Najpierw zobacz, kim jesteś

(fot. Alaskan Dude/flickr.com/CC)

Nie będziemy potrafili właściwie żyć, pogubimy się w świecie polityki, biznesu, pracy, seksu, wychowania, jeśli wpierw nie odkryjemy, jakie są nasze korzenie i co tworzy naszą tożsamość. Wydaje mi się, że z tym właśnie mamy w Kościele w Polsce coraz większy problem.

"Jesteśmy bowiem Jego dziełem, stworzeni w Chrystusie Jezusie do dobrych czynów" (Ef, 2,10).

Kiedyś, zupełnie przypadkiem, uderzyło mnie, że Jezus niewiele mówi w Ewangelii o tym, co jeść i pić. Jak dbać o zdrowie? Jak obchodzić się z chorobami? Nie zajmuje się też namiętnie, jeśli w ogóle, kwestiami politycznymi. Nie głowi się zbytnio nad tym, czy płacić podatki Rzymianom, czy nie płacić. Nie roztrząsa skrupulatnie zawiłych łamigłówek moralnych związanych z ludzką seksualnością (w czym Kościół celował przed długie stulecia). Próżno szukać w Ewangelii traktatów o dobrej pracy, o rodzeniu i wychowaniu dzieci. Niewiele znajdziemy porad dotyczących zarabiania, inwestowania i wydawania pieniędzy. A są to tematy, które nas ciągle nurtują, a nieraz rozpalają wiele emocji.
Patrząc z tego punktu widzenia, można powiedzieć, że Jezus rozczarowuje. Żadnych konkretnych wskazówek. Gotowych recept. Jakby Jezus przybył z kosmosu lub z innej bajki. Jeśli już mówi o tych wszystkich sprawach, to raczej w przypowieściach, aby ukazać rzeczywistość niewidzialną. Czy skąpość wypowiedzi Chrystusa wokół kluczowych dla nas kwestii oznacza, że te ludzkie sprawy nie mają w Jego oczach większego znaczenia, są "przyziemne" i marginalne?
Nie sądzę. Bo większość ludzi bez nich obejść się nie może. Myślę, że Jezus po prostu inaczej rozkłada akcenty. Mówi o tym, co jest fundamentem i celem naszego życia. Dobór środków do realizacji celu i rozwijania relacji pozostawia już naszym zdolnościom i wolnej woli.
Boska wiedza
Mam wrażenie, iż często hodujemy w sobie mylne wyobrażenie o Bogu, którego główna funkcja miałaby polegać na zabezpieczaniu nam codziennego bytu, na sprzyjaniu, aby nam się nic złego nie przytrafiło.Takie "lokalne" bóstwo, od którego jesteśmy totalnie uzależnieni. Nie twierdzę, że tego Bóg nie czyni, ale dobrze wiemy - spotykają nas również nieszczęścia, choroby i inne cierpienia. Pośród wierzących można spotkać się też z poglądem, że pełnienie woli Bożej oznacza uzgadnianie z Duchem Świętym najmniejszych detali życia codziennego, jakbyśmy nie mieli żadnego pola manewru, jakby wszystkie pomysły człowieka miały podejrzany rodowód i szły w niewłaściwym kierunku. Może właśnie z tego powodu na samą myśl o posłuszeństwie Bogu niektórym ludziom przechodzą ciarki po plecach, skoro kojarzone jest ono z bezwzględną kontrolą i pociąganiem za sznurki.
Ale najpoważniejsze nieporozumienie zagnieździło się gdzie indziej. W naszej zachodniej cywilizacji, zorientowanej na prawo i budowanie ładu społecznego, religijność łączy się niemal wyłącznie z kultem i moralnością. To spuścizna grecko-rzymskich koncepcji religii. Dlatego z całego Pisma św. do wierzących dociera najpierw to, co powinni zrobić i czego Bóg od nich wymaga. Ale w Biblii pierwszego miejsca nie zajmuje działanie, lecz objawienie rzeczywistości niewidzialnej, czyli samego Boga, a także duchowych praw rządzących niebem i światem. Kluczową sprawą jest więc poznanie, kim Bóg jest, kim dla mnie jest, kim jestem w Jego oczach i co Bóg dla mnie uczynił i czyni. Co więcej, Bóg jest w relacji ze mną i kocha mnie, zanim cokolwiek zdziałam i odpowiem na Jego wezwanie.
Chrześcijaństwo to przede wszystkim sprawa tego, kim się jest, a nie co powinno się zrobić. Wiedza o tym przewyższa jednak intelektualne oświecenie czy logiczną znajomość co, z czego wynika. Wtedy wystarczyłoby, gdybyśmy przyłączyli się do uczniów Sokratesa, który twierdził, że wiedza to prosta droga do cnoty. Wielokrotnie doświadczamy jednak, że wiedza o tym, co należy robić, wcale nie sprawia, że tak właśnie postąpimy. Ponieważ problem leży głębiej. Poznanie to zgodnie z myśleniem biblijnym synonim osobowej więzi z Bogiem i ludźmi. Jej pielęgnowanie prowadzi do pełnej przemiany.
Innymi słowy, zdaniem proroków, Chrystusa i apostołów, nasze dobre postępowanie nie jest źródłem relacji z Bogiem, ale jej owocem. Istnieje w nas głębszy pokład: bycia, relacji, obecności, decydujący o kierunku oraz jakości obecnego i przyszłego życia. Nie będziemy potrafili właściwie żyć, pogubimy się w świecie polityki, biznesu, pracy, seksu, wychowania, jeśli wpierw nie odkryjemy, jakie są nasze korzenie i co tworzy naszą tożsamość. Wydaje mi się, że z tym właśnie mamy w Kościele w Polsce coraz większy problem. Nie potrafimy powiedzieć, w czym jako chrześcijanie odróżniamy się od innych. Nie jesteśmy w stanie określić, jakąż to nową jakość śmierć i zmartwychwstanie Jezusa wniosły w nasze życie.
Człowiek o własnych siłach odkryć tego nie może. Musi mu to zostać objawione. Dlatego podstawową funkcją Biblii jest właśnie objawianie. A nawet jeśli ktoś usłyszał kiedyś i przyjął to objawienie, to trzeba je ciągle odświeżać, co Pismo św. nazywa "wspominaniem" i ćwiczeniem pamięci. Bo różne inne "objawienia" próbują zaprzątnąć nam umysł i serce.
Dziękuję, że jesteście
Jeśli popatrzymy na strukturę listów św. Pawła, to zauważymy, iż apostoł na początku pisze o wybraniu, o łaskach, wierze, zaletach adresatów, o tym, co otrzymali i kim są. Parę przykładów: "O wierze waszej mówi się na całym świecie" (Rz 1, 8). "Bogu mojemu dziękuję wciąż za was, za łaskę daną wam w Chrystusie Jezusie. W Nim bowiem zostaliście wzbogaceni we wszystko" (1 Kor 1, 4-5). "Wiemy, bracia przez Boga umiłowani, o wybraniu waszym" (1 Tes 1, 4). Ta kolejność nie jest przypadkiem ani sprytnym chwytem marketingowym. Tak właśnie myśli o człowieku Bóg. Ciekawe, że dopiero w dalszej części apostoł dotyka także trudnych spraw, konfliktów, podziałów i nadużyć, jakie pojawiły się w danej wspólnocie; stawia również wymagania moralne, nie szczędząc często ostrych słów i napomnień.
W dzisiejszym drugim czytaniu św. Paweł podąża podobną drogą. Słyszymy, że jesteśmy "Bożym dziełem, stworzeni w Chrystusie dla dobrych czynów". I znowu: "przeznaczenie" do dobrych czynów pojawia się na końcu zdania. Słowa "dzieło" używa się w Starym Testamencie w odniesieniu do całego stworzenia: wszechświata i żywych organizmów. Tutaj wszyscy wierzący nazwani są "nowym stworzeniem" w Chrystusie. Podobnie jak nie uczestniczyliśmy w stwarzaniu świata, tak teraz możliwość wewnętrznej przemiany i czynienia dobra zawdzięczamy nie sobie, lecz Bogu. On lepi nas, kształtuje jako "nowe stworzenie", ale nie jako bezwolne, bierne narzędzia. Co więcej, według Listu do Efezjan, Bóg wskrzesił nas z martwych, wyprowadził z grobu i umieścił już w niebie. Dlatego, żyjąc jeszcze na ziemi, mamy czynić dobro, czerpiąc siły z Boga. To właśnie świętujemy w Wielkanoc.
Jeśli spróbujemy zaburzyć tę kolejność, to będziemy się dziwić, że wcale nie zmieniamy się tak, jakbyśmy tego oczekiwali. Szybko się zawiedziemy, że nie dajemy rady i uznamy, że wymagania Ewangelii są niemożliwe do spełnienia,
Taki jest też cel Wielkiego Postu: przypomnieć sobie i zachwycić się tym, co otrzymaliśmy od Chrystusa. Drugi krok to odpowiedź, czyli zachowywanie przykazań, które wypływa z doświadczenia daru. Same postanowienia i czyny, nawet najszczytniejsze, jeśli będą oderwane od tego źródła, na nic się przydadzą. Okażą się jedynie religijną daniną złożoną bóstwu. A wiemy, że Bóg chrześcijan pragnie bardziej miłosierdzia niż ofiary.
Jeśli dowiemy się, co tak naprawdę otrzymaliśmy i jak Bóg przez Ducha Świętego ciągle angażuje się dla naszego dobra, zorientujemy się wówczas, jakie są nasze możliwości i granice. Wtedy zniknie oczekiwanie, aby wszystko zostało podane nam jak na tacy, bo Bóg nie wyręcza z szukania i myślenia, z używania rozumu i darów, które już nam dał. A często zachowujemy się jak grymaszące dzieci, którym nie podoba się zabawka i chcą innej, lepszej, atrakcyjniejszej.
DEON.PL POLECA

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Najpierw zobacz, kim jesteś
Komentarze (7)
WO
wyobrażenie o Bogu
18 marca 2012, 15:22
"..... często hodujemy w sobie mylne wyobrażenie o Bogu, którego główna funkcja miałaby polegać na zabezpieczaniu nam codziennego bytu, na sprzyjaniu, aby nam się nic złego nie przytrafiło...." Ale tego właśnie uczy Kościół, że wszystko co jest nam dane, pochodzi od Boga. O codzienny byt modlimy się przecież słowami "... chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj...". A jeśli kogoś spotka nieszczęcie, to też księza mówią, że Bóg daje każdemu krzyż na miarę jego możliwości. Hodujemy w sobie takie wyobrażenie o Bogu, jakim nas karmią w kościele.
A
Alicja
18 marca 2012, 14:19
Przepraszam, zapomnialam dodac, ze moj wpis kieruje do wczesniejszych wypowiedzi a nie do artykulu. Mietek, a Tobie o co chodzi? Dla mnie kaplan, to kaplan a nie to i tamto. Zeby leczyc zeby, nie udam sie  do fryzjera.                                                         Wcale nie neguje, ze i wierni maja wielkie pole do popisu w dziele zbawienia.
M
mietek
18 marca 2012, 13:54
Do Alicji, nie bardzo rozumiem, o co Ci chodzi w tym komentarzu. Przecież w tekście nie ma ani słowa o psychologii. Nie ma też o tym, by nie słuchać Ducha Świętego. Kapłan ma zawrócić ze złego drogi? A świecki nie? To jest wygodne klerykalne podejście. Kapłan to, kapłan tamto. Jak sobie wyobrażasz to 'zawracanie?
A
Alicja
18 marca 2012, 13:31
Czlowiek jest stworzeniem niedoskonalym, potrzebuje wiec ukierunkowania i wsparcia, przy podejmowaniu decyzji. Jezeli Jego wiara jest rzeczywista, to nie ma On watpliwosci w nieocenione dzialanie Ducha Swietego, Modlitwy, Sakramentu Pokuty i innych srodkow pomocniczych, ktorych najwiecej do dyspozycji ma Katolik. To wlasnie Kaplan, ma za zadanie zawrocic delikwenta, ze zlej drogi, ktora wybral ufajac swej czlowieczej madrosci i poniechalal konsultacji z Bogiem. Psychoterapeuta ksiedza nie zastapi , gdyz obydwoje dysponuja roznymi" lekarstwami" z roznych "aptek".
W
wierny
18 marca 2012, 10:35
Taka postawa jest mi obca. Wprawdzie jestem Dzieckiem Bożym, ale nie powinienem ciągle pytać się: Ojcze wolno mi to zrobić? Ojcze a to mogę? I to jeszcze? :) Pewnych decyzji nikt za mnie nie podejmie, choćbym nie wiem ile szukał podpowiedzi w Biblii. No właśnie. Wtedy łatwiej zrzucić odpowiedzialność na Boga: przecież Ty mi kazałeś to, czy tamto zrobić. Niektórzy ludzie to wręcz chcieliby, że co chwila anioł im się objawiał i mówił, co robić. Nie byłoby wtedy wolności, lecz paternalizm. Zastanawiam się, na ile bierze się to także z religijnego wychowania. Jak ludzie mają problem, to od razu do księdza, żeby im powiedział co robić. Ten sam mechanizm. Czasem warto trzeba się poradzić. Ale rada to co innego niż prowadzenie za rączkę i duchowym infantylizm
D
Drabiniasty
18 marca 2012, 10:30
"Pośród wierzących można spotkać się też z poglądem, że pełnienie woli Bożej oznacza uzgadnianie z Duchem Świętym najmniejszych detali życia codziennego, jakbyśmy nie mieli żadnego pola manewru, jakby wszystkie pomysły człowieka miały podejrzany rodowód i szły w niewłaściwym kierunku." Znam kilka osób, które w pracy przed podjęciem decyzji - nawet mało istotnych - szukają podpowiedzi w Biblii. Czasami mam wrażenie, że boją się popełnienia błędu, gdyż będzie miał on wpływ na ich zbawienie - natomiast "konsultacja" z Bogiem zdejmuje z nich ten ciężar. Taka postawa jest mi obca. Wprawdzie jestem Dzieckiem Bożym, ale nie powinienem ciągle pytać się: Ojcze wolno mi to zrobić? Ojcze a to mogę? I to jeszcze? :) Pewnych decyzji nikt za mnie nie podejmie, choćbym nie wiem ile szukał podpowiedzi w Biblii.
AC
Anna Cepeniuk
18 marca 2012, 09:14
Dla mnie rewelacja!!!! Tego potrzebowałam...... i nie wiedziałam dlaczego mnie drażnią pełne oskarżeń, czasami wręcz upokarzające kazania..... Bardzo dziękuję szczególnie za to wskazanie celu Wielkiego Postu........ a właściwie za potwierdzenie tego co czułam....... Pozdrawiam