2012, 16:21
~klara - niemożliwe!!!.... Czyżbyś zmieniła zdanie? Pozdrawiam ? Wygląda na to, że to raczej ty zmieniłaś zdanie. Tyle razy pisałaś o nieprzydatności poczucia winy, a teraz się radujesz, kiedy piszę o strofowaniu błądzących.
AC
Anna Cepeniuk
6 lutego 2012, 16:02
~klara - niemożliwe!!!.... Czyżbyś zmieniła zdanie? Pozdrawiam
K
klara
6 lutego 2012, 15:52
Jakiś czas temu moja narzeczona zastanawiała się dlaczego wśród letnich osób czuje się dobrze i bezpiecznie, a od praktykujących zawsze jej się dostało po uszach. No i w komentarzach widać kto cechuje się miłością :-). Pokój i Miłość Widocznie twoja narzeczona nie wie, że miłość bliźniego nie polega na przyklepywaniu jego grzechów.
M
m
6 lutego 2012, 15:27
Jakiś czas temu moja narzeczona zastanawiała się dlaczego wśród letnich osób czuje się dobrze i bezpiecznie, a od praktykujących zawsze jej się dostało po uszach. No i w komentarzach widać kto cechuje się miłością :-). Pokój i Miłość
&
<jerzy>
6 lutego 2012, 14:41
@Zocha  Według mnie artykuł cuchnie (delikatnie mówiąc) pochwałą letniości. "Obyś był zimny albo gorący" Zauważ, że być zimnym, albo gorącym dotyczy Ciebie. Delikatnośc i wyrozumiałość w ocenie dotyczy Twojego stosunku do innych (bliźnich) We wcześniejszych moich komentarzach, można wyczytać o "moim stosunku do innych (bliżnich)" 
B
belfer
6 lutego 2012, 13:18
Zauważ, że być zimnym, albo gorącym dotyczy Ciebie. Delikatnośc i wyrozumiałość w ocenie dotyczy Twojego stosunku do innych (bliźnich) Niestety, Autor dość bezceremonialnie kpi sobie z "wierzących i praktykujących". Jest nadzieja, że przeczyta Twój wpis i weźmie sobie do serca.
Z
Zocha
6 lutego 2012, 12:54
Według mnie artykuł cuchnie (delikatnie mówiąc) pochwałą letniości. "Obyś był zimny albo gorący" Zauważ, że być zimnym, albo gorącym dotyczy Ciebie. Delikatnośc i wyrozumiałość w ocenie dotyczy Twojego stosunku do innych (bliźnich)
F
franek
6 lutego 2012, 12:10
To jest bardzo dobry tekst. Jezus wykazywał wyższość działania z motywów miłości nad działaniem z powodu prawa. Ale prawa nie nakazywał znieść, tylko nauczał że bez miłości nie można go wypełnić. Nie ono jest najważniejsze. Za to Jezusa ukrzyżowali. Kościół instytucjonalny jest bardziej przywiązany do prawa, zarządzeń, nakazów i zakazów niż do miłości. Ona jest zbyt niewymierna, nie mieści się w rubrykach sprawozdań. Miłość raczej może okazywać człowiek niż instytucja. Warto przeczytać ten tekst ze zrozumieniem, a potem wypowiadać się na forum, bo inaczej można się nieźle ośmieszyć. Gratuluje i dziękuję ks. Oszajcy.
&
<jerzy>
6 lutego 2012, 12:09
I oto mamy dwóch grzeszników: jeden wszedł do wody i stara się płynąć prawidłowo, czyli pod prąd co nie jest łatwe, zaś drugi stoi po kostki w tym samym nurcie i myśli (nie mając oczywiście zamiaru pływać) czy nie lepiej byłoby popłynąć jednak z prądem, wprawdzie widzi co płynie z tym prądem, no ale "na chłopski rozum"? po co się męczyć? Ja, jako czytelnik powyższego mam osądzić, który grzesznik jest lepszy??!! Według mnie artykuł cuchnie (delikatnie mówiąc) pochwałą letniości. "Obyś był zimny albo gorący"
M
miłość
6 lutego 2012, 11:14
He, he - i tak się zakończył wzniosły szereg mów na temat :-" istotą chrześcijaństwa jest MIŁOŚĆ." Cieszy Cię to? Sporowokować, wyprowadzić z równowagi - kolejny sukces? Miłosć cierpliwa jest, łaskawa jest, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego... Ten lud czci Mnie wargami,     lecz sercem swym daleko jest ode Mnie. Bo oto wszyscy miłośnicy miłości cyt."stulili pyski" i nikt się nie obruszył, nikt nie pouczył barta, że godzi w samą "istotę chrześcijaństwa" :)))
Jadwiga Krywult
6 lutego 2012, 10:33
'Prawdziwi katolicy' i niewierzący praktykujący mają dużo wspólnego.
6 lutego 2012, 10:24
He, he - i tak się zakończył wzniosły szereg mów na temat :-" istotą chrześcijaństwa jest MIŁOŚĆ." Cieszy Cię to? Sporowokować, wyprowadzić z równowagi - kolejny sukces?
A
Alfista
6 lutego 2012, 06:47
Teraz juz wiem dlaczego o. Oszajca chodzi ubrany po świecku. Koloratka czy pektorał to dla niego urzedniczy uniform. A, że w ten sposób łatwiej zachować incognito... Dobrze, że już czasy tonsury odpłynęły w przeszłość, co panie Jezuito?
&
<jerzy>
6 lutego 2012, 02:00
Chłopskim rozumem z całą pewnością odznaczały się moja babka i mama,  "Z czym się je"/lub co to znaczy? "wierzący niepraktykujący"? Bo w powyższym jest zbyt zawile. Na moje "nie dorastające" do "chłopskiego"  myślenie, ktoś taki - żyje ale nie oddycha, wszedł do wody a po chwili  mówi ; eee.., za zimna/ciepła,rzadka/mętna, etc., nie skorzystam, noo, może innym razem. Ja byłem takim "ni pies ni wydra" wiem o czym mówię. I pamiętam jak się "modliłem"; w domu przed TV, w kinie, w knajpie, na różnych imprezach (dla zabicia czasu), lecząc kaca, etc..., noo czasem odmówiłem "paciórek"-  ale czaasem, przepraszam "praktykowałem"; "od wielkich dzwonów" (bo co ludzie powiedzą), stojąc w przedsionku, częściej poza drzwiami, często "uczestniczyłem" nie wiedząc co się dzieje wewnątrz. Obecnie pewnie bym był w "jedności" z Bogiem, w markecie na zakupach i w tylu innych "atrakcyjnych miejscach modlitwy", których wymienić nie sposób. Mało, nie pochodzę z rodziny patologicznej, a rodzice starali się przekazać mi co mieli najlepszego, z umiłowaniem Boga i Kościoła włącznie (a zapewniam nie było to w sposób karykaturalny), tylko ja nie chciałem tego przyjąć.  
KL
kumpel lumpa
5 lutego 2012, 23:48
do kumpel lumpla: chyba nie wiesz co brtedzisz. Lepiej po prostu stul pysk! O - barcik wyszedł z nerw i zasmrodził deon onetem. Wyluzuj gostek, bo ci żyłka pęknie. He, he - i tak się zakończył wzniosły szereg mów na temat :-" istotą chrześcijaństwa jest MIŁOŚĆ."
J
jus
5 lutego 2012, 22:10
do kumpel lumpla: chyba nie wiesz co brtedzisz. Lepiej po prostu stul pysk! Ale dno... :(
KL
kumpel lumpa
5 lutego 2012, 18:24
@Beniamin Wiara bez uczynków jest martwa!!!!!!!!!!!!!! a bez miłości nie ma uczynków Beniaminie, nie rań serca Autorowi, który właśnie powyżej w pocie czoła dowodzi, że o wierzących i niepraktykujących nie ma powodu się martwić. Bo są na lepszej drodze, niż praktykujący. Nie wiesz, że uczestnictwo w Eucharystii to "ostentacyjna deklaracja" wiary? A to jest "religijny, duchowy ekshibicjonizm" A fuj!
5 lutego 2012, 18:08
Mowienie ludziom "Żyj Ewangelią, naśladuj Jezusa, nie osądzaj.." nazywasz mąceniem w głowach? Istotą życia Ewangelią(wystarczającym"wskażnikiem" lub koniecznym) i naśladowania Jezusa nie jest uczestniczenie w niedzielnej Mszy św. - istotą chrześcijaństwa jest MIŁOŚĆ. Tak, oczywizda, MIŁOŚĆ, a jakże... Wszyscy będą sobie "make love" przy grillu, na zakupach, przed telewizorkiem. Wreszcie będzie można wszystkie kościoły pozamieniać na dyskoteki (tam też oczywście miłość, bez osądzania rzecz jasna). Tak się wszyscy zapamiętają w tej miłości do ludzi, że już im nie bedzie potrzebny Jezus ze swoim Ciałem i Krwią. I o to chodzi - nieprawdaż? Wiara bez uczynków jest martwa!!!!!!!!!!!!!! a bez miłości nie ma uczynków
W
wizjoner
5 lutego 2012, 18:06
Mowienie ludziom "Żyj Ewangelią, naśladuj Jezusa, nie osądzaj.." nazywasz mąceniem w głowach? Istotą życia Ewangelią(wystarczającym"wskażnikiem" lub koniecznym) i naśladowania Jezusa nie jest uczestniczenie w niedzielnej Mszy św. - istotą chrześcijaństwa jest MIŁOŚĆ. Tak, oczywizda, MIŁOŚĆ, a jakże... Wszyscy będą sobie "make love" przy grillu, na zakupach, przed telewizorkiem. Wreszcie będzie można wszystkie kościoły pozamieniać na dyskoteki (tam też oczywście miłość, bez osądzania rzecz jasna). Tak się wszyscy zapamiętają w tej miłości do ludzi, że już im nie bedzie potrzebny Jezus ze swoim Ciałem i Krwią. I o to chodzi - nieprawdaż?
MW
Marta Waldowska
5 lutego 2012, 17:52
Bardzo dobry tekst. Nasz proboszcz mówi tak : "Nie osądzajmy tych, którzy nie przychodzą do kościoła, bo może oni bardziej żyją Ewangelią, niż my, którzy tu przychodzimy.." Ale to jest we Włoszech, a ksiądz jest Brazylijczykiem. Dzięki Bogu w Polsce też mamy takich księży. I CHWAŁA ZA TO PANU :)
.
...
5 lutego 2012, 17:29
Szkoda, że Ojciec go nie odziedziczył. Bo te "intelektualne" łamańce są żenująco puste. Te "łamańce", jak je nazywasz, nie są puste, tylko może nie najłatwiejsze do pojęcia, a to duża różnica. Rozumiesz...może po prostu dla Ciebie nieco za trudne? .
B
belfer
5 lutego 2012, 17:22
Chłopskim rozumem z całą pewnością odznaczały się moja babka i mama, Szkoda, że Ojciec go nie odziedziczył. Bo te "intelektualne" łamańce są żenująco puste.
AC
Anna Cepeniuk
5 lutego 2012, 17:17
~veritas - gdzie jest takie przyzwolenie w Ewangelii dla tych co mają rozum i sumienie? Chyba przegiąłeś....  Szczególnie z tym zaleceniem dla księdza z Brazylii...... Skąd Ty wiesz co może być dla kogoś dobre?
S
serena
5 lutego 2012, 17:13
  A ja jednak pozwolę sobie osądzić, bo po to zostałem przez Boga wyposażony w rozum i sumienie, żeby ich używać... I wasz brazylijski duszpasterz mąci wam w głowie, że oni "bardziej żyją Ewangelią"? To tak jakby powiedzieli Jezusowi - "wierzę, że cierpiałeś za moje grzechy, ale to twój problem. Nie mam ochoty nic czynić na twoją pamiątkę". Mowienie ludziom "Żyj Ewangelią, naśladuj Jezusa, nie osądzaj.." nazywasz mąceniem w głowach? Istotą życia Ewangelią(wystarczającym"wskażnikiem" lub koniecznym) i naśladowania Jezusa nie jest uczestniczenie w niedzielnej Mszy św.  - istotą chrześcijaństwa jest MIŁOŚĆ.
V
veritas
5 lutego 2012, 16:54
@serena A skąd wiesz, jak spędzają niedzielę, a zwłaszcza, co mają w sercu? Zdaje się, że w Ewangelii też jest coś o - nie osądzaniu. I ten ksiądz mówi o tym, o - nie osądzaniu. A ja jednak pozwolę sobie osądzić, bo po to zostałem przez Boga wyposażony w rozum i sumienie, żeby ich używać. Otóż nietrudno zrozumieć człowieka, który nie chodzi do Kościoła, bo nie wierzy w Boga. Jest też oczywistą rzeczą, że ten, kto wierzy, uczestniczy w Eucharystii, bo tak nam nakazał Jezus. Ale co mają w sercu ludzie, którzy otrzymali łaskę wiary, ale nakazy Ewangelii olewają? Tzw. "wierzący-niepraktykujący". Czy nie obrzydłą Bogu letniość? I wasz brazylijski duszpasterz mąci wam w głowie, że oni "bardziej żyją Ewangelią"? To tak jakby powiedzieli Jezusowi - "wierzę, że cierpiałeś za moje grzechy, ale to twój problem. Nie mam ochoty nic czynić na twoją pamiątkę".
LS
le sz
5 lutego 2012, 16:39
Niestety, ale tekst mówi gorzką prawdę. A negatywne wypowiedzi tylko to potwierdzają.
S
serena
5 lutego 2012, 16:18
Bardzo dobry tekst.  A czy to nie w Ewangelii jest umieszczone polecenie Jezusa: "To czyńcie na moją pamiątkę"? Czy nie w Ewangelii są słowa "Bierzcie i jedzcie...". Czy nie z Ewangelii pochodzi pouczenie, że "kto pożywa moje ciało i pije moją krew...". I co sereno - ci którzy spędzają niedziele w centrach handlowych naprawdę żyją Ewangelią? Niech ten ksiądz lepiej wraca do Brazylii i zajmie się kopaniem piłki. A skąd wiesz, jak spędzają niedzielę, a zwłaszcza, co mają w sercu? Zdaje się, że w Ewangelii też jest coś o - nie osądzaniu. I ten ksiądz mówi o tym, o - nie osądzaniu. A co do kopania piłki, to jak ktoś ma tę pasję, to nie gorsza Italia, niż Brazylia, bo jednak trochę chłodniej :)
V
veritas
5 lutego 2012, 16:06
Bardzo dobry tekst. Nasz proboszcz mówi tak : "Nie osądzajmy tych, którzy nie przychodzą do kościoła, bo może oni bardziej żyją Ewangelią, niż my, którzy tu przychodzimy.." Ale to jest we Włoszech, a ksiądz jest Brazylijczykiem. A czy to nie w Ewangelii jest umieszczone polecenie Jezusa: "To czyńcie na moją pamiątkę"? Czy nie w Ewangelii są słowa "Bierzcie i jedzcie...". Czy nie z Ewangelii pochodzi pouczenie, że "kto pożywa moje ciało i pije moją krew...". I co sereno - ci którzy spędzają niedziele w centrach handlowych naprawdę żyją Ewangelią? Niech ten ksiądz lepiej wraca do Brazylii i zajmie się kopaniem piłki.
S
serena
5 lutego 2012, 15:34
Bardzo dobry tekst. Nasz proboszcz mówi tak : "Nie osądzajmy tych, którzy nie przychodzą do kościoła, bo może oni bardziej żyją Ewangelią, niż my, którzy tu przychodzimy.." Ale to jest we Włoszech, a ksiądz jest Brazylijczykiem.
AC
Anna Cepeniuk
5 lutego 2012, 15:16
~wandka - nikogo nie ośmieszam i nie pomniejszam znaczenia kierownictwa duchowego. Znam natomiast przykłady manipulacji i wpuszczania w poczucie winy, łacznie z wydawaniem zakazu co do czytania i korzystania z fachowej pomocy, czy literatury..... Jeśli nie znasz tego, to nie znaczy, że tego nie ma.
W
wandka
5 lutego 2012, 15:10
 Effa, błagam! nie ośmieszaj ludzi! Praktyka kierownictwa duchowego i spowiednictwa pięknie służy rozwojowi duchowemu.
AC
Anna Cepeniuk
5 lutego 2012, 15:07
~klara Też tak uważam, bo mogła byś być zgorszona....... i nie potrzebnie przeżywać rozterki, o których jest w tekście....... Ale gdyby Ci to "przeszło", to zawsze możesz w archiwum odszukać dobre teksty.... oczywiście tylko wtedy, gdy nie będzie to stratą czasu dla Ciebie....... A może zapytaj swojego spowiednika, czy mozesz to czytać - co ja komentuję...... Po co masz przeżywać wewnętrzny konflikt. Gdybyś jednak w ferworze zajęć, na które Ci nie żal czasu, odglądała tutaj komentarze, to Cię pozdrawiam
W
wandka
5 lutego 2012, 15:07
Owszem, nie sposób nie podziwiać gorliwości współczesnych i dawnych ze-lotów w przestrzeganiu mnóstwa nakazów i zakazów, jak też ich wiary w to, że dzięki tym wysiłkom, w nagrodę otrzymają, a raczej zarobią na niebo, ale nie sposób też nie zauważyć, że ta jurydyczna pobożność i sprawiedliwość potrafi, nie tylko w sferze religijnej, doprowadzić do tragedii. Mój piątkowy symboliczny post był zawsze sposobem zewnętrznego wyrażenia miłości do Ukrzyżowanego (pamięcią o Nim), solidarności ze wspólnotą, która pości w wielu zakątkach świata i znakiem towarzyszenia ubogim przez zaoszczędzone pieniądze. Zdaniem ojca jestem duchowym zerem :( Niemniej nie zamierzam rezygnować z tej praktyki.
AC
Anna Cepeniuk
5 lutego 2012, 15:06
~klara Też tak uważam, bo mogła byś być zgorszona....... i nie potrzebnie przeżywać rozterki, o których jest w tekście....... Ale gdyby Ci to "przeszło", to zawsze możesz w archiwum odszukać dobre teksty.... oczywiście tylko wtedy, gdy nie będzie to stratą czasu dla Ciebie....... A może zapytaj swojego spowiednika, czy mozesz to czytać - co ja komentuję...... Po co masz przeżywać wewnętrzny konflikt.
A
aur
5 lutego 2012, 14:56
Dziękuje :) 
ŚW
świadomie wierzący
5 lutego 2012, 14:54
Artykuł ojca bardzo mnie zabolał i poniżył. 
K
klara
5 lutego 2012, 14:52
Już się wcześniej przekonałam, że kiedy @effa dziękuje i jest zachwycona, a Beniamin przytakuje, to szkoda czasu na czytanie. Dzięki!
L
leszek
5 lutego 2012, 14:44
 Jak często to mu się zdarza, niezastąpiony o. Wacław wszystko sprowadził ad absurdum (taka tam manipulacja retoryczna), a praktykującym katolikom zarzucił umysłowość pantofelka. Wiadomo, oświeceni są tylko ci, którzy wyzwolili się ze wszystkiego. Nie ma to jak wszystko wrzucić do jednego wora i przypiąć swoje etykietki. 
5 lutego 2012, 14:33
Świetny tekst mnie przypomniało się:  Dz 15, 28 Postanowiliśmy bowiem, Duch Święty i my, nie nakładać na was żadnego ciężaru oprócz tego, co konieczne.
AC
Anna Cepeniuk
5 lutego 2012, 13:55
Super tekst. Bardzo dziękuję.... W trakcie czytania przyszła mi na myśl książka pt. "Psychiatra Boga", którą polecam..... Oczywiście nie wszystkim....... ale tym, którzy nie wpadną w poczucie winy i nie będą wiedzieli, czy po jej przeczytaniu nie muszą iść do spowiedzi (?!) Pozdrawiam wszystkich
NG
Nie głupie pytania?
5 lutego 2012, 13:20
W.Oszajca: "Na nasze nieszczęście to sprywatyzowanie i wyalienowanie liturgii z Kościoła twórczo uzasadniła teologia i prawo. I tak chrzest związaliśmy z grzechem pierworodnym, Komunię z przyjęciem Jezusa do swego serca, bierzmowanie z dojrzałością, małżeństwo z przyznaniem prawa do współżycia seksualnego bez grzechu, kapłaństwo ze szczególnym poświęceniem Bogu na służenie Mu "nie-podzielnym sercem", namaszczenie chorych w najlepszym wypadku traktujemy jako ostatnią deskę ratunku przed śmiercią, a sakramentowi pokuty nadaliśmy charakter rozprawy sądowej, ostatnio zaś wizyty u psychologa. Mimo wszystko te źle postawione pytania: "Wolno, nie wolno?", "Ile razy i kiedy?", "Już grzech, czy jeszcze nie?" wcale nie są głupimi pytaniami. Przeciwnie, wskazują na niedolę wielu chrześcijan, i to zapewne nie tylko rzymskich katolików."
&
<3
5 lutego 2012, 13:00
Miłosierdzie jest bowiem taką odmianą miłości, która, owszem, czeka na odpowiedź, zdradzona cierpi, ale istnieć nie przestaje. Mówiąc inaczej, miłosierdzie jest miłością wzgardzoną, a to znaczy, że ten, kto tak kocha, kochać nie przestaje nigdy. Tak kochający w swoim nastawieniu do drugiego jest niezmienny. W związku z tym nie tylko nie daje się odepchnąć, nawet za cenę życia, ale nie czeka też na prośby, na podziękowania, pochwały, gdyż "rozumie", czego ten drugi potrzebuje. Jeśli tak, to naprawdę miłosierny jest jedynie Bóg.