Wielkopiątkowy smutek

(fot. Dmitri Korobtsov/flickr.com/CC)
Joan Chittister

Po wspaniałości Wielkiego Czwartku - ustanowieniu Eucharystii i obietnicy nowego sposobu bycia razem z ludźmi, zawartej w obmywaniu nóg - nastrój zmienia się w Wielki Piątek, przechodzi z triumfu w grozę, z bezpieczeństwa w strach. To jest czternasty dzień żydowskiego miesiąca Nisan, dzień przygotowania do Święta Paschy, czas, gdy wybiera się baranki na rzeź. Wielki Piątek to najsmutniejszy dzień w roku liturgicznym.

Droga Jezusa zatrzymanego i związanego w ogrodzie w czwartkową noc prowadzi, jak pamiętamy, przez rzymski system prawny. Jezus zostanie oskarżony, uwięziony, osądzony i stracony. I to dokona się - musi się dokonać, jak mówi nam Pismo Święte - przed Świętem Paschy. To jest system skuteczny, jeżeli nawet niesprawiedliwy. To jest, jak wiemy, apogeum ostatecznego oddania własnego ja.

Lecz tego dnia nadzieja umarła. Jedyny, w którym wielu zobaczyło Mesjasza mającego zrzucić rzymskie jarzmo, odszedł. Jedyny, w którym wszyscy zobaczyli pewnego rodzaju cudotwórcę, został publicznie zniesławiony. Jedyny, którego kilku ludzi uznało za Syna Bożego, zawiódł ich wszystkich. Pan Młody został rzeczywiście zabrany.

W Izraelu z II stulecia ból po stracie był wciąż świeży, a żal wciąż nieukojony. Poza tym czekano wciąż, że Jezus powróci na ziemię. I w trakcie oczekiwania smutek podsunął myśl o poście, który odpowiadał nastrojowi głębokiego ludzkiego strapienia. Przez lata chrześcijańska wspólnota pościła zarówno w Wielki Piątek, jak i w Wielką Sobotę. Poszczono nie tylko symbolicznie lub surowo, lecz rygorystycznie. Przez lata post był całkowity. Pierwsi chrześcijanie nie przyjmowali w ogóle pokarmu ani wody. Pościli nieprzerwanie przez czterdzieści godzin bez jedzenia i picia.

Papież Innocenty I w V wieku wyjaśniał, że post to wzorowanie się "na apostołach". Chociaż historycznie mogło to być prawdą, dla ludzi, którzy żyli długo w cieniu ziemskiego Jezusa - pierwszego przyjścia - oczekiwanie na drugie przyjście było rozdzierającym serce zadaniem. Żyli teraz tylko dla Jezusowego powrotu, dla końca czasów, dla Paruzji. Nie było takiej rzeczy, której nie podjęliby się, gdyby wstrząsnęła niebiosami do samych podstaw albo przynajmniej dała moc, aby czekać jeszcze dłużej.

W IV wieku rozwinęły się nieeucharystyczne liturgie, oddawanie czci relikwiom krzyża. Chrześcijanie gromadzili się, aby czytać o Męce Pańskiej, stawać tam, gdzie stał Jezus w chwili agonii, być częścią tej agonii wraz z Nim, zadawać sobie pytanie o własną chęć niesienia krzyża.

Każdego dnia pytania stają się głębsze. Każdego dnia zadają coraz większy ból swoją szczerością. Pytanie, przed którym chrześcijanie stają w Wielki Piątek, nie dotyczy tego, czy mamy ochotę, aby umyto nam nogi. Pytanie dotyczy tego, czy mamy ochotę iść za Jezusem na krzyż, wnosić nasz krzyż do systemów, które ofiarowują teraz jeszcze większą nagrodę niż wówczas ludziom stosującym się do obowiązujących norm.

O cóż jednak chodzi w tym wielkopiątkowym zatrzymaniu czasu? Na pewno nie o to, abyśmy czekali na Zmartwychwstanie, które już nastąpiło. Na pewno nie o to, abyśmy opłakiwali stratę, która jak wiemy, pozostanie prawdopodobnie przez całe nasze życie niepowetowana, chociaż chrześcijańska wspólnota pierwszych wieków myślała inaczej.

Dlaczego więc teraz tyle emocji? Czym dokładnie jest smutek, który spowija dzisiejsze kościoły w Wielki Piątek, czyniąc każdego z nas częścią żałobnego tłumu?

Pod wieloma względami sytuacja jest o wiele poważniejsza dla nas teraz, niż była dla chrześcijan z I i II stulecia. Poza tym wtedy we wczesnochrześcijańskiej wspólnocie żyła jeszcze pamięć systemu, który przerwał triumf. Niektórzy ludzie mogli przypominać sobie prześladowców. Nie mieli wątpliwości co do rozmiarów cierpienia, ogromu bestialstwa, do którego Jezus przyszedł z uzdrawiającymi rękoma i życzliwym sercem, z nadzieją dla tłumów i porcją prawdy dla nauczycieli Prawa, z wizją Boga, który życzy im dobra, a nie utrapienia, z inną drogą - drogą Błogosławieństw - dla wierzących. Ci ludzie żyli w płonącym, rzeczywiście obecnym ogniu pamięci.

W naszej kulturze z kolei występuje zaangażowanie zmniejszające się łatwo wskutek dystansu wobec wszystkiego. Wierzymy, owszem, ale często tylko trochę, tylko intelektualnie. Pójdziemy oczywiście za Jezusem, ale gdyby prawda była znana niejako z dalszej odległości, z przyjemnego antyseptycznego dystansu. Z niezmąconym spokojem. Nasze zaangażowanie nie jest tego rodzaju zaangażowaniem, które zagrażałoby naszym stanowiskom pracy, naszym związkom albo naszym społecznym pozycjom. Nie, jesteśmy natomiast o wiele bardziej skłonni zachwycić się pochodzącym z misterium pasyjnego wyobrażeniem paschalnego Jezusa. Przeżywamy Wielki Piątek, jak by to była nowoczesna wersja średniowiecznego moralitetu, coś do oglądania, coś do uświadomienia sobie ze ściśniętym sercem, coś do uwielbienia. Ale nic naprawdę poważnego. To nadaje postowi o wiele większe znaczenie.

Wielkopiątkowy post zaostrza potrzebę powrotu Jezusa do naszego życia. Ma skupiać naszą uwagę na tej właśnie chwili, nie dawać nam spokoju, gdy rozpraszamy się, podtrzymywać przejmującą świadomość tego, o co powinno chodzić w życiu duchowym. Przywołuje nas z powrotem i nadaje nową ostrość zmieniającemu życie wymiarowi tych dni. Przypomina nam, że my także przeżywamy stratę Jezusa, który przyszedł i odszedł, i przyjdzie znowu, który urodził się i zmarł, i Zmartwychwstanie, "który będzie sądził żywych i umarłych" (2 Tm 4, 1). Naprawdę, niech żyje post!

Wielkopiątkowy wieczór kończy się adoracją krzyża, jednym z najstarszych nabożeństw w Kościele. Jego kulminacja to Komunia Święta i wyniesienie Eucharystii ze świątyni. Żałobne pieśni rozbrzmiewają echem godzinami w klasztornym refektarzu. "Wykonało się pięknie" -śpiewa chór. Potem zapada ciemność, ogarnia nas spokój, oczekiwanie - niekończące się oczekiwanie - na powtórne przyjście zstępuje również w sam środek naszych dusz.

Tekst pochodzi z książki: Co rok bliżej Boga

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Wielkopiątkowy smutek
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.