Towarzyszyła kobietom podczas aborcji, trzymała je za ręce i uspokajała. Dzisiaj jest zakonnicą
Podzieliła się swoim świadectwem podczas majowej konferencji w San Sebastian. Opowiedziała o tym, jak to się stało, że nienawiść do Kościoła katolickiego zamieniła w miłość.
María Martínez Gómez była pielęgniarką w klinice aborcyjnej w Bilbao, nazywano ją "Amaya". Pewnego dnia wszystko się zmieniło.
Podzieliła się swoim świadectwem podczas majowej konferencji w San Sebastian. Opowiedziała o tym, jak to się stało, że nienawiść do Kościoła katolickiego zamieniła w miłość. Chociaż została ochrzczona jako katoliczka, nie była praktykująca. Pracowała w klinice abrocyjnej jako pielęgniarka. Ta praca wymagała od niej okłamywania siebie na temat tego, co robi. Jednego razu zapytała kolegę, czy to, na co patrzy, to jest stopa płodu. Udało mu się ją przekonać, że to tylko zakrzep krwi.
Towarzyszyła kobietom przy aborcji
Stres związany z pracą sprawił, że zaczęły jej wypadać włosy. Niestety, klinika podejmowała celowe kroki, żeby kobiety nie mogły zmienić zdania tuż przed zabiegiem. Świadomie odizolowywano je od partnerów, żeby w pewien sposób odsunąć je od rzeczywistości i realnego myślenia. Podczas zabiegu María trzymała pacjentki za ręce i uspokajała.
Kobiety nieraz przeżywały taką traumę, że chciały się wycofać ze swojej decyzji. Wówczas María informowała je, że już po wszystkim. Ostatecznie opuściła klinikę i poszła do szkoły fizjoterapeutycznej.
"Chodź ze mną"
W międzyczasie niestety rozpadło jej się małżeństwo i przeprowadziła się do Nepalu, aby pomóc w potrzebnych pracach po trzęsieniu ziemi w 2017 roku. To tam spotkała samego Chrystusa. Najpierw poznała misjonarzy miłości. Początkowo nie chciała z nikim rozmawiać. Mówiła, że nienawidzi matki Teresy. Przypadkowo spotkała jedną z sióstr, która powiedziała jej "chodź ze mną". Zrozumiała wtedy, że ma pójść do klasztoru.
Siostry nie przyjęły jej od razu, bo nie było jedynej siostry, która mówiła po hiszpańsku. Powiedziały jej, żeby wróciła o szóstej rano na mszę. Podczas mszy usłyszała głos: "witaj w domu". Dzisiaj mówi o tym, że wówczas to był "krzyż Chrystusa, który do niej przemówił".
Siostry modliły się przez rok
Poczuła się tak jakby ktoś przebaczył jej wszystkie grzechy, płakała przez trzy godziny. Siostry, które modliły się obok niej, powiedziały, że odtąd będzie nazywać się Maryja. Okazało się, że przez rok modliły się o to, żeby przyjechał do nich wolontariusz fizjoterapeuta. Siostra, która wcześniej zaczepiła ją na ulicy, zrozumiała, że to na nią czekali.
María przyznaje, że one dostały fizjoterapeutę, a ona o wiele więcej, bo całkowitą zmianę życia i serca. Przebywała z nimi cztery miesiące, pomagając innym. Kiedy wygasła jej wiza, wróciła do Hiszpanii i wstąpiła do zakonu klarysek.
Skomentuj artykuł