Tomasz-wierzący "zdrajca"

(fot. aj)

Jest on ryzykownym patronem i ryzykownym przyjacielem, ‘kłopotliwym świętym’, ktόry nigdy nie uważał, że do nieba można dostać się nie opuszczając miękkiej kanapy. Jego nauka nie będzie łatwa, ale pokaże on nam, gdzie szukać oparcia, aby wytrzymać nasze dobrowolnie przyjmowane niewygody.

"Man for all Seasons" (Człowiek na każdy czas) to w oryginale tytuł sztuki, ktόra najpierw pojawiła się jako produkcja radiowa BBC (1954), parę lat w ślad za nią telewizyjna (1957), wreszcie teatralna, wystawiona w Londynie (1960) i Nowym Jorku (1961). Ukoronowaniem stał się film, ktόry wszedł na ekrany w połowie grudnia 1966 roku, czyli rόwno pięćdziesiąt lat temu. O ile przedstawienia teatralne były już sukcesem, film zrobił furorę, ktόrą przepieczętowało przyznanie mu mnόstwa prestiżowych nagrόd. Z ośmiu nominacji do Oscara zdobył sześć - m.in. za najlepszy film roku, najlepszego reżysera, najlepszą adaptację filmową i kreację głόwnego aktora. W Polsce film trafił do kin pod tytułem "Oto jest głowa zdrajcy", w Hiszpanii i Francji jako "Człowiek na wieczność". Przyznam, że może najbardziej podoba mi się latynoamerykański tytuł: "Tomasz More - człowiek dwόch krόlestw".

DEON.PL POLECA

Wpisano go na krόtką (45 tytułόw w kategoriach religia, wartości i sztuka) watykańską listę najwartościowszych filmόw, sporządzoną w stulecie początkόw kina. Wraz z filmem "Misja"(o obronie południowoamerykańskich Indian przez jezuitόw) znalazł się w dziale: religia. Warto chyba jednak odnotować fakt, że ani autor, ani reżyser, ani nawet głόwny aktor w żadnej mierze nie byli "twόrcami katolickimi" . Nie legitymowali się "gorliwością religijną". Jak widać, nie stanowiło to przeszkody w stworzeniu wielkiego, inspirującego dzieła. I tak,"Man for all Seasons" napisany został przez Anglika Roberta Bolta, agnostyka wybierającego jako temat swoich sowicie nagradzanych pόźniej sztuk i scenariuszy sylwetki ludzi w egzystencjalnym konflikcie z otoczeniem. Autor scenariuszy do tak głośnych filmόw jak "Lawrence z Arabii"(1962) czy wspomniana "Misja"(1986) Oscara dostał także za scenariusz do filmu "Doktor Żywago"(1965).

Działający w Stanach Zjednoczonych reżyser Fred Zinnemann, urodził się w 1907 roku w austro-węgierskim galicyjskim Rzeszowie w rodzinie żydowskiej. Bilans jego życia zawodowego to 65 nominacji do Oscara i 24 statuetki. Oprόcz obrazu "Man for all Seasons" do najgłośniejszych jego dzieł należą m.in. “W samo południe" (1950), "Stąd do wieczności" (1953), "Historia zakonnicy"(1959), "Dzień szakala" (1975) i "Julia" (1977). Zinnemann, uchodzący w swojej branży za bardzo sprawnego fachowca, najchętniej tworzył filmy o ludziach zmagających się samotnie z dylematami moralnymi w nader trudnych sytuacjach. Młodszych reżyserόw, ktόrzy go podziwiali, starał się przekonać, że "robienie filmu jest wielkim przywilejem i tej szansy nigdy nie należy zmarnować".

Zinnemann miał szczegόlną umiejętność obsadzania aktorόw. Do głόwnej roli w filmie "Man for all Seasons"wybrał angielskiego aktora Paula Scofielda (1922-2008) , ktόry grał tę postać w teatrze. Dziś istnieje powszechna zgoda, że Scofield, ktόry stworzył wiele kreacji szekspirowskich, był jednym z największych powojennych aktorόw, a przy okazji swoistym fenomenem wśrόd ludzi tej branży. Nie poszedł w ślady bardzo wielu, ktόrzy sławę skwapliwie zamieniali na brzęczącą monetę. Odrzucał celebryckie zabiegi o glamour czy sentymentalność.Odrzucał efekciarstwo, chciał "pozostawić trwały obraz konkretnego człowieka". Spośrόd wielu wyrόżnień wymienić należy także nominację do Oscara za najlepszą rolę drugoplanową (Marka Van Dorena) w filmie Roberta Redforda "Quiz Show" (1994). Dodajmy jako ciekawostkę, że ponieważ nie pojawił się na uroczystości rozdania Oscarόw, bo zajęty był graniem w teatrze, ktόry był jego preferowanym miejscem pracy, musiano mu statuetkę przesłać. W drodze uległa uszkodzeniu, czym się wcale nie przejął. Charakteryzowała go nieczęsta skromność i bezpretensjonalność.

Ojciec Scofielda był protestantem, matka katoliczką. Wspominając swoje dzieciństwo, kiedy "jednego dnia byliśmy małymi protestantami, innego małymi gorliwymi katolikami", przyznał, że zawsze ubolewał nad "brakiem ukierunkowania w sprawach duchowych". Nie brakowało mu jednak charakteru opartego na wartościach. Bardzo wcześnie założył rodzinę i w szczęśliwej harmonii przeżył z żoną (aktorką) 65 lat. Zapytany o to, jak chciałby być zapamiętany, odparł: “Jeśli masz rodzinę, to właśnie z tego powodu".

Przypomnijmy w telegraficznym skrόcie moment historyczny fabuły. Są to cztery ostatnie lata życia Tomasza More’a, (1478- 1535), wybitnego przedstawiciela europejskiego renesansu, autora enigmatycznego, wymykającego się jednoznacznym interpretacjom utworu "Utopia" (1516) oraz rόżnorakich pism apologetycznych, obrońcy ortodoksji w starciu z herezjami jego czasόw, z rodzącym się protestantyzmem na czele. Sir Tomasz More, prawnik, zaufany krόla i powołany przez niego na najwyższe stanowisko w państwie kanclerz Anglii. Po raz pierwszy na tym urzędzie człowiek świecki, kochający mąż rodziny, człowiek niezwykle dowcipny, towarzyski.

Ten okres to także czas usilnych starań Henryka VIII o unieważnienie małżeństwa z Katarzyną Aragońską. Nie dochował się z nią męskiego potomka i obawia się teraz o sukcesję, bowiem w Anglii do tej pory nie zasiadała na tronie żadna kobieta. Co za ironia losu, gdy patrzymy na to z perspektywy pόźniejszej historii Anglii!

Tomasz More z nadania krόla ma w Anglii władzę. Jako nieposzlakowany prawnik, erudyta, nieprzekupny urzędnik, gorliwy chrześcijanin, mądry i prawy człowiek cieszy się też autorytetem w całej Europie. (I powiedzmy od razu - częstą pomyłką możnych jest przekonanie, że władza zapewnia autorytet. Podczas gdy podporządkowanie władzy opiera się na przeważnie na strachu, autorytet - na dobrowolnym szacunku dla tego, co dana osoba reprezentuje.) Kiedy pod naciskiem krόla, ktόremu się spieszy, bo chce poślubić Annę Boleyn, angielscy biskupi zrywają z Rzymem, More rezygnuje z urzędu kanclerza. Z dnia na dzień traci względy krόla, ubożeje on i jego rodzina. Usuwa się z życia publicznego, co nie stanowi obrony przed szalonym gniewem krόla. Najpierw autorytet More’a wydał się krόlowi użyteczny przy uzyskaniu u papieża unieważnienia dwudziestoletniego małżeństwa. Potem "formalnie" rzecz biorąc nie potrzebne mu już uznanie przez More’a jego supremacji nad angielskim Kościołem. Monarcha zadbał przecież, aby parlament zatwierdził ustawę.

Krόl, ktόremu sekundują wysoko postawieni dworacy, chce złamać kręgosłup More’a. Urażony w swojej ambicji Henryk z zatrważającą szybkością nabiera cech sadystycznego psychopaty. Zaczyna się zabawa w kotka i myszkę. More, świetnie obeznany w meandrach prawa, wszelkimi sposobami stara się je wykorzystać, aby utrzymać się przy życiu. Jeśli zachowa milczenie, nie będzie możliwe skazanie go za "zdradę" polegającą na "złośliwym sprzeciwie wobec krόla". More wie, że jego postawę obserwuje όwczesna Europa. Stanął w dramatycznych okolicznościach przed pytaniem, ktόre po prawdzie nie powinno być obce nikomu: co jest dla niego najbardziej istotne, w co naprawdę wierzy, za co byłby nawet gotόw oddać życie.

Ramy fabuły spina postać Richarda Richa, młodego karierowicza. Ubiega się on u More’a o poparcie w uzyskaniu wysokiej pozycji na dworze krόlewskim. More, ktόry mawiał, że "gdyby honorowe postępowanie zapewniało zyski, każdy byłby człowiekiem honoru" , zna Richarda i nie ma dobrej opinii o jego charakterze. Uważa, że dwόr z jego gamą zaszczytόw (i nieodłącznym klimatem intryg, korupcji mającej źrόdło w chciwości i zawiści) stanowi teren zbyt grząski dla tak słabego osobnika. "Człowiek powinien iść tam, gdzie nie będzie kuszony". Co za genialna w swojej prostocie rada! More proponuje Richowi całkiem intratne stanowisko nauczyciela. Rich nie chce o tym słyszeć. Przecież, nawet gdyby (co More sugeruje) okazał się dobrym nauczycielem, ktόżby o nim słyszał? Koniec końcόw, wchodząc tym samym na ścieżkę jakże pożądanej dworskiej kariery, Rich składa w sądzie fałszywe świadectwo przeciwko More’owi. Skazany na tej podstawie More w ostatniej mowie otwarcie wypowiada się przeciw krόlewskiemu kaprysowi zerwania małżeństwa poprzez obwołanie się zwierzchnikiem Kościoła. Przewidzianą przez prawo karę za "najwyższą zdradę" - powieszenie, wyprucie wnętrzności z jeszcze żyjącego skazańca i poćwiartowanie - krόl wspaniałomyślnie zamienia na ścięcie głowy.

Niedawno angielska pisarka Hilary Mantel postanowiła użyć swego talentu literackiego do ukazania kolejnej wersji barwnej historii początkόw anglikanizmu. (Najpierw wydała powieści - dwie części nieskończonej jeszcze trylogii, przetłumaczone także na polski "W komnatach Wolf Hall" i "Na szafocie". W 2015 roku w oparciu o nie powstał serial telewizyjny). Powieści przyniosły jej podwόjną nagrodę Bookera i inne zaszczyty, nie mόwiąc już o rozgłosie. W pewnym sensie wzmogło go rewizjonistyczne podejście do materiału historycznego - przedstawienie w jak najkorzystniejszym świetle postaci Thomasa Cromwella (nie mylić z pόźniejszym o kilka pokoleń młodszym Oliverem Cromwellem, potomkiem tej samej rodziny). Dotąd όw nader zręczny sługa Henryka VIII, z biegiem czasu jego głόwny doradca, architekt krόlewskiej polityki i budowniczy rodzącego się w Anglii protestantyzmu - ktόry miał swόj niechlubny udział w "wyeliminowaniu" Tomasza More’a - funkcjonował w historii jako ponura postać arywisty i manipulatora.

Mantel przyznaje, że postanowila zerwać z dotychczasowym obrazem zły Cromwell - dobry More, zamieniając go na ... odstręczający Tomasz More i na wskroś "ludzki" Tomasz Cromwell. Starając się odeprzeć zarzut literackiej manipulacji, odbiorcom swojej wersji zbeletryzowanej historii autorka zaleca " używanie głόw, nawet jeśli autor łapie ich za serce." (Może to nawet nienajgorsza rada, przy założeniu, że głowa jest w stanie dobrze rozeznać, jak bodźce zewnętrzne - poprzez przekaz medialny - potrafią działać na nasze emocje). Mantel tłumaczy, że ukazała katolika More’a z perspektywy swojego protagonisty-narratora protestanta Cromwella, a jak można się spodziewać nie było to spojrzenie przyjazne ani nawet przychylne. Jej ambicją było przecież wymazanie z pamięci opinii, z ktόrej wziął się tytuł sztuki i filmu Roberta Bolta. Wspόłczesny More’owi uczony wyraził się o nim: "Nie znam nikogo, kto miałby tak anielską swadę i taką erudycję. Ktόż mόgłby się poszczycić taką łagodnością, skromnością i miłym obejściem? Kiedy chwila tego wymaga, odznacza się wspaniałą wesołością i umiejętnością zabawy, a kiedy indziej smutną powagą. Człowiek na każdy czas."

Mantel wyjawiła także, iż w żadnej mierze nie zamierza "polerować przesądόw, na ktόrych osiadła już patyna wiekόw" i czyni wszystko, żeby "nie powielać utrwalonych błędόw". Wprowadziła zatem pominięty przez film (rzeczywisty) problem udziału More’a w tropieniu i eliminowaniu heretykόw w oparciu o kanoniczne i świeckie prawo istniejące od dawna. Lojalnie przyznaje jednak, że takie były czasy.

Autorka otwarcie mόwi, iż żywi zdecydowaną niechęć do ukazywania ludzi jako "bohaterόw albo łajdakόw". No cόż, na pewno nie wszystko pod słońcem jest czarne albo białe, ale pośrόd kolorόw i ich odcieni czerń i biel także istnieją. Miejmy nadzieję, że w swojej walce z bohaterami (i świętymi) nie odniesie takiego sukcesu, jaki odniosła na polu literackim.

W 1929 (na sześć lat przed kanonizacją More’a i kardynała Jana Fishera) G. K. Chesterton przewidział, że znaczenie Tomasza More’a będzie coraz bardziej rosło. W 2000 roku Jan Paweł II ogłosił św. Tomasza More’a, ktόry był już patronem prawnikόw, także patronem politykόw i ludzi sprawujących władzę. Tuż przed śmiercią Tomasz More wypowiedział znane słowa: "Umieram za wiarę w święty Kościόł katolicki jako dobry sługa krόla, ale przede wszystkim Boga".

Nawiązując do zalecenia oddawania cesarzowi, co cesarskie, i Bogu, co Boskie, ks. Germain Marc’hadour, wybitny znawca angielskiego humanisty i twόrca bardzo żywotnego Stowarzyszenia Przyjaciόł Tomasza More’a, przypominał kilkadziesiąt lat temu, że dla nas cezar nie jest już krόlem a stanowiskiem we władzach, partią, opinią publiczną, ktόra kształtuje i ktόrą kształtują media. Problemόw do rozważenia w sumieniu będzie wiele, znajdą się też ludzkie przesłanki do apostazji. Możemy wtedy zwrόcić się do Tomasza More’a. "Jest on ryzykownym patronem i ryzykownym przyjacielem, ‘kłopotliwym świętym’, ktόry nigdy nie uważał, że do nieba można dostać się nie opuszczając miękkiej kanapy. Jego nauka nie będzie łatwa, ale pokaże on nam, gdzie szukać oparcia, aby wytrzymać nasze dobrowolnie przyjmowane niewygody."

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Tomasz-wierzący "zdrajca"
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.