Szymon Hołownia: zwierzęta pójdą z nami do Nieba

Szymon Hołownia: zwierzęta pójdą z nami do Nieba
(fot. MaskacjuszTV / YouTube.com)

Mamy pełne prawo wierzyć, że nasze psy, koty, konie, chomiki będą z nami po tamtej stronie życia. Przede wszystkim dlatego, że one nigdy nie należały do nas.

Powtórzę, bo nie mogę się temu nadziwić: nie pojmuję pa­storalnej dezynwoltury, z jaką wielu znanych mi zawodowych teologów, księży, religijnych publicystów podchodzi do tej in­tuicji tak przecież licznych zastępów swoich "poddanych". Na samo zadanie pytania: "Czy mój pies będzie ze mną w niebie?", reagują fontanną żachnięć, fochów i okrzyków, jakby ktoś napluł im w twarz duszy.

Ile to już razy słyszałem i czytałem owe połajanki o niebezpieczeństwach antropomorfizacji, zapełnia­niu sobie luk w relacjach międzyludzkich poprzez projektowa­nie swoich emocji na resztę natury (patrz te przeklęte miejskie pary, co zamiast płodzić liczne dzieci, biorą sobie pieska). Albo moje ulubione zestawienia o najwyższym poziomie meryto­rycznej abstrakcji: "O pieski się martwicie, a giną nienarodzone dzieci".

DEON.PL POLECA

Mówią to ludzie, którzy jeszcze tego samego dnia ku­pią sobie pewnie coś smacznego, zaplanują wakacje i spokoj­nie pójdą spać, podczas gdy w tym czasie co minutę zginie na świecie z powodu prostych do uniknięcia przyczyn (takich jak biegunki, malaria, niedożywienie, brak czystej wody) kolejnych dwadzieścioro jeden dzieci poniżej piątego roku życia. Ludzie, którzy nie zdążyli zrozumieć, że sprawiedliwość, troska, miłość to z zasady nie są dobra, których zasób jest ograniczony, ale do­bremu człowiekowi wystarczy ich dla całego świata.

Andrew Linzey, anglikański teolog, autor fundamentalnej pracy Teologia zwierząt, pisze o starej, lecz cytowanej do dziś doktrynie głoszącej, że "co nie zostało zawarte we wcieleniu, nie będzie uzdrowione w odkupieniu". Super, tylko jak wtedy rozumieć świętego Jana od Krzyża, twierdzącego przecież, że "łącząc się z człowiekiem, Bóg zjednoczył się z naturą wszyst­kich stworzeń"? Albo słowa świętego Pawła: "aby wszystko na nowo zjednoczyć w Chrystusie jako głowie, to, co w niebiosach, i to, co na ziemi" (Ef 1, 10), lub te: "Bóg pojednał w Chrystusie świat ze sobą" (2 Kor 5, 19)? Albo świętego Ireneusza, piszą­cego o Panu, "który zawiera w sobie wszystkie stworzone rze­czy i istnieje w całości stworzenia, gdyż Słowo panuje i urządza wszelkie stworzenie"?

Mam czasem wrażenie, że jakoś bardziej i głębiej rozumieją to ludzie, którzy mają w sercu chrześcijański Wschód albo do niego po prostu należą. Nasz wybitny katolicki teolog, znakomity znawca prawosławia, ojciec Wacław Hrynie­wicz wiele razy pisał o tym, że nadzieję na niebo mogą mieć wszyscy: i ludzie, i wszystkie stworzenia, bo jesteśmy jednoś­cią, i basta. O tym, że niebo zwierząt to u prawosławnych nie "bambistyczna" fantazja, lecz kawał solidnej nadziei, przekonał mnie biskup Kallistos Ware w swojej bestsellerowej (jak na na­szą religijną branżę) książce Kościół prawosławny.

"Przemienienia dostąpi ostatecznie nie tylko ludzkie ciało, ale całe stworzenie. »Potem ujrzałem niebo nowe i ziemię nową, bo pierwsze niebo i pierwsza ziemia przeminęły« (Ap 21, 1). Odkupiona ludzkość nie ma być wyrwana z reszty stworzenia - wraz z nami zba­wione i wsławione ma być również stworzenie (jak już zauwa­żyliśmy, pierwocinami tego odkupienia materii są ikony). (...) Podobnie jak prawosławne nauczanie o ludzkim ciele i prawo­sławne pojmowanie ikony, to pojęcie »odkupienia kosmosu« opiera się na prawidłowym rozumieniu Wcielenia: Chrystus przyjął ciało - coś z materialnego porządku świata - i przez to umożliwił odkupienie i przemienienie (gr. metamorphosis) ca­łego stworzenia - nie tylko tego niematerialnego, ale również fizycznego".

Sytuacja jest tu więc prosta: to, co zostało stwo­rzone, zostało zbawione i będzie ocalone. Tytułem do życia, biletem na drugą stronę śmierci, jest sam fakt bycia dziełem Boga, stworzonym z miłości (On inaczej niczego nie stwo­rzył). Dzień końca świata, ów - jak go nazywali ojcowie Koś­cioła - "ósmy dzień tygodnia", nie przyniesie - jak wyobraża sobie wielu - destrukcji i Armageddonu, przyniesie kontynua­cję i kulminację dzieła stworzenia, odnowienie świątyni, którą jest cały świat. Ale do tego wątku wrócę jeszcze za chwilę.

Zaskakujące, że to my - widzący w zwierzętach nieco wię­cej niż ci, którzy widzą tylko kotlety - musimy udowadniać im, że mamy rację, a nie oni nam. Powtórzę: nadzieję na zmar­twychwstanie całego stworzonego świata, wyrażającą się choć­by w czułej pamięci o bliskich nam zwierzętach, uważam nie za herezję ani infantylizm, lecz za przejaw eschatologicznej wraż­liwości.

Owa wzięta z "viralowego" (analogowo, bo w czasach gdy powstał, nie było jeszcze virali, tego typu materiały ksero­wano więc i rozsyłano pocztą) anonimowego amerykańskiego wiersza idea "tęczowego mostu", za którym współtowarzysze naszej ziemskiej niedoli - wreszcie wolni od chorób, łańcu­chów, smyczy, rzeźnickich noży - cieszą się pełnią istnienia, czekając, aż do nich dołączymy, w mojej ocenie jest do szpiku chrześcijańska. Mamy pełne prawo wierzyć, że nasze psy, koty, konie, chomiki będą z nami po tamtej stronie życia. Przede wszystkim dlatego, że one nigdy nie należały do nas. Choć meblowaliśmy im doczesność, meblowanie wieczności nie do nas już należy.

Papież Franciszek co do tej naszej wspólnej ze zwierzętami przyszłości też zdaje się nie mieć wątpliwości. Ochrzaniano go strasznie (i prostowano jego wypowiedzi, że przecież nie mógł mieć na myśli tego, co powiedział), gdy pocieszył dopytującego go o los swojego zmarłego psa chłopca: "Pewnego dnia zoba­czymy nasze zwierzęta podczas ponownego przyjścia Chrystusa. Niebo jest otwarte dla wszystkich stworzeń Bożych". Ci, któ­rzy nie mieli jasności co do tego, co papież ma na myśli, mają ją już w pełni po lekturze pierwszej ekologicznej encykliki w hi­storii papiestwa (będzie o niej więcej w rozdziale czwartym) - Laudato Si': "Cel drogi Wszechświata to Boża pełnia, którą osiągnął już zmartwychwstały Chrystus, będący fundamentem powszechnego dojrzewania.

W ten sposób dodajemy kolejny argument, aby odrzucić wszelkie despotyczne i nieodpowie­dzialne panowanie człowieka nad innymi stworzeniami. My sami nie jesteśmy ostatecznym celem wszyst­kich innych stworzeń. Wszystkie zmierzają wraz z nami i przez nas ku ostatecznemu kresowi, którym jest Bóg w trans­cendentalnej pełni, gdzie zmartwychwstały Chrystus wszystko ogarnia i oświetla. Ponieważ człowiek, obdarzony inteligencją i miłością, pociągany jest pełnią Chrystusa, powołany jest, by przyprowadzić wszystkie stworzenia do ich Stwórcy" (Laudato Si' 83).

Więcej w książce Szymona Hołowni "Boskie zwierzęta" >>

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Szymon Hołownia: zwierzęta pójdą z nami do Nieba
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.