"Bóg wystawił Abrahama na próbę. Rzekł do niego: »Abrahamie!«. A gdy on odpowiedział: »Oto jestem«, powiedział: »Weź twego syna jedynego, którego miłujesz, Izaaka, idź do kraju Moria i tam złóż go w ofierze na jednym z pagórków, jaki ci wskażę«". (Rdz 22, 1-2)
Chyba żadna inna scena w Starym Testamencie nie doczekała się tylu interpretacji, co ofiara Izaaka. Niektórzy psychoanalitycy, jak Alice Miller, twierdzą, że ta historia przygotowała grunt pod przyszłe wykorzystywanie dzieci. Izaak był zaledwie pionkiem w ręku "dorosłych": Abrahama i Boga, którzy załatwiali swoje porachunki. Rembrandt na dwóch obrazach ukazuje patriarchę, który patrzy w niebo, a nie na swego syna, co zdaniem znawców ma wyrażać ślepe posłuszeństwo Bogu. Tak czy owak, trudno zrozumieć to wydarzenie, pomijając jego biblijny kontekst. Łatwo o nieporozumienie, jeśli przeoczymy fakt, że pomiędzy Bogiem a Abrahamem istnieje wzajemne zaufanie. Ponadto Bóg i czytelnik wie, że tocząca się akcja jest próbą. Patriarcha nie posiada tej wiedzy. O co więc chodzi?
Podczas lektury tego tekstu szybko może zrodzić się pytanie, dlaczego ojciec Izaaka bez najmniejszej zwłoki odpowiada na wezwanie Jahwe. Zadziwiające jest również to, że autor nie wspomina ani słowem o uczuciach Abrahama. Dlaczego się nie burzy, nie interweniuje, nie spiera z Bogiem, jak czynił to wcześniej, błagając śmiało o ocalenie Sodomy i Gomory? Czy Abraham zaniemówił i poddał się własnej bezradności? Brak opisu stanu emocjonalnego patriarchy jest tym bardziej niepojęty, że w grę wchodzi los jego własnego syna, najbliższej mu osoby.
Możemy przypuszczać, że spokój Abrahama opiera się na dotychczasowym doświadczeniu. Prawdopodobnie, słysząc wezwanie Boga, sięgnął pamięcią wstecz i uświadomił sobie, że już raz znalazł się w podobnej sytuacji. Przecież Saraj była zbyt stara, aby mieć dziecko. A jednak doszło do cudu. Izaak został poczęty, chociaż po ludzku wydawało się to niedorzecznością. Poza tym, podczas zawarcia przymierza Bóg obiecał: "Oddaję tobie i twym przyszłym potomkom kraj, w którym przebywasz, cały kraj Kanaan, jako własność na wieki" (Rdz 17, 8). A przecież Izaak jest jego dziedzicem. Jeśli dotąd Jahwe spełniał swoje obietnice, dlaczego teraz miałby zaprzeczyć samemu sobie? Okazałby się niewiarygodny, zmienny i pełen sprzeczności.
Abraham nie miał pojęcia, w jaki sposób Bóg wybrnie z tej opresji, ale wierzył, że nastąpi coś nieoczekiwanego. Nawet nie wdaje się w rozważania w stylu: "Jeśli utracę Izaaka, to pewnie otrzymam następnego syna". Przeciwnie, w trakcie drogi, odpowiadając na pytanie chłopca, mówi: "Bóg upatrzy sobie jagnię na całopalenie, synu mój" (Rdz 22, 8). Ojciec wiary wiedział jedno: Jahwe nie może zwodzić i ma dobre zamiary. Jest to dokładne przeciwieństwo postawy węża podczas kuszenia pierwszych rodziców w Edenie. Pod jego wpływem Adam i Ewa zwątpili w życzliwość Stwórcy.
Czasem bywa tak, że stając przed nową sytuacją lub wyzwaniem, od razu snujemy najczarniejsze scenariusze. Że nie wyjdzie, że nawet nie warto próbować, że lepiej uciec, że trzeba dać sobie spokój, że zbyt wiele stracimy. Ale jeśli w takich momentach zatrzymamy się i spojrzymy wstecz, na pewno zauważymy podobne sytuacje, w których jednak nam się powiodło. Co więcej, wiele razy spodziewaliśmy się czegoś nieprzyjemnego, a po czasie okazywało się, że jednak wszystko potoczyło się zupełnie inaczej. Zaufanie wypływa ze zdolności zauważania dobra w przeszłości. Biblijnie rzecz ujmując, chodzi o wspominanie dzieł Pana, które jest jedną z form miłości, gdyż wyzwala nas z lęku o przyszłość. Tę umiejętność trzeba w sobie ciągle ożywiać i ją stosować.
Dlatego Bóg nieustannie wzywa Izraelitów do przywoływania z wdzięcznością wielkich wydarzeń w ich historii, by w konfrontacji z teraźniejszością i przyszłością nie ulegli załamaniu czy zniechęceniu. Mojżesz stwierdza wyraźnie, że wspominanie wiąże się z wysiłkiem i trzeźwym czuwaniem. "Tylko się strzeż bardzo i pilnuj siebie, byś nie zapomniał o tych rzeczach, które widziały twe oczy, by z twego serca nie uszły po wszystkie dni twego życia, ale ucz ich swych synów i córki" (Pwt 4, 9). Wspominanie zachowuje w nas świadomość ciągłości dobra lub, w języku biblijnym, wierności Boga, która uwidacznia się w naszym życiu.
Wierność ma dwa oblicza. Nie można oddzielać Abrahama, który odważa się prawować z Bogiem w przypadku Sodomy i Gomory, od Abrahama, który bez najmniejszej obiekcji i w milczeniu wypełnia wolę Jahwe, godząc się na ofiarę ze swojego syna. Czy tak nie jest w naszym życiu? Przeżywamy czas, kiedy wierność domaga się milczącego przyzwolenia, czyli zaufania. Ale ta sama wierność w innych sytuacjach każe przypomnieć bliskiej osobie o jej powinnościach, na wzór Abrahama rozmawiaj ącego z Bogiem: "Czyż Ten, który jest sędzią nad całą ziemią, mógłby postąpić niesprawiedliwie?" (Rdz 18, 20). Nie byłoby to możliwe bez wzajemnego zaufania.
Intrygujący jest również cel całej opowieści. Bóg wystawia Abrahama na próbę, gdyż patrzy na niego przez pryzmat wielkiego planu dotyczącego całej ludzkości. Chce się dowiedzieć, czy Abraham będzie w stanie udźwignąć taką odpowiedzialność. Ale po co Bóg miałby kogoś testować i sprawdzać? Czyż brakuje Mu wiedzy? Czy urządza sobie z Abrahamem, a także z nami, jakąś grę i komedię pomyłek? Wszystko wie, ale udaje dla niepoznaki, że jednak nie? Co oznacza wyznanie anioła na końcu sceny: "Teraz poznałem, że boisz się Boga"?
W 18. rozdziale Księgi Rodzaju Bóg udaje się do Sodomy i Gomory, aby zbadać, czy prawdziwe są doniesienia, jakie do Niego dotarły. "Chcę więc iść i zobaczyć, czy postępują tak, jak głosi oskarżenie, które do Mnie doszło, czy nie; dowiem się" (Rdz 18, 22). Ciekawe jest to, że Bóg chce zasięgnąć informacji. Na miejscu, "na własnej skórze" doświadcza niegościnności mieszkańców i moralnego zepsucia.
W obu historiach Bóg rzeczywiście nie wiedział, jaki okaże się Abraham i mieszkańcy przeklętych miast. Tak wyobrażali sobie Izraelici. Próba miała objawić rzeczywistą kondycję człowieka, zdatność do wypełnienia misji. Jednakże próby nie można rozpatrywać jako testu na wytrzymałość czy zaliczenie przepisów. Biblijna próba zawsze wydarza się tam, gdzie istnieje międzyosobowa relacja.
Ta opowieść poucza nas również, że obietnice dane przez Boga, ale również przyrzeczenia, które składamy sobie nawzajem, nie zawierają gwarancji, że nic przykrego nie spotka nas po drodze. Co więcej, bardzo często zapewnienia szczęścia bywają zakwestionowane przez codzienne życie. Jednak w takich momentach ciągle chodzi o to samo: Czy ufasz? Czy wierzysz, że ostatecznie będzie dobrze?
"Wierny jest Bóg i nie dozwoli was kusić ponad to, co potraficie znieść, lecz zsyłając pokusę, równocześnie wskaże sposób jej pokonania, abyście mogli przetrwać" (1 Kor 10, 13). To oświadczenie nie pozostawia żadnych wątpliwości. Zaufanie Bogu nie jest jedną z opcji, lecz jedyną możliwością. Chociaż w chwili próby tak trudną.
W rozpoczynającym się II tygodniu Wielkiego Postu czytania ze Starego Testamentu na różne sposoby będą opisywały dramat człowieka, który przestaje ufać Bogu i schodzi na manowce. Tak naprawdę u podłoża każdego grzechu leży brak zaufania. Te same czytania będą wskazywały nam panaceum, które przywraca tę zdolność i pozwala powrócić na właściwą drogę.
Rozważanie pochodzi z książki Dariusza Piórkowskiego SJ "Słowo w naczyniach glinianych"
Skomentuj artykuł