Poszedłem kiedyś do spowiedzi i ksiądz mnie nie wyspowiadał. Początkowo byłem oburzony [WYWIAD]

(fot. cheese_unit/flickr.com/CC)
KAI / jp

"Musimy jednak pamiętać, że to nie spowiednik jest gwarantem dobrej spowiedzi. Dobra spowiedź zależy przede wszystkim od nas samych" - podkreśla o. Rafał Zarzycki OFMConv.

- Dobre przygotowanie to przede wszystkim rzetelny rachunek sumienia. Nie utożsamiajmy go jednak z robieniem jakichś list czy wykazów rzeczy do oclenia, jak na lotnisku. Rachunek sumienia to modlitwa, a nie tylko praca umysłu i pamięci - mówi o. Rafał Zarzycki OFMConv, magister postulatu w gnieźnieńskim klasztorze franciszkanów.

Bernadeta Kruszyk: Woli Ojciec spowiadać, czy być spowiadanym?

O. Rafał Zarzycki: Przyznam, że zaskoczyła mnie Pani tym pytaniem. Pierwszy raz mnie ktoś o to pyta. Cóż. To trochę tak, jakby zapytać chirurga, czy woli operować, czy być operowanym. Powiem tak - nie lubię słuchać spowiedzi ani się spowiadać, ale lubię otrzymywać rozgrzeszenie i rozgrzeszenia udzielać.

Nie lubi Ojciec się spowiadać…

Nie, bo to w czysto ludzkim odczuciu mało komfortowe. Trzeba się przyznać do grzechu, więcej trzeba ten grzech głośno wyznać. Temu towarzyszy wstyd, zażenowanie, niekiedy ból, a tego przecież unikamy. Ale ma to też wartość oczyszczającą, tym bardziej w spotkaniu z Bożym miłosierdziem. Warto się więc przełamać i wysilić.

Myślę, że tym wyznaniem podniósł Ojciec na duchu bardzo wiele osób.

Wszyscy jesteśmy ludźmi i grzesznikami. W przypadku duchownych, albo konkretnie naszej franciszkańskiej wspólnoty, ma to dodatkowy stopień trudności, bo spowiadamy się przed współbraćmi, którzy przecież znają nas na co dzień, widzą czy się poprawiamy, czy nie.

Właśnie. Wiemy, jak spowiedź wygląda od strony penitenta, a jak wygląda od strony spowiednika? Czym jest dla kapłana sprawowanie sakramentu pokuty?

Dla mnie osobiście to wielki zaszczyt, ale i onieśmielenie, że Bóg wybrał mnie do tak odpowiedzialnej i delikatnej misji. Dla kapłana sakrament pokuty i pojednania to zawsze przypomnienie o istocie jego powołania - że Pan Jezus przyszedł powołać nie sprawiedliwych i zdrowych, ale grzeszników i tych, którzy źle się mają. Jeśli miałbym użyć jakiegoś obrazu, powiedziałbym, że spowiedź jest jak ratowanie człowieka tonącego, chwycenie jego wyciągniętej ręki. Bardzo trafnie pisał o tym Tertulian, który porównał sakrament pokuty do drugiej deski ratunku. Pierwszą jest chrzest. Jeśli zdarzy się - a przecież się zdarza - upadek po chrzcie, mamy jeszcze szansę, tę drugą deskę ratunku - spowiedź.

Zdarzają się spowiedzi, które pamięta się do końca życia?

Tak i jest tych spowiedzi wcale niemało. Mnie zawsze najbardziej zdumiewa działanie łaski Bożej, to, co dzieje się, gdy otwiera się na tę łaskę człowiek, który niekiedy przez długie lata był na nią ślepy i głuchy.

Chwycę się tego stwierdzenia "przez długie lata". Wiele osób czuje wielki opór przed spowiedzią, boi się, wstydzi… Jak sobie pomóc?

Powiem, co mi osobiście pomogło dawno temu, kiedy byłem jeszcze nastolatkiem. Otóż usłyszałem wtedy znane powiedzenie, że gdy diabeł chce człowieka skusić, to mu wstyd zagłusza, a gdy chce go w grzechu utrzymać, to ten wstyd podsyca i wyolbrzymia. Pierwsze więc, to zastanowić się nad przyczyną strachu czy wstydu. Czy chodzi tu jedynie o opór przed wyznaniem grzechów, czy o to, że trzeba grzechy porzucić i swoje życie zmienić. Drugie, to uświadomienie sobie proporcji, czym jest nasz wstyd i lęk wobec tego, co zyskamy, wobec rozgrzeszenia, pokoju i radości. I trzecie, najważniejsze, to modlitwa. Trzeba się po prostu pomodlić za siebie i za spowiednika. Jeśli mogę coś doradzić ludziom, którzy dawno u spowiedzi nie byli, lub czują tego typu obawy, to żeby na początku spowiedzi o nich szczerze kapłanowi powiedzieć: "jest mi trudno, proszę o pomoc, o wyrozumiałość". Mnie to osobiście od razu ukierunkowuje i niejako udelikatnia na takiego penitenta, by jak mówił Izajasz: "nie zdmuchnąć tego tlącego się knotka, nie złamać trzciny nadłamanej".

A co, gdy ten opór czuje bliska osoba? Namawiać do spowiedzi czy wręcz przeciwnie?

Tutaj, jak w innych przypadkach, najlepiej działa przykład, osobiste świadectwo, podzielenie się radością uwolnienia od grzechu. Oczywiście mamy grzeszących napominać, do nawrócenia zachęcać, ale zmuszanie może odnieść odwrotny skutek. Trzeba pamiętać, że sakrament spowiedzi wymaga dyspozycji zakładającej wolność.

Wielu mówi, nie chodzę do spowiedzi, bo grzechy wyznaję przez Bogiem, a nie przed kapłanem, który może jest większym grzesznikiem niż ja. 

To pułapka, wymówka, przewrotne myślenie. Kapłani są z ludzi i nie ma takiego, który by nie był grzesznikiem i nie musiał się sam spowiadać. Niemniej tylko kapłanom dana jest władza odpuszczania grzechów. Pamiętamy te słowa Pana Jezusa, gdy po zmartwychwstaniu tchnął na uczniów i powiedział im: "Weźmijcie Ducha Świętego, którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane".

A sama spowiedź. Jak dobrze się do niej przygotować? Ludzie często mają dylemat, z czego się spowiadać? Jak grzechy wyznawać? Jak je nazywać? Najczęściej dotyczy to szóstego przykazania.

Dobre przygotowanie to przede wszystkim rzetelny rachunek sumienia. Nie utożsamiajmy go jednak z robieniem jakichś list czy wykazów rzeczy do oclenia, jak na lotnisku. Rachunek sumienia to modlitwa, a nie tylko praca umysłu i pamięci. To otwarcie się na działanie Ducha Świętego, prośba, by oświetlił zakamarki mojej duszy, wydobył z nich to, o czym zapomniałem, na co jestem ślepy, czego dostrzec nie chcę. Wielką szkodę czynią sobie ludzie, którzy nie przygotowują się do spowiedzi, albo robią to w pośpiechu, bez głębszego namysłu i wejrzenia w swoje sumienie. A to jest bardzo potrzebne, wręcz konieczne, bo przecież wypieramy grzechy i spychamy je do najciemniejszego kąta. Święta Katarzyna ze Sieny mówiła wręcz o "szczekaniu psa sumienia". Czasem w dostrzeżeniu grzechów pomagają nam nasi bliscy, którzy niejedną rzecz potrafią nam powiedzieć, a niekiedy nawet wykrzyczeć. I na to nie trzeba się obrażać, ani zamykać. Takie sygnały trzeba o sobie nieustannie zbierać, bo to też element dobrego rachunku sumienia.

A jak grzechy wyznawać?

Najlepiej konkretnie. Grzechy śmiertelne, popełnione po ostatniej spowiedzi, zapomniane lub zatajone trzeba wyznać każdy z osobna co do liczby i okoliczności. Tutaj rzeczywiście największe trudności sprawiają grzechy popełnione przeciwko szóstemu przykazaniu. Nie muszą być one większe od innych, niemniej są bardzo raniące. Ich świadome zatajanie, przemilczanie nie tylko czyni spowiedź nieważną, ale jest też pułapką. Nie można się tłumaczyć stwierdzeniem, że kapłan nie pytał. Oczywiście różne są życiowe sytuacje, dobrze więc spowiednikowi krótko się przedstawić. Nie chodzi przy tym o podanie pełnego imienia, nazwiska i adresu, ale powiedzenie kilku słów o sobie choćby tyle, że jest się kawalerem, panną, ojcem, mężatką.

I tak, jak mówiłem, grzechy wyznawać konkretnie, rzeczowo, bez kamuflażu, bo wszelkie niedopowiedzenia domagają się pytań dodatkowych, a to krępuje obie strony. Najgorszym sposobem jest chyba rzucanie takich komunikatów, jak zgrzeszyłem przeciw szóstemu, siódmemu, ósmemu przykazaniu. Grzech trzeba nazwać po imieniu, bez uogólnień. Co do grzechów powszednich, ich wyznawanie nie jest konieczne, ale przynosi duchowy pożytek. Wiadomo, że porządek na strychu trzeba robić nawet jeśli się tam często nie zagląda.

Dobra spowiedź to spowiedź częsta, czy spowiedź świadoma?

Dobra spowiedź to spowiedź regularna i zawsze świadoma. Oczywiście różna jest wrażliwość dusz. Jedni potrzebują bardzo częstej spowiedzi, innym potrzebny jest dłuższy odstęp. Generalnie jednak odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta. By być w stanie łaski uświęcającej nie możemy mieć na sumieniu grzechu śmiertelnego, jeśli taki mamy, trzeba się wyspowiadać, by do stanu łaski powrócić. Regularna spowiedź w duchowym dojrzewaniu i wzrastaniu jest więc nie tylko pomocna, ale i konieczna.

A czy można popaść w rutynę?

Rutyna pojawia się wtedy, gdy nie ma ducha, nie ma chęci nawrócenia, gdy do sakramentu podchodzimy mechanicznie. Dotyczy to niestety obu stron konfesjonału. Dlatego trzeba się bardzo pilnować, by nie popaść w swego rodzaju przyzwyczajenie i odhaczanie, a także w rutynę słów i formułek.

Dam świadectwo. Trafiłam kiedyś na spowiednika powierzchownego i opryskliwego. Przyznam szczerze, odeszłam od konfesjonału zła, a potem pomyślałam, Panie Boże jesteś większy od jego słabości i mojej złości. Ale są ludzie, których taki spowiednik może na długo zablokować.

Znam to doświadczenie. Dlatego tak wielka odpowiedzialność spoczywa na spowiedniku, który powinien pamiętać, że jeśli nie jest się miłosiernym, trudno będzie dla siebie miłosierdzie znaleźć. Powiem jeszcze żartobliwie, że niektórzy święci wybierali sobie nieprzychylnych i trudnych spowiedników jako jeszcze jeden wymiar pokuty. Ale świadectwo za świadectwo.

Poszedłem kiedyś do spowiedzi i ksiądz mnie nie wyspowiadał. Po prostu wyszedł z konfesjonału, mimo, że prosiłem i mówiłem, że też jestem kapłanem. Początkowo byłem oburzony, a potem na modlitwie w swoim sumieniu usłyszałem: "ty grobie pobielony, nie byłeś w pełni przygotowany". Poprawiłem się więc i później poszedłem jeszcze raz. Zdaję sobie jednak sprawę, że wielu ludzi takie czy inne zachowanie spowiednika może zniechęcić. Musimy jednak pamiętać, że to nie spowiednik jest gwarantem dobrej spowiedzi. Dobra spowiedź zależy przede wszystkim od nas samych. Od naszej postawy, od chęci nawrócenia. Jeśli porzucę grzechy, zwrócę się do Boga i utrwalę to wszystko przez zadośćuczynienie to wtedy moja spowiedź jest dobra.

Obejrzyj także nasze ostatnie wideo z cyklu Spowiedź nie musi boleć:

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Poszedłem kiedyś do spowiedzi i ksiądz mnie nie wyspowiadał. Początkowo byłem oburzony [WYWIAD]
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.