Po co anioł wysłał pasterzy do żłobka?

(fot. shutterstock.com)

Odpowiedź na to pytanie wydaje się tak oczywista, że samo jego postawienie jest prawie nietaktem. Cel był jak najbardziej misyjny - pasterze mieli pójść, by zobaczyć, a potem opowiedzieć o tym, co zobaczyli. Niby proste i oczywiste. Ale ta oczywistość - cytując klasyka - nie jest wcale taka oczywista.

W momencie gdy objawił się anioł, by ogłosić im radość narodzenia Syna Bożego, pasterze bardzo się przestraszyli, ujrzeli bowiem - jak relacjonuje Łukasz - chwałę Pańską, która ich oświeciła (Łk 2,9). A nawet nie tyle ujrzeli, co zostali nią porażeni.
W przypisie Biblia Tysiąclecia każe się w tym miejscu odwołać do sceny z Księgi Wyjścia, gdy Mojżesz wstąpił na górę Synaj: "A wygląd chwały Pana w oczach Izraelitów był jak ogień pożerający na szczycie góry" (Wj 24,17). No właśnie. Coś z tego przerażającego doświadczenia Izraelitów na Synaju było udziałem pasterzy na łące pod Betlejem. Boga przecież oglądać się nie dało. Skrywał się w ogniu, świetle, wichurze czy w grzmotach, czasami nawet przemawiał, ale zobaczyć się nie pozwalał. Jednak z Mesjaszem - jak się okazuje - miało być zupełnie inaczej. Urodził się jako człowiek, objawił się jako niemowlę, ze wszystkimi tego ludzkimi konsekwencjami, zamkniętymi w słowie
"pieluszki".
Zanim jeszcze cokolwiek powie, Mesjasz to ktoś, kto już daje się zobaczyć. I tak też się dzieje. Pasterze decydują się iść do Betlejem właśnie po to, aby "zobaczyć, co się tam zdarzyło", a gdy już zobaczą Niemowlę, opowiedzą to, co im zostało objawione. I wielbić będą Boga "za wszystko, co słyszeli i widzieli". I tak oto pasterze stali się pierwszymi świadkami tego, co można nazwać przewrotem kopernikańskim w ekonomii zbawienia. Bóg zdecydował się pokazać ludziom. Przez wiele tysięcy lat tylko mówił. I to Mu wystarczało. "Czemu, u licha, zaczął szukać wrażeń / w złym towarzystwie materii?", jakby zapytała Wisława Szymborska w wierszu Platon, czyli dlaczego. Z odpowiedziami na to pytanie kłopot jest taki, że zna je tylko Bóg. My możemy się jedynie domyślać.
Pokusa zobaczenia Boga nieobca była Izraelitom. Bogowie ościennych ludów dawali się zobaczyć i wyrzeźbić. To pragnienie zobaczenia Boga pchało ich do tego, by w chwili zwątpienia w Jego obecność zamienić "swą Chwałę na wizerunek cielca jedzącego siano", nad czym ubolewał Psalmista (Ps 106,20). Bóg nie dał się zamknąć w tym, co widzialne, aż do momentu gdy stał się człowiekiem. Owszem, Jezus to - w pewnym sensie - nie cały Bóg, ale Jego "widzialna strona" (te cudzysłowy są konieczne, by się zbytnio nie narazić dogmatykom). To ta "strona Boga", która wydała się na ludzkie spojrzenie, a w konsekwencji - na theatron, na spectaculum, na widowisko.
Św. Paweł napisze do Koryntian, że Apostołowie stali się "widowiskiem światu, aniołom i ludziom" (1 Kor 4,9). Czyż wcześniej to samo nie stało się z Jezusem, Synem Bożym? Chcąc czy nie chcąc, przyjmując materię i dając się zobaczyć, Bóg stał się częścią światowego widowiska. "Chcemy zobaczyć Jezusa" - powiedzą Grecy do Filipa (J 12,21). Grecy, Europejczycy - jeszcze bardziej niż zasłuchani w Słowo Semici - chcą widzieć. I Bóg to wie. W "społeczeństwie spektaklu" - jak definiuje nasz świat Guy Debord, Bóg świadomie staje się jego częścią, nie tylko zbierając owacje, ale także narażając się na wygwizdanie. Takie są konsekwencje tej widzialnej partycypacji w świecie. W Betlejem bierze swój początek najbardziej spektakularna z religii - religia zrodzona ze Słowa, które stało się Ciałem i pozwoliło się nie tylko usłyszeć, ale i zobaczyć.
Od tamtej pory toczy się w łonie tej religii nieustanna walka między tymi, którzy "nie widzieli, a uwierzyli", a tymi, co nie uwierzą, dopóki nie zobaczą, nie dotkną, nie włożą palca. Betlejemscy pasterze, owi "ewangeliczni paparazzi", na zawsze pozostaną patronami tych drugich, którzy sobie mówią: "chodźmy i zobaczmy". Czy nie tego właśnie chce od nich anioł? By widzieli?
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Po co anioł wysłał pasterzy do żłobka?
Komentarze (6)
M
Milosc
26 grudnia 2015, 20:58
Ileż to jeszcze razy pozwoli się ludziom widzieć Boga w kimś innym niż on sam? Wszystkie istoty są powiązane ze Źródłem, wszystkie są tak samo zdolne do tego, by się z Nim komunikować - proście, a otrzymacie, bo jesteście z Nim Jedno. Bez jakichkolwiek pośredników. Pośrednicy są po to, by podtrzymywać istnienie religii. A przecież Jezus jej nie zakładał, nie należał też do żadnej, ba - On nie wierzył w Boga, nie klękał przed Nim. Dlaczego? Bo wiedział, że jest z Nim jedno, jak każdy inny - brat i siostra. Wielu ludzi nazywa się dziećmi Bożymi i wciąż nie zdaje sobie sprawy  z doniosłości tego miana. Bóg rodzi się w nas, gdy budzimy się do tej myśli i zaczynamy nią żyć. I to nie tyle w łonie religii toczy się walka (choć też i między religiami też), co przede wszystkim w nas samych - czy odrzucić tę myśl, wystraszyć się jej, uznać za herezję odseparowując się dalej od Boga czy w końcu jej zaufać i otworzyć się na Boga, który stale jest w Nas obecny i usłyszeć Jego głos w nas samych. Miłość jest w nas. :-) 
27 grudnia 2015, 15:06
Po ilości negatywnych komentarzy dodam, że miłość jest w nas, tylko niektórzy (tu chrześcijanie, choć nie tylko oni) jej po prostu nie żywią - do siebie, do drugiego człowieka, do natury, a więc do tego co JEST.  Żywią za to do różnych przekonań o nich. Jak bardzo muszą być te przekonania o odseparowaniu od Boga fałszywe, by tę miłość do Niego wypaczać "hejtem"...  
26 grudnia 2015, 20:16
Przecież to bajki i zmyslenia. 
WDR .
27 grudnia 2015, 07:40
Ja i prezes Trybunału Konstytucyjnego tak nie uważamy.
27 grudnia 2015, 13:30
Widocznie nie macie popjecia o tym temacie.
27 grudnia 2015, 13:59
Łatwiej zdaje się chrześcijanom wierzyć w Boga, w pasterzy, w anioły, w bajki i opowiastki i żyć wyobrażeniami niż uwierzyć w siebie i zaufać swojemu wewnętrznemu przewodnictwu, od którego za pomocą religii mentalnie się odcięli. Od lat słyszą "Bóg się rodzi" i od lat myślą, że w żłóbku, że w Betlejem. Z jakiegoś zupełnie niewytłumaczalnego powodu, że w tym konkretnym czasie i miejscu, tak jakby cała reszta historii dziejów świata się nie liczyła, nie miała żadnego znaczenia, może nawet nie istniała w procesie ewolucji. I tym sposobem własny "żłóbek" nadal pominięty i wypełniony egzystencjonalną pustką.