Wielu ludzi sądzi, że grzech to nic innego jak czyn popełniony w kategoriach winy. Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że jest on tylko skromną częścią rzeczywistego grzechu.
Jedyną rzeczą, którą synoptycy opowiadają nam o pobycie Jezusa na pustyni, są kuszenia przez diabła (Łk 4, 1-13). Widzę w tym opisie rodzaj "dziennika Jezusa" z Jego rekolekcji.
Uderza to, że nie mówi się tu ani o znaczących doświadczeniach duchowych, ani o pocieszających spotkaniach z Ojcem, tylko wyłącznie o trzech kryzysach. Jedynie krótko zauważa się, jak po tych kryzysach przybyli aniołowie, by Mu służyć (Mt 4, 11).
W IV i V wieku było na pustyni egipskiej więcej niż dziesięć tysięcy pustelników i mnichów. Nazywa się ich Ojcami Pustyni: wybierali oni samotność z pragnieniem naśladowania życia Jezusa na pustyni. Również oni opisywali swoją konfrontację z diabłem.
Grzech, a doświadczenie pustyni
Gdy człowiek otwiera się na doświadczenie pustyni, występuje przeciw niemu to co ciemne i toczy się walka z siłami ciemności. Co dzieje się podczas tej konfrontacji na pustyni? Dlaczego właśnie na pustyni ludzie zostają skonfrontowani ze złem? Przyjrzyjmy się temu bliżej.
Każdy człowiek nosi w sobie dobro i zło, światło i cienie. Tego, co w nas ciemne, nie zauważamy chętnie. Spychamy nasze ciemne strony do podświadomości i tworzymy sobie własny obraz, który składa się tylko z naszych pozytywnych cech. Powoli, ale skutecznie przekonujemy siebie, że jesteśmy tacy, jacy byśmy chcieli być.
Ale każdy człowiek wszędzie bierze z sobą całego siebie. Także nasze ciemności zawsze nosimy dalej w sobie. Wpływają one na wszystkie nasze działania i naznaczają je często wbrew naszej intencji. Chcemy na przykład kochać wszystkich ludzi. Ale w rzeczywistości nasze spotkania wyglądają inaczej. Często zachowujemy się niecierpliwie, odpychająco albo agresywnie mimo usilnej woli dobrego nastawienia do wszystkich ludzi. Często dziwimy się swoim reakcjom, bo nie chcemy zauważyć źródła naszych zachowań. Dlatego często nie widzimy w sobie tego, co dla innych staje się jasne przez nasze postępowanie, mianowicie tego, że jesteśmy naznaczeni także przez nasze ciemności.
Tłumione ciemności należą jednak do nas i chciałyby znowu powrócić do naszej świadomości. Ponieważ są dla nas nieprzyjemne, znowu odsuwamy je gwałtownie. Czynimy to na różne sposoby. Szukamy rozproszenia, rozrywki, aby nam nie przeszkadzały. Gdy znów powracają, aby z większą siłą narzucić się naszej świadomości, bronimy się przed nimi jeszcze gwałtowniej. Gdy w człowieku zostało pogrzebanych wiele nierozwiązanych spraw i przez to wiele ciemności, a to, co ciemne, napiera coraz gwałtowniej na świadomość, musi on stosować silniejsze środki, żeby te ciemności wreszcie znikły. Niektórzy trzy do czterech godzin dziennie siedzą przed telewizorem, aby nie czuć samotności albo rozpaczy. Inni próbują palenia albo alkoholu. Gdy presja ciemności staje się jeszcze bardziej nieznośna, sięgają po narkotyki czy środki odurzające. Gdy presja nie jest taka silna, wtedy zwłaszcza u dobrych katolików bardzo pomocny okazuje się inny mechanizm tłumienia: "święta aktywność". Niektórzy obarczają się tak bardzo działalnością apostolską, że w ogóle już nie czują swoich ciemności.
Czym są te ciemności? Przeżywamy je w postaci chronicznie negatywnych uczuć: niezadowolenia, niepewności, strachu, poczucia braku wyjścia, wściekłości, złości, opuszczenia, depresji, smutku, rozczarowania, stresu, kompleksu niższości, poczucia winy, obojętności, zazdrości, litowania się nad sobą i wielu innych. Większość ludzi sprowadza te odczucia do zewnętrznych wydarzeń i dlatego wcale nie zauważa, że te ciemności przychodzą od wewnątrz. Zewnętrzne wydarzenia są raczej wyzwalaczami niż przyczynami.
Grzech i ciemności
Te ciemności są grzechem we właściwym znaczeniu. Wielu chrześcijan uważa, że grzechem jest tylko i wyłącznie czyn dokonany w świadomości winy. To jest tak zwany grzech osobisty, który jednak stanowi tylko skromną część rzeczywistego grzechu i można by go określić jako dość błahe wykroczenie. Za czyny popełnione dobrowolnie możemy żałować i możemy się z nich nawrócić. W spowiedzi zostajemy uwolnieni od winy, możemy złożyć nadzieję w Bożym miłosierdziu i zapomnieć o niepoprawnych działaniach.
Inaczej jest z naszymi trwałymi negatywnymi skłonnościami. Tkwią one w nas tak głęboko, że łatwo umykają naszej świadomości; dlatego jesteśmy wobec nich bezsilni. Często odczuwamy je nie jako grzech, gdyż ani ich nie popełniamy, ani nie przyzwalamy na nie dobrowolnie. Ale grzechem nie jest tylko to, co jest dobrowolnie popełnione, lecz - w głębszym sensie - wszystko, co dzieli nas od Boga i ludzi. Chroniczne negatywne uczucia oddzielają nas od Boga i ludzi. Kościół nazywa te zakorzenione w nas ciemności "grzechem pierworodnym". Nasz dostęp do niego jest tak ograniczony, że koniec końców możemy być z niego tylko odkupieni.
Skomentuj artykuł