Znam ludzi, którzy uciekli przed płcią przeciwną w celibat. Powodował nimi strach przed tym, co wydawało im się obce i niebezpieczne. Podczas pewnego obiadu siedziałam obok duchownego, który o mało co nie zakrztusił się rosołem, kiedy usłyszał, że mam doktorat i uczę w seminarium: "Po co to pani? Po co to klerykom?". Odpowiedziałam tak, że miałam już spokój do końca uroczystości.
Pierwszych rozdziałów Pisma Świętego nie można czytać dosłownie. Polegniemy już na początkowych zdaniach Księgi Rodzaju: "Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię. [...] Wtedy Bóg rzekł: «Niechaj się stanie światłość!»" (Rdz 1,1.3). To co było najpierw: niebo i ziemia czy światłość? Takich zagadek znajdziemy więcej. W poemacie o stworzeniu nie chodzi o to, by liczyć dni stworzenia. Ukrywa się tu coś więcej, czego zwykłe opowiadanie nie jest w stanie przekazać.
Razem jesteśmy doskonali
Ten, który jest życiem, dzieli się swoim bytem. To, co od zawsze istniało w Jego umyśle, przybiera kształt. Pojawia się we wszechświecie poza Bogiem, ale z Jego rozkazu i z Nim nieodłącznie złączone. Życie udzielone przez Boga jest przywilejem całego stworzenia. Darem. Aby go otrzymać, nie trzeba niczego rozumieć. Stwórca obdarowuje hojnie, zarówno człowieka, jak i wszystko inne, co z Jego woli zaistniało na ziemi.
Wśród wszystkich stworzeń szczególne miejsce zajmuje człowiek. Powołanie go do życia w szóstym dniu nie jest przypadkiem. Kryje się za tym pewna ważna dla nas prawda. Bóg powołuje człowieka do życia w ostatnim dniu stwarzania i od razu przydziela mu misję: będziesz panował nad całym stworzeniem (por. Rdz 1,28). Stwórca dzieli się z ludźmi nie tylko swoją istotą, ale i swoimi kompetencjami. Zaraz po stworzeniu Bóg wprowadza istotę ludzką w szabat, czas świętego odpoczynku. To ciekawe, bo człowiek jeszcze nie zdążył nic zrobić, zmęczyć się jakąkolwiek pracą. Rozpoczyna jednak swoje ziemskie bytowanie od świętowania w obecności Boga. Jakie to niewychowawcze! A gdzie praca, której dobrym wykonaniem powinien zasłużyć sobie na odpoczynek?
A może Bóg chce nas przez to czegoś ważnego nauczyć? Na zmagania z trudami życia przyjdzie jeszcze czas. Najważniejsze jest przebywanie w Jego obecności (takie, jakie umożliwia szabat), skupienie na Nim i podporządkowanie Jemu. Jeden dzień z tygodnia, ale za to jak intensywny - wypełniony Bogiem po brzegi. Przebywanie w Bożej obecności uczy nas, kim jesteśmy i kim powinniśmy być.
"Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę" (Rdz 1,27). Jesteśmy obrazem samego Stwórcy! To pierwsza myśl. Ale chwila... Czy ten fragment mówi tylko o tym? Kryje się w nim coś jeszcze. Spróbujmy zagłębić się w to bardzo bogate w treść zdanie. Po polsku nie brzmi ono tak niesamowicie jak po hebrajsku, w języku, w którym przed tysiącami lat z natchnienia Bożego zostało zapisane. W oryginale ma ono nieco inny wydźwięk. Bóg stworzył człowieka na swój obraz, a człowiek ten jest rodzaju męskiego (mężczyzna) i żeńskiego (kobieta). Inaczej mówiąc, na człowieka składa się mężczyzna i kobieta. Czy to coś zmienia? Tak. Wiele.
W zamyśle Bożym była łączność między kobietą i mężczyzną: dane im człowieczeństwo. Osiągają je wspólnie. Bez kobiety mężczyzna jest niekompletny i kobieta bez mężczyzny nie osiągnie pełni swego człowieczeństwa.
Komfortowy celibat
Znam ludzi, którzy uciekli przed płcią przeciwną w celibat. Powodował nimi strach przed tym, co wydawało im się obce i niebezpieczne. Z czasem obrośli w arogancję i pogardę - to ich mechanizm obronny. Co by, biedni, zrobili, gdyby w ich życie wkradł się zachwyt dla odmiennej płci? Może ich powołanie ległoby w gruzach - i co wtedy? Tragedia. Zablokowane zostało pierwsze i podstawowe ludzkie powołanie - rozwijać swoje człowieczeństwo; na różnych drogach, na różne sposoby. To pierwszy dar, jaki człowiek otrzymał od Boga, zanim jeszcze przez Jego błogosławieństwo otrzymał płodność. Dostaliśmy siebie nawzajem. A każdy dar jest też zadaniem.
Podczas pewnego uroczystego obiadu siedziałam obok duchownego, który o mało co nie zakrztusił się rosołem, kiedy usłyszał, że mam doktorat i uczę w seminarium: "Po co to pani? A przede wszystkim - po co to klerykom?". Wyraźnie chodziło mu o moją obecność w seminarium. Odpowiedziałam: "Po to, żeby nie wyrośli na takich arogantów jak ksiądz". Miałam już spokój do końca uroczystości. W pewnym momencie zrobiło mi się go nawet żal. Okropnie jest żyć w ciągłym poczuciu zagrożenia. Wtedy karłowacieje się duchowo i psychicznie. A Bóg miał inny plan!
Nie będziesz dobrym księdzem ani dobrą siostrą zakonną, jeśli nie docenisz, jak cenna jest płeć przeciwna. Nie będziesz dobrym mężem, jeśli nie zachwycisz się kobiecością. I nie będziesz dobrą żoną, jeśli nie potrafisz zachwycić się mężczyzną. Twoje powołanie się nie rozwinie, skarłowaciejesz, bo twoje człowieczeństwo będzie cierpieć i chorować. Kościołowi ani światu nie potrzeba uciekinierów obrastających skorupą grubiaństwa. Tę powłokę trzeba zdrapać, pozbyć się jej chirurgicznym cięciem. To może być bardzo bolesne, ale tego wymaga od nas pierwszy dar, który otrzymaliśmy od Boga razem z życiem. Łaska Boża jest wytrzymałym pilnikiem, twardym młotem i precyzyjnym skalpelem. Da radę niezależnie od tego, ile lat i z jakich powodów twoje serce obrastało skamieliną.
Boże "niedoróbki"?
Dzieło wydaje się skończone, a jednak Bóg dochodzi do wniosku, że nie! Zobaczył jakiś brak, jakąś niedoróbkę. Mężczyźnie brakuje kobiety! I proszę bardzo, znów ta sama prawda, która pojawiła się wcześniej, ale wyrażona innym obrazem: pełnia jest wtedy, kiedy są oboje! Teraz wszystko gra.
Myślę, że wielu z nas spotkało się z powiedzeniem "żebro Adama", które miało być synonimem kobiety. Ja słyszałam je wiele razy. Dopóki jest to żart mężczyzny, który w swoim życiu ceni kobiety, szanuje je i dostrzega ich wielką wartość, wszystko w porządku. Niestety wiele razy określenie to było jak kolec wysunięty ze skorupy pogardy - wypowiadane, by pokazać swoją wyższość i trzymać na dystans. Kto jest temu winien? Bóg, że ubrał w takie ludzkie słowa historię powołania do życia kobiety? Czy może raczej my, bo nie rozumiemy, co czytamy i co Najwyższy chciał nam powiedzieć?
Ten opis stworzenia jest bardzo feministyczny. Bóg poprzez swoje słowo upomina się o godność kobiety. Staje w jej obronie i przypomina, jakie jest jej miejsce w ludzkiej wspólnocie. Kość z kości, ciało z ciała, równa w godności, pełnoprawna uczestniczka społeczności. Nic rewolucyjnego? Może dla nas rzeczywiście nie (przynajmniej teoretycznie), ale dla pierwszych odbiorców tego opowiadania to był wielki przewrót.
Jest coś niesamowitego w powodzie, dla którego Bóg stwarza kobietę. W Jego dziele, przecież doskonałym, jest jakiś brak. Czy to w ogóle możliwe? Czy to nie herezja? Jeśli założymy, że od początku wolą Boga było stworzenie i mężczyzny, i kobiety - to nie. Bóg daje poznać człowiekowi-mężczyźnie jego ograniczoność i niewystarczalność po to, by odkrył, że powołany jest do wspólnoty. By rozsmakował się w pełni, jaką daje mu jedność z kobietą. Teraz jest doskonałość! Wspólnota, w której się uzupełniamy, która nie jest jednolita, ale jest jednym! O to Bogu chodziło! Kobieta od zawsze była wymarzona przez Boga, od zawsze była w Jego planach, lecz przez jej późniejsze pojawienie się Stwórca pragnie nauczyć czegoś człowieka: że on sam nie da rady, będzie w nim pustka, której nie zapełni pies, kot, papużka ani nawet słoń... Potrzebujemy siebie nawzajem!
Piękny ideał. Dobrze jednak wiemy, jak jest w codzienności. Trudno nam siebie nawzajem docenić, zachwycić się sobą w swojej inności. Może się wydawać, że między nami zieje przepaść.
Relacja padła ofiarą bierności
Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że w opisie grzechu pierwszych rodziców mężczyzna grzeszy inaczej niż kobieta. Niby ten sam owoc, złamanie tego samego zakazu (choć pamiętajmy, że kobiety nie ma obok mężczyzny, kiedy Bóg ustala zasady funkcjonowania ludzi w ogrodzie), a jednak widać różnicę. Tylko kobieta rozmawia z podstępnym wężem i daje się wciągnąć w zasadzkę. Co robi w tym czasie jej mąż? Gdzie się podział? Jest obok, stoi i przygląda się całej sytuacji, słucha i... bierze owoc, który daje mu kobieta. W momencie kuszenia jakby zupełnie niewidoczny, nieobecny, a jednak na wyciągnięcie ręki.
Ta bierność mnie zaskakuje. Z pewnością piękno owocu zdatnego do jedzenia kusi i jego, ale... mężczyzna zostawia sprawę swojej kobiecie. Niech ona to załatwi! Niech ona porozmawia z wężem, niech ona zerwie jabłko. On poczeka, aż towarzyszka podsunie mu gotowy do spożycia owoc. W obliczu pokusy i zagrożenia zostaje sama. Mężczyzna jest obok, ale niczego nie robi, mimo że sytuacja dotyczy też i jego. Bierność Adama prowokuje Ewę do podjęcia decyzji. Błędnej i tragicznej w skutkach. Nie dość, że wyrok jest taki, a nie inny, to jeszcze mężczyzna obarcza ją całkowitą winą. Niestety, ten schemat lubi się powtarzać... aż do czasów współczesnych. Znasz to, prawda?
W ocenie Boga odpowiedzialność rozkłada się inaczej. Męskie starania, aby zostawić kobietę samą w obliczu zła, które się dokonało, spełzły na niczym. Bóg nie pozwala, by kobieta sama odpowiadała za popełniony czyn. On doskonale wie, co zaszło; wie, jaka jest rola mężczyzny i gdzie on zawinił i wie, gdzie leży grzech kobiety. Adam nie może powiedzieć, że to nie jego sprawa.
Bóg przeklina węża i ogłasza karę za grzech pierwszych rodziców. Do błogosławieństwa, jakie wcześniej było udziałem mężczyzny i kobiety, wkrada się gorycz. Ono samo nie zostało jednak cofnięte! Bóg nie wycofuje się z obietnic. Jest wierny, mimo że my okazujemy się wiarołomni. Żadne okoliczności nie zmienią tego, co zaplanował Bóg.
Płodność, zdolność do przekazywania życia, zrodzenia potomstwa, dar otrzymany od Boga nie został cofnięty. Bóg, który jest źródłem wszelkiego życia, pozwala czerpać z siebie kobiecie i mężczyźnie. W nich obojgu złożył zdolność do przekazywania boskiego daru, ale... No właśnie! To kobieta wydaje się szczególnie związana z tą tajemnicą. To w niej rośnie życie i z niej przychodzi na świat. Słowa, które Stwórca kieruje do niej po grzechu, dotyczą właśnie tego daru - zdolności przekazywania życia. Nadaje jej imię: Ewa. Hebrajskie Hawa ma oznaczać tę, która rodzi życie, matkę żyjących. Nie jest to tylko jej zawołanie ani tylko sposób, w jaki mężczyzna będzie do niej mówić. W myśl biblijnego zwyczaju imię zdradza najgłębszą część jestestwa tego, kto je nosi.
Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji
***
Tekst pochodzi z książki "Kobiety, które kochał Bóg" autorstwa Marii Miduch.
Książkę najdziecie ją w ofercie Wydawnictwa WAM
***
Maria Miduch − dr judaistyki i hermeneutyki biblijnej, mgr teologii, mgr studiów bliskowschodnich, wykładowca języka hebrajskiego i Starego Testamentu. Członek Stowarzyszenia Biblistów Polskich, zaangażowana w inicjatywę TJCII Polska. Zakochana w podróżach - szczególnie tych do Ziemi Świętej.
Skomentuj artykuł