Modlisz się słowami "Jezu, Ty się tym zajmij"? Potrzebujesz cudu lub pomocy w swoim życiu? "W tym może być też diabeł" - przed złymi owocami modlitwy ks. Dolindo ostrzega Włodzimierz Zatorski OSB.
Karol Wilczyński: Co jest najważniejsze w naszej modlitwie? Czy jest coś, czego pragnie w niej Bóg?
Włodzimierz Zatorski OSB: Spotkanie. Bóg pragnie się z nami spotkać. I, co chyba jeszcze ważniejsze, pragnie, byśmy chcieli się z Nim spotkać. My musimy być na to spotkanie otwarci.
Dlaczego?
Życie w rozumieniu biblijnym jest spotkaniem, rozgrywa się w przestrzeni spotkania, w przestrzeni miłości. Dlatego też w życiu duchowym najważniejsza jest współpraca z łaską. Sama łaska niczego w nas nie dokona, bo Bóg szanuje naszą wolność... Na siłę też nie będzie nic robił. Łaska jednak jest do zbawienia koniecznie potrzebna, bez łaski nic nie zdziałamy. Dlatego najważniejsza jest właśnie współpraca.
Jak ojciec widzi współpracę z Bogiem, skoro mówię "Jezu, Ty się tym zajmij"? Moja praca polega na tym, żeby Mu powierzyć mój problem.
Właśnie: powierzyć, nie oddać w całości. Często słyszę takie słowa: "Pomóż sobie, a Pan Bóg ci pomoże". Takie słowa, pewnie z lekkim przegięciem, akcentują aktywność człowieka. Jest w tym jednak trochę prawdy. Pozostawienie formuły "Jezu, Ty się tym zajmij" samej sobie, pozostawia na boku tę naszą aktywność.
"No, skoro Pan Jezus się tym zajmuje, to ja już nie muszę..."
To jest postawa, której się obawiam w kontekście słów: "Jezu, Ty się tym zajmij". Boję się, że mogą prowadzić nas do postawy bezsilności i bezczynności. A modlitwa nie może do niej prowadzić. Nie można liczyć na to, że Bóg sam nam coś załatwi.
Jak zatem mam współpracować z Panem Bogiem?
Przede wszystkim wymaga to realnego zaangażowania, autentycznej więzi. Bóg obdarował nas rozumem i wolną wolą, żebyśmy z nich korzystali. W Katechizmie Kościoła katolickiego jest napisane, że "Bóg pragnie, byśmy Go pragnęli" (KKK 2560). A żebyśmy Go pragnęli, to musimy wejść z Nim w relację i Go poznać. Musimy się zaangażować. Konkretnie zaangażować. Co to znaczy? Ogólnie to, że z modlitwą, z relacją z Panem Bogiem, związana jest pewna praktyka życiowa. Człowiek musi żyć zgodnie z przykazaniem Jezusa: przykazaniem Miłości.
Co to ma do naszej modlitwy?
Tylko wtedy, gdy żyjemy w harmonii z tym przykazaniem, możemy prawdziwie modlić się w imię Jezusa. "O cokolwiek byście prosili Ojca, da wam w imię moje" (J 16,23).
Trzeba pamiętać, że modlitwa w czyimś imieniu oznacza coś o wiele więcej. W Biblii "imię" to "istota", w imieniu zawiera się cały charyzmat, powołanie. Chrystus, Syn Boży, nie bez powodu otrzymuje to imię - Jezus. Jehoszua po hebrajsku oznacza: "Jahwe zbawia".
Używając tego imienia, przypominamy, że Jezus nie przyszedł potępiać, ale zbawiać. Syn Człowieczy "nie przyszedł, by Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu" (Mt 20,28). Modląc się w Jego imię w sposób autentyczny, trzeba działać i żyć zgodnie z tą podstawową prawdą o zbawieniu.
Ale to nie wszystko. Jezus chce, byśmy angażowali się, podążali Jego misją zbawienia. Święty Paweł pisze, że jesteśmy "Ciałem Chrystusa" (1 Kor 12,27). To jest jedno z wielu wezwań, by zaangażować się w to dzieło, które zaczął Jezus, żyjąc na ziemi.
Dobrze, ale co mają zrobić osoby w trudnej sytuacji? Wiele ludzi nie widzi już możliwości działania. Stąd korzystają z modlitwy "Jezu, Ty się tym zajmij" - nie widzą tego, w jaki sposób mogliby odmienić swoje życie. Na przykład Artur wpadł w spiralę długów. To się przełożyło na jego życie małżeńskie i rodzinne. W chwili największej bez nadziei, "w chwili utraty chęci do życia" - jak to nazwał autor świadectwa - zwrócił się do Jezusa w tej modlitwie. Czy w takich chwilach nie jest jednak dobrze zawierzyć się Bogu w taki sposób?
OK, stał się cud. Ale trzeba zwrócić uwagę na to, że sam cud nigdy nie wystarczy. Ludzie często uważają, że cud to właściwy i pożądany "efekt" modlitwy. A to nie jest to, o co chodzi. W działaniu Boga - jak pisze św. Jan od Krzyża, mistyk - nie chodzi o objawienia czy cuda, bo w tym może być też diabeł.
Ale te cuda są często bardzo dobre!
Cóż, to trzeba za nie podziękować i skupić się na tym, co jest istotą działania Boga.
To znaczy?
Spotkanie. Skupmy się na spotkaniu z Nim. Cud może być tylko sposobem, znakiem, który nie musi być skuteczny. Wystarczy poczytać Biblię i zobaczyć, jak Panu Jezusowi "dziękowali" ci, których uzdrowił. Znamienny jest przypadek uzdrowienia dziesięciu trędowatych - poza jednym uzdrowionym z trądu Samarytaninem, obcym - nikt nie przyszedł Mu podziękować. Nie mówiąc już o tym, że gdy Jezus zaczął mieć kłopoty, zaczął się Jego proces w Jerozolimie, to nie widzimy żadnego uzdrowionego, który by Mu chciał pomóc. Gdy krzyczeli "ukrzyżuj, ukrzyżuj", to gdzie jest cała grupa ludzi, których Pan Jezus uzdrowił? Dlaczego nie wołali "uwolnij, uwolnij"?
Oni wszyscy byli uzdrowieni, doświadczyli cudu tak jak Artur. Ja nie przeczę, że to jest cud, bo to prawdopodobnie jest łaska Boga. Ale to jest tylko znak. Pan Jezus też traktował te uzdrowienia, które zostały opisane w Ewangelii, tylko jako znak. Jako coś, co ma przemówić do człowieka, co ma prowadzić do jego przemiany. Cud nie jest realizacją więzi, relacji z Bogiem, bo nie o to w tej relacji chodzi. Cud ma sprawić, że człowiek się zaangażuje, wejdzie w dzieło zbawienia Pana Jezusa całym sobą.
To pokazuje inna historia z Ewangelii: o człowieku, który trzydzieści osiem lat był sparaliżowany i siedział koło sadzawki (J 5,1-18). I Jezus po uzdrowieniu go ostrzega: nie grzesz, żeby nie spotkało cię coś gorszego niż ten paraliż. Mężczyzna mimo to idzie i donosi faryzeuszom. Cud nic w nim nie zmienia.
Pamiętajmy, cud nie jest celem. Jest znakiem, który powinniśmy wykorzystać do wewnętrznej przemiany i do spotkania z Jezusem.
Czy uważa zatem ojciec, że to źle, jeśli modlimy się, oczekując jednocześnie cudu?
W pewnym momencie taka modlitwa zaczyna być zła, tak. Oczywiście, na pewnym poziomie modlitwa o cud może być dobra. Przecież Pan Jezus modli się w Ogrójcu: "Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich!". Modli się o interwencję, prosi Boga, by działał. Ale od razu dodaje: "Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie!" (Łk 22,42). I w tym drugim zdaniu leży cały sens.
Bo co to znaczy powierzyć się Bogu? Przede wszystkim, jak uczyli mnisi - ojcowie pustyni spędzający całe życie na modlitwie i pracy - odrzucić własne wyobrażenia. To nasze myśli, marzenia, wyobrażenia są pierwszą przeszkodą w modlitwie. Zamiast powierzyć wszystko Panu Bogu, planujemy nasze życie za Niego. Tak nie można. Nie należy oczekiwać cudu, który został przez nas dokładnie określony, opisany i przedstawiony "na piśmie". A potem mieć pretensje.
Czy w takim razie mamy zwracać się do Boga w trudnych sytuacjach? Jak to robić?
Oczywiście, że tak! Bóg jest naszym ratunkiem, naszym wyzwoleniem. I trzeba się o ten cud czasem modlić. Ale jeśli całe życie jesteśmy na tym poziomie, jeśli tylko na tym polega nasza relacja z Jezusem, to wtedy to jest problem. Bo wtedy nie tyle stoimy w miejscu, jeśli chodzi o tę więź, ale właściwie cofamy się. Prosząc cały czas tylko o cuda, idziemy w przeciwnym kierunku.
Jako dzieci Boga otrzymaliśmy od Niego bardzo dużo na pewnym etapie. Ale jeśli - jako dorośli mężczyźni - będziemy traktować naszego Rodzica jako kogoś, kto tylko daje, kogoś, od kogo należy tylko brać, to znaczy, że czegoś tu brakuje. W życiu duchowym to oznacza tragedię. Bo Bóg stawia nam wymagania, pragnie od nas wielu rzeczy. Mówi o tym Księga Syracha: "Synu, jeżeli masz zamiar służyć Panu, przygotuj swą duszę na doświadczenie!" (Syr 2,1).
Ta sama księga mówi też "Bądź Mu wierny, a On zajmie się tobą, prostuj swe drogi i Jemu zaufaj!" (Syr 2,6).
Właśnie. Żeby wzrastać, pogłębiać naszą więź, Bóg chce, byśmy robili coś więcej: byli Mu wierni i prostowali swe drogi. Angażowali się.
Kiedy mówimy "Jezu, Ty się tym zajmij", to kluczowe jest właśnie to "zajmij się". Co ono dla nas znaczy? Czy mówiąc tę modlitwę, jesteśmy otwarci na to, że powierzam Bogu w całości swoją sprawę i całe życie? A zarazem, że jestem gotów przyjąć to, czego On tak naprawdę dla mnie chce? Że jestem otwarty na to, by współpracować z Jego łaską? Jeśli tak, to ta modlitwa jest OK.
Ale czasami nie jest OK?
Nie. Jeśli "Jezu, Ty się tym zajmij" oznacza, że powierzam Ci to w całości, ale samemu nie mam zamiaru już nic robić, nie chcę się zmieniać i nie zamierzam współpracować z Bogiem, to nie jest to dobra modlitwa. Tylko jeśli chcę ostatecznie przemienić swe serce, stanąć bliżej Boga, ta modlitwa może być autentyczna.
Czy jest jakaś inna modlitwa, którą modli się ojciec w trudnych chwilach? W czasie zwątpienia?
Tak, używam często tak zwanych aktów strzelistych na wzór Modlitwy Jezusowej. Wołam: "Jezu, Synu Boga Żywego, zmiłuj się nade mną". Albo modlę się tak jak celnik w świątyni: "miej litość dla mnie, grzesznika!" (por. Łk 18,13). To są wezwania, które służą mi, gdy jest mi trudno.
Czy słowa "Jezu, Ty się tym zajmij" mogą być takim aktem strzelistym? Jezus w jednym z objawień mówi księdzu Dolindo o akcie "prawdziwego, ślepego i całkowitego oddania". Wspomniał ojciec o ojcach pustyni, którzy byli prawdziwie oddani.
Różnica jest jednak zasadnicza! Proszę zauważyć, że gdy wołam do Jezusa: "Ty się tym zajmij", to przy okazji mówię Mu, czym ma się zająć. A powinniśmy wołać jak Jezus w Ogrójcu: "Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie!". A mówimy "Jezu, Ty się tym zajmij", wiedząc, JAK On ma się tym zająć. A potem są pretensje. "Bo tak chciałem, tak się modliłem, a nie wyszło, Pan Je- zus nie wysłuchał...".
Na czym zatem polega niewysłuchana modlitwa?
Przede wszystkim na naszych fałszywych wyobrażeniach, które budują w nas rozmaite oczekiwania względem Boga. Popatrzmy na to poprzez przykład Jezusa w Ogrójcu. W innym miejscu mówi się, że "został wysłuchany" (Hbr 5,7). Ale - po ludzku rzecz biorąc - Jezus nie został przecież wysłuchany. Bo jednak Ojciec nie zabrał tego kielicha. Tyle że z perspektywy Bożej został wysłuchany, stał się zbawieniem dla świata. I zmartwychwstał. Tego jednak nie widać z perspektywy ludzkiej. Nie widać tego, że Bóg daje według swojej miary, a nie miary oczekiwań człowieka.
I Jego miara jest zawsze inna niż ludzkie wyobrażenie.
Dlatego modlitwa "Jezu, Ty się tym zajmij" może być na pewnym poziomie, dla pewnych ludzi, całkowicie w porządku. Ale w pewnym momencie może też być przeszkodą - o ile jest związana z naszymi wyobrażeniami, o ile jest osadzona w tych naszych oczekiwaniach. A przecież nie o to chodzi. Chodzi o wypełnienie się Bożej woli.
Jak poznać wolę Boga? To nie jest proste.
Nie jest. Ale mamy jej szukać. Tutaj mamy się zaangażować.
Jak w tym świetle rozumieć zatem słowa "Jezu, Ty się tym zajmij"?
W samej tej formule nie ma mowy o woli Boga. Ale jeśli ją rozumiemy w taki sposób, że "Jezu, Ty się tym zajmij, tak jak Ty chcesz. I jeśli chcesz, bym coś zrobił, to powiedz, rządź mną, poddaję się Twojej woli", to jest to OK. Jeśli jednak w słowach "Jezu, Ty się tym zajmij" nie ma nic więcej, to - przynajmniej po polsku - brzmi to jak zwolnienie się z odpowiedzialności. I to jest błędne.
To, że dzięki tej modlitwie zdarzają się cuda - na przykład uratowanie Artura z bankructwa - to z tego cudu nie wynika jeszcze to, że człowiek, który doświadczył tego cudu, wszedł na drogę zbawienia. To, czy on tę łaskę cudu wykorzysta do tego, by pójść za Jezusem, zależy od jego zaangażowania. Bo przecież może też postawić się w centrum wielkiego wydarzenia, pomyśleć: "Patrzcie, jaki jestem wielki, doświadczyłem takiego cudu". To jest wtedy antyświadectwo!
Jak rozpoznać w takim razie, że modlitwa tak naprawdę, w Bożym rozumieniu, została wysłuchana?
Po owocach. A pierwszym owocem modlitwy jest pokora. Są jeszcze inne - miłość, radość, pokój, opanowanie, przebaczenie, wdzięczność... To są owoce, które wymienia św. Paweł w Liście do Galatów (5,22-23). Ale moim zdaniem najpierw jest pokora. Ona jest nie do podrobienia. "Po owocach ich poznacie" - mówi Jezus.
Owocem jest też odrzucenie wad, o których mówi św. Paweł w Liście do Kolosan (3,8). Owocem nie jest cud.
* * *
Fragment wywiadu z ojcem Włodzimierzem Zatorskim OSB pochodzi z książki "Jesteś w dobrych rękach. Poznaj prawdziwą moc modlitwy Jezu, Ty się tym zajmij ks. Dolindo"
Ojciec Włodzimierz Zatorski - benedyktyn z opactwa Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Tyńcu. Do klasztoru wstąpił po ukończeniu fizyki na Uniwersytecie Jagiellońskim w 1980 roku. Twórca i wieloletni dyrektor Wydawnictwa Benedyktynów, w latach 2005-2009 przeor opactwa w Tyńcu, autor licznych książek o tematyce religijnej.
Karol Wilczyński - dziennikarz DEON.pl. Współtwórca islamistablog.pl
Skomentuj artykuł