Wigilia po chrześcijańsku. Poradnik Wacława Oszajcy SJ

(fot. Julo, Public domain, via Wikimedia Commons)

Na tegoroczną wigilię pewnie nie będziemy mogli zaprosić gości, nawet najbliższych naszemu sercu. Trudno, ich brak, a właściwie tęsknota za nimi, też może nam dobrze zrobić.

Cóż zrobić, pandemia i koniec normalnego życia. Tylko siąść i płakać. Ale nic to nie da, poza większym zasoleniem środowiska. Lepiej, zamiast wierzgać przeciwko ościeniowi, jakim jest pandemia, poważniej potraktować żartobliwe powiedzonko: Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma. Wbrew pozorom mamy albo możemy mieć, sporo sposobów, by ten podły czas dobrze zagospodarować.

Zacznijmy od przedświątecznych porządków i spróbujmy potraktować je mniej technicznie a bardziej świątecznie, pobożnie. Zajrzyjmy głębiej do szuflad, na najniższe lub najwyższe półki domowych bibliotek, do kufrów na strychu, wszędzie, gdzie od dawna nikt nie zaglądał. Poszukajmy starych albumów ze zdjęciami, może natrafimy na miłosne dziadka do babci, może na świadectwa ze szkoły taty, schowane przed dziećmi ze względu na czwórkę za sprawowania i trójkę z polskiego. Co tam znajdziemy odkurzmy i znieśmy do pokoju.

Wieczerza wigilijna

W spokojniejszych czasach jej przygotowanie nie nastręczało większych trudności, chyba że ktoś się zawziął i zapragnął mieć wieczerzę i prezenty, jakich nikt nigdy nie miał i mieć nie będzie. Przygotowania do takiej wieczerzy bywa, nie ma się czemu dziwić, koszmarem. Ale i z normalną wieczerzą, bywa niełatwo. Może by więc, skoro korona wirus zamknął nas w chałupie, wykorzystać okazję i wziąć się za przygotowania całą rodziną. Owszem, będzie to wymagało większego nakładu sił i środków, trzeba się liczyć z możliwością utraty pewnej części świątecznej zastawy. Trudno, przecież „Nic nie może przecież wiecznie trwać, Co zesłał los, trzeba będzie stracić. Nic nie może przecież wiecznie trwać, Za miłość też przyjdzie kiedyś nam zapłacić”.

DEON.PL POLECA

Skoro więc tak się złożyła, że mamy trochę więcej czasu i nie wiemy, co z tym nadmiarem zrobić, spróbujmy - niech mi wybaczą restauratorzy i właściciele supermarketów - zamiast kupować gotowego już karpia w galarecie, śledzie po kaszubsku i kapustę z grzybami, zrobić te potrawy własnoręcznie, całą rodziną. Jak wspomniałem, coś tam pewnie nie wyjdzie, ale zyskamy szansę na poznanie różnicy między obiadem z supermarketu i domowym. A co do restauratorów to trzeba powiedzieć, że zanim dostaną, jeśli dostaną, dotację od państwa, czyli z ich i naszych podatków, spróbujmy im pomóc. Przecież dzięki nim w ich lokalach spędziliśmy wiele dobrych, szczęśliwych chwil - wesela, chrzciny, pierwsze komunie, jak też, co równie ważne, stypy. Kupujmy na wynos, choćby obiady na drugi dzień świąt i pamiętajmy, że wielu z nich w lepszych czasach hojnie pomagało bezdomnym, ofiarowując pokarmy na wigilie dla samotnych.

Zaczęło się na hucznym weselu

W Wigilię warto też zauważyć, że najważniejsze wydarzenia, dzięki którym bliżej poznaliśmy, jaki jest nasz Bóg, miały miejsce przy stole. Jezus rozpoczął publiczną działalność od uczty weselnej w Kanie Galilejskiej, dopełnił podczas wieczerzy paschalnej. Umówił się wtedy z uczniami, że po śmierci będzie nadal się z nimi i z tymi, którzy się do nich przyłączą, spotykał przy stole, na łamaniu chleba, czyli na Eucharystii. Stąd warto zwrócić baczniejszą uwagę na opłatek. Ale o tym za chwilę, bo kiedy piszę ten poradnik, nie wiemy jeszcze, jakie przepisy sanitarne będą nas obowiązywały. Tak, czy inaczej, jeśli przyjdzie nam zamiast iść na pasterkę, pozostać w domu, nic strasznego z tego powodu stać się nie musi. Mamy radia, telewizory, komputery i dzięki tym urządzeniom możemy uczestniczyć w pasterce z samym papieżem Franciszkiem. Nie będzie na tej mszy tłumów, ale to też jest okazja, by serdeczniej pomyśleć o tych, którzy z powodu wojen, prześladowań, odległości, o tych wszystkich, którzy z jakiegoś powodu żyją pod strachem też chcieliby, a nie mogą nie tylko być w kościele, ale spotkać się ze swoimi, o których często nie wiedzą, czy jeszcze żyją. Nie bójmy się ich, ich nieszczęścia, jeśli chcemy uroczystość Narodzenia Pańskiego przeżyć po chrześcijańsku. Zauważmy, że betlejemski dramat Boga i ludzi polegał na braku gościnności względem drugiego człowieka. Odmawiając przyjęcia do swego domu dwojga podróżnych, nie zważając na zaawansowaną ciąże kobiety, odmówili gościny samemu Bogu.

Pozwólmy im żyć

Wspomniałem o starych albumach ze zdjęciami. Po kolacji pozbierajmy wszystkie, jakie mamy poduszeczki, jaśki, zagłówki, pufy, rozłóżmy na podłodze, usiądźmy i zacznijmy oglądać te stare fotografie, filmy, czytać listy czy pamiętniki, i wspominać: O babcia, jaka młoda, ale uczesanie uczesana, a tu dziadek na studniówce, no właśnie, jak się nazywały takie spodnie z rozszerzanymi nogawkami, i tak dalej. W ten sposób do wilijnego świętowania i wigilijnego stołu dołącza ci, którzy już przeżyli swoją śmierć. Rozmawiając o nich, przestaniemy wymazywać ich z twardych dysków naszej pamięci. Nie lubi takich wspomnień, bo daliśmy sobie wmówić, że te wspomnienia popsują nam rodzinną, radosną atmosferę. Nie popsują, przeciwnie, odnajdziemy zmarłych na nowo żywymi. Co więcej ci, których nie widzimy, mają jeszcze do wykonania poważną robotę, w której nikt ich nie zastąpi. Mają nas nauczyć, jak można kochać niewidzialnych. Co prawda nadal nie będzie można uściskać ich, ucałować, przytulić się do nich, razem siąść do stołu i pójść spać, ale z tego nie wynika, że trzeba trzymać ich na dystans.

Dzięki takiej umiejętności kochania niewidzialnych, łatwiej będzie nam pokochać i zrozumieć Boga, kusi nas, żeby powiedzieć, też przecież niewidzialnego. Powiedzieć tak jednak nie możemy, pamiętamy przecież rozmowę Jezusa, którego urodziny świętujemy, z apostołem Filipem. „Filip poprosił: «Panie, pokaż nam Ojca, a to nam wystarczy». Jezus mu odparł: «Filipie! Jeszcze Mnie nie znasz, mimo że tak długo jestem z wami? Kto Mnie zobaczył, zobaczył także Ojca. Dlaczego więc prosisz: 'Pokaż nam Ojca'? Czyżbyś nie wierzył, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec jest we Mnie? Słów, które mówię do was, nie wypowiadam od siebie. To Ojciec, który jest we Mnie, dokonuje swoich dzieł. Wierzcie mi, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie. Jeśli zaś nie, to przynajmniej wierzcie ze względu na dzieła»”.

Miłość nie zna granic

Na tegoroczną wigilię pewnie nie będziemy mogli zaprosić gości, nawet najbliższych naszemu sercu. Trudno, ich brak, a właściwie tęsknota za nimi, też może nam dobrze zrobić. Uprzytomni, że nie musimy mieć wszystko, czego zapragniemy i to mieć natychmiast. Że nieobecność wcale nie musi rwać więzów, które łączą nas z innymi. Kiedy wreszcie będzie możliwość spotkania, tym większa będzie radość.

Jak każdego roku zaśpiewamy kolędę „Nie było miejsca dla Ciebie”, co pewnie skieruje nasz wzrok na puste miejsce przy stole. A tak wcale nie na marginesie, poprośmy naszych średnio dorosłych domowników, aby poszukali w internecie „Kolędy dla nieobecnych”, śpiewanej przez Beatę Rybotycką na płycie „Moje kolędy” Zbigniewa Preisnera. Wracajmy do pustego miejsca, w czasach przedchrześcijańskich, to wolne miejsce i nakrycie było dla zmarłych. Po zakończeniu wieczerzy, gdy domownicy poszli do kościoła, do stołu zasiadali zmarli. Z czasem posadzono na tym pustym krześle Jezusa, a wreszcie przygodnego wędrowca, ale i żebraka, bezdomnego i nie tylko. Nie ma potrzeby tej symboliki upraszczać, to puste miejsce z natury rzeczy powinno być gotowe na przyjęcie każdego. Bywało, że wroga również, jak to niekiedy miało miejsce podczas choćby ostatniej wojny. Znaczenie wolnego miejsca i nakrycia, nie może być jedynie symboliczne. Jeśli ma być wyrazem miłości, rozumianej po chrześcijańsku i nie tylko, powinno, jak mówi papież Franciszek, miłość „ukonkretniać”. W praktyce oznacza to, że chrześcijańska wieczerza wigilia zaczyna się dużo wcześnie niż dopiero w wigilijny wieczór.

Betlejemski dramat

Ten dramat rozgrywa się nadal. Choć to już ostatnia chwila, porozglądajmy się po najbliższej okolicy, poczynając od naszego mieszkania, kamienicy, miasta i dalej. Tak się rozglądając, pamiętajmy na słowa Jezusa: „Zapewniam was: Wszystko, co zrobiliście dla jednego z tych najmniejszych moich braci, zrobiliście dla Mnie” (Mt 25, 40). A Paweł Apostoł dodaje: „Ciągle dawałem wam przykład, że trzeba stale się trudzić, by wspierać słabych, pamiętając o nauce Pana Jezusa, który powiedział: «Szczęście polega bardziej na dawaniu niż na braniu»” (Dz 20, 35). A skoro o dawaniu mowa, to nie sposób pominąć kwestii prezentów.

Przyznam, że z prezentami prawie nigdy nie miałem kłopotu. Po prostu u nas na wsi nie było takiego zwyczaju. Nikt nikomu niczego na święta nie dawał, bo i po co. Owszem, dostawaliśmy podarunki na Świętego Mikołaja, ale zazwyczaj były to rzeczy codziennego użytku, które i tak trzeba było kupić. Czekaliśmy i cieszyliśmy się nie na prezenty, ale na przyjazd dziadków, ciotek, wujków i na to, że pójdziemy na pośnik, tak w Żwiartowie nazywano wieczerzę wigilijną, do sąsiadów, albo oni przyjdą do nas. Cieszyliśmy się ludźmi, a nie rzeczami, a co zatem idzie, możliwością dłuższego bycia ze sobą w rodzinie i z kolegami. Słowem, najlepszym prezentem, jaki możemy dać i otrzymać, to obecność tych, których kochamy i którzy nas kochają.

A zatem ad rem

Pisząc ten artykuł pomyślałem, żeby w ramach świątecznej pomocy zaproponować Państwu scenariusz na wigilijny wieczór, który by nawiązywał do tradycji, ale z nowymi elementami.

O choince, potrawach nie będę wspominał, bo to się wie samo z siebie. Ale jeśli chcemy, żeby to była naprawdę wigilijna wieczerza, to warto przypomnieć, że jest to wieczór urodzinowy Jezusa Chrystusa. Po prostu Jego kolejne urodziny. Dlatego na rozpoczęcie wieczerzy proponuję odczytać fragment Ewangelii według Świętego Łukasza: „W owym czasie wyszedł dekret cesarza Augusta, aby spisać ludność całego świata. Ten pierwszy spis odbył się, gdy Kwiryniusz był namiestnikiem Syrii. Szli więc wszyscy, łby zapisać się, każdy do swego miasta. Wyruszył też i Józef z Galilei, z miasta Nazaret, do Judei, do miasta Dawidowego, zwanego Betlejem, gdyż pochodził z domu i rodu Dawida, aby zapisać się wraz z poślubioną sobie Maryją, która była brzemienna. A gdy tam przebywali, nadszedł dla Niej czas rozwiązania. Urodziła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w mieszkaniu.

Przebywali w tej okolicy pasterze. Kiedy nocą pilnowali swego stada, nagle ukazał im się anioł Pana i chwała Pana zewsząd ich oświeciła. Wtedy ogarnął ich wielki lęk, lecz anioł powiedział im: «Nie bójcie się! Oto bowiem ogłaszam wam wielką radość, która stanie się udziałem całego ludu. Dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel, który jest Chrystusem Panem. A to będzie dla was znakiem: znajdziecie Niemowlę owinięte w pieluszki i położone w żłobie». I zaraz przyłączyło się do anioła mnóstwo zastępów niebieskich, które wysławiały Boga słowami: «Chwała Bogu na wysokościach, a na ziemi pokój ludziom, w których sobie upodobał». Gdy aniołowie odeszli od nich do nieba, pasterze mówili do siebie: «Chodźmy do Betlejem i zobaczmy to, co się stało, a co nam Pan oznajmił». Poszli więc szybko i znaleźli Maryję, Józefa i Niemowlę, leżące w żłobie. A gdy Je zobaczyli, opowiadali, co im zostało objawione o tym Chłopcu. Wszyscy, którzy to usłyszeli, dziwili się temu, co pasterze im mówili. A Maryja zachowywała wszystkie te słowa i rozważała je w swoim sercu. Pasterze wrócili, chwaląc i wysławiając Boga za wszystko, co usłyszeli i zobaczyli, zgodnie z tym, co im zostało oznajmione”.

Po odczytaniu Ewangelii przydałaby się krótka homilia, którą wygłosiłby ten, kto poczułby się na siłach, żeby to zrobić. Następnie można by, na wzór mszalnej modlitwy powszechnej, obmodlić miniony rok, dobre i bolesne wydarzenia. Polecić Bogu tych, którzy się narodzili, pożenili, pomarli, wyjechali za pracą, chorują, szykują się do matury itd. Tę część obrzędu można zakończyć modlitwą Pańską i zdrowaśką. Następnie przełamanie opłatkiem i do stołu. Po kolacji, przy cieście i wspominaniu ubiegłorocznych i dawniejszych wydarzeń, można spokojnie zająć się prezentami. I rzecz ostatnia, ale ważna, polityka, dajmy sobie spokój, to nie czas na dysputy tego typu. A najbardziej krewkich politykierów, spróbujmy jakoś, w miarę delikatnie, spacyfikować.

Być może, szperając po strychu, znajdziemy kantyczki, a jeśli nie, poszperajmy w internecie i już wcześniej poszukajmy tekstów kolęd, wydrukujmy, żebyśmy po wieczerzy mogli razem pokolędować. U nas na wsi, jak już wspominałem, kiedy wnosiliśmy króla, siano i słomę, dziadek, stając na środku pokoju, składał życzenia, które za nim powtórzę: „Na szczęście, na zdrowie ze Świętą Wiliją, daj nam Boże ten rok sprowadzić, drugiego doczekać”. Odpowiadaliśmy, daj Boże.

jezuita, poeta i publicysta, absolwent KUL, wykładowca homiletyki w Collegium Bobolanum Papieskiego Wydziału Teologicznego. Należy do Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Autor wielu książek, w tym kilku tomów poetyckich

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Wigilia po chrześcijańsku. Poradnik Wacława Oszajcy SJ
Komentarze (2)
JW
~Jan Warski
25 grudnia 2020, 16:30
Można też wspominać wydarzenia mijającego roku i dziękować Panu Bogu za dobro w nich zawarte.
AW
~Anna Winiarska
24 grudnia 2020, 17:33
Dziękuję, to świetna podpowiedz