"Sposobem życia, walki, walki o życie i życia z walki, z wiary, jest wątpienie [...]. Wiara, która nie wątpi, jest wiarą martwą". Mocne są słowa starego Miguela de Unamuno (|1936), jednego z prekursorów chrześcijańskiego egzystencjalizmu i personalizmu. Mówi on, że życie jest walką i że wiara jest walką, że życie z wiary też jest walką.
Czasem wydaje mi się, gdy przysłuchuję się sporom w łonie Kościoła, dyskusji nad przyszłością wiary, o miejscu chrześcijaństwa w kulturze, że może zbyt długo żyliśmy darem wiary statycznej, przejmowanej od przodków bez pytań, wiary nierodzącej wątpliwości, niestawiającej pytań i niezmuszającej do szukania na nie odpowiedzi. Wiara, tak jak zewnętrzny świat, była jasno ułożona, z wyraźnym podziałem ról i zadań, z mocnym głosem Ewangelii w każdej debacie... Czy tak było istotnie? Wiele było, oczywiście, złudzeń. Dzisiej-szość pokazuje, że nie zawsze tak było, nie zawsze było tak dobrze, jak się niektórym wydawało. Teraz wiara rodzi wątpliwości, pytania... Ona sama zdaje się mówić, że wyłącznie pytając, czyli podając w wątpliwość to, co już wiemy, odkrywamy to, czego jeszcze nie wiemy, co uciekło, być może, naszej uwadze. Ważne jest, aby bronić się przed pokusą ulegania urokom przeszłości, aby oddalać niezdrową tęsknotę za "lepszymi" czasami. Nostalgia, nawet miła, nie jest bynajmniej twórcza.
W czym leży sedno wątpienia? Miguel de Unamuno odpowiada, że w walce. Pisze: "Dubitare ['wątpić' - Z.K.] zawiera ten sam rdzeń, co liczebnik duo, 'dwa', co duel-lum, 'walka'. Wątpienie, raczej Pascalowskie wątpienie agonijne czy polemiczne niż Kartezjańskie wątpienie metodyczne, raczej wątpienie życiowe - życie jest walką, a nie wątpienie drogi - metoda jest drogą, zakłada dualizm walki". Wątpliwość, która się rodzi w moim umyśle, stawia pod znakiem zapytania sensowność mitów, które tworzę. Podaje w wątpliwość utopie, które kuszą mnie złudnym szczęściem. Zadaje kłam radości, której osiągnięcie nie wymagałoby ode mnie wysiłku, pokory i umartwienia.
Chrześcijaństwo jest życiem, nie ideologią. Pochodzi od Chrystusa i z Nim pozostaje w ścisłej łączności. Nie zależy od tych, którzy je wyznają. Oni jedynie są Jego głosicielami, karmią się Jego dobrem, czerpią obficie z Jego mocy, stają się Jego świadkami, lecz autentyczna i trwała moc chrześcijaństwa spoczywa w zmartwychwstałym Panu. Podobnie więc jak On, również chrześcijaństwo rodzi się i umiera, ale aby zmartwychwstać. Kto istotnie wierzy, ten, którego wiara jest prawdziwa, ewangeliczna, ten jest pewny, że jego agonia jest pozorna, że jego cierpienie jest przejściowe, że jego niewygody są tymczasowe. Wie to, ponieważ żyje w głębokim przekonaniu, że nie są one niczym innym, jak tylko przygotowaniem do zmartwychwstania, do objawienia się w pełnej chwale. Zapewnia o tym apostoł Paweł, który pisze: Jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara. Okazuje się bowiem, żeśmy byli fałszywymi świadkami Boga, skoro umarli nie zmartwychwstają, przeciwko Bogu świadczyliśmy, że z martwych wskrzesił Chrystusa. [...] Tymczasem jednak Chrystus zmartwychwstał jako pierwszy spośród tych, co pomarli (1 Kor 15, 14-15.20).
Ważne jest, aby umieć rozróżnić podwójne znaczenie czasownika "musieć". Jedno z tych znaczeń odnosi się do człowieka, drugie z kolei do Boga. W przypadku pierwszego mówimy, że "musi" on nauczyć się obumierać, czyli rezygnować ze swojej pewności, podawać ciągle na nowo w wątpliwość swoją wiedzę i swoje znajomości, kwestionować to, co wie, co wydaje mu się być jasne i pewne. Jego pewność nie może w żaden sposób równać się tej pewności, jaką cieszy się Bóg. Człowiek raduje się nią o tyle, o ile zakorzenia ją w Bogu. Z kolei to drugie "musi" dotyczy Boga, który stał się człowiekiem i który zmartwychwstał w Jezusie Chrystusie, On "musi" zwyciężyć, Bóg nie może nie być Panem dziejów, nie może nie zwyciężać, nie może nie być zwieńczeniem historii. Z pierwszego "musi" wynika, że człowiek ciągle jest zapraszany do podawania w wątpliwość tego, co wydaje mu się pewne i jasne. Z kolei drugie "musi" apeluje do niego, aby zawsze oddawał słuszność Bogu.
Odwaga kwestionowania swoich pewności
Uderza niewątpliwie stwierdzenie greckiego filozofa Corneliusa Castoriadisa (|1997), który stwierdza, że kryzys zachodniego świata "polega dokładnie na tym, że przestał on sam siebie kwestionować". Wspomniany myśliciel wskazuje na coś bardzo ważnego, istotnego nie tylko w sferze ekonomii, ale także wiary. Można powiedzieć, idąc po linii jego myśli, że kryzys wiary może pojawić się w chwili, kiedy brak nam odwagi podawać w wątpliwość nasze przekonania, kiedy rezygnujemy z chęci kwestionowania naszych zapatrywań, utartych przekonań, sądów wydawanych na temat ludzi i zdarzeń. Kryzys wiary może pojawić się wtedy, gdy dobrowolnie rezygnujemy z gotowości, oczywiście trudnej i bolesnej, ale koniecznej, podawania w wątpliwość tego, co już wiemy, aby poznać więcej, szerzej, aby poznać jeszcze lepiej drogi Boga we współczesnym świecie, poznać to, co Duch mówi do nas hic et nunc.
Gotowość do kwestionowania samego siebie, swoich poglądów i postaw, stała i szczera chęć podawania w wątpliwość posiadanej dotąd wiedzy, znajomości tego, co nas otacza, co składa się na nasze życie, otwierają mnie na nowe, nieznane dotąd przygody z Bogiem, odsłaniają nowe perspektywy wiary, odsłaniają jej nową siłę. Pokazują jednocześnie ostrzej drogi Boże we współczesnym świecie. Odnoszę nieraz wrażenie, że ryzyko tworzenia utopii nie istnieje wyłącznie na poziomie społecznym. Równie często mogą one powstawać na poziomie personalnym. Kiedy to istotnie ma miejsce, człowiek żyje w głębokim przekonaniu, że wszystko wie i wszystko już poznał, że zna Boga i wie, jak Go kochać, jak pozostać bliskim Kościołowi. Czy istotnie tak jest? Czy naprawdę może być tego pewny? Bynajmniej! Bóg ciągle jest Tym, który przychodzi i zawsze przychodzi jako Ten sam i zarazem jako inny, nowy, z nowym słowem, z nową mocą, z nową propozycją miłości. Zwraca się do mnie z silną zachętą, z wezwaniem do odwagi. Zwraca się do mnie w podobny sposób, w jaki zwrócił się kiedyś do uczniów, zalęknionych w kołyszącej się łodzi. Ostry wiatr i wysoka fala odebrała im bowiem ducha odwagi. Jezus mówi więc do nich: "Odwagi! Ja jestem, nie bójcie się!" (Mt 14, 27).
Musimy bardziej ufać Jemu niż sobie. Musimy zacząć "latać". Po to właśnie daje nam skrzydła wiary, aby wznieść się ponad codzienność, aby spojrzeć na nią z wysoka, aby widzieć z Bożej perspektywy zdarzenia, jakie mają miejsce w naszym życiu, po to, aby odkryć w nich obecność Boga. Musimy coraz mocniej zacząć ufać Bogu, aby mieć siłę do odrzucania kuszących utopii budowania doskonałości według osobistych wzorów, na miarę własnych potrzeb. Agonia jest walką, jest ona również umieraniem, ale przecież jest ona ponadto przygotowywaniem się do nowego życia!
Fragment książki:
ZNALAZŁEM PERŁĘ
ks. Zdzisław Józef Kijas OFMConv.
pochyl w pokorze głowę przed Tym, który mówi
wycisz się, by usłyszeć głos mówiącego
bo wiara rodzi się ze słuchania
Wiara jest osią życia chrześcijanina, przyprowadza do Boga, daje początek nowemu myśleniu. Wiara nie zniewala, nie lekceważy rozumu. Wiara daje życie wieczne.
Tylko ten, kto żyje z wiary i karmi się jej mocą, nawet w chwilach trudnych, w obliczu cierpienia i niepowodzenia, w chwilach załamań i choroby, umie odnaleźć sens życia i ufnie spoglądać w przyszłość. Droga do wiary dojrzałej wiedzie przez przeszkody. By nie zejść z "właściwego szlaku", warto poznać rady zawarte w tej książce. Rozważania na temat wiary chrześcijańskiej ukazują też jej piękno, porównywane do piękna drogocennej perły.
Skomentuj artykuł