Tych słów podczas Mszy nie rozumiemy i nie chcemy słyszeć. Zagłuszamy je

(fot. Catholick Church of England and Wales / Flicrk.com)

Niestety to wszystko stało się dla nas zupełnie nieczytelne. Te słowa wypowiadane nad darami zagłuszamy pieśniami, trudno jest też zobaczyć chleb w tym chlebie, który jest używany w liturgii, bo ani z wyglądu ani ze smaku chleba nie przypomina, a co tu mówić o tym, że w momencie ofiarowania to my jesteśmy tymi, którzy ofiarują dary na ołtarzu.

Tak czytając te niedzielne ewangelie trudno nie odnieść wrażenia, że Pan Jezus trochę się "uwziął" na tych biednych faryzeuszów i uczonych w Piśmie. Bo nieustannie się im obrywa. Oni przychodzą Go słuchać po to, żeby podchwycić Go na czymś co jest niezgodne z ich koncepcją religijności, rozumianej jako kult, a On za każdym razem to piętnuje. I oni odchodzą coraz bardziej sfrustrowani.

I w tym fragmencie ewangelii św. Marka mamy taki rodzaj dyptyku, czyli ołtarza z dwoma panelami, które skontrastowane są ze sobą: widzimy najpierw wielu mężczyzn, a zaraz po nich jedną kobietę. Mężczyzn, którzy mają władzę i pieniądze oraz kobietę, wdowę, czyli należącą do najniższej kategorii społecznej, czyli osobę, która jest zupełnie bezbronna.

DEON.PL POLECA

Oni chcą być widziani, chcą być podziwiani, chcą być ponad innymi, ale Pan Jezus daje jasno do zrozumienia, że to są przebierańcy, że są puści w środku, ona zaś chce się schować w tłumie, nie chce, żeby ją ktoś widział, bo się trochę wstydzi tych grosików, które wrzuca do skarbony.

Egocentryzm faryzeuszów i uczonych w Piśmie dochodzi do absurdalnego punktu, że oni żyją kosztem tej kobiety i innych jej podobnej. Ci mężczyźni, którzy są symbolem hipokryzji, będąc przywódcami religijnymi nadużywają swojej pozycji i objadają domy wdów, ona tymczasem ofiaruje wszystko, co ma, dla Boga.

Ewangelia o tak zwanym wdowim groszu jest konsekwencją, konkretnym przykładem realizacji przykazania miłości Boga i Bliźniego, które słyszeliśmy ostatnio. Tego przykazania, żeby miłować Boga całą swoją osobą i bliźniego swego jak siebie samego. I ta miłość wyciąga tę kobietę, która jest zupełnie bezbronna z jej domu, żeby zaprowadzić ją do świątyni. To znaczy każe jej wyjść poza swoją strefę komfortu, poza to małe mieszkanko, gdzie jest bezpieczna. I wychodząc, ofiaruje wszystko, co ma.

Miłość ma zawsze konkretny kształt, bo moglibyśmy nawet pomyśleć, że to ta sama kobieta, którą widzieliśmy w pierwszym czytaniu (1 Krl 17, 10-16), która realizuje przykazanie miłości Boga i bliźniego: wrzucając dwa grosze do skarbony i dzieląc się chlebem z zabłąkanym prorokiem.

Miłość realizuje się w konkretnych codziennych gestach, te gesty są obrazem tej miłości przez duże M. Bo życie składa się z małych rzeczy. A mimo tego, że te rzeczy są małe, to one się najbardziej liczą, bo one pokazują jak bardzo kochamy: nie da się kochać kogoś tylko trochę. Kocha się zawsze całym sobą.

Wdowa staje się w ten sposób obrazem Boga, który również ofiaruje nam całego Siebie. Miłość jest tym, co jednoczy Stwórcę i stworzenie. Śmiertelność i bezpłodność Wdowy z pierwszego czytania poprzez miłość wyrażoną w gościnności przemienia się w płodność i życie, które nigdy się nie skończy! Za sprawą miłości przechodzi ze śmierci do życia, bo jak pisze św. Jan: 1J 3,14: My wiemy, że przeszliśmy ze śmierci do życia, bo miłujemy braci, kto zaś nie miłuje, trwa w śmierci.

Miłość Boża zawsze dosięga tam, gdzie ktoś jest umierający, co widzimy w pierwszym czytaniu. Prorok, czyli ten, który przychodzi w imię Boże, natychmiast dotyka tego punktu, gdzie jest problem. Wdowa jest obrazem kogoś, kto jest odwiedzony, nawiedzony - w dobrym znaczeniu - przez Boga: ta wizyta otwiera ją, pozwala jej wyjść poza siebie.

Bóg schodzi w najniższe rejony naszego człowieczeństwa, tam, gdzie już nie ma nadziei: możemy to zobaczyć na przykład na obrazach zstąpienia Chrystusa do Otchłani, gdzie Zbawiciel idzie szukać zagubionej owieczki Adama, aż na samo dno piekła, w miejsce, gdzie nie ma żadnej nadziei. Tam Bóg, stając się gościem pozwala nam wyjść z naszego zamknięcia, z naszej niewoli grzechu.

Boga poznaje się w relacji, we wspólnocie, nie w przy książkach, nie słuchając o Nim na kazaniach. Boga poznaje się w konkretnych drobnych gestach miłości okazanych nam przez ludzi, którzy nas otaczają.

I to jest scenariusz tej dzisiejszej niedzieli, tych czytań, które słyszeliśmy. Miłość jest tą relacją, w której najlepiej poznamy drugą osobę, bo prawdziwa miłość otwiera nas na innych.

I to Eucharystia jest szczególnym momentem, kiedy możemy tego doświadczyć: podczas mszy świętej człowiek staje się świadomy tego, że wszystko otrzymał od Boga. I my to wszystko, co otrzymaliśmy za darmo od Boga, przynosimy Mu w momencie ofiarowania, żeby On to przemienił w prawdziwy pokarm dla nas.

Kapłan mówi wtedy "Błogosławiony jesteś Panie Boże wszechświata, bo dzięki Twojej hojności otrzymaliśmy chleb, który jest owocem ziemi i pracy rąk ludzkich; Tobie go przynosimy, aby stał się dla nas chlebem życia".

Niestety to wszystko stało się dla nas zupełnie nieczytelne. Te słowa wypowiadane nad darami zagłuszamy pieśniami, trudno jest też zobaczyć chleb w tym chlebie, który jest używany w liturgii, bo ani z wyglądu ani ze smaku chleba nie przypomina, a co tu mówić o tym, że w momencie ofiarowania to my jesteśmy tymi, którzy ofiarują dary na ołtarzu.

Ofiaruję to, na co pracowałem. Ofiaruję moją pracę, i owoc mojej pracy, bo ofiarując ją, ona karmi nie tylko moje ciało, ale też ducha. Nasza ofiara staje się Chlebem Życia, to jest Ciałem Chrystusa i wraca do mnie przemieniona, staje się pokarmem na życie wieczne.

I dobrze, ktoś powie, że księża mówią tylko o pieniądzach. Ale tutaj zupełnie nie chodzi o pieniądze. Tutaj chodzi przede wszystkim o czas. Mówi się zresztą też "czas to pieniądz". To znaczy czas poświęcony komuś, od kogo nie otrzymamy nic w zamian. To ofiara matki, która wstaje w środku nocy do płaczącego dziecka. To ofiara studenta, który mimo ciężkich studiów pracuje, żeby nie obciążać swojej samotnej matki. Albo to modlitwa ucznia, który czekając na autobus może zamiast przeglądać media społecznościowe na komórce porozmawiać z Panem Bogiem i ofiarować Mu nadchodzący dzień.

Te wszystkie rzeczy to są te grosiki, które możemy wrzucać do skarbony każdego dnia i które w końcu wypełnią skarbiec w Królestwie Bożym. I kiedy pewnego dnia tam w końcu po naszej ziemskiej wędrówce trafimy, zdziwimy się jak bardzo jesteśmy bogaci dzięki tym drobnym gestom, które są tak proste a tak cenne, bo pochodzą z naszego serca, czyli z tego organu, który jest punktem kontaktu człowieka z Bogiem.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Tych słów podczas Mszy nie rozumiemy i nie chcemy słyszeć. Zagłuszamy je
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.